środa, 30 marca 2011

Hindus, czy Chińczyk - kto będzie naszym Dobrodziejem?

            Zapatrzeni w Europę, pełni wiary w misję dziejową cywilizacji Zachodu i prymat jej aksjologii, pochłonięci przez polonocentryzm, mesjanizm, jako wierni potomkowie polskiego romantyzmu, nie dostrzegamy, czy bagatelizujemy wręcz, wagę zachodzących wokół nas zmian o strategicznym, globalnym zasięgu. 
Poniedziałkowe [28.03.2011] wydanie "Gazety Wyborczej" w Polsce, przynosi interesujący, acz nie oryginalny [tematyka ta jest już szeroko obecna w mediach od jakiegoś czasu], artykuł zawierający - na bazie prac analitycznych - ekstrapolację przyszłości ekonomicznej świata [Lubowski A. "Globus przepołowiony"]. 
Charakterystyka nadchodzących, nieuchronnych, a przy tym jak się zdaje dziś obiektywnych zmian, ma niestety negatywną dla nas wymowę, a jej podstawowe parametry sprowadzają się do:

      1. Trwałej utraty przez kraje Zachodu dominującej pozycji ekonomicznej we współczesnym świecie, ze stałą tendencją do dalszej marginalizacji [łączny udział Ameryki Płn. i Europy Zachodniej w światowym PKB spadnie z 41% dziś, do jedynie 18% w 2050 roku].
   2. Jednocześnie trwałej i nieodwracalnej aprecjacji analogicznej roli Azji [jej udział w światowym PKB wzrośnie z 27% obecnie, do 49% w 2050 roku].
     3. Supremacji Chin i Indii na świecie, począwszy od połowy bieżącego stulecia [w 2050 roku, jedynie te dwa kraje mają wytwarzać 43% światowego PKB!!!].
    4. Wzrostu roli i znaczenia już nie tylko krajów tzw. grupy BRIC [Brazylia, Rosja, Indie, Chiny], ale także Nigerii,Meksyku i Egiptu.
     5. Konsekwencją zmian ekonomicznych jest nieuchronny proces erozji dzisiejszego kształtu światowego przywództwa politycznego [czego symbolem wieszczone powszechnie zmniejszenie roli USA].

Cezurą czasową, symbolizującą nadchodzące zmiany mają być następujące daty: 2015r.[Indie trzecią potęgą gospodarczą świata, po USA i Chinach] - 2020r. [Chiny wyprzedzają USA, z elitarnego klubu 10 największych potęg gospodarczych świata wypadają Włochy, na rzecz Korei] - 2030r. [do elity gospodarczej świata dołącza Indonezja, kosztem Francji] - 2040r. [Indie wyprzedzają USA, do czołówki gospodarczej dołącza Nigeria, kosztem Wlk Brytanii] - wreszcie 2050r. [pierwszą potęgą gospodarczą świata Indie, przed Chinami i USA, do "10" wchodzi Egipt, kosztem Niemiec].
Możemy dyskutować o zasadności tak rozumianego determinizmu, przede wszystkim w aspekcie wyznaczonego horyzontu czasowego zmian, roli liderów i innych aktorów procesu, co nie podważa jednak tezy o tym, że świat w poruszanym aspekcie zasadniczo się zmienia. Nadchodząca dominacja Azji wydaje się być jednak nieuchronna.
Otwartą pozostaje natomiast kwestia charakteru zachodzących przemian [czy będą one miały ewolucyjny, czy gwałtowny, konfliktogenny charakter], oraz ich konsekwencji. 
Niewątpliwie poważnym wyzwaniem dla Europy jest jej faktyczna, a nie biurokratyczna, polityczno - ekonomiczna integracja, jako jedyna droga osłabienia skutków azjatyckiej dominacji, co przy istniejących antagonizmach narodowych w Europie, będzie zadaniem niezmiennie trudnym. Europa musi zdecydowanie podnieść swoją konkurencyjność i atrakcyjność, być liderem innowacji, w przeciwnym razie jej zdominowanie jest wyłącznie kwestią czasu.
Nie mniej ważną kwestią w przyszłości będzie konieczność koegzystencji odmiennych na dziś kultur i aksjologii w o wiele większym stopniu i skali, niż w lansowanej przez lata i ostatecznie zakończonej fiaskiem w Europie, koncepcji społeczeństwa wielokulturowego.
Analogicznie otwarta i kontrowersyjna pozostaje sprawa mentalnego przygotowania ludzi Zachodu do czekających nas, a precyzyjnej nasze dzieci i wnuki zmian zachowań, percepcji świata. Czy Europejczycy są gotowi do zmian w aksjologii, do wyrzeczeń, do samoograniczenia poziomu konsumpcji indywidualnej, do odejścia od prymatu indywidualizmu?    
W omawianym wymiarze, brzmiące na pozór jak prowokacja pytanie tytułowe postu, staje się realnym, poważnym wyzwaniem, istotnym zwłaszcza w sytuacji przewidywanej dominacji ekonomicznej Azji na świecie.
Oby nie były proroczymi słowa de Gaulle' a, że tymi którzy pierwsi dokonają prawdziwego zjednoczenia Europy, będą.... Chińczycy!!!! 

     
            

poniedziałek, 28 marca 2011

Czy wiecie, że [2]

            Francja prawie 80% potrzeb energetycznych [precyzyjniej 78,5% bilansu energetycznego Francji] zaspokaja energią pochodzącą z elektrowni atomowych i jest to największy odsetek na świecie.
Łączna moc francuskich elektrowni atomowych to 63 363 MW [w Europie drugie miejsce w kolejności przypada Rosji, która dysponuje 21 443 MW, trzecie Niemcom - 20 339 MW, kolejne miejsca zajmują: Ukraina - 13 107 MW, oraz Wielka Brytania - 10 982 MW].
We Francji działa 58 reaktorów atomowych w 19 elektrowniach, które wytwarzają łącznie 428 mld kWh energii elektrycznej rocznie.
Kluczowa rola we francuskim programie nuklearnym przypada kontrolowanej przez państwo [70% udział w akcjonariacie] firmie Electricite de France [EDF - pod względem przychodów 7 firmie Francji i 52 na świecie, znanej także w Polsce: posiada 10% udział w polskim rynku produkcji energii elektrycznej, właściciel między innymi Elektrowni Rybnik, oraz 20% udział w rynku ciepła sieciowego w Polsce].
EDF to właściciel 20% wszystkich elektrowni atomowych na świecie, a pokojowe wykorzystanie energii nuklearnej i zaawansowana, a zarazem bezpieczna technologia w tym zakresie, stanowi jeden z wyróżników współczesnej Francji.    

niedziela, 27 marca 2011

Wybitni Francuzi [5] - Monteskiusz

           Charles Louis de Secondat de Montesquieu [1689 - 1755], to czołowa postać francuskiego Oświecenia. Filozof, prawnik, pisarz, twórca koncepcji trójpodziału władzy [władza ustawodawcza, wykonawcza i sądownicza], którą zawarł w swojej najsłynniejszej pracy "O duchu praw" ["De l'esprit des lois"], wydanej w 1748 roku.
Z jego rozlicznych wypowiedzi rekomenduję następujące:

  1. Najbardziej potrzebują daniny państwa pogrążające się w słabości; prowadzi to do zwiększania obciążeń, choć coraz trudniej im sprostać.
 2. Niegdyś mienie prywatnych ludzi stanowiło skarb publiczny; obecnie skarb publiczny staje się dziedzictwem prywatnych.
   3. Kto chce rządzić ludźmi, nie powinien ich gnać przed sobą, lecz sprawić, by podążali za nim.
   4. Lepsze jest śmiertelnym wrogiem dobrego.
   5. Ambicja książąt nie jest nigdy tak niebezpieczna, jak nikczemność doradców.
   6. Kto wychwala złego księcia, sam okrywa się niesławą wszystkich niegodziwości, którym w ten sposób przytakuje.
   7. Francuzi nie mówią prawie nigdy o swoich żonach: lękają się, aby się im nie zdarzyło rozprawiać o nich wobec ludzi, którzy znają je lepiej od nich.
    8. To zdumiewające, że bogactwo ludzi Kościoła wzięło swój początek od zasady ubóstwa.
    9. Jakżeż niszczycielski był fanatyzm chrześcijaństwa i islamu. Tylko piórem umoczonym we krwi lub łzach, można opisać jego przerażające skutki.
   10. Co jest prawdą dziś, okazuje się fałszem jutro.
   11. Człowieka prostego, który umie mówić tylko prawdę, uważa się za mąciciela powszechnego spokoju.
  12. Cóż to znaczy: wyznawać umiarkowane zasady ! Uchodzę we Francji za zbyt mało, a w Anglii za nadmiernie religijnego.

Cytaty za: Gluck L.; [1987] de Montesquieu. Myśli. Wyd. PIW. Warszawa.

Minęło już tyle wieków, a powiedzenia i oceny Monteskiusza brzmią jakoś dziwnie współcześnie i aktualnie!!!              

Francuskie symbole [7] - wino

            Francja to drugi [po Włoszech] producent wina na świecie, zarazem jednak uważana jest powszechnie - i moim zdaniem słusznie - za światowego lidera w produkcji win jakościowych. Obecnie areał upraw winorośli we Francji wynosi około 850 tys ha.
Tradycje uprawy winorośli na terenach dzisiejszej Francji sięgają co najmniej 600 r p.n.e. Pierwsze winnice powstały staraniem Greków z miasta Phocaea [to nazwa łacińska, właściwa to Fokaja lub Focja, leżącego w Anatolii, znanego z Odysei Homera - według niego w okolicach tego miasta miały mieszkać syreny. Grecy z Phocaei to także założyciele Marsylii i Alalii na Korsyce].
O ile Grecy sprowadzili kulturę i technologię produkcji wina, o tyle Rzymianie - wykorzystując sprzyjające warunki naturalne - uczynili z uprawy winorośli we Francji prawdziwy przemysł, doprowadzając go bez mała do roli wyróżnika tych terenów.
W upowszechnieniu produkcji wina w kraju galijskiego koguta nad wyraz pozytywną rolę odegrał - począwszy od wieków średnich - Kościół katolicki, który z produkcji wina uczynił znakomite źródło zysków [o roli Kościoła w powstaniu Szampana już wspominałem przy okazji omawiania "bąbelków"].
Nie mniej istotną rolę w rozwoju winiarstwa we Francji odegrali Anglicy, w okresie swego panowania we Francji, zwłaszcza w rejonie Bordeaux i Cognac.

       Francuskie regiony winiarskie - biorąc pod uwagę zróżnicowanie na skutek wpływu warunków naturalnych, a przede wszystkim klimatu - tworzą wyraźnie trzy odrębne strefy:
         1. Bordeaux i Dolina Loary [wpływy Atlantyku]
         2. Płd. Francja i Dolina Rodanu [oddziaływanie Morza Śródziemnego]
         3. Alzacja, Burgundia, Szampania [wpływ klimatu kontynentalnego]

         Zanim w kolejnych postach omówimy francuskie regiony winiarskie i charakterystyczne dla nich wina, kilka zdań o francuskiej klasyfikacji wina.
Pierwsze próby klasyfikacji win we Francji pojawiły się już w połowie XIX wieku, jednak dziś operujemy powszechnie klasyfikacją powstałą w latach 30 -tych XX wieku. Klasyfikacja ta określana mianem Appellation d'Origine Controle [w skrócie AOC, czasami AC], posłużyła za rozwiązanie modelowe w całej U.E.
           Klasyfikacja ta składa się z:
                a]. dwóch oznaczeń win jakościowych:
                    1. Appellation de'Origine Controle [AOC] - to "top de top" wina. Kupując wino z taka etykietą mamy pewność wysokiej jakości, regionu i zastosowanej technologii produkcji trunku.
                    2. Vin Delimite de Qualite Superieure [VDQS] - de facto jest to oznaczenie w fazie schyłkowej, choć ciągle dopuszczalne, ponieważ - w zamyśle twórców klasyfikacji - miało być jedynie etapem pośrednim do statusu AOC.
                b]. jednego oznaczenia wina regionalnego:
                    1. Vin de Pays [VdP] - wino pochodzące wyłącznie z danego regionu, niekiedy - choć przyznać trzeba rzadko - wina tak oznaczone mogą dorównywać jakością AOC!!!
                c]. jednego oznaczenia wina stołowego:
                   1. Vin de Table [VdT] - to oznaczenie podstawowego wina, którego etykieta nie może zawierać żadnych dodatkowych informacji [ zwłaszcza odnośnie regionu, rocznika, nazwy szczepu etc].
            Jakie wnioski praktyczne ma klasyfikacja wina dla przeciętnego konsumenta?
Po pierwsze, powala na dokonywanie świadomych wyborów, na pewien automatyzm w decyzjach zakupowych. Co do zasady, najlepsze jest zawsze wino z AOC na etykiecie. Jego jakości możemy być absolutnie pewni.
Po drugie, chroni -  zwłaszcza początkujących konsumentów - przed nadużyciami, a generalnie skłania do świadomych wyborów [relacja jakości do ceny].
Kupując francuskie i europejskie wino, warto przede wszystkim zawsze pamiętać o znaczeniu skrótu, czy całej nazwy AOC na etykiecie butelki wina. 
Jednakże zwłaszcza w odniesieniu do win francuskich, równie istotną wskazówką jest rocznik oraz nazwa producenta [tu potrzebne jest już pewne wyrobienie konsumenckie, tym niemniej pojęcie Chateau, Maison, czy Domaine w nazwie, wyraźnie wino nobilituje i najczęściej podnosi jakość].
Zapraszam zatem w kolejnych postach do specyficznej formuły enoturystyki [podróży szlakiem winnic we Francji].    
          


               
         
      
    

środa, 23 marca 2011

PJN - jak MNR i MPF we Francji: im też się nie udało

            Opublikowane dziś wyniki sondaży opinii publicznej przed wyborami parlamentarnymi w Polsce, po raz kolejny potwiedzają, że - póki co - PJN nie ma szans na poważne zaistnienie na polskiej scenie politycznej. 
Jeżeli uzmysłowimy sobie także niezrozumiały, by nie powiedzieć kabaretowy bieg spraw w tej formacji w ostatnim czasie [tzw. sprawa europosła Bielana], buńczuczne zapowiedzi liderów partii [tylko my stanowimy alternatywę dla udziału SLD w przyszłym rządzie], aktualne aspiracje liderów tej formacji, uznać trzeba delikatnie za przejaw braku politycznego realizmu.
Już ponad miesiąc temu [15.02.2011 - Historia UDF we Francji, czyli nadzieje i przestroga dla PJN], przedstawiłem swój punkt widzenia na temat szans i strategii PJN. Dziś tylko drobne uzupełnienie.
W istniejącym klinczu w polskim systemie partyjnym, sprowadzającym się do jego zdominowania przez PO i PiS, zwłaszcza po jego prawej stronie, brak perspektyw i szans, przed kolejnym projektem na prawicy, a precyzyjniej na prawo od centrum. Analiza socjologiczna, politologiczna, a przede wszystkim analiza preferencji wyborczych i aksjologii elektoratu jest nieubłagana: nie istnieje na dziś w Polsce zapotrzebowanie na kolejny projekt polityczny na prawicy, jako element komplementarny, a jedynie na projekt co najwyżej substytutywny, na status który PJN nie ma dziś absolutnie szans.
Aby nie być gołosłownym w tej argumentacji, odwołam się znów do doświadczeń francuskich.
Pierwszym przykładem niech będzie historia MPF [Mouvement pour la France - Ruchu na rzecz Francji], powołanego przez Philippe de Villiers' a, skądinąd znakomitego, charyzmatycznego i wyrazistego lidera [a propos, czy PJN ma prawdziwych liderów, mówców zdolnych porwać elektorat?] w 1994 roku, po rozłamie w UDF. Partia oparta zasadniczo na eurosceptyźmie, nigdy nie przekroczyła 5% poparcia, a jej lider w wyborach prezydenckich 2002 roku osiągnął 2,2% głosów [na dziś jest... posłem do Parlamentu Europejskiego z listy Libertas].
Drugim - może jeszcze bardziej dosadnym i wyrazistym - historia MNR [Mouvement national republicain - Ruchu Narodowych Republikanów], partii powołanej przez znakomitego przywódcę, erudytę Bruno Magret'a w 1999 roku po rozłamie w Froncie Narodowym, która funkcjonuje dziś na peryferiach francuskiego systemu partyjnego.
Animatorzy tych partii mieli przekonanie graniczące z pewnością, że odwołanie się do części dotychczasowego elektoratu, zagospodarowanie części aktywu partyjnego partii podlegających rozłamowi, uzupełnione wyrazistością i popularnością społeczną liderów, a nawet skutecznym, społecznie akceptowalnym sprawowaniem przez nich wysokich stanowisk publicznych [de Villers], daje wysokie prawdopodobieństwo sukcesu. Mylili się. Jak pokazuje historia, tak się nie stało. Dlaczego?
Przede wszystkim dlatego, że autorzy przywołanych projektów politycznych przecenili, przeszacowali swoje możliwości rozwojowe.
Także dlatego, że nie docenili znaczenia czynników formalnych, wagi silnego zaplecza kadrowego, a nade wszystko finansowego, w procesie budowania silnych formacji politycznych.
Rozstrzygającym czynnikiem był jednak fakt, że potencjalni zwolennicy nowych formacji nie rozumieli dlaczego mają zmienić swoje dotychczasowe preferencje w obrębie tego samego obozu politycznego [mówiąc lapidarnie: nie znalazła przyzwolenia społecznego idea porzucenia dotychczasowego lidera niezadowolonych - Frontu Narodowego], a z drugiej strony partie te nie miały koncepcji otwarcia i oferty programowej na nowe środowiska, przede wszystkim centrowe.
PJN jest dziś w Polsce w sytuacji analogicznej jak swego czasu MPF i MNR we Francji. 
Własny, dotychczasowy obóz polityczny jest zbyt ciasny na nowy projekt, własne środowisko nie rozumie dlaczego ma zdradzić dotychczas preferowane ugrupowania [straszenie PiS i PO, oraz deprecjacja roli SLD już na pewno nie wystarczy]. Z drugiej strony zaś pryncypialny, ideologiczny brak zdolności do zasadniczych przewartościowań, oraz paraliżujące, strachliwe asekuranctwo wobec centrum - o lewicy już nie wspominając - uniemożliwia PJN dokonania jakościowej zmiany w afirmowanej strategii politycznej.
Czas zatem chyba już ostatecznie rozszerzyć konotację pojęciową skrótu PJN. To miała być silna formacja pod nazwą Polska Jest Najważniejsza, jest zaś efemeryda o przejściowym charakterze pod roboczą nazwą Porażka Jest Nieuchronna, Przyszłość Jest Niepewna. 
Życzę zdolnym przecież liderom tego ugrupowania, aby do ich działań nie przylgnęła etykieta Politycy  Jesteście Niepoważni, a tym bardziej Politycy Jesteście Nieudolni. Ministerialne marzenia czas chyba najwyższy prolongować, by nie powiedzieć że w tym rozdaniu czas o nich bezpowrotnie zapomnieć. A szkoda, wielu Wam kibicowało i trzymało kciuki za powodzenie Waszego projektu.     
                        

poniedziałek, 21 marca 2011

Front Narodowy - nieuchronny fatalizm, czy determinizm przeznaczenia?

            Redakcja "Le Figaro", komentując w dzisiejszym materiale redakcyjnym, zakończoną wczoraj we Francji pierwszą turę [planowanych na 20 i 27 marca] wyborów kantonalnych, czyni to pod znamiennym tytułem: "Wybory kantonalne - ostatni test przed 2012 r." [rokiem wyborów prezydenckich we Francji].
Wybory te, a precyzyjniej ich rezultaty, przechodzą póki co właściwie niezauważalne, z uwagi przede wszystkim na wydarzenia w Libii, a szkoda, bo ich wymowa wykracza daleko poza granice Francji.
Nie wchodząc w omawianie zawiłości francuskiej ordynacji wyborczej [wybory kantonalne odbywają się co trzy lata, w toku których wyłaniana jest połowa tj., nieco ponad 2 tys. członków rad 100 departamentów], zwrócić trzeba przede wszystkim uwagę na ich wyniki [przypominam to dopiero pierwsza tura, ale jej wyniki są najbardziej miarodajne w aspekcie oceny nastrojów społecznych!!!]: zwycięża lewica [PS - Partia Socjalistyczna] - 25% głosów, przed ugrupowaniem tradycyjnej prawicy N. Sarkozy' ego [UMP -Unia na rzecz Ruchu Ludowego] - 16% głosów, oraz Frontem Narodowym - 15,26% głosów, prawdziwym zwycięzcą tej elekcji [Front w stosunku do ostatnich wyborów kantonalnych w 2008 roku, zwiększył ponad trzykrotnie swoją bazę społeczną!!!].
Na czym polega zatem ważność tych wyborów ?
Po pierwsze, w wyborach tych miała miejsce zaskakująco niska frekwencja wyborcza [ostatecznie nie przekroczyła 45% uprawnionych do głosowania], co oznacza istotny regres francuskiej aktywności obywatelskiej i  w oczywisty sposób sprzyja FN [spadająca, niska frekwencja, to naturalny sprzymierzeniec Frontu]
Po drugie, wybory te potwierdzają względnie trwały charakter ewolucji nastrojów i zmianę preferencji wyborczych Francuzów, którzy są gotowi zaakceptować radykalne zmiany i przyzwolić na nie tylko kooptację, ale i jakościową wymianę elity władzy!!! Zauważalne, ogólnoeuropejskie zjawisko aprecjacji partii narodowych, afirmujących tradycyjne wartości w tych trudnych czasach niepewności i kryzysu wszelkich wartości, partii postrzeganych jako antidotum na problemy społeczno - polityczne Europy, przyjmuje rodzaj determinizmu, aktów desperacji, sfrustrowanych coraz bardziej niemocą i brakiem perspektyw społeczeństw.    
Po trzecie, potwierdza się tendencja do zwiększenia wpływów Frontu w wymiarze geograficznym [już nie tylko tradycyjne bastiony, z płn i płd Francji na czele], a przede wszystkim socjologicznym [wyborcą Frontu jest praktycznie co piąty Francuz].
Jeżeli lewica we Francji będzie pochłonięta walką o personalne przywództwo, a kandydatów nie brakuje [M.Auby. S. Royal, L. Fabius, D. Strauss - Kahn], a prawica wesprze Sarkozy' ego wiedząc, że i tak przegra, wybory prezydenckie 2012 roku mogą przynieść sporo niespodzianek!!! Precyzyjniej, jeżeli nie stanie się nic nadzwyczajnego i diametralnie nie zmienią się nastoje społeczne, jeżeli do II tury przyszłych wyborów prezydenckich we Francji wejście przedstawiciel Frontu [Marine Le Pen], jej wynik może być zgoła inny niż w 2002 roku [przypomnijmy, że wtedy historyczny przywódca Frontu: Jean Marie Le Pen, w drugiej turze uzyskał 17% głosów].
Dla mnie jednak najważniejszy jest inny aspekt zakończonej właśnie wczoraj I tury wyborów. Tradycyjne obozy polityczne [prawica - lewica], już dziś wzywają do tworzenia "Frontu republikańskiego" przeciwko skrajnej prawicy. Zwycięża zatem po raz kolejny koncepcja "kordonu sanitarnego" wobec F.N, strategia na jego izolację i ostracyzm polityczny. Nie jestem przekonany czy dziś, a przede wszystkim w kontekście wyborów 2012 roku, strategia ta będzie skuteczną. Tym razem może się okazać, że społeczeństwo francuskie znużone "zużywaniem się" tradycyjnych formacji, ich niską skutecznością w realizacji postulatów społecznych, może skłonić się do aplikacji radykalnej zmiany, w postaci przekazania władzy prawicy narodowej, z nadzieją dynamizacji jakościowego procesu zmian, czemu sprzyjać może niska frekwencja wyborcza.
Doświadczenia Szwajcarii, gdzie od dłuższego czasu zbliżona ideologicznie do Frontu we Francji, narodowa SVP [Szwajcarska Partia Ludowa] skutecznie i z pożytkiem dla obywateli partycypuje w procesie sprawowania władzy, będąc zarazem największą partią polityczną Szwajcarii, może być koronnym argumentem w procesie zmiany zachowań wyborczych obywateli, w procesie "neutralizacji" lęków i obaw jeszcze nie przekonanych do programu Frontu. Skoro bowiem w bogatej Szwajcarii jest to możliwe i skuteczne, dlaczego nie miałoby dawać analogicznych rezultatów gdzie indziej? Przykład efektywności prawicy narodowej w Szwajcarii i jej zdolności do consensusu, także o programowym charakterze, może być atrakcyjną perspektywą, która przeważy ostatecznie nad poprawnością polityczną i schematami zachowań.  
Dlaczego nawiązuję do tej z pozoru odległej nam problematyki ?
Analogiczna sytuacja ma dzisiaj miejsce w Polsce. Partie tradycyjnej prawicy - w perspektywie nadchodzących wyborów parlamentarnych - budują "kordon sanitarny" wobec SLD.
Działanie to przyniesie zupełnie odwrotny efekt od zamierzonego, to absolutnie pewne. W efekcie, nastąpi nadzwyczajna mobilizacja elektoratu lewicy, przy jednoczesnej mizernej w skutkach mobilizacji tradycyjnego elektoratu P.O, bo na jakiej bazie miałaby ona nastąpić? [zasadnym jest skądinąd pytanie czy elektorat ten jeszcze w ogóle istnieje!!!].
Budowanie strategii wyborczej na demonizowaniu i straszeniu PiS, tym razem już też może nie wystarczyć.
Dla jednych, SLD i jej przywódcy, nie mają wystarczających kwalifikacji [P.O], doświadczenia w rządzeniu [PJN], są pryncypialnie nieakceptowalni [PiS]. Tymczasem poparcie społeczne dla lewicy oscyluje w granicach poparcia dla Frontu Narodowego we Francji [15 - 17%].
Jeżeli dodatkowo frekwencja wyborcza w Polsce będzie niska, a moim zdaniem tak się stanie [sprzyjać to będzie jednocześnie PiS i SLD - twarde elektoraty], w rezultacie końcowym bez SLD może nie dać się w Polsce rządzić!!! Co wtedy?
I jeszcze jedno - o tym też już wspominałem w jednym z wcześniejszych postów - jeżeli powstała po najbliższych wyborach koalicja parlamentarna, a w jej konsekwencji rządowa - nie dokona zasadniczych reform i apatia obywateli ulegnie dalszemu zwielokrotnieniu, w Polsce otworzy się perspektywa dla radykalizmu o populistycznym charakterze.
Ludzi coraz mniej interesuje niepodległościowy rodowód, stopień "zażyłości ze styropianem", rola i miejsce zajmowane w 1980 i 1989 roku, "genetyczne" bez mała obciążenie wrogością do Rosji, analogiczna niechęć do Niemiec. Dla Polaków, zwłaszcza młodych, liczy się pragmatyzm i przyszłość, a nie choćby najbardziej chwalebna przeszłość. Dodajmy, że ludzie mają absolutne prawo do takich zachowań i preferencji.
Jeżeli polskie elity polityczne nie przyswoją sobie tej oczywistej prawdy, stopień i charakter zmian jakościowych na polskiej scenie politycznej, dezintegracja aktualnego kształtu polskiego systemu partyjnego i jej zakres, w perspektywie najbliższych 5 - 10 lat może nas wszystkich bardzo zaskoczyć. Może nie powstanie partia a la Front Narodowy we Francji, powstanie natomiast na pewno partia niezadowolonych, sfrustrowanych, zmęczonych i nie ufających retoryce tradycyjnych partii politycznych. Społeczeństwo będzie parło do radykalnych zmian, co znajdzie naturalny wyraz w zachowaniach wyborczych. To absolutnie pewne. Jestem o tym przekonany.....         
       

niedziela, 20 marca 2011

Wybitni Francuzi [4] - Alfred de Vigny

            Alfred de Vigny [1797 - 1863], to francuski pisarz i poeta, czołowy przedstawiciel francuskiego romantyzmu, członek Akademii Francuskiej.

Z jego rozlicznych sentencji, zwłaszcza zawartych w wydanym po śmierci "Dzienniku poety" ["Journal d'un poete"], rekomenduję dwie:

       1. Prawdziwym Bogiem, silnym Bogiem, jest Bóg idei.
       2. Do ludzi którzy rządzą, nie należy żywić ani miłości, ani nienawiści. Należy obdarzać ich uczuciami takimi, jakimi darzy się woźnicę: powozi dobrze, czy źle - nic więcej. Naród zatrzymuje ich lub oddala, zależnie od oceny ich przygotowania.

Zwłaszcza ostatnie powiedzenie, będące w istocie pochwałą pragmatyzmu w zachowaniach wyborczych obywateli, winno być moim zdaniem mottem kampanii wyborczych wszystkich szczebli, pod każdą szerokością geograficzną.     

Czy wiecie, że [1]

            Na opublikowanej przez amerykański Dwutygodnik "Fortune" liście  500 największych firm świata pod względem wielkości przychodów za rok 2010 [Fortune 500], znalazło się 39 francuskich przedsiębiorstw, co daje Francji czwartą pozycję w rankingu, za USA [139 podmiotów], Japonią [71], oraz Chinami [46], a przed Niemcami [37] i Wlk. Brytanią [29] !!!
Największą francuską firmą - w/g kryterium wielkości przychodów jest - obecny także w Polsce - gigant ubezpieczeniowy: Grupa AXA, która jest zarazem 9 firmą świata.
Drugą firmą francuską - wedle tego samego kryterium - jest petrochemiczny Total [14 firma świata], trzecią zaś znany również z aktywności w Polsce holding bankowy - BNP Paribas.
Sześć największych francuskich przedsiębiorstw, do których poza AXA, Totalem, BNP Paribas, należą jeszcze bardzo dobrze kojarzeni w Polsce, ze względu na zakres prowadzonej działalności biznesowej: lider dystrybucyjny Carrefour [4 firma francuska, 22 w światowym rankingu], przedsiębiorstwo energetyczne GDF Suez [analogicznie 5 i 29 pozycja], oraz grupa bankowa Credit Agricole [6 i 36 miejsce], generuje roczne obroty o wartości powyżej 100 mld dol każde.
Rosja w wzmiankowanym rankingu reprezentowana jest przez 6 przedsiębiorstw, z czego najwyżej sklasyfikowanym jest oczywiście Gazprom [50 firma świata]. 
Polska reprezentowana jest jedynie przez klasyfikowany na 398 miejscu PKN Orlen.
       

sobota, 19 marca 2011

Francuskie symbole [6] - Total S.A

            TOTAL S.A, to jeden z 5 - ciu największych światowych koncernów petrochemicznych, lider rynku chemicznego, został założony 28.03.1924 roku jako Compagnie francaise des petroles [CFP], przy silnym wsparciu rządu francuskiego.
Przedsiębiorstwo notowane jest na giełdzie paryskiej od 1929 roku.
CFP, została przemianowana na Total w 1985 roku. Kolejne lata to umiejętne akwizycje, wpierw belgijskiej Petrofiny, a następnie wielka fuzja narodowa z Elf Aquitaine [2000 rok], a w rezultacie stałe podnoszenie wartości rynkowej przedsiębiorstwa.
Od 2003 roku firma powróciła do nazwy Total S.A.
Total jako koncern globalny, obecny jest na 5 kontynentach, w ponad 130 krajach. Jego wyniki ekonomiczne muszą budzić respekt i uznanie: obroty na poziomie 159,3 mld Euro, zysk netto - 10.3 mld Euro [dane za 2010 rok, z oficjalnych dokumentów koncernu].  
Koncern znany jest także ze wspierania sportu samochodowego [sponsor Rajdu Paryż - Dakar, obecnie Dakar], a użytkownikom samochodów z  faktu, że jest olejem zalecanym dla samochodów Grupy PSA [Peugeot - Citroen].
W Polsce koncern jest szeroko obecny jako konglomerat petrochemiczny, choć stosunkowo słabo kojarzony [niska rozpoznawalność marki], z uwagi na brak kluczowego nośnika reklamowego, w postaci sieci firmowych stacji benzynowych. Total przygotowywał swoją wielką ekspansję na rynku polskim, której punktem wyjścia miał być zakup na początku lat 90 - tych ubiegłego wieku Rafinerii Gdańskiej [obecnie Grupa Lotos]. Niestety, na skutek stanowiska polskiego rządu nie doszło do realizacji tego projektu, a szkoda. W rezultacie, rynek polski przestał być dla tego globalnego koncernu jednym z rynków priorytetowych. Już jednak za naszą zachodnią granicą jest nader widoczny, nie mówiąc o Francji i Afryce, gdzie Total jest po prostu królem !!!
Od dłuższego czasu - zwłaszcza po problemach światowych potentatów: Royal Dutch/Shell Group [z oszacowaniem pozostających w jego dyspozycji złoż ropy naftowej, co wpłynęło na obniżenie wyceny Grupy], oraz BP [katastrofa ekologiczna w USA] - spekuluje się o możliwej fuzji, a precyzyjnie przejęciu przez Total jednej z tych firm. Znacznie wyższa efektywność ekonomiczna Totala w porównaniu do konkurencji, uzasadnia ten projekt także w wymiarze ekonomicznym. Gdyby do tego doszło - czemu osobiście kibicuję - powstałby prawdziwy gigant z europejskim rodowodem. 
Miałem przyjemność i zaszczyt pracować w nielicznej grupie ludzi [niespełna 10 osób], która wprowadzała produkty firmy Total [przede wszystkim oleje samochodowe] na rynek Polski, w pierwszej połowie lat 90 - tych XX wieku. Wspominam z dumą i rozrzewnieniem ten okres, jako czas nauki marketingu i zasad rynkowych w praktyce, jako znakomitą szkołę biznesu. Totalowi wiele osobiście zawdzięczam.    

piątek, 18 marca 2011

Francuska ofensywa polityczna w sprawie Północnej Afryki

           4 - go maja 1939 roku, w czasopiśmie "L'Oeuvre", Marcel Deat [1894 - 1955], francuski polityk, do 1932 roku socjalista [SFIO], następnie neosocjalista, a w końcu faszysta, kolaborant i minister w rządzie Vichy [1944], opublikował słynny artykuł pod jakże znamiennym tytułem: " Mourir pour Danzig" ? ["Czy warto umierać za Gdańsk" ?]. Główna teza artykułu sprowadzała się do stwierdzenia, że Francja w dobrze pojętym interesie własnym - ale i Europy - powinna dążyć do uniknięcia wojny z Niemcami, z powodu Polski.
Czym skończył się tak pojmowany francuski pacyfizm powszechnie wiadomo, a kamienie milowe tej bolesnej dla Francji nauki, o traumatycznym charakterze stanowią: wpierw upokorzenie w wojnie obronnej 1940 roku, kolaboracja z Niemcami czego symbolem Vichy, wreszcie Wolni Francuzi de Gaulle'a i powrót Francji na należne jej miejsce w panteonie wolnych narodów.
Francja potrafiła i potrafi wyciągać wnioski z najbardziej nawet bolesnych doświadczeń swojej historii. 
Stanowisko Francji wobec ruchów rewolucyjnych które ogarnęły Bliski Wschód i Afrykę z początkiem tego roku [częściowo pisałem już o tym w poście z 30.01.2011 roku pod tytułem: Francja a zrewoltowana Afryka - casus Afganistanu się powtórzy?], od początku było zgoła inne niż w latach poprzedzających wybuch Drugiej Wojny Światowej.
Francja rozumiejąc istotę tych ruchów, a zarazem mając świadomość swojej szczególnej roli w tej części świata i realizując swoje mocarstwowe aspiracje, podjęła się trudnej, a zarazem odpowiedzialnej misji w tych konfliktach. Francja wstrzemięźliwa wobec operacji NATO w Afganistanie, zdecydowanie niechętna wobec interwencji w Iraku, stała się awangardą działań przeciwko krwawej wojnie domowej w Libii.  
To Francja jest animatorem międzynarodowych działań mających obronić rewolucję libijską. To Francja zainicjowała odważne i nie wszędzie póki co rozumiane oraz akceptowane decyzje o uznaniu - jako pierwszy kraj na świecie - Narodowej Rady Libijskiej za jedynego prawowitego przedstawiciela narodu libijskiego i ustanowiła swoją ambasadę w Bengazi.
To Francja wreszcie, drogą szczególnej aktywności dyplomatycznej doprowadziła do uchwalenia przez Radę Bezpieczeństwa ONZ wpierw sankcji, a następnie zgody na militarną obronę libijskiej rewolucji, czego praktycznym wyrazem zbudowanie koalicji do obrony - nawet w wymiarze militarnym - demokratycznych zmian w Libii. Działaniami tymi uchroniła zarazem przed kompromitacją ONZ postrzegany coraz powszechniej jako zbiurokratyzowany i sparaliżowany decyzyjnie organizm, niezdolny do szybkiego wypracowania consensusu w kluczowych sprawach. 
Kryzys Libijski daleki jest od rozwiązania. Nie można wykluczyć, że jego zakończenie wiązać się będzie z interwencją militarną pod auspicjami ONZ w tym kraju.
Jedno jest pewne: to inicjatywie i aktywności Francji zawdzięczamy, że Libia nie stanie się Jugosławią początku lat 90 - tych XX wieku.
W Bengazi, poza sztandarami "nowej Libii", najczęściej powiewają dziś flagi francuskie, a portrety prezydenta Sarkozy'ego cieszą się większą estymą niż we Francji. Rozumiem to. Francja zdaje dziś swój wielki egzamin z międzynarodowej odpowiedzialności, szybkości reagowania i zdolności do organizowania wspólnoty międzynarodowej dla wyższych celów. Egzamin ten zdaje celująco. 

.       
        

niedziela, 13 marca 2011

Wybitni Francuzi [3] - Maurice de Talleyrand

           Charles - Maurice de Talleyrand - Perigord [1754 - 1838], Książe Benewentu, biskup [do czasu, choć zarazem zwolennik desekularyzacji dóbr kościelnych na cele państwa], wielokrotny Minister Spraw Zagranicznych Francji [okres Dyrektoriatu, Napoleona], przyczynił się jednocześnie do upadku Pierwszego Cesarstwa, jak i Restauracji Burbonów; w końcu nader skutecznie bronił interesów Francji, na Kongresie Wiedeńskim [1815].
Dla jednych bohater, który uratował pozycję międzynarodową Francji po upadku Napoleona, dla drugich symbol koniunkturalizmu, skrajnego pragmatyzmu i prywaty w życiu publicznym.
(Zainteresowanym szerzej ta postacią, polecam lekturę biografii Talleyrand'a: Orieux J.; [1989]; Talleyrand.; Wyd. PIW. Warszawa.)
            W wyborze jego rozlicznych sentencji i powiedzeń, za najciekawsze uważam:

              1. Jest oręż straszniejszy niż oszczerstwo: to prawda
              2. Nie mówcie o sobie nigdy źle; Wasi przyjaciele powiedzą o Was zawsze wystarczająco wiele
              3. Nigdy nie jesteś równie odległy od celu, jak wtedy, gdy sam nie wiesz dokąd zmierzasz
             4. Nie czynię sobie bynajmniej zarzutów z faktu, że służyłem wszystkim reżimom począwszy od Dyrektoriatu aż do chwili kiedy kreślę te słowa, ponieważ postanowiłem służyć Francji, a nie jej reżimom.
            5. Aby uniknąć kontrowersji ostatni cytat - za w/w autorem biografii Talleyrand' a przytoczę wiernie, w szerszym kontekście:

"[...] Trzeba nakłonić Cesarza - mówił - żeby porzucił myśl o Polsce. Z tymi ludźmi nie da się nic zrobić. Z Polakami organizuje się wyłącznie bałagan [...]" cyt. wyd.; s. 419.

W przypadku ostatniej sentencji, wyłącznie Państwu - czytelnikom mojego bloga pozostawiam osąd, czy to prawda i proroctwo oparte na daleko idącym realiźmie, oraz umiejętności wnikliwej obserwacji, obraza i zniewaga zasługująca na emocjonalną odpowiedź, czy wreszcie nie odpowiadająca rzeczywistości ocena naszego charakteru narodowego, na którą - wobec powszechnej świadomości jej kłamliwego charakteru - nie warto w ogóle reagować.
Jest wszakże faktem bezspornym, niezależnie od upływu czasu, że Talleyrand pozostaje jedną z najbardziej kontrowersyjnych postaci francuskiej i europejskiej polityki, synonimem nad wyraz skutecznego polityka w realizacji celów strategicznych państwa w polityce zagranicznej, wszelkimi dostępnymi środkami.

    

   

Francuskie symbole [5] - Armagnac

            Armagnac [Armaniak], to najstarszy europejski trunek, pozyskiwany na drodze destylacji. Pierwsze udokumentowane wzmianki o nim pochodzą z 1461 roku !!!
Armaniak jest winiakiem, bardzo często mylonym z koniakiem [być może także dlatego,  że oznaczenia na butelkach są tożsame, łudząco podobne do koniaku: VS, VSOP, XO i oczywiście Napoleon !!!]. Tymczasem między armaniakiem, a koniakiem występują istotne różnice:
          1. Po pierwsze, armaniak pochodzi z pięknej, historycznej, zasadniczo różnej od regionu Cognac krainy - Gaskonii [jadąc w Pireneje trzeba koniecznie ją odwiedzić, to prawdziwe cudo, jeszcze do niej wrócimy !!!], a prawo do nazwy mają wyłącznie producenci z trzech obszarów: a]. Bas Armagnac [region produkujący najlepszy, najbardziej szlachetny trunek], b]. Tenareze [region największego wolumenu produkcji] i c]. Haut Armagnac.
          2. Po drugie, armaniak powstaje z maksimum 10 szczepów wyłącznie białego wina, wśród których kluczowe znaczenie odgrywają dwa: 1]. Ugni Blanc i 2]. Baco
              3. Po trzecie, armaniak to efekt wyłącznie jednorazowej destylacji i jest prawie zawsze mieszanką roczników
             4. Po czwarte, armaniak przechowywany jest i być musi wyłącznie w beczkach z czarnego dębu, pochodzących - a jakże - wyłącznie z Gaskonii
        5. Po piąte wreszcie, istotną różnicą jest fakt, że armaniak oparł się globalizacji. Choć znany powszechnie na świecie, w jego produkcji nie dominują - jak to ma miejsce w przypadku koniaku i szampana - wielkie grupy kapitałowe o ponadnarodowym charakterze, właściciele globalnych marek. Produkcja armaniaku jest zatomizowana, a wśród jej producentów brak zdecydowanego lidera.

              Będąc w Bas Armagnac, miałem prawdziwą przyjemność odwiedzić jednego z najlepszych, najbardziej znanych producentów: Chateau du Tariquet, producenta, którego tradycje sięgają 1683 roku, w Eauze. To rodzinne, bardzo dobrze zarządzane przedsiębiorstwo, stanowiące własność rodziny Grassa [od 1912 roku, obecnie firmą zarządza już 4 generacja], uprawia winogrona na powierzchni 900 ha, produkując rocznie ponad 8 mln butelek tego wspaniałego, szlachetnego trunku. Już sama oryginalna siedziba firmy [prawdziwe chateau !!!] budzi respekt i  robi niezapomniane wrażenie.
Jak zawsze we Francji wspaniale przyjęci przez przedstawiciela właściciela: Dyrektora Sprzedaży Panią Severine Chomat, mieliśmy okazję i przyjemność zapoznać się z procesem produkcyjnym, składowaniem, a przede wszystkim zdegustować te wspaniałe trunki. Mnie osobiście najbardziej  przypadł do gustu Chateau du Tariquet XO.
W Chateau du Tariquet spędziliśmy znakomity, pełen wrażeń, niezapomniany dzień. Zachęcam wszystkich do wizyty u jednego z wielu producentów Armagnac w Gaskonii. Jak zawsze rekomenduję wcześniejsze zaanonsowanie swojej wizyty. Jak w każdym inny regionie Francji, można liczyć na wspaniałą gościnność, ciepłe przyjęcie i wielką cierpliwość właścicieli w prezentowaniu tajników produkcji. Walory i doznania smakowe zaś przy degustacji armaniaku, jak i wcześniej koniaku i calvadosu, pozostaną niezapomniane i spowodują naturalny i pożądany - a przeze mnie rekomendowany - odruch obronny przy spożywaniu naszych rodzimych destylatów. Mimo, że armaniak - choć nie do końca zasadnie, z powodów przede wszystkim o marketingowym charakterze - postrzegany jest jako produkt mniej prestiżowy niż koniak, zachęcam do "trwałej, wiernej przyjaźni z nim", naprawdę na to zasługuje. Osobiście - jak i z koniakiem - jestem z nim w iście braterskich więzach.    
              

piątek, 11 marca 2011

Wybitni Francuzi [2] Rene Descartes

            Kartezjusz [1596 - 1650], bo o nim mowa, to wybitny, wszechstronnie uzdolniony, francuski uczony i filozof, a przede wszystkim racjonalista. 
Niezrozumiały i niedoceniany przez mu współczesnych [jego dzieła znajdowały się na kościelnym Indeksie Ksiąg Zakazanych, obowiązywał go także zakaz propagowania jego idei, ogłoszony przez króla Francji], stanowi od wieków ponadczasową, jedną z najjaśniejszych kart światowej nauki.

Z jego najsłynniejszych, najbardziej znanych powiedzeń wybieram trzy:

         1. Cogito ergo sum - myślę, więc jestem
         2. Istniejesz, zatem i wiesz, że istniejesz, a o tym wiesz dlatego, że wątpisz
         3. Roztropność nakazuje, nigdy nie ufać w zupełności tym, którzy nas choć raz zawiedli

Zwłaszcza tą ostatnią sentencję rekomenduję polskim elitom politycznym i rządzącym. 
Do niedawna jeszcze myślałem, że problem braku zaufania do państwa i jego instytucji dotyczy wyłącznie przeszłości, a w Polsce warunkowany jest i potęgowany przede wszystkim względami historycznymi [długi czas braku własnej państwowości spowodował, że dla wielu generacji państwo było z natury obcym narzędziem].
Myliłem się.
Brak stabilności, przewidywalności i pewności, relatywizm wszelkich relacji między obywatelem, a państwem i jego instytucjami - także w kontekście ostatnich decyzji i działań wobec Otwartych Funduszy Emerytalnych [OFE] w Polsce - uprawnia do zadania pytania o daleko idących konsekwencjach: czy Polak może ufać Państwu Polskiemu ? 
Oby po raz kolejny nie okazało się, że lojaliści czy legaliści [mniejsza zresztą o semantykę] tj. wszyscy ci którzy pracują i prowadzą działalność gospodarczą legalnie, płacą legalnie wszystkie wymagane prawem daniny na rzecz państwa, nie wyszli na tym w dalszej, lub bliższej przyszłości, jak przysłowiowy Zabłocki na mydle. 
Gdyby tak było, to będzie to porażka nie tylko Kowalskich. To będzie przede wszystkim klęska instytucji państwa, o fatalnych, dalekosiężnych skutkach.
Co do kartezjańskiej percepcji roztropności zaś, ta ujawni się niewątpliwie w zachowaniach wyborczych polskiego elektoratu, teraz, w ciągu tej kampanii wyborczej do parlamentu polskiego, jak i w przyszłości. 

środa, 9 marca 2011

Ministerialne doświadczenie kluczem do urzędu Premiera RP - PJN, Wy w to naprawdę wierzycie ?

           W dzisiejszym wydaniu dziennika "Rzeczpospolita" przeczytałem wywiad z Joanną Kluzik - Rostkowską, liderem PJN, pod tytułem "Lewicę może zatrzymać tylko PJN".
Nie chcę silić się na oceny wyborczych szans PJN, ani recenzować programu tego ugrupowania z punktu widzenia atrakcyjności przeciętnego wyborcy. Miarą uznania społecznego pozostają niewątpliwie wyniki sondaży... Jedno jest pewne: do ekstraklasy polskich partii politycznych partia ta póki co nie należy, choć ma - co absolutnie zrozumiałe - takie aspiracje. Pozostając w terminologii sportowej, w tym sezonie, Polska Jest Najważniejsza prezentując aktualną formę, przy takim składzie sztabu trenerskiego, braku specjalistów od odnowy biologicznej, nie ma moim zdaniem nawet szans gry w barażach o ekstraklasę. A szkoda - bo jak pisałem już jakiś czas temu, PJN mógłby - po spełnieniu określonych warunków - odegrać istotną, pozytywną i ożywczą dla polskiego systemu partyjnego rolę,  przede wszystkim jako partia centrowa, prawdziwa alternatywa dla obecnych podmiotów dominujących.
Osobiście dziwi mnie jednak, żeby nie powiedzieć drażni, stawianie po raz kolejny kwestii ambicji politycznych lewicy i jej lidera do stanowiska Premiera RP, a przede wszystkim podnoszone w tej materii, także w tym wywiadzie argumenty, cytuję: "[...] Premierem nie może być człowiek, który nie był nawet wiceministrem[...]".

Sympatyczna Pani Poseł !!! Może, może, spokojna głowa !!!

Stawianie takiego argumentu, takiego cenzusu starań o stanowisko premiera, o w istocie poza merytorycznym charakterze, jest w mojej ocenie przejawem Waszej bezradności. 
Chciałbym przypomnieć liderom PJN, że Kanclerz Konrad Adenauer [1876 - 1967] był jedynie Nadburmistrzem Kolonii [1917 - 1933], a w latach 1933 - 1945 pozostawał w ogóle poza polityką, a o tym jak wielkim był kanclerzem, o jego zasługach i roli w budowie potęgi powojennych Niemiec, chyba nie trzeba nikogo przekonywać !!!
Chciałbym przywołać - a jakże - francuski przykład: Generał de Gaulle, był Podsekretarzem Stanu w rządzie P. Reynaud'a jedynie 11 dni kalendarzowych [od 5.06 do 16.06.1940 roku], a o jego zasługach i sprawności w rządzeniu, w odbudowie pozycji Francji, także nie jest zasadnym dyskutować !!!
Życzę wszystkim potencjalnym kandydatom PJN, tym doświadczonym ministrom i vie ministrom, których sporo w tej formacji, aby ich dokonania w rządzeniu w przyszłości, były takie jak wspomnianych dwóch wielkich postaci [a podobne przykłady można mnożyć, o naszym Premierze Mazowieckim i Jego dokonaniach  nie wspominając] !!!
Krajem, państwem można rządzić bez ministerialnego doświadczenia skutecznie, efektywnie, z wielkim sukcesem. Jeżeli Wam się wydaje, że nie można, jeżeli w ten sposób chcecie porządkować i organizować polska scenę polityczną, czyniąc z ministerialnej teki klucz do władzy, jeżeli wydaje Wam się, że tylko udział w rządzeniu w przeszłości daje należytą rękojmię do starań o najwyższe urzędy publiczne, to żyjecie w świecie niebezpiecznej dla Was, ale i dla Nas iluzji !!!  Odwołując się do sformułowania klasyka gatunku: nie idźcie tą drogą !!! 
Szanowne Panie, Szanowni Panowie z PJN, poniechajcie proszę tę w istocie niepoważną argumentację. Nie komunikujcie publicznie, że stawiacie takie kryterium kooptacji, taki charakter cenzusu udziału w najwyższej władzy wykonawczej, bo nie tylko nie zatrzymacie lewicy, ale skutecznie zepchniecie siebie poniżej progu wyborczego.
Staniecie się "partią byłych", może w niektórych przypadkach nawet niezłych, wpierw ministrów i viceministrów [taki status macie już dziś], a niedługo byłych parlamentarzystów. Rozmawiajcie merytorycznie, prezentujcie swoją koncepcje Polski na tle projektów konkurencyjnych - jak przystało na ugrupowanie z Waszym potencjałem i erudycją Waszych członków chyba, że Waszym celem jest utworzenie Towarzystwa Wzajemnej Adoracji. 
Osiągnięcie tego celu, bez radykalnej zmiany nastawienia, bez natychmiastowej zmiany strategii i koncepcji prowadzenia kampanii wyborczej jest naprawdę bliskie. Podpowiadam Wam to szczerze, od serca, bez zacietrzewienia politycznego i co ważne... całkowicie za darmo !!!      

sobota, 5 marca 2011

Radykalizm we Francji rośnie w siłę, jakie wnioski dla Polski ?

            Według sensacyjnego sondażu Harris Interactive przeprowadzonego  w dniach 28.02 - 3.03 br. na zlecenie "Le Parisien" i opublikowanego dziś na stronach internetowych gazety, w najbliższych wyborach prezydenckich we Francji w 2012 roku, w pierwszej ich turze, najlepszy wynik wyborczy osiągnie lider Frontu Narodowego - Marine Le Pen [23% głosów w pierwszej turze], wyprzedzając urzędującego Prezydenta Republiki Nicolas'a Sarkozy'ego [21% głosów] i przywódcę socjalistów Martine Auby [21% głosów] !!!! Sondaż ten potwierdza trwały charakter ewolucji nastawienia wyborczego Francuzów i rosnące wpływy prawicy narodowej we Francji.
Rosnące poparcie społeczne dla Frontu Narodowego, nie jest i nie powinno być dla nikogo niespodzianką. Francuzi zmęczeni i zniechęceni niską efektywnością aktualnych rządów, brakiem postępu w  walce z narastającymi problemami społeczno - politycznymi i ekonomicznymi, szukają realnej alternatywy i wyrażają gotowość demokratycznego przekazania władzy prawicy narodowej [dla niektórych skrajnej prawicy]. 
Jeżeli aktualne nastawienie elektoratu we Francji zyska trwały charakter - co wydaje się być wielce prawdopodobnym - wybory prezydenckie 2012 roku we Francji przyniosą absolutnie nową jakość.
Jakie z opisanej sytuacji wypływają wnioski dla Polski ? Proste i oczywiste.
Jeżeli polskie elity polityczne nie zaproponują realnego programu zmian aktualnej sytuacji społeczno - politycznej w Polsce, programu modernizacji w szeroko pojętej sferze ekonomii, skutkującego radykalną zmianą i poprawą położenia społecznego "przeciętnych" Polaków, w ciągu najbliższych czterech lat pojawi się w Polsce nowa siła polityczna, która - odpowiadając na zapotrzebowanie społeczne - wpierw zagreguje interesy niezadowolonych, a następnie na drodze demokratycznych wyborów sięgnie po władzę !!! 
Warto, aby obecne oligarchie partyjne miały tego świadomość. Z pewnością uda się jeszcze wygrać w "starych" relacjach tegoroczne wybory parlamentarne. Jeżeli jednak w ich wyniku nie powstanie rzeczywista koalicja "odnowy Polski", z trudnym, ale radykalnym programem zmian, zasadniczy demontaż polskiego systemu partyjnego w obecnym jego kształcie, jest tylko kwestią czasu.
Mówiąc wprost: jeżeli wyłoniona w toku najbliższych wyborów parlamentarnych koalicja rządowa nie będzie miała realnego planu naprawy Polski, a następnie z żelazną konsekwencją nie zacznie go wdrażać, w Polsce dojdzie do głosu radykalizm o populistycznym, bądź nacjonalistycznym charakterze. 
Miejsce na mapie politycznej w 1981 roku, bliskość "styropianu", lustracja, dekomunizacja, stosunek do Kościoła, relacje z Rosją, przestaną mieć znaczenie. Liczyć się będzie wyłącznie fakt, że nie jest się kojarzonym z dotychczasową nieudolną w odczuciu społecznym władzą, pojawi się zapotrzebowanie na radykalny program działania, a radykalizm jako formuła politycznego działania może zyskać przyzwolenie społeczne.
Warto, aby świadomość nieuchronności narastania społecznego determinizmu i niechęci do obecnych partii politycznych w przypadku rzeczywistego braku radykalnego programu zmian Rzeczypospolitej po wyborach parlamentarnych 2011 roku, towarzyszyła praktyce funkcjonowania polskich elit politycznych. Nadchodzi godzina prawdy Panie i Panowie !!! Jak w grze w karty: elektorat najpierw powie sprawdzam, a następnie odbierze prawo tasowania dotychczasowym rozgrywającym, a może nawet - w akcie desperacji -  odebrać karty i stoliki do grania !!!               

piątek, 4 marca 2011

Przyszła koalicja rządowa w Polsce - temat tabu, zarazek dżumy, czy "gorący kartofel" ?

           W kontekście zbliżających się wyborów parlamentarnych w Polsce i wyników aktualnych sondaży odnośnie preferencji wyborczych Polaków [na ich podstawie można ekstrapolować, że czeka nas po wyborach nieuchronnie rząd koalicyjny], kluczową kwestią staje się zdolność koalicyjna polskich partii politycznych.
Na dziś, mając na względzie fundamentalne różnice, oraz animozje o personalnym charakterze na polskiej prawicy [PiS, PJN (z zastrzeżeniem, że ugrupowanie to przekroczy próg wyborczy), PO], trudno sobie wyobrazić powstanie prawicowej koalicji rządowej.
W centrum, PSL udowodniło w ostatniej dekadzie zdolność koalicyjną zarówno z lewicą [SLD], jak i z prawicą [PO].
Na lewicy, uzasadnione wynikami sondaży aspiracje do rządzenia zgłasza SLD, który może odegrać rolę "języczka u wagi", a w aktualnej sytuacji kreuje się do roli jedynej alternatywy wobec PO i PiS.
Jak zatem może i powinna wyglądać przyszła koalicja rządowa ?
Jej kształt i skład determinowany jest i będzie konsekwencją frekwencji wyborczej: im niższa, tym większe znaczenie "bastionów wpływów" - "twardego elektoratu", co preferuje PiS i SLD, do pewnego stopnia także PSL, wyraźnie defaworyzując przy tym PO [zwłaszcza w kontekście afirmowanej w ostatnich tygodniach wrogości tej partii wobec elit, a przede wszystkim jej odejścia nie tylko od liberalnego programu, ale programu w ogóle, na rzecz trwania u władzy, czego skutkiem masowy odwrót młodego elektoratu].
Niepokój musi budzić jednak "pryncypialność" a la Robespierre polskich partii, w kontekście nieuchronności koalicji.
SLD deklaruje fundamentalną niechęć wobec PiS, twierdząc obrazowo, że nie może zawrzeć koalicji z PiS, bo byłaby to koalicja "na grobie B. Blidy".
Dla PO i PJN, Sojusz Lewicy Demokratycznej z kolei jest obcy aksjologicznie, a przynajmniej jego przywódca nie ma kwalifikacji do rządzenia ze względu na słabe przygotowanie merytoryczne - wykształcenie [zdaniem PO, a propos przypominam, że premier Tusk skończył bodaj historię.. zaocznie], oraz brak praktyki ministerialnej [opinia PJN].
Zwłaszcza stanowisko części PJN brzmi nieco egzotycznie, choć wiadomo, że stawiając taki cenzus udziału we władzy, część przedstawicieli tej partii myśli przede wszystkim o sobie, o uprzywilejowaniu własnej pozycji [byłych ministrów i vice ministrów tam bez liku]. Na marginesie, w Polsce nadchodzi chyba czas - z uwagi na bezradność władzy - że doświadczenie publiczne, piastowanie stanowisk ministerialnych, w opinii publicznej będzie okolicznością obciążającą, traktowane będzie jako wyraz niskiej przydatności, niż rekomendacja do sprawowania władzy.
O stosunkach PO - PiS i odwrotnie lepiej nie wspominać, bo mają one charakter obsesji, permanentnej wojny, chyba o generacyjnym charakterze.
Czego zatem winniśmy oczekiwać - w tej sytuacji - od głównych partii politycznych w Polsce ?
Wydaje się, że przede wszystkim odpowiedzialności. Elektorat [naród] jest suwerenem, a nie mięsem armatnim, nie może być traktowany instrumentalnie, jako wyłącznie trampolina do władzy przez oligarchie partyjne. Wyborca ma prawo oczekiwać jasnej, opcjonalnej odpowiedzi na pytanie po co [dlaczego] mam głosować na dane ugrupowanie, jaki będzie przyszły rząd i jego program. To kwestia fundamentalna ładu demokratycznego i zaufania do partii politycznych.
Obawiam się jednak, że przy aktualnej sytuacji, preferencjach wyborczych Polaków i nastawieniu elit politycznych, brak zdecydowanego zwycięzcy najbliższych wyborów parlamentarnych w Polsce, zdolnego do samodzielnego rządzenia, oznaczać będzie w praktyce kolejne 4 lata jałowych sporów, brak istotnych, niezbędnych jak tlen do życia zasadniczych reform. Czy nas na to stać ?
Cierpiącym na "alergię" SLD i "pryncypialną genetyczną niechęć" wobec innych podmiotów w obozie prawicy  chciałbym przypomnieć - a jakże - francuskie doświadczenia.
We Francji komuniści [FPK] byli u władzy [ w rozumieniu udział w koalicji rządowej i rządzie] zarówno bezpośrednio po wojnie, w trójpartyjnym gabinecie de Gaulle' a [1945 -1946], jak i  w dekadzie lat 80 - tych XX wieku, w koalicji z socjalistami. Ich obecność - z uwagi na uwarunkowania społeczno - polityczne - stabilizowała nastroje i pozwoliła przeprowadzić niezbędne reformy. Francja się nie zawaliła, świat się nie zawalił, a lewica komunistyczna udowodniła, że jest odpowiedzialna i przewidywalna politycznie, oraz że ... najlepiej czuje się w roli opozycji i cenzora władzy.
Prawica francuska, widząc zagrożenie dla swojej pozycji politycznej - nie zawahała się poprzeć kandydatów prawicy narodowej [Frontu Narodowego - np. Marie France Stribois, co prawda na poziomie wyborów municypalnych, ale jednak], aby zatrzymać pochód lewicy [symbolem tego wybory lokalne w Dreux w 1983 roku]. Było to co prawda niezgodne z poprawnością polityczną, ale służyło strategicznemu interesowi prawicy francuskiej. Na marginesie, w najbliższych latach we Francji, to Front Narodowy może być prawdziwym arbitrem wyników wyborów rozmaitych szczebli. Uwzględniając jego poparcie społeczne [aktualnie 15 - 20% elektoratu] oraz stan nastrojów społecznych można w pełni odpowiedzialnie założyć, że bez FN [zwłaszcza po generacyjnej zmianie przywództwa], jego wsparcia, rządzenie może być dla prawicy  we Francji niemożliwe. Zresztą dopuszczenie Frontu do partycypacji w sprawowaniu władzy [bez względu na jej formę, z preferencją raczej do pozarządowego wsparcia] może być żywotnym interesem całego francuskiego systemu partyjnego [zapobiegnie anty- systemowej ewolucji tej partii i wykluczeniu z życia politycznego co piątego Francuza].
Ostracyzm polityczny to droga do radykalizmów. Cóż, trzeba jednak wielkości i dalekowzroczności de Gaulle'a, pragmatyzmu Mitterrand'a, aby rozumieć wyzwania i zdołać im podołać. 
Panie i Panowie - liderzy ugrupowań politycznych w Polsce, może czas na opamiętanie, na konstruktywne spojrzenie na przyszłość i sojusze powyborcze, na zatrzymanie degradacji dróg porozumienia ? Dla dobra wspólnego na pewno warto. Świat i Polska nie kończy się na wyborach tego roku. Przyjdą następne, a wyrażona w toku głosowania ocena przez elektorat może być bezlitosna i oznaczać Wasze trwałe wykluczenie z życia publicznego. To może być w konsekwencji prawdziwa, społeczna lustracja.
Apeluję o refleksję i opamiętanie, póki na to czas !!!                    

czwartek, 3 marca 2011

Beatyfikacja Jana Pawła II - czas narodowego consensusu, czy zacementowania polskiego rozdarcia ?

           Z przykrością i zdumieniem odbieram ostatnie informacje odnośnie proponowanego przez Prezydenta RP składu delegacji polskiej [przyznajmy nieformalnej] na majowe uroczystości beatyfikacyjne Jana Pawła II w Watykanie. Jeszcze bardziej dziwi mnie przyjęte uzasadnienie ze strony Kancelarii Prezydenta RP.
Nieco upraszczając, Prezydent RP na narodową pielgrzymkę, na pokład swojego samolotu, zaprosi między innymi wszystkich byłych Prezydentów RP i Premierów, z wyjątkiem..... Prezydenta Jaruzelskiego, motywując to [ustami swego ministra S. Nowaka] faktem, że gen Jaruzelski nie został wybrany w wyborach powszechnych !!!.
Co za obłuda !!!
Czy mam rozumieć, że ostatni Prezydent RP na Uchodźctwie Ryszard Kaczorowski, gdyby nie zginał tragicznie w Katastrofie Smoleńskiej, też nie zostałby zaproszony z tego samego powodu?
Miejcie Panowie cywilną odwagę się przyznać, że chodzi o zupełnie coś innego !!!
Jakiś czas temu pisałem na blogu o determiniźmie pojednania narodowego, o historycznej konieczności, wymogu wręcz, narodowej zgody wobec wyzwań, które przed nami. Przedstawiałem francuskie doświadczenia w tym względzie i zbawienne społeczne skutki procesu pojednania dla miejsca Francji we współczesnym świecie. Niestety, rycząca rzeczywistość dowodzi, że trwamy w Polsce w okowach niezrozumiałych - zwłaszcza dla młodego pokolenia - historycznych podziałów.
Panie Prezydencie !!! Pan nie musi bać się przegranych wyborów bo te, które Pana dotyczą odbędą się dopiero za cztery lata !!! Już dziś jednak zaryzykuję stwierdzenie, że jeżeli Pańska Prezydentura nie będzie odważna, nie będzie Prezydenturą Przełomu [a widzę, że póki co, niestety nie będzie, a szkoda !!!], szanse na reelekcję widzę bardzo mgliście...
Polska potrzebuje nowego projektu politycznego, wychodzącego poza historyczne determinanty, osadzonego silnie na realiach społeczno - ekonomicznych, a nie emocjach i demonach historycznych, skierowanego w przyszłość. Nie wolno utrwalać historycznych podziałów, bo to droga do apatii w życiu publicznym, do narodzin radykalizmu wszystkich orientacji !!!
Pikanterii sprawie nadaje fakt, że generał Jaruzelski był świadkiem w procesie beatyfikacyjnym !!!
Teraz pozostaje już tylko liczyć i liczę na rozsądek i odpowiedzialność hierarchii kościelnej.
Liczę osobiście na działanie Kardynała Dziwisza, który wie najwięcej z nas o roli gen Jaruzelskiego z kościelnego punktu widzenia, o Jego rozmowach z Naszym Papieżem. Zna też niewątpliwie osobisty stosunek i oceny roli Generała formułowane przez Jana Pawła II.  Skoro Kardynał mógł rekomendować, a co najmniej legitymizować plan pochówku prezydenta Kaczyńskiego na Wawelu, czym nas podzielił, może czas na równie odważną misję w sprawie Generała ? Chyba że założymy, że na uroczystościach beatyfikacyjnych jest miejsce w pierwszym rzędzie zaproszonych dla Roberta Kubicy [dodam, nie mam nic przeciwko temu], a nie ma miejsca dla Generała !!!

Strategom politycznym i Doradcom Prezydenta RP rekomenduję sentencję Charles' a Maurice de Talleyrand'a [o tej wybitnej personie jeszcze kiedyś napiszę w osobnym poście]:        
       "[...] Nigdy nie jesteś tak daleko od celu jak wtedy, kiedy nie wiesz dokąd zmierzasz [...]"