piątek, 30 grudnia 2011

2012 rok - to nie koniec świata, a bolesny koniec baśni

           Z dużą dozą prawdopodobieństwa wieszczony przez niektórych koniec świata przed Wigilią 2012 roku, okaże się na szczęście jedynie kolejnym przejawem nieuzasadnionej histerii. Dla szukających poparcia tej informacji w faktach, przypominam o ostatnich ustaleniach odnośnie kalendarza Majów [dla których data 21.12.2012 nie miała wcale istotnego znaczenia]. Przywołać także trzeba o wiele bliższego nam Nostradamusa, który koniec świata sytuuje w czasie minimum 4 tys. lat później [patrz post Wybitni Francuzi: Nostradamus. 31.10.2011].
Mówiąc to konieczne jest zastrzeżenie, że koniec świata może nastąpić niemal codziennie na skutek przypadku, ale i świadomego wyboru szaleńców politycznych i ideologicznych, mając na względzie choćby posiadane prze nich arsenały broni masowego rażenia, jak i wyznawane przez nich wartości..
Zbliżający się 2012 rok, będzie jednak wyjątkowy i przełomowy z wielu innych, bardziej przyziemnych niż koniec świata powodów:
Po pierwsze, będzie to w Polsce symboliczny koniec ekonomii wirtualnej wartości i rozpasanej konsumpcji niektórych grup społecznych. Oficjalna propaganda sukcesu, w zestawieniu z ryczącą już rzeczywistością ekonomiczną zmusi wielu, zwłaszcza młodych ludzi, zadłużonych z powodu wybujałych ambicji i potrzeb konsumpcyjnych do stwierdzenia, że dobrze to już póki co było. Konsekwencją będzie radykalny spadek popytu wewnętrznego, którego nie zrekompensuje w wymiarze globalnym ani wielkość szarej strefy [dodajmy stale rosnąca], ani transfery środków finansowych Polaków zatrudnionych za granicą, ani wreszcie środki pomocowe z U.E.
W 1980 roku Janos Kornai napisał słynną książkę pod tytułem "Economics of Shortage" [polskie wydanie: "Niedobór w gospodarce". PWE. Warszawa. 1985; na marginesie, ówczesna cenzura nie zaakceptowała właściwego tytułu" "Ekonomia braków"] której zasadnicza teza sprowadza się do stwierdzenia, że cechą charakterystyczną gospodarki socjalistycznej był chroniczny niedobór. W aktualnej rzeczywistości, przy próbie jej parametryzacji, należałoby raczej mówić o niedoborze zdrowego rozsądku w zachowaniach i preferencjach konsumentów, braku zbilansowania możliwości i wybujałych ambicji.   
Po drugie, będzie to rok bolesnego, ostatecznego upadku wielu mitów.
Mitu, że każda młoda rodzina potrzebuje - nie co zrozumiałe - małego, własnego mieszkania, ale wygodnego prestiżowego lokum, najchętniej domu jednorodzinnego zakupionego w lwiej części na kredyt, którego wysokość dostosowana jest do czasu prosperity gospodarczej z założeniem, że wartość nieruchomości stale rośnie.
Mitu, że w nasze życie zawodowe wpisany jest wyłącznie awans zawodowy i towarzyszący mu wzrost wynagrodzenia.
Wreszcie mitu, że wykształcenie wyższe, uzupełnione studiami MBA jest przepustką w dostatnie życie.
Po trzecie, będzie to czas nasilającego się kryzysu demokracji przedstawicielskiej w Polsce. Oczywista dekompozycja systemu partyjnego zachodząca na naszych oczach, nie wyczerpuje rzecz jasna znamion tego kryzysu. O wiele poważniejszą sprawą jest konieczność wdrożenia fundamentalnych reform, dla których brak społecznego consensusu, bo reformy oznaczają wymierne koszty, a tu leży granica domniemanego porozumienia. Kluczowe pytanie na 2012 rok i lata następne, to pytanie o zakres reform, oraz kwestia kto poniesie ich ciężary, a precyzyjnej kogo obciążą szeroko pojęte finansowe konsekwencje niezbędnych zmian.
Klasa polityczna afirmuje stale potrzebę reform, ale daleka jest od dania osobistego przykładu, zaczynania procesu racjonalizacji i optymalizowania wydatków od siebie. Ostatnie komunikaty i decyzje nie pozostawiają niestety złudzeń w tej materii.
Sfera budżetowa i reprezentanci szeroko pojętych służb mundurowych, oraz aparatu przymusu, nie chcą również ponosić kosztów, podnosząc świadomie argument praw nabytych. 
Wieś nie chce partycypować w kosztach przemian, odwołując się do solidaryzmu i zapóźnień rozwojowych.
Relikty "starej" klasy robotniczej wyrażając swój sprzeciw, poza argumentami merytorycznymi, wykorzystują postanowienia archaicznej na dziś w swym kształcie Ustawy o związkach zawodowych, dla zakonserwowania swoich praw i przywilejów.
Rządzenie nie jest zarządzaniem, ani praktycznym wyrazem polityki miłosierdzia, zwłaszcza w tych trudnych czasach. Jest niemożliwe bez posiadania jasnej strategii, wizji i determinacji, ze świadomością być może konieczności uregulowania politycznego rachunku za te działania w postaci przegranych, kolejnych wyborów parlamentarnych, a w konsekwencji konieczności oddania władzy. W rezultacie to od władzy politycznej - mającej mandat wyborczy - należałoby oczekiwać większej odwagi, moderowania niezbędnych zmian ze stałą rzecz jasna troską o minimalizowanie kosztów społecznych, z zachowaniem zasad sprawiedliwości społecznej. Przykrą, ale niestety uzasadnioną jest konstatacja, że póki co elity polityczne pochłonięte są zupełnie innymi priorytetami, co może generować bardzo niekorzystne, wielowymiarowe konsekwencje, spowodować fatalne skutki, do niekontrolowanego wybuchu społecznego niezadowolenia włącznie. 
Niestety wrodzona nam skłonność do anarchizacji życia publicznego, ciągle żywe reminiscencje Rzeczpospolitej Szlacheckiej, z wspomnieniem liberum veto, dominujące partykularyzmy powodują, że wbrew publicznym deklaracjom, nie jesteśmy w stanie zdaje się także w wymiarze jednostkowym - bez zagrożenia zewnętrznego - myśleć i działać w kategoriach dobra wspólnego. Są nawet tacy, którzy widzą w tym piętno słów Bismarck'a: "dla Polaków największą karą, będzie dać się im samym rządzić". Oby zatem nie znalazły zastosowania oceny naszego charakteru narodowego dokonane swego czasu przez Ignacego Krasickiego [na marginesie arcybiskupa Gniezna w latach 1795 - 1801, a przedtem przez prawie 30 lat biskupa warmińskiego, prominentni przedstawiciele kleru zatem nie zawsze musza mieć etykietę konserwatystów], w tym zwłaszcza konstatacje z bajki "Przyjaciele":

                          "[...] Gdy więc wszystkiego sposoby ratunku upadły,
                                  wśród serdecznych przyjaciół psy zająca zjadły [...]"

Nowy Rok nieuchronnie kończy zatem czas błogiej wiary, że wszystko się samo ułoży. Baśń o kraju szczęśliwości, niezmąconej wyspie szczęścia na oceanie problemów, kraju predystynowanym do odegrania szczególnej roli w Europie i świecie kończy się bez happy endu. Nie mogło zresztą być inaczej.
Nadchodzi czas trudnych politycznych decyzji, odpowiedzialnych działań i rozlicznych wyborów, czas bezwzględnej konieczności myślenia kategorią dobra wspólnego. Oby wszystkim starczyło wyobraźni, determinacji i świadomości odpowiedzialności, za wspólne dziś, ale i jutro. 

Pomyślności i szeroko pojętego racjonalizmu, oraz rozsądku w Nowym 2012 Roku!         

niedziela, 25 grudnia 2011

Chrześcijaństwo warte jest chwili świątecznej refleksji

           Wedle danych opublikowanych ostatnio [23.12.2011] na łamach "Le Figaro" [Guenois J. - M., "Un tiers de l'humanite est chretienne"], chrześcijaństwo pozostaje pierwszą religią świata, mając 2,18 mld wyznawców [31,7% całej światowej populacji].
Na drugim miejsce klasyfikowany jest islam [1,619 mld wiernych].
Te w istocie budujące dane wymagają uzupełnienia i interpretacji, zwłaszcza biorąc pod uwagę polski polonocentryzm, nasze powszechne na dziś przekonanie o polskim mesjaniźmie, szczególnie w aspekcie tradycji katolickiej, w stosunku do której Polacy mają aspiracje do roli uniwersalnego depozytariusza. Dodajmy aspiracje całkowicie bezzasadne, będące pokłosiem tyle kompleksów i uproszczeń, oraz doświadczeń historycznych, co i fałszywego odczytywania rzeczywistości i dorobku Pontyfikatu Jana Pawła II.  
Po pierwsze, chrześcijaństwo to nie tylko katolicyzm [nie zapominajmy o protestantyźmie i prawosławiu], choć zarazem katolicy stanowią połowę chrześcijan. To zagadnienie, zwłaszcza w Polsce stanowi poważny problem mentalny.
Po drugie, "stara" Europa przestała już odgrywać kluczową rolę w chrześcijaństwie, tylko 26% współczesnych chrześcijan mieszka w Europie. Dziś prym w tej dziedzinie wiodą obie Ameryki [37%] i Afryka poniżej Sahary [24%].
Po trzecie, także w katolicyźmie maleje - w aspekcie liczby wiernych - znaczenie Europy. Największe kraje katolickie na dziś to: Brazylia [156 mln mieszkańców], Meksyk [99 mln], Filipiny [68 mln], wreszcie USA [66 mln]. Najbardziej zaś dynamicznymi obszarami wzrostu katolicyzmu są wspomniana już Afryka [wzrost liczby wyznawców z 9 mln do 516 mln w ciągu niespełna stu lat, od 1910 roku!!], oraz region Azji i Pacyfiku [wzrost liczby wiernych w porównywalnym czasie z 28 mln do 285 mln]. Zatem mimo, że Watykan pozostaje w Europie, ciężar aktywności kościoła katolickiego wychodzi poza obręb kontynentu. Prawdopodobnie też poza Europą zadecyduje się przyszłość katolicyzmu. 
Te wewnętrzne zmiany w obrębie całości populacji katolików, muszą być także przyczynkiem do zmiany nastawienia europejskich katolików, których percepcja wiary osadzona silnie w europejskich realiach, przestaje odgrywać dominującą rolę. Próżne i niezasadne, a także wielokrotnie szkodliwe są też oczekiwania, że świat  katolicki w dalszym ciągu będzie tolerował europejską hegemonię w odniesieniu do doktryny, jak i zarządzania instytucją Kościoła.  
Skoro zatem prawie co 3 mieszkaniec świata jest chrześcijaninem, mamy zarazem pełne prawo do szacunku wobec naszej hierarchii wartości, okazując jednocześnie szacunek i tolerancję innym religiom i wyznaniom - to europejski kanon. Z drugiej jednak strony, mamy także niezbywalne prawo do publicznego manifestowania naszej tradycji, w tym tradycji i obrzędów świątecznych.
Równolegle poważne zadania stoją przed hierarchią kościelną, która musi odejść od dosłownego traktowania społeczności katolików jako owczarni, z jej nieomylnym pasterzem, na każdym szczeblu organizacji Kościoła [proboszcz - biskup - papież]. Dla nie tylko utrzymania tendencji rozwojowych, ale wręcz dla przetrwania w Europie, katolicyzm potrzebuje większego upodmiotowienia wiernych, zerwania ze schematami i uproszczeniami, powrotu do chrześcijaństwa przez pryzmat prezentowanej hierarchii wartości, zachowań i uczynków, a nie tylko biernego, formalnego uczestnictwa w nabożeństwach. Zachowując arystotelesowski złoty środek między wymogami wiary, a pragnieniami i dążeniami definiowanymi w naturalny, ludzki sposób, sprzyjamy w istocie prolongacie katolicyzmu w kolejnych generacjach młodych Europejczyków, coraz lepiej wykształconych, mających wszechstronny kontakt ze światem zewnętrznym, dla których chrześcijaństwo musi być atrakcyjne  także w jednostkowym wymiarze.  
Chrześcijaństwo to bez wątpienia wyróżnik kulturowy Europy, słusznie postrzegany jako fundament europejskiej tożsamości. Podchodząc z należną atencją do Świąt, przekazując z pokolenia na pokolenie tą piękną i głęboką w treściach tradycję - zwłaszcza w Polsce - nie zapominajmy o cywilizacyjnym, humanistycznym ich znaczeniu i symbolice. Tylko od nas samych zależy konotacja kulturowa choinki i krzyża w przyszłości.           
  

sobota, 24 grudnia 2011

Świąteczne życzenia

            Dziś Wigilia - początek Świąt Bożego Narodzenia, czas najbardziej polskich z polskich świąt, z naszą niepowtarzalną symboliką i rytuałem. 
Trawersując nieco powiedzenie Ch. de Gaulle'a chciałbym powiedzieć, że dla mnie historia Polski, historia Europy, to - w wymiarze tradycji -  przede wszystkim historia chrześcijaństwa. Trudno zatem wyobrazić mi sobie rok dziś i w przyszłości bez Świąt Bożego Narodzenia i ich atrybutów.
Życzę Państwu i sobie, aby ta tradycja, łącząca się nieuchronnie z choinką, opłatkiem, uroczystą kolacją wigilijną, prezentami i kolędami, towarzyszyła permanentnie naszemu życiu, do jego godnego kresu.
Tym z Państwa, którzy z konieczności, wyboru i przypadku spędzają te święta poza Polską, czasami bardzo daleko, poza Europą - a stwierdzam z dumą i zadowoleniem, że nie brak ich wśród czytelników mojego bloga -  życzę symbolicznego poczucia więzi z krajem przodków, z domem rodzinnym w Polsce.
I jeszcze jednego nam wszystkim życzę: chwili refleksji nad mijającym czasem, nad naszymi priorytetami i wyborami. Życzę i proponuję w świątecznym czasie podjęcia próby poszukiwania odpowiedzi na pytanie: pracujemy po to aby żyć, czy żyjemy po to, aby pracować?
Zdrowych spokojnych Świąt Bożego Narodzenia, spędzonych w gronie bliskich, sympatycznej atmosfery, ale także rodzinnych pojednań kończących swary i nieporozumienia, zaskakujących prezentów, pachnących, tradycyjnych polskich potraw, z pamięcią o wspaniałej polskiej tradycji: wolnym nakryciu przy wigilijnym stole. Tego wszystkim Państwu serdecznie, z głębi serca, szczerze życzę.

Zbigniew Mendel      

piątek, 23 grudnia 2011

Stosunek do Ormian papierkiem lakmusowym stosunku do obecności Turcji w Europie?

     Przyjęte wczoraj przez francuskie Zgromadzenie Narodowe - niższą izbę francuskiego parlamentu - ustawodawstwo zakazujące pod dolegliwymi sankcjami [do roku pozbawienia wolności i 45 tys Euro grzywny], negowania ludobójstwa Ormian, dokonanego przez Turków podczas I wojny światowej i po niej [szacuje się, że ofiarami masowej eksterminacji mogło stać się w latach 1915 - 1923 nawet 1,5 mln Ormian], jest nie tylko wyrazem hołdu dla ofiar i ich pamięci. Jest znacznie czymś więcej, ma istotnie większy ciężar gatunkowy i znaczenie, jest strategicznym wyborem.
Po latach latach chwiejności, kluczenia, unikania zajęcia jasnego stanowiska, prolongaty ostatecznej odpowiedzi, francuska klasa polityczna zdaje się definitywnie przyjmować postawę już nie tylko rezerwy, ale otwartego sprzeciwu wobec koncepcji pełnej integracji Turcji z Europą, co jeszcze do niedawna wydawało się być naruszaniem podstawowego kanonu europejskiego rozumienia poprawności politycznej.
Taka ewolucja stanowiska nie jest dziełem przypadku. 
Najpierw, czołowi przywódcy Zachodu [jako pierwsza w październiku 2010 roku oficjalnie uczyniła to Kanclerz A. Merkel, po niej Prezydent N. Sarkozy i Premier D. Cameron] przyznali, że forsowana przez lata, niezmiernie kosztowna społecznie i politycznie koncepcja społeczeństwa wielokulturowego zbankrutowała.
Wielokulturowość - pochodna okresu prosperity Europy Zachodniej - stała się dysfunkcjonalnym elementem rzeczywistości społeczno - politycznej, budzącym z uwagi na przede wszystkim koszty socjalne, ale i ewidentny konflikt aksjologiczny, coraz większe opory społeczne.
Wielowymiarowy kryzys Europy spowodował, że elity polityczne Europy dokonały można wnioskować realnego szacunku zysków i strat, podejmując w rezultacie - mimo atrakcyjności Turcji w wielu aspektach [potencjał ludnościowy przekładający się na atrakcyjność konsumencką, rozwój gospodarczy, potrzeby inwestycyjny, wreszcie zasoby naturalne] - decyzję o ostatecznym odejściu od koncepcji pełnej integracji Turcji z Europą. Ponadto wzrost znaczenia społecznego ruchów nacjonalistycznych i wpływów politycznych partii narodowych, w kluczowych państwach europejskich, w zestawieniu z europejskim kalendarzem wyborczym na najbliższe lata, wymusza niejako ewolucję nastawień i preferencji politycznych partii tradycyjnej prawicy, zagrożonych utratą wpływów i poparcia wyborczego, po prostu utratą  władzy.   
Francuska inicjatywa ustawodawcza wpisuje się dobrze w tą nową koncepcję polityczną, trudno bowiem za motyw działania uznać wyłącznie ocenę sytuacji z przed prawie wieku, oraz tradycyjnie pozytywny stosunek Francuzów dla Ormian.
W stanowisku tym i działaniu, uderza wszakże jedna niekonsekwencja: jak logicznie i racjonalnie wytłumaczyć, że Turcja jest dysfunkcjonalna dla Europy, ale buduje zarazem efekt synergii dla NATO, stanowiąc jego filar na południowej flance Paktu?
Osobiście niepokoi mnie jeszcze jedna kwestia.
Wyraźnemu ochłodzeniu relacji Turcji z Europą towarzyszy poważny konflikt Turcji z Izraelem. W rezultacie w basenie Morza Śródziemnego pęka jak się wydawało do niedawna solidny kordon sanitarny świata Zachodu wobec wojowniczego islamu. Kto skorzysta na tych animozjach? Oby nie sprawdził się pesymistyczny, czarny scenariusz: rezerwa wobec Turcji, póki co kraju islamskiego którego laickość gwarantuje armia, doprowadzi do upadku sił umiarkowanych w Turcji na drodze legalnych wyborców. Władzę przejmą w tym kraju w efekcie końcowym ugrupowania wyznaniowe, których celem będzie odejście od wizji państwa Mustafy Kemala Ataturka. Przegrana kemalizmu w Turcji, może dla Europy być śmiertelnym wyzwaniem i zagrożeniem.   
Obawiam się, że radykalne państwa islamskie znają treść przysłowia: nieprzyjaciele naszych nieprzyjaciół są naszymi przyjaciółmi, mogą zatem mieć nie tylko powód do satysfakcji, mogą umiejętnie podsycać te animozje i stymulować urzeczywistnienie fatalnego dla Europy scenariusza.

      
        

środa, 21 grudnia 2011

Dekompozycja, degrengolada czy przebiegunowanie systemu partyjnego?

           Najistotniejszym tematem debaty publicznej wydaje się być dziś na świecie wielokierunkowy kryzys społeczno - ekonomiczny i jego składowe: kryzys finansów publicznych, załamanie systemów zabezpieczeń i ubezpieczeń społecznych, niedomagania i archaizm systemów opieki zdrowotnej, upadek dotychczasowej aksjologii społecznej, wreszcie widoczny - zwłaszcza w Europie - kryzys tożsamości, dysfunkcjonalność demokracji przedstawicielskiej w jej dotychczasowym rozumieniu, jak i napięcia i antagonizmy związane z problematyką światowego przywództwa politycznego.
Waga i potencjalne oraz już zauważalne konsekwencje sygnalizowanych problemów powodują, że naszej uwadze umyka jeszcze jeden istotny element: kryzys i niedomagania systemu politycznego, a zwłaszcza jego kluczowej składowej - systemu partyjnego.
Nie chodzi przy tym wyłącznie o to, że życie polityczne zdominowane zostało przez media, odgrywające rolę kreatorów, recenzentów, a nierzadko i sądów kapturowych nad przywódcami i formacjami politycznymi. Trzeba zresztą oddać sprawiedliwość, że to właśnie media sprawują dziś najpełniejszą, najdalej posuniętą, najbardziej efektywną funkcję kontroli nad władzą publiczną. Dodajmy niech dalej skutecznie pełnią swoje posłanie. Środki masowego przekazu ponoszą też sporą dozę odpowiedzialności i winy za kryzys sztandarowej wartości europejskiej: idei zaangażowanego społeczeństwa obywatelskiego.      
Nie najistotniejsze także jest i to, że życie publiczne podporządkowane zostało normalnym prawom rynku, z nadrzędną rolą marketingu politycznego, szczególnie istotnego w warunkach nadpodaży formacji politycznych, nie różniących się w istocie założeniami programowymi i priorytetami. O pozycji partii w systemie politycznym decyduje nie oferta programowa i afirmowany system wartości, a sprawna kampania wyborcza [w tym także uśmiechnięta twarz lidera, nawet jeżeli nie jest zmącona żadną strategiczną myślą], wymagająca zaangażowania sporych środków finansowych, którymi nie dysponują z natury rzeczy formacje pozaparlamentarne, z uwagi na kształt uregulowań prawnych w zakresie finansowania partii politycznych. Wynalazek Fenicjan - pieniądze, w dzisiejszej demokracji to niestety bardzo istotna bariera wejścia.
Niepokój musi budzić daleko posunięta relatywizacja systemu partyjnego, w aspekcie aksjologii, form organizacyjnych, idei doktrynalno - programowych, wreszcie strategii politycznych. Przeciętny obserwator sceny politycznej traci z wolna orientację w zakresie motywów i determinantów zmian zachowań politycznych całych formacji politycznych i czołowych postaci partii politycznych.   
Ale najbardziej porażające jest to, że można odnieść wrażenie, że dynamizm organizacyjny wewnątrz systemu partyjnego ma pozorny charakter, jest wyraźnie sztucznie stymulowany i podsycany, będąc podporządkowany przy tym interesom oligarchii partyjnych. Wielu polityków deklaruje budowę "prawdziwej prawicy", "wrażliwej i odpowiedzialnej społecznie lewicy", "zaangażowanego politycznie centrum", 'partii patriotów", "formacji prawdziwych Polaków", brak natomiast bliższej charakterystyki zakresu pojęciowego tych terminów.
Tytułem przykładu, we Francji wiadomo, że lewica jest zawsze bardziej laicka, stanowczo bardziej pro - europejska, postrzegająca państwo jaka gwaranta sprawiedliwości społecznej, ale nie egalitaryzmu. Prawica zaś podkreśla rolę wolności obywatelskich, tradycyjnych wartości, wyraźnie bardziej preferując - niż środowiska lewicy - klasycznie pojmowane interesy i wartości narodowe.
W polskim systemie partyjnym panuje absolutny zamęt doktrynalno - programowy, a rolę osi integracji i artykulacji interesów spełniają etykiety i historyczne reminiscencje oraz kompleksy. To nie jest dobrym prognostykiem na przyszłość. Potrzebny pragmatyzm polityczny, nie może być utożsamiany z poprawnością polityczną, zdradą pryncypiów, ale nie może także oznaczać braku fundamentalnych wartości i strategii programowej.
Jedną z opcji zagrożeń cywilizacyjnych naszej egzystencji jest wcale nie hipotetyczna wizja przebiegunowania Ziemi, wobec której - gdyby się ziściła - jesteśmy całkowicie bezbronni. To poczucie bezradności nie dotyczy jednak naszego życia publicznego, kształtu systemu partyjnego. Wobec tych, którzy usiłują zatrzeć możliwość identyfikacji prawicy - lewicy - centrum, tych którzy unikają jasnej prezentacji swojej aksjologii i strategii, tych którzy świadomie zmierzają do zastąpienia rzetelnego dyskursu politycznego tematami zastępczymi, mamy remedium. Nie zmieni tego konieczność być może innej dziś niż jeszcze 20 lat temu konotacji lewicowości i prawicowości. Owym panaceum jest możliwość i prawo zmian preferencji politycznych, a w ich konsekwencji zachowań wyborczych. Jest nim kartka wyborcza. Jestem przekonany, że w polskiej polityce nadchodzi nie tylko czas generacyjnych zmian, nadchodzi czas pożegnań i trwałych rozstań, nie ze względu na osiągnięty wiek głównych graczy, ale wyczerpanie kredytu społecznego zaufania i przekroczenie niewidocznej, acz społecznie odczuwalnej jako poważny dyskomfort granicy śmieszności.
Jeżeli nie zaangażujemy się w demokratyczny proces porządkowania polskiej sceny politycznej, do głosu mogą dojść radykalizmy, zwłaszcza zaś wspominani już w jednym ze wcześniejszych postów Demprofani - Ci którzy wykorzystają procedury demokratyczne do realizacji celów niekoniecznie zgodnych z dobrze pojętym interesem ogólnospołecznym. To nie jest groźba. To przestroga.          



wtorek, 20 grudnia 2011

Preferencje zakupowe Francuzów - znak czasu?

           Dziennik "Le Monde" publikuje na redakcyjnych stronach internetowych [www.lemonde.fr/a-la-une/sondages/3208.html.] ciekawe wyniki sondażu zakończonego 19-go grudnia br, dotyczącego preferencji i zachowań zakupowych Francuzów.
Ankietowani na pytanie o preferencje i kryteria zakupowe, aż w 65,6% odpowiedzieli, że kupują produkty wytworzone przez firmy zagraniczne we Francji, a dla 4,8% respondentów istotnym jest, aby były to produkty wyprodukowane przez firmy francuskie, nawet jeżeli wytworzone zostały poza Francją.
Jedynie dla niespełna 1/4 uczestników sondażu [24,7%], kryterium statusu narodowego/właścicielskiego producenta/dostawcy nie ma znaczenia.
To ciekawe i symptomatyczne wyniki. Aż 70% pytanych, czyli 7 na 10 -ciu Francuzów, kieruje się - dokonując zakupy rozmaitych dóbr - preferencją narodową w decyzjach zakupowych.
Jak to interpretować?
Przede wszystkim dowodzi to, że konsumenci francuscy także w przyzwyczajeniach i decyzjach zakupowych, w coraz większym zakresie zachowują szczególną dbałość o interesy narodowe, sprzyjając firmom dającym im pracę we Francji, bądź podmiotom o francuskim rodowodzie. To racjonalne zachowanie jest potwierdzeniem rosnącej roli interesu narodowego w świadomości Francuzów, także w aspekcie kształtowania szeroko rozumianego popytu.
Ewolucja nastrojów społeczeństwa francuskiego w kierunku postaw nacjonalistycznych, zmierzających do ochrony i preferencji interesu narodowego, znajdująca także potwierdzenie w  tym sondażu nie dziwi. To stały trend wynikający z coraz większego strachu, apatii, lęku przed przyszłością, bezradności, emocji umiejętnie wykorzystywanych i podsycanych przez zwolenników dominacji francuskich interesów narodowych.
Symptomatyczna jest inna korelacja: sprzeczność między europejską retoryką klasy rządzącej, a preferencjami Francuzów, co musi rodzić pytanie nie tyle o szczerość intencji elity politycznej, co o stopień poparcia społecznego, rzeczywiste odzwierciedlenie wyraźnie artykułowanych interesów społecznych we francuskiej polityce.
Zasadną wydaje się być obawa o "odwrócenie" Francuzów od idei jedności i solidarności europejskiej. Wyraźne przesunięcie nastrojów w kierunku aprecjacji nacjonalizmu, tęsknota za walutą narodową, preferencje zakupowe w kontekście zbliżających się we Francji kluczowych wyborów prezydenckich, wszystko to choć znajduje racjonalne uzasadnienie nie może nastrajać optymistycznie.
Na marginesie ciekawe jakie byłyby wyniki analogicznych badań w Polsce. Czy polski konsument ma w ogóle takie wątpliwości, czy raczej o jego zachowaniach decyduje wyłącznie kryterium dochodowe, pozostający w dyspozycji wątły dochód rozporządzalny? Z tendencji rynkowych, lawinowego rozwoju prywatnych marek i rangi sklepów dyskontowych można zasadnie wnioskować, że dla polskiego konsumenta dominującym kryterium zakupowym jest i pewnie długo jeszcze pozostanie cena. Nasz specyficzny kosmopolityzm w tej dziedzinie jest równie zasadny jak francuski nacjonalizm.          

piątek, 16 grudnia 2011

Wyrok dla J. Chirac'a - czy to mogłoby się zdarzyć w Polsce?

            Jacques Chirac, to czołowy polityk francuskiej prawicy, który przez prawie dwie dekady odgrywał kluczową rolę na francuskiej scenie politycznej, piastując między innymi przez dwie kolejne kadencje urząd Prezydenta Republiki, a przedtem dwukrotnie stanowiska Premiera rządu.
Właśnie został zakończony jego długoletni proces sądowy, w którym zarzucano mu stworzenie fikcyjnych miejsc pracy podczas sprawowania przez niego urzędu mera Paryża dla 20 pracobiorców, którymi byli reprezentanci prywatnych i politycznych przyjaciół jego lub jego otoczenia. Czyny te - zdefiniowane w sentencji wyroku jako nadużycie zaufania publicznego przez urzędnika państwowego zobligowanego do należytej staranności o powierzone mienie, zwłaszcza zaś o racjonalne gospodarowanie środkami finansowymi - zdaniem ławy sędziowskiej zaskutkowały zbędnymi wydatkami w wysokości co najmniej 1, 4 mln Euro. 
J. Chirac nie przyznał się do zarzucanych mu czynów, ale nie to moim zdaniem w tej sprawie jest najważniejsze. Nie wyrok [dwa lata pozbawienia wolności w zawieszeniu, zobowiązanie do częściowego naprawienia szkody] jest w tej sprawie najistotniejszy. Nie mnie też osądzać, czy J. Chirac istotnie dopuścił się zarzucanych mu czynów i z jakich pobudek, czy tylko nadmiernie zaufał swoim podwładnym. O wiele ważniejsza jest reakcja samego oskarżonego i jego obozu politycznego.
Sędziwy już i poważnie schorowany eks - Prezydent, z własnych, prywatnych środków przeznaczył 500 tysięcy Euro na pokrycie strat Paryża z tytułu opisywanego procederu. Także formacja polityczna Prezydenta - Unia na Rzecz Ruchu Ludowego, z partyjnej kasy zadeklarowała pokrycie reszt strat, aby uniknąć formalnego pozwu miasta, zarządzanego dziś przez socjalistów. To jest prawdziwa odpowiedzialność karna, polityczna i finansowa za minimum brak właściwego nadzoru nad prawidłową gospodarką publicznymi pieniędzmi, za minimum tolerowanie przejawów kumoterstwa, koterii, nepotyzmu, a w konsekwencji korupcji. To także wyraz dojrzałości politycznej i świadomości pejoratywnego charakteru afery, nie tylko w wymiarze karnym, wizerunkowo - reputacyjnym, ale moralno - etycznym.
W tym kontekście zasadnym wydaje się pytanie czy takie zachowanie, takie podejście elit politycznych byłoby możliwe w Polsce, czy poczucie odpowiedzialności za nawet brak właściwego nadzoru politycznego i takiej kontroli nad działalnością podwładnych sięgałoby w Polsce tak daleko jak we Francji? 
Praktyka polityczna w Polsce na rożnych szczeblach władzy skłania niestety do pesymizmu w tej sprawie. O wcale nie incydentalnych przypadkach korupcji, nepotyzmu, kumoterstwa przy naborze na stanowiska urzędnicze lub stanowiska w spółkach Skarbu Państwa, polskie media informują po wielekroć. O zachowaniu zbliżonym do zachowania J., Chiraca i jego politycznych aliantów, o dosłownym - także w wymiarze finansowym - rozumieniu swojej odpowiedzialności i obowiązku naprawienia szkody, o powinnościach w tym zakresie i faktycznych zachowaniach w odniesieniu do polityków jeszcze w Polsce nie słyszałem. Może jednak doczekam dni, kiedy usłyszę?

czwartek, 15 grudnia 2011

Kto we Francji chce powrotu Franka, a kto w Polsce zakochany jest w Euro?

           Ostatnie [4.12.2011] opublikowane tradycyjnie na stronach internetowych [www.tns-sofres.com], comiesięczne badanie opinii publicznej i preferencji Francuzów, przynosi nader ciekawe rezultaty badań stosunku Francuzów do wielowymiarowego kryzysu w Europie.
Z badań noszących zbiorczy tytuł "Les Francais et la crise de la dette en Europe", za najciekawsze uznać należy badanie percepcji Euro jako waluty europejskiej. Warto moim zdaniem nieco dłużej zatrzymać się nad tą kwestią.
Co prawda jedynie 33% Francuzów chce powrotu starej waluty narodowej - Franka, przy jednoczesnym sprzeciwie wobec takiej idei na poziomie 63% respondentów, ale nie mniej interesujący jest rozkład społeczny poparcia dla wspólnej waluty. 
Zwolennikami Euro są przede wszystkim kadry zarządzające i zawody pośrednie [poparcie na poziomie przekraczającym 70%!]. Zarazem aż 54% francuskich robotników zdecydowanie preferuje powrót do waluty narodowej.
W sensie korelacji preferencji politycznych ze stosunkiem do Euro, największy sceptycyzm wobec Euro wykazują zwolennicy Frontu Narodowego [73% przeciwników Euro], najbardziej przyjazne stanowisko zaś prezentują zwolennicy Partii Socjalistycznej i centrum.
Przywołane wyniki dosyć wiernie oddają stan nastrojów i preferencji społecznych we Francji. Zwolennikami Euro są przede wszystkim beneficjenci globalizacji: kadry zarządzające, właściciele podmiotów gospodarczych i zawody pośrednie: grupy społeczne, które najbardziej zyskały na wprowadzeniu jednolitego rynku gospodarczego, swobody przepływu kapitału i ludzi. Największy sceptycyzm zaś stanowi domenę grup społecznych, które najwięcej straciły na globalizacji [robotnicy], oraz w największym stopniu ponoszą koszty kryzysu.
Badania potwierdzają znaną od dawna prawidłowość, że osią integracji i artykulacji interesów zawiedzionych jest przede wszystkim Front Narodowy, którego program i retoryka w sposób najbardziej pełny identyfikuje ich interesy oraz potrzeby.  
Czy wyniki badań opinii we Francji mogą być punktem odniesienia i wskazówką dla zachowań i preferencji społeczeństwa polskiego?
Wydaje się - bez ponoszenia nadmiernego ryzyka - uprawnioną teza, że stosunek do Euro jako waluty w Polsce odpowiadałby deklarowanym preferencjom Francuzów w tym względzie, przy czym sceptycyzm wobec Euro jest niewątpliwe z powodów pragmatycznych większy w Polsce niż we Francji.
W Polsce z pewnościae poparcie dla idei Euro charakteryzuje także w największym stopniu prywatny biznes i kadry zarządzające, największy zaś sceptycyzm i  rezerwę w tej sprawie wykazują środowiska pracowników najemnych. Wydaje się, że czym niższa pozycja w hierarchii społecznej, tym sympatie do Euro jako potencjalnej waluty są w Polsce zdecydowanie niższe.
Bardziej skomplikowany charakter ma próba ustalenia związku między preferencjami politycznymi a stosunkiem do Euro, z uwagi na znacznie szerszy i bardziej zdywersyfikowany front sprzeciwu wobec Euro w Polsce. Niewątpliwie pierwszoplanową rolę odgrywa Prawo i Sprawiedliwość [PiS], które jednak nie ma monopolu. Sceptycy wobec idei wspólnej waluty są także w szeregach sympatyków PSL, jak i elektoratu lewicy.
Na dziś stosunek społeczeństwa polskiego do Euro cechuje większa rezerwa i sceptycyzm niż jeszcze do niedawna, co jest konsekwencją realnej oceny sytuacji i dobrego rozpoznania oraz identyfikacji naszych interesów. Poza wszystkim zaś wejście Polski do strefy Euro na dziś w sposób istotny osłabiłoby naszą jedyną przewagę konkurencyjną w Europie - konkurencyjność.
Dystans, umiar i rozwaga, przy jednocześnie sporej atencji, a zarazem absolutnie nie wrogości, to winne być parametry naszego stosunku do Euro w najbliższych latach. Można być lojalnym Europejczykiem, wiernym europejskiej tradycji i tożsamości, zaangażowanym w budowę jedności europejskiej na poziomie politycznym, ideologicznym, a przede wszystkim ekonomicznym,  nosząc w portfelu złotówki. Nośmy je zatem z dumą, Ceńmy nasza walutę narodową tak jak kilka nacji europejskich, od Brytyjczyków, Szwedów i Duńczyków poczynając.  

niedziela, 11 grudnia 2011

Czy wiecie, że [10]

        Generał Charles de Gaulle, będący wielkim admiratorem tradycji i historii narodowej Francji, darzył szczególną estymą francuską monarchię. Dowody na to znajdują się zarówno w pozostawionej przez Generała spuściźnie pisarskiej, rozlicznych relacjach, w stosunku do francuskiego następcy tronu - Henryka Hrabiego Paryża, jak i w ... kształcie ustrojowym V Republiki, w sposób szczególny traktującym pozycję ustrojową Prezydenta Republiki.   
Głęboki realizm i pragmatyzm polityczny, wyczucie nastrojów społecznych, nie pozwoliły de Gaulle'owi na próbę  restauracji monarchii we Francji. 
Francuski następca tronu, z wielkim szacunkiem i uznaniem traktował Charles'a de Gaulle'a, mogąc zarazem liczyć na specjalne traktowanie przez samego Generała, jak i jego rodzinę.
Stan wzajemnych relacji najpełniej, jak i strategiczne podejście do Gaulle do kwestii monarchii jako alternatywy ustrojowej, najbardziej dobitnie oddaje słynny dialog między synem Generała, późniejszym admirałem Philippe'm de Gaulle, a Hrabią Paryża w dniu śmierci Generała [przywołany przez Jean'a - Raymond'a Tournoux, w wydanej także po polsku książce pod tytułem "Po raz pierwszy ujawnione".; Wyd. KiW. Warszawa 1975., s.342]:      
"[...] Wasza Wysokość! Ojciec często mówił - dziś mam obowiązek powtórzyć to panu - że gdyby okoliczności ułożyły się inaczej, byłby szczęśliwy, mogąc być pana wiernym i lojalnym sługą [...]".
Szczególny stosunek do Hrabiego Paryża potwierdza zresztą sam Generał w swoich pamiętnikach:
"[...] Do zupełnie innej dziedziny, do której jednak przykładam wielką wagę, należą składane mi kilkakrotnie, zawsze dyskretne i wysoce interesujące, wizyty hrabiego Paryża. Temu spadkobiercy naszych królów, przy jego wzniosłych i trafnych poglądach, leży przede wszystkim na sercu sprawa jedności naszego narodu, postęp społeczny i prestiż naszego kraju. O tym za każdym razem rozmawia ze mną w ten sam sposób, w jaki problemy te traktowane są w odzwierciedlającym jego myśli "Bulletin". Musze powiedzieć, że każda rozmowa z tą głową domu Francji przynosi mi pożytek i dodaje otuchy [...]" Ch. de Gaulle., Pamiętniki nadziei., Wyd. MON.; Warszawa. 1974,; s. 338 - 339.

sobota, 10 grudnia 2011

Czy wiecie, że [9]

            Republikańska Francja w powszechnym społecznym odczuciu to synonim demokracji i postępu, ojczyzna nowocześnie pojmowanych, nie limitowanych cenzusami praw obywatelskich.
Bliższa i wcale  nie tendencyjna analiza dziejów politycznych Francji, egzegeza francuskiej myśli politycznej, prowadzi jednak do zgoła zaskakujących konkluzji, z których najbardziej szokującą jest głęboko uargumentowana teza, sformułowana między innymi przez Zeev'a Sternhell'a, w pracy "Ni droite, ni gauche. L'ideologie fasciste en France". Paris [1983], o francuskiej genealogii faszyzmu.
To w tradycji francuskiej Kontrrewolucji, negującej rewolucję jako niezgodną z "prawem naturalnym", afirmującej naturalny porządek świata, stającej w opozycji do idei równości, odrzucającej kartezjański ideał człowieka, inspirowanej skrajnym katolicyzmem, będącej wreszcie w opozycji do ideałów oświecenia, znajdujemy korzenie pierwszej doktryny ekstremalnej prawicy, której symbolem są: Joseph de Maistre [1753 - 1829] i Louis de Bonald [1754 - 1840].
To we Francji, tworzy uważany za prekursora rasizmu Artur de Gobineau [1816 - 1882], autor słynnego dzieła "Szkice o nierówności ras ludzkich" [Essai sur l'inegalite des races humaines] który udowadnia, że jedynie społeczeństwa czyste rasowo i należące do rasy białej, mają największy dorobek oraz optymalne perspektywy rozwojowe na przyszłość..
Francja, za sprawą barresizmu i maurrasizmu [nazwy od twórców tych kierunków Charlesa Maurras'a 1868 - 1952 i Maurice Barres'a 1862 - 1923], jest miejscem narodzin dwóch formuł nacjonalizmu: integralnego nacjonalizmu Maurras'a [podstawą katolicka monarchia], oraz nacjonalizmu republikańskiego Barres'a [republikański ustrój bazujący na preferencji narodowej, antysemityźmie i ksenofobii].
To Francja wreszcie staje się areną aktywności i dominacji pozaparlamentarnych, pozapartyjnych, a może lepiej ponadpartyjnych Lig, od najstarszej [1882 r.] Ligi Patriotów [La Lique des Patriotes] poczynając, które  6.02.1934 roku podjęły próbę pozaparlamentarnego przejęcia władzy. 
Powstałe w 1940 roku Państwo Francuskie z jego hasłem "Rewolucji Narodowej", czego symbolem tryptyk przejęty od organizacji Croix de Feu [Ogniste Krzyże] - powstałej w 1928 roku jako związek kombatancki.: "Travail - Famille - Patrie" ["Praca - Rodzina - Ojczyzna"], z marszałkiem Petain'em na czele, nie było zatem dziełem przypadku.    

piątek, 9 grudnia 2011

Pierwsze refleksje nad europejskim szczytem

           Co prawda szczyt europejski jeszcze się nie zakończył, ale z wolna rysuje się perspektywa ewolucji sytuacji.
Europa niestety nie pozostanie jednością w żadnym wymiarze, a narodowe egoizmy i brak solidarności staje na porządku dziennym w dzisiejszej Europie.
Jedność europejska była ponętnym hasłem dla wszystkich, jak długo oznaczała wyłącznie liberalizację przepływu ludzi, towarów i kapitału, jak długo pozwalała plasować wyprodukowane w narodowych granicach towary na nowych rynkach zbytu, jak wreszcie długo zapewniała dostęp do subwencji i środków pomocowych.
Ewidentne błędy strategiczne przy tworzeniu strefy Euro [wspólna waluta, bez wspólnej polityki gospodarczej i efektywnych mechanizmów kontrolnych], mszczą się podwójnie, a wszelkie słabości boleśnie obnażył światowy kryzys ekonomiczny.
Czy to jednak oznacza że sama idea wielowymiarowej jedności Europejskiej zbankrutowała? Moim zdaniem absolutnie nie. Więcej jestem przekonany, że Wspólna Europa nie ma poważnej alternatywy, a zaniechanie jedności europejskiej będzie największym błędem obecnej generacji Europejczyków. 
Dla takich krajów jak Polska, problemem jest nie tyle skład orkiestry europejskiej, co mentalny problem z przyjęciem do wiadomości, że - trzymając się muzycznych porównań - co prawda wszyscy piszemy partytury, ale do roli dyrygenta najlepiej przygotowany jest tandem niemiecko - francuski, mający największy potencjał i kompetencje. Alternatywą są jest jednak solowe występy przy ograniczonym budżecie reklamowym i dostępie do kluczowych mediów, co może oznaczać w konsekwencji granie wyłącznie do kotleta. Czy zatem lepiej być zmarniałym, niezależnym, lokalnym solistą, czy członkiem profesjonalnej orkiestry, nawet jeżeli nie gra się pierwszych skrzypiec? 
Europa wymaga zasadniczych zmian instytucjonalnych, zerwania z biurokracją i fasadowością, ale idea jedności europejskie nie ma alternatywy.
Zamiast komentarza, dwie sentencje Honore de Balzac'a:
"[...]Cóż to za przyjaźń, która cofa się przed solidarnością? [...]" oraz "[...]egoizm jest trucizną przyjaźni [...]".



  

Korupcja - trąba powietrzna autorytetu klasy politycznej

            W wymiarze politycznym, dotyczącym relacji wewnątrz francuskich, wydarzeniem tygodnia jest niewątpliwie podniesione publicznie oskarżenie o korupcję przez Arnaud Montebourg'a, pod adresem Federacji regionu Pas - de Calais Partii Socjalistycznej i natychmiastowa [wczoraj] reakcja Sekretarza Generalnego partii Martine Aubry, w postaci powołania Komisji Dochodzeniowej, w celu wyjaśnienia sprawy.
Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że kwestia ta może mieć katastrofalne konsekwencje reputacyjne dla socjalistów w kontekście przyszłorocznych wyborów prezydenckich, zwłaszcza w przypadku potwierdzenia zasadności oskarżeń.
Dla wielu wyborców potwierdzenie oskarżenia będzie ostatecznym dowodem degrengolady francuskiej klasy politycznej, argumentem za nie tylko zmianą preferencji wyborczych, ale nadto zachętą do przyjęcia optyki Frontu Narodowego w widzeniu spraw publicznych: przedstawiciele tradycyjnych partii politycznych są tak uwikłani w zjawiska postrzegane społecznie jako pejoratywne, że czas na radykalne zmiany, na wymianę elit politycznych.
Beneficjentem tej sytuacji może być zarówno większość rządowa, ale przede wszystkim prawica narodowa [Front Narodowy].
Socjaliści wiele ryzykują, choć moim zdaniem już wiele stracili, bez względu na ostateczne rozstrzygnięcie. Sprawa kładzie po prostu cień na ich wiarygodności.
Z polskiego punktu widzenia casus ten winien być postrzegany jako swoiste memento przez polskie elity polityczne. Pojawiające się raz po raz informacje w Polsce o uwikłaniu klasy politycznej w niejasne interesy, malwersacje, korupcję, firmanctwo, protekcję, patologie na obszarze styku biznesu i działalności politycznej, w przetargach publicznych, wreszcie w spółkach Skarbu Państwa, przedstawiane póki co jako odosobnione negatywne działania urzędników i menadżerów, mogą szybko zmienić społeczną konotację. Być może zabronione prawem działania podejmują apolityczni urzędnicy i menadżerowie wysokiego szczebla, jednak wszyscy w Polsce mają świadomość jak wygląda i jakim kryteriom podlega kooptacja, nabór na te stanowiska.
Odpowiedzialność polityczna jest jednoznaczna i kwantyfikowalna: to elita polityczna, a precyzyjnej partie rządzące, koalicja rządowa, ponosi polityczną odpowiedzialność za wszelkie przejawy patologii w życiu publicznym, w ministerstwach, urzędach centralnych, spółkach Skarbu Państwa. To oczywista oczywistość.
We Francji aktualna potencjalna afera dotyczy lewej strony sceny politycznej. W Polsce może być zupełnie inaczej. Nie zapominajmy wszakże, że afera korupcyjna położyła już kres jednemu gabinetowi w naszej najnowszej historii, że stała się początkiem trwałej marginalizacji politycznego znaczenia jednej formacji politycznej.
Transparentność, uczciwość, myślenie kategoriami interesu wspólnego to dewiza i jedyny tytuł do sprawowania władzy, do czynnej, decyzyjnej obecności w życiu publicznym. Wszelkie świadome odstępstwa od tej zasady, przyzwolenia dla patologii, winne bezwzględnie oznaczać społeczny ostracyzm i polityczną śmierć odpowiedzialnych. Takie winne być wymogi współczesności, bez względu na polityczny rodowód i wcześniejsze zasługi.  

sobota, 3 grudnia 2011

Czas pracy a emerytura - dyskutujmy poważnie

           Zapowiadana przez rząd Premiera Tuska reforma emerytalna sprowadzająca się de facto do wydłużenia wieku pracy zawodowej, motywowana i uzasadniana jest nie tylko sytuacją budżetu, obiektywnym wydłużeniem długości życia ludzkiego, ale często - niestety demagogicznie - naszym rzekomo zapóźnieniem w tej dziedzinie do innych krajów U.E. Czy tak jest w istocie? 
Porównajmy - a jakże - parametry pracy zawodowej w Polsce i we Francji, które obalają lansowany dziś przez rządzących w naszym kraju mit uprzywilejowania polskich potencjalnych emerytów.
We Francji wiek zakończenia aktywności zawodowej do września 2010 roku wynosił 60 lat. Stosowna nowelizacja prawna wydłuża ten wiek od 2018 roku do 65 lat. W Polsce - przypomnijmy - obowiązujący obecnie wiek nabycia praw emerytalnych dla mężczyzn to 65 lat i ma być wydłużony do 2020 roku do 67 lat.
W tym aspekcie przeciętny Polak pracuje już dziś dłużej od Francuza, a po 2020 roku będzie pracował przeciętnie dwa lata dłużej od swojego kolegi z nad Sekwany, tylko z tytułu różnicy w wieku nabycia praw emerytalnych.
Ale to jeszcze nie wszystko. Aż dziw bierze, że nikt z polskiej elity politycznej, a zwłaszcza z reprezentantów opozycji, nie podnosi jeszcze jednego istotnego argumentu z obszaru warunków zatrudnienia.
Tydzień pracy we Francji, od lutego 200 roku to 35 godzin [co prawda może być wydłużony wedle skomplikowanej procedury wymagającej zgody związków zawodowych, ale za dodatkowym wynagrodzeniem]. Normatywny tydzień pracy w Polsce, za podstawowe wynagrodzenie, to 40 godzin tygodniowo.
Wreszcie wymiar urlopu wypoczynkowego Francuza to 30 dni Polaka zaś, po dziesięciu latach pracy 26 dni.          
Przeanalizujmy skutki tych z pozoru nieistotnych różnic dla uproszenia, ograniczając się jedynie do 30 lat pracy zawodowej.
W odniesieniu do wymiaru urlopu, za okres 30 lat zatrudnienia przeciętny Francuz, tylko z tytułu różnicy 4 dni rocznie, pracuje 120 dni, czyli cztery miesiące  mniej od Polaka!!!
Porównanie tygodniowego czasu pracy, przynosi jeszcze bardziej porażające wyniki. Polak pracuje przeciętnie 260 godzin rocznie [5 h/tyg. x 52 tygodnie] dłużej od Francuza, czyli więcej niż jeden statystyczny miesiąc przeliczeniowy w skali roku! W horyzoncie czasowym 30 - tu lat, różnica z tego tytułu [30 lat x 260 h/rocznie] daje 7.800 godzin, tj. przekracza ponad 39 miesięcy!!!
W rezultacie, za cały okres aktywności zawodowej [jeszcze raz podkreślam przeliczamy tylko 30 lat!!], Polak pracuje dłużej od Francuza o 4 miesiące dłużej, z tytułu różnic w wymiarze urlopu wypoczynkowego i ponad 39 miesięcy z tytułu odmiennego wymiaru czasu pracy.
Statystyczny Wojciech - w efekcie końcowym - pracuje minimum ponad 3,5 roku dłużej - za czas swojej całej aktywności zawodowej - niż Pierre!!. Nie zapominajmy jeszcze o różnym w Polsce i we Francji, wieku przechodzenia na emeryturę [docelowo dwa lata!!!]  
To jest moim zdaniem bardzo poważny, merytoryczny argument w dyskusji. Już dziś pracujemy dłużej niż Francuzi, nie jest zatem prawdą że jesteśmy uprzywilejowani w tym względzie. Wprost przeciwnie, jesteśmy dyskryminowani.
Warto moim zdaniem, aby w debacie publicznej w Polsce, w trosce o jej jakość, nawet w odniesieniu do najbardziej zasadnych kwestii, stosowane były rzetelne merytoryczne argumenty, oparte na faktografii, także w komparatystyce.
Demagogia i uproszczenia podważają wiarygodność tych, którzy stosują takie narzędzia. Nie powinny zarazem jednak umykać uwadze opozycji politycznej, kiedy do rozwiązań o takim rodowodzie i charakterze, ucieka się koalicja rządowa.      
  

niedziela, 27 listopada 2011

preferencje polityczne młodych Francuzów

           Internetowe wydanie "Le Figaro" przynosi wyniki najnowszego [27.11.2011] badania preferencji politycznych młodych Francuzów w przedziale wiekowym 18 - 22 lata, którzy głosować będą - po raz pierwszy w życiu - w wyborach prezydenckich 2012 roku. Badanie wykonane przez Ifop, na zlecenie "le Journal du Dimanche", wcale nie zaskakuje wynikami.
38% najmłodszych Francuzów posiadających prawa wyborcze, zamierza głosować na reprezentanta Partii Socjalistycznej F. Holland' a, 20,5% na urzędującego Prezydenta Republiki N. Sarkozy, 19,5% zaś na lidera Frontu Narodowego Marine Le Pen.
O wiele bardziej interesujące są jednak dane wedle których, aż 39% młodych wyborców wywodzących się ze środowisk pracowników najemnych głosować będzie na przedstawiciela lewicy, 30% na reprezentanta Frontu Narodowego, a jedynie 15% zamierza oddać głos na reprezentanta prawicy [Sarkozy]. Dane te dowodzą wyraźnego przesunięcia preferencji politycznych Francuzów w kierunku lewicy i prawicy narodowej, kosztem tradycyjnej prawicy. Francuska młodzież wywodząca się ze środowisk pracujących porzuca zdaje się prawicowe wartości i retorykę, na rzecz odmiennych niż dotąd preferowane rozwiązań, o zasadniczo rozbieżnej podstawie doktrynalnej: lewicy i prawicy narodowej.  
Na jeszcze jeden aspekt warto zwrócić uwagę, którym jest bez wątpienia istotna aprecjacja wpływów prawicy narodowej. Front Narodowy prowadząc od lat konsekwentną politykę, dokonując dla wielu właściwej diagnozy stanu nastrojów społecznych, umiejętnie artykulując i integrując społeczne interesy oraz preferencje, stabilizuje swoje wpływy społeczne na poziomie 20% elektoratu.
Ciekawe, gdyby takie badanie przeprowadzić w Polsce, jak rozkładałoby się potencjalne poparcie społeczne dla poszczególnych formacji politycznych, wśród najmłodszych wyborców. Jestem przekonany, że czar "dwóch mitów" [antykomunizmu i styropianu], ustąpił miejsca daleko posuniętemu, dla niektórych wręcz szokującemu pragmatyzmowi młodego pokolenia.     

Francuskie symbole [18] - Wandea

      Wandea, historyczna prowincja, współcześnie departament w zachodniej Francji [region Pays de la Loire], zwana także "departamentem zemsty", określana przez Pierre'a Chaunu mianem  "[...] zdradzonego miejsca w pamięci Francji [...]", jest symbolem pierwszego w dziejach ludzkości  ideologicznego ludobójstwa.
Wandea w latach 1793 - 1796 była areną powstań chłopskich, pro - rojalistycznych w obronie tradycji, monarchii i katolicyzmu.
Mieszkańcy Wandei zapłacili straszliwą cenę za opór wobec rewolucji: zniszczono 20% substancji materialnej prowincji, śmierć - wielokrotnie męczeńską - poniosło 115 - 120 tys. obywateli.
Wojskami powstańców, którzy na piersiach mieli naszyty Szkaplerz wandejski: czerwone serce z krzyżem, w okowach napisu Bóg i Król, dowodził generał Francois de Charette [1763 - 1796], autor dewizy: "walczyć regularnie, dać się pobić - niekiedy, dać się zniszczyć - przenigdy".    
Legendarne męstwo, odwaga i bohaterstwo powstańców Wandei było przez dziesięciolecia wstydliwie skrywanym elementem francuskiej historiografii.
Jakże inaczej mogłaby wyglądać historii Francji, gdyby zwycięska armia powstańcza, po zdobyciu Angers [18.06.1793], zamiast na Nantes poszła na Paryż.....    
Zainteresowanych bliżej heroicznym dramatem Wandei, odsyłam do znakomitej, wydanej także po polsku pracy Reynald' a Secher'a "Ludobójstwo francusko - francuskie. Wandea departament zemsty. Wyd. Iskry. Warszawa.2003.  

czwartek, 24 listopada 2011

Francuskie symbole [17] - TGV

            Akronim TGV [Train a Grande Vitesse] - Pociąg Wielkiej Szybkości, to nie tylko nazwa jednego z najsprawniejszych i najszybszych systemów komunikacyjnych świata, o francuskim rodowodzie. 
TGV - marka handlowa stanowiąca własność francuskich kolei państwowych [SNCF], to synonim komfortu i szybkości masowego przemieszczania się za sprawą transportu kolejowego, w nowej, nieznanej dotąd w Europie formule.
W aspekcie komfortu i bezpieczeństwa podróży, TGV oferuje nieznane dotąd standardy: efektywną prędkość podróży do 320 km/h [do TGV należy też ustanowiony 3.04.2007 r. rekord świata prędkości pociągu pasażerskiego - 574,8 km/h], skutkującą radykalnym skróceniem czasu podróży, wysoki komfort i bezpieczeństwo [mimo zawrotnej prędkości wypadki mają incydentalny charakter]. W rezultacie, w relacji cena usługi transportowej, a jej jakość, TGV nie ma na dziś na wybranych trasach po prostu konkurentów, a udział szybkich kolei w całości ruchu pasażerskiego na niektórych kierunkach sięga 70% [Paryż - Lyon, Paryż - Marsylia, Londyn - Paryż - Bruksela].
TGV to symbol świadomej, odpowiedzialnej, długofalowej polityki państwa zorientowanej na organizację masowego transportu, zarazem w przedziale cenowym dostępnym na kieszeń "przeciętnego" obywatela. 
System połączeń kolejowych oparty na pociągach wielkiej prędkości wymagał, wymaga i będzie wymagał ogromnych nakładów infrastrukturalnych [konieczność budowy i utrzymania nowej generacji torowisk, taboru, innego profilowania zakrętów na trasie przejazdu, budowy nowych dworców kolejowych etc]. Koncepcja ta jednak na dziś nie ma praktycznie alternatywy, a co najważniejsze jest modelem, który doskonale sprawdził się w praktyce.
TGV obecna jest i dostępna we francuskiej rzeczywistości komunikacyjnej i gospodarczej na skalę masową od 1981 roku.
Lokomotywy i wagony dla TGV produkuje francuski gigant przemysłowy Alstrom [obroty za 2010/2011 rok: 20,9 mld Euro, zatrudnienie: 93,5 tys pracujących, zysk: 1,286 mld Euro, obecny w 100 krajach],  w Belfort od 1978 roku. 
Na marginesie Belfort, to liczące dziś niespełna 60 tys. mieszkańców miasteczko, jest symbolem francuskiego oporu wobec Niemiec. To jedyne miasto, które oparło się niemieckiemu naporowi w wojnie 1870 roku [z tego powodu pozostało pod jurysdykcją francuską]. To wreszcie piękne, warte odwiedzenia interesujące turystycznie miasto - twierdza, z cytadelą budowaną w latach 1687 - 1703, której charakterystycznym elementem jest monumentalny lew [22 m długości - 11 wysokości] - rzeźba autorstwa Frederic'a Auguste - Bartoldi' ego, powstała w latach 1875 - 1879].    
Może planując zmiany i modernizację polskiego transportu masowego, należy zaniechać rozwiązań prowizorycznych, warto skorzystać z doświadczeń francuskich i od razu pójść na skróty w kierunku najnowocześniejszych, sprawdzonych rozwiązań? Może warto zaimplementować TGV w Polsce?
        

Od przedstawiciela do prezesa - moja książka

            Z prawdziwą satysfakcją informuję, że w renomowanym polskim wydawnictwie biznesowym One Press, w serii Exclusive, ukaże się na dniach moja książka pod tytułem:

"Od przedstawiciela handlowego do prezesa spółki giełdowej, czyli co robić i czego unikać, aby osiągnąć zawodowy sukces".

Tematem pracy jest szeroko pojęta kariera zawodowa, jej meandry, determinanty i zagrożenia. 
Faktografia i wnioski oparte są wyłącznie na moich osobistych doświadczeniach. Nie jest to zatem praca teoretyczna, w myśl zasady której jestem zwolennikiem w działalności doradczej: problemy naszych klientów znamy z autopsji, nie z książek! Staram się - mam nadzieję, że z sukcesem - zdefiniować działania i zachowania niezbędne dla osiągnięcia sukcesu zawodowego, oraz wskazać na realne, a nie hipotetyczne wyzwania o rozmaitym charakterze na tej drodze.
Nie brak oczywiście odniesień do firm francuskich, które w mojej karierze zawodowej odegrały kluczową rolę, którym wiele zawodowo i życiowo zawdzięczam.
Potencjalni czytelnicy, a moi przełożeni, współpracownicy i koledzy, z którymi miałem okazję, przyjemność, a nierzadko zaszczyt pracować razem w minionych 18-tu latach, z łatwością znajdą znajome nam wątki, pozwalające zidentyfikować zarówno firmy, jak i ludzi oraz zdarzenia.   
Książka do drugiego grudnia 2011 roku dostępna jest w przedsprzedaży. Po tym terminie będzie osiągalna w szerokiej sieci dystrybucji w  Polsce.
Szersze informacje na temat książki, wraz ze spisem treści i fragmentem jednego z rozdziałów, dostępne są pod adresem internetowym: www.onepress.pl/ksiazki/odpdop.com. 


  

niedziela, 20 listopada 2011

Francuska lewica zwiera szeregi, co zrobi lewica polska?

        Wczoraj [19.11.2011], Rada Federalna partii Europa Ekologów - Zieloni [EELV - L'Europe Ecologie - Les Verts], ogłosiła zawarcie sojuszu pragmatycznego i wyborczego z Partią Socjalistyczną, w kontekście zbliżających się wyborów prezydenckich we Francji, o czy zakomunikowała Sekretarz Narodowa partii Cecile Duflot.
Decyzja ta jest niewątpliwie kolejnym praktycznym korkiem w kierunku politycznego zjednoczenia francuskiej lewicy, wokół programu i kandydata P.S: F. Holland'a, niezależnie od istniejących, poważnych różnic programowo - doktrynalnych. Jest też niewątpliwie wyrazem odpowiedzialności i dojrzałości politycznej, dowodem rozumienia racji stanu i wagi zjednoczenia własnego obozu politycznego dla wyniku elekcji.
Zatomizowana i rozbita organizacyjnie, zróżnicowana ideowo i programowo, będąca w odwrocie strategicznym  polska lewica, stoi przed innym wyzwaniem: historycznym dylematem co do kierunku dalszej swojej egzystencji, wyzwaniem do przewartościowania swoich pryncypiów i priorytetów.
Expose Premiera Tuska tylko z pozoru stanowi wyzwanie dla polskiej lewicy, w o wiele większym zakresie stanowi ono niebezpieczeństwo dla jej perspektyw i wpływów społecznych.
Program reform koalicji rządowej - niezależnie od jego ostatecznego kształtu - może stanowić swoistą zachętę do populizmu. Gdyby tak się stało w istocie, gdyby polska lewica uległa czarowi związków zawodowych i ich postulatów, byłby to katastrofalny błąd tej formacji politycznej.
Lewica nie może ulec pokusie ewolucji na pozycje anty systemowe, anarchizujące, nie może podjąć sztandaru ochrony i obrony klas społecznych w zaniku. Musi orientować się, artykułować i agregować znacznie szersze spektrum interesów, niż tylko interes wielkoprzemysłowej klasy robotniczej.   
Także drogą donikąd, jest ucieczka w ciasny antyklerykalizm, oraz uprzywilejowanie wszelkiego rodzaju mniejszości, pryncypialna opozycyjność bez wskazywania możliwych alternatyw.
Dla współczesnej, odpowiedzialnej lewicy jedyną drogą do władzy, a w Polsce najprzód do odbudowy wpływów, jest praca u podstaw, powrót do priorytetów równości, ale nie do egalitaryzmu, solidarności społecznej, ale nie unifikacji, sprzeciw wobec nieuzasadnionych preferencji, ale nie histeria w stosunku do tych, którym się w życiu legalnie powiodło,  apologetyka gospodarki rynkowej, z mechanizmem korygującym w postaci systemu podatkowego, unikanie dyskryminacji, afirmacja tolerancji, ale zarazem odrzucenie ekstremizmów.
Lewicowość musi oznaczać normalność, otwartość, wrażliwość społeczną, ale zarazem głębokie poczucie odpowiedzialności. Tylko wtedy przeciętny Kowalski poczuje wpierw sympatię, a potem więź z lewicą i zechce na nią głosować.     

czwartek, 17 listopada 2011

Front Narodowy, a poprawność polityczna

            We Francji ukazała się właśnie [2.11.2011], staraniem i nakładem prestiżowego wydawnictwa Flammarion, książka Romain Rosso pod tytułem: "La Face cachee de Marie Le Pen. L' histoire secrete d'une ambitieuse".
Praca traktuje o Froncie Narodowym i rodzinie Le Pen, koncentrując się na eksponowaniu roli historycznego przywódcy Frontu Jean Marie le Pen'a i dynastycznym bez mała charakterze przywództwa partii [przypomnijmy, że schedę po ojcu przejęła córka Marine Le Pen, skądinąd znakomicie merytorycznie i politycznie przygotowana do tej roli].
W pracy lansowana jest teza o pejoratywnym zabarwieniu, że relacje Jean Marie Le Pen'a z córką, przypominają stosunki obowiązującego swego czasu we Francuskiej Partii Komunistycznej, między Sekretarzem Generalnym partii Maurice Thorez' em [1900-1964], skądinąd dezerterem w 1940 roku, amnestionowanym przez de Gaulle'a w 1944 roku, Vice Premiera Francji w latach 1946-1947, a jego żoną Jeanette Vermeersch [1910-2001], wieloletnią członkinią Biura Politycznego FPK, w latach 1945-1958 deputowaną, a w latach 1959-1968 senatora francuskiego parlamentu, która ostentacyjnie odeszła z polityki, po interwencji wojsk Układu Warszawskiego w Czechosłowacji.
W pełni akceptuję, że Frontu Narodowego można nie lubić [choć jest to legalna francuska partia polityczna], rozumiem że można nie podzielać jego aksjologii politycznej, nie darzyć estymą jego strategii, podstaw doktrynalno - programowych, symboliki. To zrozumiałe i naturalne w demokratycznych, pluralistycznych systemach politycznych. To oczywiste w systemach opartych na konkurencji, w ramach obowiązującego porządku prawno - ustrojowego.
Jednak argument o de facto nepotyźmie jest nieco naciągany, by nie powiedzieć, że jest nadużyciem.
Po pierwsze Marina Le Pen przejęła przywództwo partyjne po ojcu w pełni legalnie na drodze partyjnych, demokratycznych wyborów, przy konkurencji wewnętrznej.
Po wtóre, zjawisko rodzin politycznych nie jest we Francji, a szerzej na świecie niczym nowym. Wystarczy przypomnieć że obecna I Sekretarz Francuskiej Partii Socjalistycznej Martine Aubry, to córka Jacques'a Delors'a kandydata francuskich socjalistów w wyborach prezydenckich, wieloletniego [1984 - 1995] Przewodniczącego Komisji Europejskiej. 
Kandydat Partii Socjalistycznej w wyborach prezydenckich we Francji, w 2012 roku - dodajmy z poważnymi szansami na sukces - były I Sekretarz P.S [1997 - 2008], to prywatnie wieloletni towarzysz życia i ojciec czwórki dzieci innej prominentnej gwiazdy P.S - Segolene Royal.
Po trzecie mając na względzie przykłady negatywne, trzeba pamiętać zarazem o pozytywnej roli rodzin politycznych, odwołując się choćby jedynie do przykładu rodziny Gandhi w Indiach.
Nie uważam za stosowne, aby walkę polityczną prowadzić z wykorzystaniem tego typu argumentów. Dyskurs publiczny winien dotyczyć spraw merytorycznych, cechować go winna nawet czasami demagogiczna, ale walka na argumenty, a nie koncentracja na argumentach ad personam, na dodatek nie najwyższych lotów. Poza wszystkim dowodzi to słabości własnej argumentacji.
Przypomnieć wypada, że nacjonalizm francuski ma znakomite korzenie i tradycje, oraz dorobek teoretyczny, bez względu na jego orientację [republikański - Barres, rojalistyczny - Maurras, chrześcijański Pequ'y, do tej kwestii jeszcze wrócimy w jednym z kolejnych postów]. Pozycję nacjonalizmu francuskiego współcześnie wzmacnia sytuacja we Francji i w Europie, powodująca zwrot - oparty na apatii, strachu przed przyszłością, niezrozumieniu skomplikowanych zjawisk życia społeczno - politycznego szerokich grup społecznych, społecznej degradacji i wykluczeniu - w kierunku idei nacjonalistycznych i partii narodowych. Jest to normalna, zwłaszcza w tak tradycyjnie ideologicznie podzielonym społeczeństwie jak francuskie tendencja i praktyka. Obiektywnie trzeba także przyznać, że wiele argumentów prawicy narodowej, zostało przejętych przez "stare" formacje polityczne, o szerokim spektrum ideologicznym, do lewicy włącznie. Wystarczy wspomnieć o uniwersalnej kwestii "preferencji narodowej", fiasku wielokulturowości, orientacji na obronę tradycji narodowej i spuścizny kulturowej Zachodu, przede wszystkim chrześcijaństwa.   
Trzeba wreszcie pamiętać, ze nacjonalizm w przeszłości nie miał tak pejoratywnego zabarwienia jak obecnie i w XX wieku, że był często po prostu utożsamiany z patriotyzmem. Na marginesie warto przypomnieć definicję różnic między patriotyzmem, a nacjonalizmem autorstwa Charles'a de Gaulle'a :
"[...] Patriotyzm występuje wtedy, gdy na pierwszym miejscu znajduje się miłość do własnego narodu, nacjonalizm zaś, wtedy, gdy na pierwszym miejscu jest nienawiść do innych narodów niż własny [...]".
Ryzyko renesansu wpływów politycznych Frontu Narodowego dla tradycyjnych partii politycznych powodujące erozję ich wpływów oraz pozycji w systemie politycznym, uruchamia mechanizmy obronne ze strony dominujących dotąd oligarchii partyjnych. Takie są akceptowalne, logiczne, nieubłagane prawa demokracji. Warto jedynie, aby w tej konfrontacji ideologicznej zachować zdrowy rozsądek i nie używać argumentów o niskiej użyteczności. To wbrew zasadom europejskiej kultury politycznej, wobec których winniśmy mieć szczególne baczenie.  
Co do zasady lepszy legalnie działający, systemowy Front Narodowy, zapewniający artykulację i agregację interesów prawie co 5 - tego Francuza, niż ucieczka w niebyt polityczny znacznej części społeczeństwa, czy co gorsza powstawanie anty systemowych organizacji.
Frontu Narodowego można nie lubić, ale należy akceptować jego rolę w systemie partyjnym, należy darzyć respektem jego społeczne poparcie. Zresztą społeczne stereotypy w ocenie bazy członkowskiej i elektoralnej Frontu mają niewiele wspólnego z rzeczywistością. Socjologia Frontu Narodowego i jej charakterystyka, przy rzetelnej pozbawionej uprzedzeń i emocji analizie, byłaby dla wielu prawdziwą niespodzianką.  
  
             

piątek, 11 listopada 2011

Emerytura polityków - czy to możliwe?

           Wczoraj [10.11.2011], Sekretarz Narodowy Partii Socjalistycznej w Odbudowie, uczestnik niedawnych [9.10.2011] prawyborów w Partii Socjalistycznej [P.S] we Francji, w których uzyskał trzeci wynik [poparcie na poziomie 17,19% głosujących] - Arnoud Montebourg, zgłosił ciekawą i kontrowersyjną propozycję ograniczenia biernego prawa wyborczego w wyborach parlamentarnych we Francji, do 67 roku życia, którą zaszokował francuską klasę polityczną.
Montebourg, to przedstawiciel średniego pokolenia polityków [rocznik 1962], zwolennik "kapitalizmu kooperatywnego" ["le capitalisme cooperatif"], którego idea sprowadza się do szukania modus vivendi między kapitałem [własnością], a pracą [zatrudnieniem najemnym], rzecznik zmian ustrojowych we Francji, zwanych umownie VI Republiką, polegających na osłabieniu władzy Prezydenta Republiki [odejście od systemu pół prezydenckiego], na rzecz wzmocnienia roli premiera [zwolennik systemu kanclerskiego], z jednoczesną redukcją roli politycznej parlamentu. Jest on także zdeklarowanym przeciwnikiem globalizacji, wzywającym otwarcie do demontażu jej zasad ["la demondialisation"].
Koncepcja cenzusu wiekowego w biernym prawie wyborczym, w odniesieniu do wyborów parlamentarnych, jest dla jednych ograniczeniem demokracji, formułą dyskryminacji, zwłaszcza mając na względzie wydłużającą się statystycznie długość życia ludzkiego. Dla drugich jest naturalną koleją rzeczy. Skoro bowiem istnieją cenzusy aktywności zawodowej, dlaczego mają one nie dotyczyć zawodowych polityków?
Wydaję się jednak, że propozycja Montenbourga ma także aspekt pragmatyczny: chodzi o wymuszenie generacyjnych zmian na francuskiej scenie politycznej. 
Ponieważ sprawowanie mandatu posła i senatora nie jest limitowane ilością kadencji, a zarazem stanowi de facto formułę pracy zawodowej - dodajmy nad wyraz atrakcyjnej - scena polityczna ulega niewielkim zmianom w aspekcie zasobów ludzkich, nie funkcjonuje optymalnie z punktu widzenia interesów społecznych zasada kooptacji do elit politycznych, wielu polityków żyje dostatnio z zawodowego uprawiania polityki przez całe życie, tracąc zarazem poczucie więzi z wyborcami i ich problemami, a uprawianie polityki, sprawowanie mandatu, staje się celem samym w sobie, formą realizacji partykularnych interesów. 
Partie polityczne, ewoluując w kierunku komitetów wyborczych, wykorzystując mechanizmy marketingu politycznego, ograniczają swoją działalność do mobilizacji elektoratu w okresach wyborów,  realizują wyłącznie lub w przeważającej mierze interesy oligarchii partyjnych i klasy politycznej. Interes ogólnospołeczny staje się jedynie listkiem figowym procesu demokracji, która zmonopolizowana jest przez interesy klasy politycznej i aparatu biurokratycznego państwa, dla którego państwo jest atrakcyjnym pracodawcą, zasadniczo rozbieżne od interesów pracowników najemnych.
Nie rozstrzygając zasadności propozycji Arnoud'a Montebourg'a, czy argumentacja ta nie brzmi jakoś swojsko i znajomo, także z polskiego punktu widzenia? 
Nie wiem czy akurat cenzus wieku w odniesieniu do biernego prawa wyborczego jest najlepszym, najbardziej skutecznym rozwiązaniem. Zdecydowanie natomiast warta rozważenia jest koncepcja ograniczenia liczby kadencji sprawowania mandatu posła i senatora. To byłby nie tylko zabieg higienizujący życie polityczne, sprzyjający optymalizacji i cyrkulacji elit politycznych sprawujących władzę. Byłoby to zarazem działanie powodujące zerwanie z deprawującym mechanizmem zawodowego uprawiania polityki przez całe życie. Rozwiązanie takie chroniłoby nasze życie polityczne przed skostnieniem i rutyną, chroniłoby nas wszystkich przed patologicznymi propozycjami emerytur dla polityków po sprawowaniu co najmniej jednej kadencji w ciałach ustawodawczych [czego przykładem Parlament Europejski], z uwagi na... utratę zdolności adaptacji do normalnego życia, trudność ze znalezieniem satysfakcjonującego zajęcia zawodowego byłego parlamentarzysty!
Skoro mamy pracować całe życie, a życie zawodowe ma trwać do minimum 65 roku życia, skoro zdolność adaptacji do zmieniajacych się warunków, mobilność, otwartość ma cechować każdego współczesnego Europejczyka, niech dotyczy to także polityków. Być może z większą rozwagą będą zgłaszać propozycje nowych uregulowań prawnych, z większą roztropnością i baczeniem na potencjalne skutki podnosić rękę w głosowaniach.
Życie polityczne to nie rezerwat, a politycy winni być awangardą zmian. Własnym przykładem osobistym, transparentnym, merytorycznym postępowaniem i obserwacją uczestniczącą, winni moderować życie społeczne. Ich status materialny nie upoważnia do stosowania wobec nich innych zasad niż wobec każdego innego obywatela. Bycie politykiem to nie przymus. W polityce zawsze można i należałoby wracać do normalnego życia, także w aspekcie zawodowym.       
Zatem może Montebourg kogoś w Polsce zainspiruje?          

środa, 9 listopada 2011

Max Gallo i nowa seria wydawnicza we Francji

           We Francji mamy do czynienia bez wątpienia z ważnym wydarzeniem na rynku wydawniczym. Wspólnym wysiłkiem edytorskim "Le Figaro" i "'L'Express", nakładem paryskiego wydawnictwa Garnier, ukazała się właśnie [premiera 5 październik 2011] pierwsza pozycja, z zapowiadanego na 20 tomów nowego cyklu wydawniczego, pod zbiorcza nazwą "Ils ont fait la France".
Pierwszy tom poświęcony jest - a jakże - prezentacji sylwetki Napoleona I. Cykl zamykać ma awizowane na 27 czerwca 2012 roku, wydanie biografii Charlesa de Gaulle'a, cały cykl zaś poświęcony jest prezentacji kluczowych postaci historycznych z dziejów Francji.
Redaktorem serii jest znany francuski historyk, eseista i pisarz, a także polityk o lewicowych poglądach, [jakże to symptomatyczne i odmienne od polskich obyczajów: prace lewicowego autora wydawane są sumptem centro - prawicowych tytułów prasowych!!], urodzony w 1932 roku, od 2007 roku członek Akademii Francuskiej, niezrównany Max Gallo. 
Autor ten nie jest obcy polskiemu czytelnikowi, a jego zdaje się najbardziej znane w Polsce publikacje to: wydany nakładem Domu Wydawniczego Bellona w Warszawie, w 2005 roku tryptyk "Chrześcijanie", oraz opublikowana nakładem poznańskiego Domu Wydawniczego Rebis w 2003 roku, czteroczęściowa biografia Napoleona I.     
Narracja i warsztat tego autora od lat budząc podziw, są zarazem niedoścignionym wzorem - przynajmniej w kręgu frankofońskim - w odniesieniu do biografii.
Ciekawe kiedy i które z polskich wydawnictw, podejmie się trudu wprowadzenia tej interesującej serii na nasz rodzimy rynek czytelniczy bo to, że udostępnienie części składowych tej inicjatywy edytorskiej polskiemu czytelnikowi będzie sukcesem biznesowym i wydarzeniem kulturalnym, nie mam żadnej wątpliwości.

Gallo M., [dirigee par]; Napoleon I., "Le Figaro", "L'Express". Paris 2011.; Ed. Garnier. Paris. 2011 

Francuskie symbole [16] - Vichy

          Vichy to powszechnie rozpoznawalny na świecie symbol Francji w przynajmniej trzech aspektach:
            1]. Vichy, to nazwa firmy kosmetycznej założonej w 1931 roku, a dziś jednej z kluczowych 23 marek kosmetyków o światowym zasięgu, stanowiącej współcześnie własność koncernu L'Oreal - 1-ej na świecie, obecnej w 130 krajach grupy kosmetycznej, o francuskim rodowodzie, oraz o obrotach przekraczających 19,5 mld Euro [2010 r].
         2]. To także nazwa naturalnej wody mineralnej, należącej do hiszpańskiej grupy kapitałowej Vichy Catalan S.A, o udowodnionych działaniu leczniczym.
          3]. To wreszcie miasto - stolica Państwa Francuskiego, legalnego tworu politycznego powstałego po upadku Francji w 1940 roku, kolaborującego z Niemcami, z marszałkiem Ph. Petain'em na czele.
Zwłaszcza ta ostatnia konotacja warta jest bliższej charakterystyki.
Vichy, to stare położone w Owernii, założone jeszcze przez Rzymian [jako Aquae Calidae] miasto o uzdrowiskowym charakterze, dysponujące wodami termalnymi, oraz znane z dobroczynnego dla zdrowia działania wód mineralnych. 
Później przez całe wieki zapomniane, przeżyło ponowny rozkwit w XIX wieku, za sprawą Napoleona III, który darząc Vichy szczególną estymą uczynił z miasta perłę uzdrowiskową Francji, o wybitnie prestiżowym charakterze.   
Niezależnie od stosunku do roli Vichy w okresie drugiej wojny światowej, warto odwiedzić to niespełna 30 tysięczne dziś miasteczko, dla jego imponującej historii, oryginalnej, pięknej, a zarazem dostojnej architektury, nowoczesnych rozwiązań infrastrukturalnych, ciekawych muzeów, oraz uroku uzdrowiska. Spacer po uliczkach, wizyta w pijalni wód i części uzdrowiskowej, zwiedzenie gmachu opery, to bezsprzecznie niezapomniane wrażenia.  
Vichy to coś więcej niż kosmetyki i woda mineralna zbawienna dla zdrowia, oraz trudna historia. To możliwość znakomitego spędzenia wolnego czasu, połączenia pobytu uzdrowiskowego w przyjaznym środowisku, ze spotkaniem z różnymi obliczami żywej jeszcze historii, oraz możliwość obcowania z przyjaznymi, okazującymi stale dowody sympatii mieszkańcami.
Wizytę w Vichy, nawet krótką, jednodniową, rekomenduję z pełnym przekonaniem.  

niedziela, 6 listopada 2011

Tolerancja czy kapitulanctwo?

           Początek listopada przyniósł szereg wydarzeń, które - choć z pozoru zupełnie przypadkowe i nie związane ze sobą  - zasługują na odnotowanie i komentarz.
We Francji dwóch nieznanych dotąd osobników, obrzuciło koktajlami Mołotowa redakcję satyrycznego tygodnika "Charlie Hebdo", za - jak się przypuszcza - wydanie numeru poświęconego islamowi z wykorzystaniem wizerunku Mahometa, co stanowi pogwałcenie ikonoklazmu: zakazu przedstawiania postaci ludzkich w islamie. Spaleniu redakcji towarzyszyły wcześniejsze pogróżki wobec pisma i jego redaktorów. Wcześniej, od prawie dwudziestu lat tygodnik był znany z wyjątkowo satyrycznego podejścia do katolicyzmu, co jednak nie wywoływało tak radykalnych reakcji środowisk katolickich. Inna wrażliwość?
W Szwecji, w tym tygodniu, konduktorka próbowała bezskutecznie skontrolować bilet u 35 - letniego pasażera pociągu, który w tym czasie - jako muzułmanin - oddany był modlitwie. Za odmowę okazania biletu wysadzono go z pociągu, co odebrał jako przejaw dyskryminacji. W rezultacie czego Biuro Obsługi Klienta linii kolejowej go przeprosiło i wręczyło - jako zadośćuczynienie - bon o wartości 1000 koron szwedzkich [ok. 380 zł].
W Polsce, przełożeni zakonu księży Marianów, przy całkowitej bierności i obojętności hierarchii kościelnej [z wyjątkiem tradycyjnie ks. Bp. T. Pieronka], postanowili o ograniczeniu aktywności publicznej ks dr. A. Bonieckiego, wieloletniego Redaktora Naczelnego "Tygodnika Powszechnego" [na marginesie w przeszłości także przełożonego tego zakonu w Polsce], za zbyt liberalne, otwarte podejście do niektórych spraw, w tym zwłaszcza za stosunek do kwestii krzyża w Sejmie.  
Co łączy te z pozory odległe sprawy?
Po pierwsze, dziwi i zaskakuje dualizm podejścia. Wykazujemy jako społeczeństwa europejskie pełną tolerancję i zrozumienie dla obcych kultur, nie stać nas natomiast na analogiczne zachowanie i otwartość wobec nawet czołowych przedstawicieli własnych społeczeństw, i to od poziomu dyskursu poczynając. Czy ktoś w Polsce wyobraża sobie sytuację, że pasażer nie reaguje na wezwanie do okazania biletu, bo odmawia w tym czasie różaniec? 
Wielu z nas było na wakacjach w krajach islamskich. Zawsze apeluje się da nas jako turystów - i całkowicie zasadnie - do nie prowokowania, nie obnoszenia się własnymi symbolami religijnymi, do taktowego traktowania i znoszenia ograniczeń w miejscach kultu. Przystajemy na to świadomi praw ludności miejscowej, z szacunku do kraju, który nas gości. Dlaczego te postawy nie są odwzajemniane przez przybyszów z innych kultur, zwłaszcza islamu w Europie?  
Po drugie, uderza relatywizm. W imię europejskiej otwartości i wielowiekowej tradycji tolerancji, możemy znosić obelgi i satyryczne podejście przedstawicieli obcych nam kultur, a nawet zachowania noszące znamiona czynów zabronionych. Nie stać nas natomiast na merytoryczną otwartą dyskusję o nawet najtrudniejszych sprawach, prowadzoną i inspirowaną przez przedstawicieli naszego kręgu kulturowego.
Po trzecie, przeraża postawa polskiej hierarchii kościelnej, która zdaje się zupełnie nie rozumieć tego że Polska się zmienia, która dosłownie rozumie koncepcję "błądzących owieczek" i "omnipotencji pasterzy". Polskie społeczeństwo zasadniczo się zmienia, a de facto przymus nauki religii w szkole i jej metodyka, bariery administracyjne, obsesyjna wręcz niechęć wobec idei kościoła ludowego, z dowartościowaniem roli świeckich, konsumpcjonizm i niestety wcale nie incydentalna, szeroko rozumiana deprawacja części hierarchii powoduje coraz większą rezerwę - zwłaszcza młodych - wobec Kościoła. Jeżeli stan ten się nie zmieni, Polska stanie się w ciągu dwóch najdalej pokoleń, terenem misyjnym. Zburzona zostanie wielowiekowa baza aksjologiczna życia społecznego.
Słabej wiary i pewności swoich argumentów jest polska hierarchia kościelna, jeżeli nakazami administracyjnymi musi regulować aktywność publiczną księży. Przedstawiciele stanu duchownego - jako normalni ludzie - mają prawo wyrażać swoje opinie, mają prawo błądzić. Stopień skolaryzacji polskiego społeczeństwa, powszechność umiejętności czytania i pisania, dostępność środków przekazu, w tym elektronicznych powoduje, że idea powrotu do cenzury a la inkwizycja jest iluzoryczną, a działanie o takim charakterze stanowi nadto kardynalny błąd o dalekosiężnych, negatywnych skutkach. Nie trzeba dodawać, że nie buduje też powagi i autorytetu hierarchii kościelnej. 
Polscy hierarchowie wszystkich szczebli, nie idźcie tą drogą!  
             

wtorek, 1 listopada 2011

Czy wiecie, że [8]

            Lyon, założony przez Rzymian w 43 r p.n.e. jako Lugdunum, wkrótce potem główny ośrodek Galii, to najstarsze miasto Francji, a zarazem trzecia współcześnie - po Paryżu i Marsylii - aglomeracja kraju?
Lyon uzyskał prawa miejskie w XIII wieku, od 1307 roku należy do Francji.
Lyon to miejsce urodzenia między innymi braci Lumiere - pionierów kinematografii, oraz Antoine'a de Saint Exupery'ego, a w czasie II Wojny Światowej ważny ośrodek Resistance - Ruchu Oporu, kierowany przez legendarnego Jean'a Moulin'a.
Lyon to miasto wynalazców i wynalazków. To właśnie tu skonstruowano maszynę do szycia, wynaleziono kwas siarkowy, oraz żelatynę, jak i wskazano na jej rozliczne zastosowania.
Współczesny Lyon to nowoczesne, prawie pół milionowe miasto, stolica francuskiej kuchni [to tu, a nie w Paryżu znajdują się najlepsze francuskie restauracje!], ważny ośrodek naukowy, przemysłowo - finansowy i sportowy, a także miasto obfitujące w zabytki.
W 1998 roku, historyczna część Lyonu została wpisana na listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO.
Nade wszystko zaś to piękne, pełne zieleni, przyjazne miasto. 

Francuskie symbole [15] - Lazurowe Wybrzeże

    Lazurowe Wybrzeże [Cote d'Azur], to nazwa najpiękniejszego, najczęściej odwiedzanego regionu turystycznego Francji, zwanego także Riwierą Francuską.
Tą piękną, zmysłową, opiewaną przez poetów i pisarzy, a zarazem jakże prawdziwą nazwę w odniesieniu do tego regionu zastosował po raz pierwszy pisarz Stephen Liegeard [1830 - 1925].
Lazurowe Wybrzeże, to część Prowansji od Cassis na zachodzie, po granicę włoską na wschodzie. 
Wielu kojarzy się ona błędnie wyłącznie z pięknymi plażami. Tymczasem rzeczywiście poza niezwykłej urody plażami, rejon ten to zarazem luksusowe kąpieliska, piękne, miejscami jeszcze dziewicze góry, z omawianym już wcześniej największym w Europie, niezwykłej urody Wielkim Kanionem Verdon, urzekająca przyroda i krajobrazy, a także malownicze wyspy Iles d'Hyeres, a zwłaszcza z największą z nich: Ile de Porquerolles.
Region ten to zarazem od dawna mekka gwiazd i współczesnych celebrytów ze wszystkich kontynentów.
Najpiękniejsze miasta tego regionu to oczywiście Saint Tropez, z Zatoką Milionerów, rozsławione między innymi w serii komedii z udziałem Luisa de Fines, Cannes, Nicea, Monaco, oraz Monte Carlo.
Lazurowe Wybrzeże to wymarzone miejsce na ciekawy, oryginalny, na pewno udany, choć niestety nie najtańszy urlop.
Szczególnie urokliwe są małe miasteczka i mieściny relatywnie pozbawione zgiełku, a niezwykłej urody, czego przykładem leżące niedaleko Nicei Eze. Ta dawna położona na wysokości ponad 400 m n.p.m twierdza rzymska, urzeka niepowtarzalnym klimatem domostw wykutych w skale, ciasnych uliczek i widoków od Saint Tropez po Korsykę. Eze między innymi z wspomnianych powodów, stanowiło ulubione miejsce Walt'a Disney'a. [Zainteresowanym podaję adres strony internetowej miejscowości: www.eze-riviera.com. Jej zawartość daje wyobrażenie piękna, stanowiąc zarazem namiastkę rzeczywistości.]
Zachęcam do wizyty na Lazurowym Wybrzeżu, warto poznać jego piękno, warto poczuć zapach wielkiego świata, czasami dosłownie na ulicy.  


  

Czy wiecie, że [7]

           Uniwersytet Paryski jest drugim, najstarszym uniwersytetem europejskim, po Uniwersytecie w Bolonii, założonym w 1088 roku?
Niezależnie od trwających sporów o precyzyjną datę jego powstania [jedni określają ją już na 1100 rok], Uniwersytet w Paryżu, zwany od 1257 roku Sorboną, jest starszy od Oksfordu [rok założenia: 1167] i Cambridge [analogicznie: 1209].
Uniwersytet w Paryżu, którego patronką  jest od zarania Katarzyna Aleksandryjska [282 - 300], znana bliżej wielu Polakom z wycieczek do Egiptu, na Synaj i na Górę Mojżesza jako...patronka Klasztoru św. Katarzyny, był przez wieki wzorem organizacyjnym uczelni wyższej, modelu opartego na luźnej federacji minimum czterech wydziałów, z Rektorem na czele.
Uniwersytet Paryski od 1231 roku cieszył się pełną autonomią, a szczyt jego potęgi i wpływów przypada na XIII wiek, kiedy uważany był zgodnie za najważniejszą uczelnię chrześcijaństwa.
Zlikwidowany w 1793 roku, z uwagi na zbyt bliskie w ocenie liderów Rewolucji Francuskiej - jakobinów relacje z katolicyzmem, został reaktywowany w 1806 roku przez Napoleona I.
Kolejna reforma uniwersytetu przypada po rewolcie studenckiej 1968 roku, w Paryżu, po której - na drodze  ewolucyjnych przekształceń trwających do 1984 roku - na jego bazie utworzono 13-cie samodzielnych uczelni [Universite Paris I - XIII]. 
Uniwersytet przez wieki zatrudniał plejadę największych gwiazd nauki, twórców i odkrywców, będąc zarazem miejscem kształcenia najwybitniejszych, najbardziej wpływowych osobistości Francji i Europy. Wśród absolwentów nie brakuje także Polaków, a najbardziej znani z nich to: Jan Kochanowski, Jan Zamoyski, Stanisław Konarski, Stanisław Staszic, pózniejszy król Jan III Sobieski, wreszcie Maria Skłodowska - Curie.



   
  

poniedziałek, 31 października 2011

Wybitni Francuzi [8] - Nostradamus

           Michel de Nostredame [1503 - 1566], zwany powszechnie Nostradamusem, to chyba najsłynniejszy w dziejach świata wizjoner.
Pochodził z Prowansji, z katolickiej rodziny, o żydowskich korzeniach [jego dziadek był Żydem, który w 1455 roku przeszedł na katolicyzm].
Lekarz [od 1529 roku dr nauk medycznych], astrolog, matematyk, ciężko doświadczony przez los [na skutek zarazy śmierć poniosła jego pierwsza żona i dwoje dzieci], wybitnie zaangażowany społecznie człowiek, o bardzo nowatorskich, postępowych poglądach [był na przykład zwolennikiem leczenia ziołami, podnoszenia stanu higieny, a przeciwnikiem wszechobecnego wówczas i uniwersalnego "puszczania krwi"]. Osiadł ostatecznie w miasteczku Salon - de - Provence, gdzie w zachowanym po dziś dzień domu, urządził obserwatorium astronomiczne [będąc przy tym zwolennikiem teorii Kopernika].
Nieśmiertelność zapewniły mu jednak jego "Les Propheties" - "Przepowiednie".  
Księgi przepowiedni Nostradamusa to tzw. Centurie, będące zbiorem 100 zwrotkowych [stąd nazwa Centuria], czterowierszy [tzw. Kwatiem]. Jedynie ostatnia Centuria jest odstępstwem od tej reguły, składa się bowiem jedynie z 42 czterowierszy.
10 Ksiąg zostało wydanych jeszcze za życia wizjonera [7 w Lyonie w 1555 roku, kolejne 3 trzy lata później, w 1558 roku]. 11 i 12 Księga Przepowiedni zostały wydane już po śmierci Nostradamusa, na podstawie kwerendy jego notatek, stąd traktowane są z nieco mniejszą atencją.
Nostradamus pozostałby pewnie jedynym z licznych wróżbitów - wizjonerów, gdyby nie niewiarygodna wręcz skuteczność, trafność i przenikliwość jego proroctw, co zapewniło mu miejsce na piedestale i absolutną palmę pierwszeństwa w tej materii. Pisząc o swej ukochanej Francji, zatroskany jej przyszłością, rozważania swoje osadził w szerokim kontekście spraw światowych. Na dowód tego wystarczy przypomnieć, że przewidział on między innymi dojście do władzy Napoleona, analogiczne Hitlera i Mussoliniego, wybuch oby wojen światowych, stworzenie i wybuch bomby atomowej, zamach na J. F Kennedy'ego, lądowanie na Księżycu, śmierć Księżnej Diany, oraz że...... z detalami przepowiedział własną śmierć:

               "[...] Do domu powróciwszy, dar królewski złożę,
                       Skończę me dzieło, do Ciebie idę Boże,
                       Zejdą się siostry, bracia domu mego,
                       Na ławce, przy mym łożu znajdą mnie martwego[...]".

Nostradamus zmarł nazajutrz po powrocie z dworu królewskiego, na którym otrzymał wynagrodzenie 300 talarów i istotnie został znaleziony w okolicznościach które precyzyjnie opisał. 
Przepowiednie Nostradamusa są wręcz mistyczne, wieloznaczne i trudne do odczytania, są stworzone i pisane według specyficznego logicznego szyfru, którego złamanie wizjoner przewidywał na 2050 rok [istotnie kod nie został jeszcze złamany], a ich lektura i zrozumienie wymaga merytorycznego przygotowania. W interpretacji przepowiedni Nostradamusa dopuszczano się także często nadinterpretacji, czy wręcz nadużyć.
W aspekcie aktualnej dyskusji o znakach czasu i rychłym końcu świata wypada przypomnieć, że dla Nostradamusa koniec świata i kres wszystkiego, przypada na siódme tysiąclecie. Trochę zatem nam jeszcze zostało.
.    



czwartek, 27 października 2011

Demografia - nieuchronny aspekt dekadencji Europy

    Dzisiejsze wydanie "Rzeczpospolitej" [27.10.2011], przynosi ciekawy artykuł dotyczący zmian demograficznych na świecie [tytuł materiału: Coraz gęściej na świecie].
Aspektem pozytywnym, stanowiącym zarazem poważne wyzwanie cywilizacyjne, choćby w aspekcie opieki zdrowotnej, jest potwierdzenie stałej tendencji do wydłużania długości życia ludzkiego, które ma statystycznie wzrastać z 69 lat w 2011 roku, do 76 lat w 2050 i 81 lat w 2100 roku.
Niestety, negatywną wymowę mają dane dotyczące nie tyle liczby populacji [10 mld w 2083 roku], co jej terytorialnego rozkładu.
Światowa dominacja Azji nie podlega dyskusji [ponad 57% całości populacji w 2150 roku, głównie za sprawą potencjału ludnościowego Indii - 1,692 mld i Chin - 1,295 mld].
Uderza przede wszystkim degradacja pozycji Europy, która jeszcze w 1950 roku stanowiła 21,7% całości populacji, a której udział spadnie w 2150 roku jedynie do 5,3%.
Dekadencja ludnościowa Europy jest faktem, jest stałą tendencją, która pewnie nie ulegnie zmianie. Kwestią zasadniczej wagi w tym kontekście jest stała troska o tożsamość Europy, o consensus co do jej zakresu. Podstawowym zadaniem jawi się dbałość o szeroko pojęte dziedzictwo kultury europejskiej. Dla naszych wnuków kwestią fundamentalną w tym zakresie może być nie tyle pamięć o ponadczasowych czynach przodków, o miejscach narodowej chwały, ale determinizm w zachowaniu odrębności kulturowej. Może nie liczyć się miniona chwała oręża i dominacja kulturowa. Grunwald dla Polaków, Verdun dla Niemców i Francuzów, Poitiers dla Francuzów stracą zapewne na znaczeniu. Stawką będzie coś więcej niż narodowa duma i pielęgnowanie poczucia narodowej odrębności. Stawką będzie zachowanie i przekazanie przyszłym pokoleniom  tego co najważniejsze: odrębności i bogactwa kulturowego Starego Kontynentu, jako całości, bez względu na specyfikę i mutacje poszczególnych narodów europejskich..            

Konotacja lewicy we Francji - ciekawe wskazówki dla polskiej lewicy

      Kolejne, właśnie opublikowane [27.10.2011] wyniki badań społecznych przeprowadzonych we Francji przez TNS Sofres [przypominam adres internetowy: www.tns-sofres.com], są interesujące co najmniej z kilku powodów:
Po pierwsze badania te potwierdzają, że w centrum zainteresowania Francuzów - w aspekcie elekcji wyborczej 2012 roku - znajdują się kwestie ekonomiczne [w tym zwłaszcza bezrobocie i praca, oraz siła nabywcza], problematyka jakości życia, jak i ochrony zdrowia. Tematy te od lat dominują w życiu publicznym Francuzów, choć ich rola systematycznie, z roku na rok rośnie. Wydaje się, że w tym aspekcie nastawienie społeczne w Polsce i we Francji, jest tożsame.
Po drugie, wzmiankowane badania opinii publicznej potwierdzają trwały charakter odniesień Francuzów do kluczowych, uniwersalnych kwestii, za jakie powszechnie uznaje się braterstwo [la fraternite - 77% wskazań], które uważane jest skądinąd za główną wartość republikańską, oraz równość [l'egalite - 52% wskazań]. 
Po trzecie, potwierdza się nowatorskie, a zarazem przełomowe znaczenie w aspekcie życia publicznego, zorganizowanych przez Partię Socjalistyczną prawyborów prezydenckich, w których uczestniczyło ponad 3 mln Francuzów. Powszechnie uważa się - wydaje się zresztą że w pełni zasadnie - że instytucja prawyborów - wzorem rozwiązań amerykańskich - stanie się odtąd trwałym elementem krajobrazu politycznego Francji, nie tylko na lewicy.
Osobiście jednak za najbardziej inspirujące, o największym ciężarze gatunkowym i ważkich konsekwencjach,  uważam wyniki badania stosunku Francuzów do lewicy [tytuł Raportu badawczego: Les Francais et le Nouveau Parti Anticapitaliste - NPA, Francuzi i Nowa Partia Antykapitalistyczna - NPA].
Kluczowe znaczenie w tym kontekście mają opinie Francuzów w odniesieniu do percepcji lewicy, a Partii Socjalistycznej w szczególności.
Dla aż 41% Francuzów P.S winna sytuować się, winna być bardziej partią centrową niż lewicową [ta opcja preferowana jest jedynie przez 32% respondentów]. Co ciekawe i  symptomatyczne, ten punkt widzenia przeciętnego Francuza, podzielają zarazem sympatycy P.S, dla których [43% opinii] Partia Socjalistyczna winna pozostać bardziej partią centrową niż lewicową, [choć za taką orientacją opowiada się 40% osób zdeklarowanych jako zwolennicy lewicy].
Z takich wyników i rozkładu opinii płynie oczywisty wniosek, że we współczesnej Francji istnieje zapotrzebowanie na lewicę odpowiedzialną i nowoczesną, otwartą, wrażliwą społecznie, ale zarazem daleką od radykalizmów we wszystkich aspektach życia społecznego. Francuzi nie przejawiają już - nauczeni doświadczeniem lat 80 - tych XX wieku - resentymentów w kierunku rozwiązań dogmatycznych, a la realny socjalizm, ale także zapewne nie uzyska masowej społecznej akceptacji ruch polityczny, formacja zorientowana na rozwiązania afirmowane przez ruchy radykalne, w aspekcie aksjologii politycznej, społecznej i obyczajowej.
Przytoczone wyniki badań opinii społecznej, winne być także ważkim argumentem, drogowskazem co do tendencji, w dyskusji o przyszłości programowo - doktrynalnej i organizacyjnej polskiej lewicy, aspirującej do odbudowy swoich społecznych wpływów.
Rekomendacje jawią się w dość oczywisty, jednoznaczny i klarowny sposób.
Jeżeli polska lewica myśli poważnie o restytucji swojej roli politycznej, o renesansie swoich wpływów, analogicznie jak Partia Socjalistyczna we Francji, musi przyjąć orientację centrową, winna przestać eksponować przede wszystkim potrzeby i cele mniejszości, na rzecz agregacji i artykulacji interesów o wiele szerszej bazy społecznej. 
Nowoczesna lewica, to lewica otwarta, zróżnicowana wewnętrznie, nie dogmatyczna, zarazem jednak wspomniana nowoczesność nie może oznaczać rewolucji obyczajowej i koncentracji na problemach szeroko rozumianych mniejszości. Radykalizm obyczajowy i moralny jest zapewne dobry dla zaistnienia, stanowił zarazem jednak będzie oraz bardziej barierę nie do przejścia w aspekcie pozyskania poparcia społecznego na poziomie pozwalającym na realne perspektywy partycypacji w procesie sprawowania władzy politycznej. Prędzej czy później, radykalizm ów stanie się barierą wpływów politycznych i społecznych lewicy, urośnie do rangi swoistego cenzusu poparcia społecznego.
Bycie nowoczesną lewicą dziś to na pewno tolerancja i indyferentyzm religijny, niekoniecznie zaś antyklerykalizm, to zgoda na kontrolowane nierówności społecznego statusu jednostek, ale zarazem sprzeciw wobec nie tylko egalitaryzmu, także wobec wszelkich cenzusów, pozamerytorycznych ograniczeń i limitów w dostępie. To niewątpliwie stała troska o wykluczonych, ale nie wyłącznie szeroko rozumiane wsparcie wszelakich mniejszości. To wreszcie pełna akceptacja kapitalizmu, gospodarki rynkowej, zarazem jednak z rozsądnym, racjonalnym i limitowanym interwencjonizmem państwowym, nakierowanym na redukowanie nierówności społecznych. 
Zwolennik lewicy dziś niekoniecznie musi być biedny, z powodzeniem może być przedstawicielem klas średnich, winien być wykształcony, otwarty, a przede wszystkim musi racjonalnie oceniać świat i przyszłość, bez dogmatycznych uprzedzeń i dyskryminacji, ale zarazem bez nadmiernej nowoczesności i tolerancji. Winien być po prostu normalnym człowiekiem, o jasnej aksjologii i ludzkich odruchach. Rewolucjoniści są niewątpliwie passe.