sobota, 28 maja 2011

Gaullizm - jak Sevres -winien być wzorem wyważonej polityki zagranicznej?

           Zakończona dziś wizyta Prezydenta USA B. Obamy w Polsce, winna być okazją do refleksji nad pryncypiami polskiej polityki zagranicznej.
Z powodów historycznych, wspólnoty aksjologii, liczebności Polonii w USA [największe, bo liczące prawie 11 mln skupisko Polaków poza Polską, z Chicago - drugim "polskim" miastem, na świecie na czele], ale także emocjonalnych i symbolicznych, chcemy uchodzić i jesteśmy postrzegani w Europie - przynajmniej kontynentalnej - jako kraj najbliższy Stanom Zjednoczonym.
Nie kwestionując zasadności bliskich relacji z USA, jako elementu fundamentu bezpieczeństwa narodowego Polski, zastanawiam się czy nie powinniśmy w większym zakresie korzystać z doświadczeń francuskich, precyzyjnej: czy nie powinniśmy wzorować się na de Gaulle'u także w tym względzie.
Moim zdaniem, właśnie gaullizm - zachowując proporcje i mając świadomość realiów historycznych oraz parametrów współczesności - winien być dla nas Polaków, jak tytułowy kilogram i metr z Sevres - wzorcem prowadzenia polityki zagranicznej.
Tak, dla naszej obecności w instytucjach Europejskich. Pełny consensus w sprawie roli i realizacji zobowiązań w NATO, solidarności Euro - Atlantyckiej. 
W epoce globalizacji coraz mniej jest miejsca na narodowe egoizmy. To trywialna prawda. Czy jednak współczesna Polska ma potencjał i mandat do tego, aby aspirować do roli jednego z moderatorów polityki światowej? 
Wiarygodnie wywiązujmy się z naszych zobowiązań w odniesieniu do własnego i europejskiego bezpieczeństwa. Równocześnie jednak wykazujmy większy realizm, większą dbałość o interesy narodowe, przejawiajmy mniej typowo polskiej egzaltacji o romantyczno - mesjanistycznym podłożu. Także w polityce zagranicznej nasze działania winna cechować większa samodzielność, a przede wszystkim racjonalna podmiotowość w naszych działaniach.
Jest sprawą oczywistą, że jesteśmy dużym - w percepcji europejskiej - krajem, który jednak z dużą dozą prawdopodobieństwa nie będzie nigdy supermocarstwem. Nie ten potencjał, nie ten czas. Epoka Jagiellonów minęła bezpowrotnie. Spoglądajmy zatem realistycznie na otaczający nas świat, określajmy racjonalnie, na miarę naszych możliwości, nasze aspiracje i cele w polityce zagranicznej, traktując politykę zagraniczną przede wszystkim w kategoriach realizacji narodowych interesów.
Zwłaszcza w Polsce - wystarczy odwołać się jedynie do Glorii Wiedeńskiej Sobieskiego - pamięć o relatywiźmie, niewdzięczności i przemijaniu nawet cywilizacyjnych zasług [wedle zgodnej opinii Odsiecz Wiedeńska Sobieskiego uratowała przecież chrześcijańską Europę przed islamem], winna być kultywowana. Musimy stale - ku przestrodze - pamiętać, że Ci których pod Wiedniem broniliśmy [Austria], uczestniczyli później w likwidacji naszej państwowości [rozbiory Polski]. Ci zaś przed którymi broniliśmy  [Turcy], nigdy rozbiorów Polski nie uznali [czego wyrazem słynne, wbrew realiom i poprawności politycznej hasło na dworze Sułtana: czy poseł z Lechistanu przybył?]. Ot, taki paradoks historii.  
Przypominając De Gaulle'a, warto przytoczyć jego credo dotyczące polityki zagranicznej: "[...] Jest bowiem więcej niż prawdopodobne, że w razie konfliktu znajdziemy się ramię przy ramieniu z sojusznikami... Ale niech każdy ma swój własny udział! [...]
Ch. de Gaulle [1974]; Pamiętniki nadziei.; Wyd. MON. Warszawa., s.247.

Relacji polsko - amerykańskich nie ograniczajmy zaś wyłącznie do walki o zniesienie wiz dla Polaków wyjeżdżających do USA. To po prostu uwłaczające naszej godności. 
Tak lojalny sojusznik jak Polska, kraj w którym Ameryka cieszy się taką społeczną atencją i mirem, winien być zdecydowanie lepiej traktowany, w tej w istocie drobnej sprawie. Prawo do wjazdu  do Stanów Zjednoczonych bez wiz wywalczyli nam - moim zdaniem - nasi przodkowie lojalną służbą i pracą dla nowej Ojczyzny - USA. Używając zaś terminologii prawa międzynarodowego, ratyfikacji tego prawa, jego prolongaty, dokonali u boku wojsk amerykańskich, krwią i życiem nasi żołnierze, walczący i ginący w Iraku i Afganistanie na koszt - wcale nie zamożnego przecież - polskiego podatnika.   
      

wtorek, 24 maja 2011

Francja: koniec tradycyjnych podziałów politycznych?

            W dzisiejszym [24.05.2011] wydaniu Dziennika "Le Monde", ukazała się ciekawa analiza autorstwa Christophe'a Guilluy'a pod znamienny tytułem" Les classes populaires sont de retour en France" ["Klasy ludowe wracają we Francji"]
Podstawowe tezy tej analizy:
1. Powrót klas ludowych skorelowany jest z implozją [po polsku bardziej pauperyzacją] klas średnich, co dynamizuje wpływu Frontu Narodowego i oznacza de facto nową jakość we francuskim życiu politycznym: koniec bipolaryzacji [dwubiegunowości] w polityce, podziału Francji na lewicę i prawicę;
2. Głównym beneficjentem tego procesu jest Front Narodowy;
3. Wymuszony alians socjologiczny klas ludowych i średnich to nowa jakość socjologiczna;
4. Powstała w jego wyniku nowa kategoria społeczna, charakteryzuje się przede wszystkim opozycyjnością do tradycyjnych opcji politycznych [już od 2010 roku we Francji znaczna część społeczeństwa - 67%, nie ufa ani prawicy, ani lewicy].
5. Rekompozycję polityczną społeczeństwa francuskiego utrwalają błędy władz, negatywy globalizacji, oraz nierozwiązane problemy społeczne [wśród nich pokłosie wielokulturowości].
Analiza ta nie szokuje może nowatorstwem [wiele jej elementów jest już powszechnie znanych], uderza natomiast ostrością diagnozy: znaczna część społeczeństwa straciła zaufanie do klasycznych nurtów politycznych, odbudowie pozycji społeczno - politycznej pracowników najemnych i zubożonych klas średnich [bez względu na przyczyny tego procesu], towarzyszy rozpad tradycyjnej sceny politycznej na prawicę i lewicę, co w istotny sposób faworyzuje Front Narodowy, pozycjonujący się jako alternatywa dla wszystkich "starych" opcji politycznych.
Dlaczego o tym wspominam?
Mam nieodparte wrażenie, że analiza ta jest swoistą prognozą, przepowiednią tego co zdarzy się także w Polsce. 
Zbliżamy się moim zdaniem nieuchronnie do momentu, kiedy znaczna cześć społeczeństwa utraci zdolność identyfikacji polskich opcji politycznych [co potęguje cyniczna i niezrozumiała "epidemia zadziwiających transferów" politycznych między partiami w ostatnich dniach, determinowana kampanią wyborczą]. Rezultatem będzie niewątpliwie - analogicznie jak we Francji - utrata wiarygodności zarówno prawicy, jak i lewicy [także z uwagi na brak kompleksowej alternatywy programowej].
Tradycyjny, funkcjonujący od przemian 1989 roku podział na "zawsze lepszą", bo ze "styropianowym rodowodem" prawicę i "zawsze gorszą", bo z obciążeniem spuścizną PRL lewicę, staje się archaiczny i dysfunkcjonalny, a przede wszystkim nie akceptowalny, zwłaszcza dla pragmatycznego, młodego pokolenia.
Pokłosie światowego kryzysu gospodarczego, który nie wyczerpał zdaje się jeszcze swojej destrukcyjnej siły, jako efekt globalizacji, brak partycypacji w konsumpcji efektu przemian społeczno - ustrojowych w Polsce szerokich grup społecznych, pauperyzacja polskiej klasy średniej i drobnego biznesu, brak perspektyw, oraz ewidentne błędy i zaniechania [zwłaszcza w aspekcie reform strukturalnych] elit rządzących, patologiczna polityka inwektyw i nieodpowiedzialności ze strony kluczowych partii w Polsce, zwłaszcza w relacjach wewnątrz systemu partyjnego, w efekcie końcowym doprowadzić mogą do usilnego poszukiwania przez społeczeństwo alternatywy wobec obecnej polskiej lewicy i prawicy. 
Jednego tylko na dziś w Polsce brakuje: formacji o kształcie zbliżonym [w rozumieniu alternatywy programowej i miejsca w systemie politycznym] do francuskiego Frontu Narodowego. Wydaje się jednak, że jest tylko kwestią czasu, kiedy ta próżnia zostanie skutecznie wypełniona przez formację radykalną lub populistyczną, która odwoła się do szerokich mas społecznych [niechybnie już w następnej kadencji parlamentu] i może uzyskać masowe poparcie, [już w następnych wyborach prezydenckich].
To wcale nie futurologiczny scenariusz.  
    
      

poniedziałek, 23 maja 2011

Francuskie symbole [12] - Owernia

           Owernia to jeden z biedniejszych, a zarazem jeden z najciekawszych i najpiękniejszych regionów Francji.
          Przede wszystkim jest to największy w Europie, bo sięgający 400 tys. ha teren wulkaniczny, z pięknymi szczytami [Puy de Dome - 1465 m n.p.m], zapierającymi dech w piersiach widokami, znakomitymi trasami dla pieszych i rowerowych wędrówek.
         Wulkanom, poświęcona jest Vulcania -  zlokalizowany niedaleko stolicy regiony Clermont - Ferrand,  Parc Naturel Regional des Volcans d'Auvergne, interesujący, z zacięciem naukowym, naturalny ośrodek wiedzy o wulkanach, dedykowany całym rodzinom zwiedzających.
       Owernia [Auvergne], to także interesująca architektura romańska [na przykład miasteczko Saint - Nectaire], unikalne domy zbudowane z czarnej lawy [Salers], a przede wszystkim tereny rolnicze [symbolem sery krowie, zwłaszcza Cantal], sportowe i rekreacyjno - uzdrowiskowe.
          Na obszarze regionu leży powszechnie znane, popularne, o sięgającej rzymskiej tradycji uzdrowisko Vichy, pamiętane także ze szczególnej roli w okresie II wojny światowej [było stolicą Państwa Francuskiego Petain' a], oraz z produkcji światowej renomy wody mineralnej pod tą samą nazwą.
            Z regionem tym związanych jest dwóch Prezydentów czasów V Republiki: urodzony w Montboudif, w Departamencie Cantal, G. Pompidou [1911 - 1974], oraz związany rodzinnie z Clermont Ferrand, choć urodzony w Koblencji, Valery Giscard d' Estaing [ur. 1926 r., wieloletni poseł z okręgu Puy de Dome, przez 18 lat, w latach 1986 - 2004 Przewodniczący Rady Regionalnej Owernii].
          W Owernii brak wielkiego przemysłu, choć przemysłowym symbolem regionu na skalę światową jest koncern Michelin, którego centrala zlokalizowana jest w stolicy regionu. To jednak nieliczny wyjątek przemysłowej aktywności regionu.
         Jeżeli ktoś kocha naturę, piesze wędrówki w spokoju i ciszy, delektowanie się pięknem naturalnych krajobrazów, zwiedzanie małych, urokliwych miasteczek bez pośpiechu i zgiełku, nie tęskni za wyszukaną kuchnią Lyonu czy Paryża, Owernia jest idealnym miejscem na rodzinne wakacje. Tu naprawdę można rozkoszować się niecodziennym pięknem natury, degustować prostą, ale smakowitą kuchnię, cieszyć się otwartością, absolutną gościnnością rodowitych mieszkańców, po prostu odpoczywać.
Kto choć raz gościł w Owernii na nieco dłużej, jej obraz zachowuje we wspomnieniach i sercu bez wątpienia na całe życie. 
                 
.

piątek, 20 maja 2011

Laicka Francja - drogowskaz, czy przestroga dla Polski?

           Francja i Polska, to współcześnie antypody w zakresie relacji Państwo - Kościół.
           Francja, począwszy od okresu Rewolucji Francuskiej, z wymuszonymi antraktami w czasie Cesarstwa i Restauracji, realizuje konsekwentnie politykę pełnego rozdziału Państwa od Kościoła, której ukoronowaniem i usankcjonowaniem była - obowiązująca do dziś - Ustawa o rozdziale państwa od Kościołów, uchwalona 9 - go grudnia 1905 roku, zrywająca konkordat, znosząca podmiotowość prawną Kościoła, własność Kościoła [właścicielem kościołów we Francji jest samorząd, a obiektów sakralnych o zabytkowym charakterze państwo], likwidująca wynagrodzenia kleru pochodzące z budżetu państwa, wreszcie eliminująca naukę religii w szkołach publicznych.
Państwo francuskie od dziesięcioleci traktuje religie z równym dystansem, bez uprzywilejowania którejkolwiek z nich, widząc sprawy wiary i religii wyłącznie przez pryzmat sfery prywatności każdego obywatela. Wyrazem tego "równego dystansu" do sprawy religii, jest między innymi uchwalony na drodze ustawowej 14.09.2010 roku, a obowiązujący od kwietnia 2011 roku, zakaz noszenia burek muzułmańskich w miejscach publicznych. 
Laickość państwa jest jedną z fundamentalnych zasad zapisanych w konstytucji V Republiki [art I], stawianą na równi z republikańskim, demokratycznym systemem rządów, niepodzielnym, oraz socjalnym charakterem państwa. 
Polska prezentuje póki co skrajnie odmienną percepcję omawianego kompleksu zagadnień, a symbolem zasadniczo różnej niż we Francji ewolucji relacji Państwo - Kościół, jest zawarty 20.07.1993 roku, a ratyfikowany 23.02.1998 roku, Konkordat pomiędzy Polską a Watykanem, będący w całkowitej opozycji do francuskiej Ustawy z 1905 roku.
Zawierając Konkordat państwo polskie uznało i zagwarantowało osobowość prawną Kościoła Katolickiego, zagwarantowało naukę religii w szkołach publicznych, subsydiowanie przez państwo katolickiej nauki i oświaty, wyraziło zgodę na instytucję małżeństwa konkordatowego [równoważnik ślubów cywilnych], szeroką obecność kleru w instytucjach publicznych [np. służby mundurowe, szkoły, etc], gratyfikowaną z budżetu państwa. Usankcjonowała też proces daleko idącej restytucji mienia kościelnego.
Analiza sytuacji w obu krajach, osadzona w kontekście historycznym i kulturowym skłania do refleksji, że optymalną drogą byłby swoisty synkretyzm między uregulowaniami i doświadczeniami polskimi i francuskimi, sprzeczny co prawda z Apokalipsą [bodaj byś był gorący lub zimny], ale zgodny z arystotelesowską, racjonalną zasadą złotego środka.
Relacje Państwo - Kościół we współczesnej Europie, biorąc pod uwagę zagrożenie islamem, rolę i znaczenie chrześcijaństwa dla tradycji europejskiej, dla naszej tożsamości, wymagają zarówno w Polsce, ale i we Francji znaczącej rekonstrukcji. Mówiąc skrótowo, ani państwo laickie, ani państwo quazi wyznaniowe, nie jest dobrym prognostykiem na przyszłość.
Pryncypialna, w każdym detalu laickość, pełna transparentność w relacjach Państwo - Kościół, okaże się docelowo równie szkodliwa, jak nachalność państwa wyznaniowego. "Homogeniczność", zasadniczość rozwiązań polskich i francuskich, może w przyszłości doprowadzić do równie szkodliwych skutków, choć powstałych z różnych motywów i pozycji.
Moim zdaniem, nie ma co wyważać otwartych drzwi, a w konsekwencji optymalnym rozwiązaniem byłby powrót do biblijnej zasady: "Oddajcie tedy, co jest cesarskiego, cesarzowi, a co jest bożego, Bogu" [MT 22., 21].
Dekadencja Europy, realne i zidentyfikowane zagrożenia, które przed nami, winne - przynajmniej nas w Polsce - skłonić do powszechnej refleksji w aspekcie naszych celów.
Jeżeli w Polsce nie zaadaptujemy niektórych rozwiązań państwa laickiego, jeżeli Kościół nie "samo ograniczy" swoich ambicji, nader realną jest groźba wpierw wyludnienia kościołów, potem odwrócenia się od Kościoła generacji młodych, a następnie status kraju misyjnego, analogiczny do współczesnej Francji.
Europa to nasze wspólne dobro, chrześcijaństwo i tradycje rzymsko - hellenistyczne to fundament naszej tożsamości i odrębności. Warto, aby wszyscy, bez względu na miejsce zajmowane w strukturze społecznej, o tym fakcie zawsze pamiętali.           

poniedziałek, 16 maja 2011

Casus D-S-K: memento, czy przestroga?

            Afera Dominique Strauss - Kahna oznacza z dużym prawdopodobieństwem - jeżeli zarzuty się potwierdzą - koniec kariery politycznej tego człowieka, o do wczoraj wielkich perspektywach i aspiracjach w polityce francuskiej i europejskiej.
Postrzegany w sondażach w roli arbitra i głównego faworyta przyszłorocznych wyborów prezydenckich we Francji, odejdzie zapewne w niesławie w polityczny  niebyt. Francuzi, którzy przez dekady wykazywali daleko idący liberalizm, tolerancję i zrozumienie, traktujący przez lata aspekty życie intymnego osób publicznych, w kategoriach wyłącznie sfery prywatności [doświadczył tego między innymi prezydent F. Mitterrand, wobec którego pobłażliwość społeczna w tej materii osiągnęła zadziwiające rozmiary, choć przyznajmy jednocześnie, że nie dotyczyła zarzutów stawianych dziś D-S-K], tym razem wydaje się nie znajdą wystarczającego uzasadnienia dla tolerancji.
W mediach dosyć powszechne dziś komentarze, głównego beneficjenta afery Strauus - Kahna widzą w obecnym Prezydencie Republiki N. Sarkozy'm. Czy aby zasadnie?
Moim zdaniem afera ta jest przede wszystkim i nade wszystko korzystna dla Frontu Narodowego i jego kandydatki Marine Le Pen. Front uzyskuje dodatkowy ważki i nośny propagandowo argument: "stare" elity nie tylko nie mają pomysłu na Francję, nie tylko nie potrafią efektywnie rządzić, ale nadto nie mają moralno - etycznych kwalifikacji i tytułu do pełnienia kluczowych funkcji publicznych. W konsekwencji tym bardziej uzasadnione i potrzebne są zasadnicze zmiany na szczytach władzy. W mojej opinii druga tura wyborów prezydenckich 2012 roku jest we Francji już pewna: Sarkozy kontra Le Pen. Konsekwencja i logika każe iść jeszcze dalej w rozważaniach i stwierdzić prowokująco : kto wygra wybory?
Otóż moim zdaniem, jeżeli nie zdarzy się cud i nic nadzwyczajnego, a tym mogłaby być na przykład nagła eksplozja wpływów kandydata niezależnego M. Nicolas'a Hulot' a, to wynik wyborów we Francji może być naprawdę wielką niespodzianką dla Europy, bo już chyba nie dla Francji. Do niedawna uważane za niemożliwie zwycięstwo prawicy narodowej, przy dodatkowo korzystnej konstelacji [poziom frekwencji, apatia i znużenie społeczne Francuzów, "zużycie" elit politycznych etc], jawi się jako coś bardzo, ale to bardzo prawdopodobnego.  
Mnie w całej sprawie uderza jeszcze jedno: dziś dosyć powszechnie, choć nieśmiało, wspomina się o słabości Dominique'a Strauss - Kahna do kobiet i jego "perypetiach" w przeszłości. W tym stanie rzeczy należy zadać bardzo proste pytania: gdzie były wolne media, kiedy rozwijała się kariera międzynarodowa D-S-K, dlaczego jego moralno - etyczne kwalifikacje nie były weryfikowane i publicznie podważane? 
Ale jeszcze bardziej istotną kwestią jest pytanie o procedury, a precyzyjniej kryteria kooptacji do elit politycznych. Czy to możliwe, aby o słabościach Strauss - Kahna nikt nie wiedział?
W Polsce mieliśmy - oczywiście zachowując odpowiednie proporcje - w poprzedniej kadencji parlamentu seksaferę na szczytach władzy, która skończyła się sprawami karnymi, oraz w stosunku do niektórych wyrokami skazującymi na kary więzienia. Mam nadzieję, że aspekt wychowawczo - profilaktyczny i prewencyjny został osiągnięty.
Wypada wierzyć, że omawiana sprawa zadziała jak prysznic na francuskie elity polityczne i biznesowe, zmusi je do głębokiej refleksji nad swoją kondycją w wielu wymiarach, a następnie do działań korygujących, oraz stworzenia lepszych mechanizmów selekcji i oceny.  
Jeszcze raz apelując o zachowanie swoistej wstrzemięźliwości i umiaru w ferowaniu opinii bez prawomocnych wyroków sądowych, stwierdzić trzeba, że jeżeli sprawa Strauss - Kahna skończy się wyrokiem, wstrząśnie to francuską sceną polityczną. Dodajmy zarazem: i słusznie.
We Francji, w Europie, akronim DSK był do wczoraj synonimem sukcesu, inicjałami człowieka o "Dobrze Skrojonej Karierze".
Od dziś, a tym bardziej w przypadku wyroku skazującego, akronim ten będzie oznaczać zupełnie co innego: "Dramatycznie Skończoną Karierę" lub "Dyskwalifikujący Społecznie Kręgosłup".
Warto, aby wszyscy liderzy społeczni i aspirujący do takiej roli, pod każdą szerokością geograficzną wyciągnęli wnioski dla siebie z tej lekcji, mieli świadomość wielkiej szansy jakiej dał im los, a zarazem nie mniej istotnego zobowiązania i odpowiedzialności.
Osoby publiczne muszą mieć nie tylko aspiracje, poparcie, odnotowywać na swym koncie nietuzinkowe osiągnięcia. Wymagany jest od nich także zdrowy kręgosłup moralny, społecznie akceptowana hierarchia wartości, oraz po prostu ludzka przyzwoitość w sprawach wielkich i małych. Bycie osobą publiczną nie jest przymusem i karą. Kto sobie z tym statusem nie radzi, winien samo ograniczyć swoje aspiracje i ambicje.       

    

niedziela, 15 maja 2011

Czy wiecie, że [5]

            Największy kanion w Europie - Wielki Kanion Verdon [od nazwy rzeki o tej właśnie nazwie], dla wielu także najpiękniejszy, liczący 21 km, którego głębokość sięga miejscami 700 m n.p.m, znajduje się we Francji?
Kanion, wpisany na listę UNESCO, stanowi jedną z większych atrakcji naturalnych Francji. Znajduje się w Prowansji, 100 km na północ od Lazurowego Wybrzeża. 
Dla każdego, od miłośnika sportów ekstremalnych, po pasjonata nietuzinkowych widoków, wizyta w kanionie stanowić będzie niezapomniane przeżycie.

"Oui, mais", czy czas zastosować tą formułę w Polsce ?

            W przeprowadzonym w dniu 27.04.1969 roku Referendum we Francji, dotyczącym planowanych przez de Gaulle'a reform regionalnych i ustrojowych [zwłaszcza Senatu], referendum - dodajmy - przegranym przez Generała i będącym przyczyną jego rezygnacji z urzędu Prezydenta Republiki, przywódca Republikanów Niezależnych [Federation nationale des republicains independents], wieloletni minister finansów, a później także Prezydent Republiki [w latach 1974-1981] - Valery Giscard d' Estaing, zastosował nową formułę warunkowego poparcia de Gaulle'a: oui, mais [tak, ale].
Giscard odmówił tym samym dotychczas obowiązującego, blankietowego poparcia gaullizmu, domagając się jasnych zasad gry, oraz większej, rzeczywistej partycypacji w procesie budowania koncepcji politycznych i kontroli ich urzeczywistniania.
Zastanawiam się i dochodzę do wniosku, że we współczesnej Polsce, w związku z nadchodzącymi wyborami parlamentarnymi, doszliśmy razem do momentu, kiedy giscardowski model "oui, mais", należy wdrożyć wobec polskich elit politycznych, a przede wszystkim w stosunku do oligarchii partyjnych, które zawładnęły życiem publicznym.
Nasze bezwzględne "tak" winno dotyczyć tego, wokół czego zbudowane są zręby narodowego consensusu: tradycji, wartości demokratycznych, systemu sojuszy, obecności w instytucjach europejskich. 
"Tak" nie może jednak oznaczać przyzwolenia dla aktualnego modelu funkcjonowania demokracji w Polsce, w którym de facto nie ma miejsca na życie publiczne poza partiami, w którym "partiokracja", a ściślej elitarne oligarchie partyjne, zmonopolizowały życie polityczne i proces wyborczy, proces kooptacji do życia publicznego, które systemem nominacji i polityką "miejsc na liście", realizowaną w warunkach aktualnej ordynacji wyborczej [głosowanie w większości proporcjonalne na listy partyjne, w wielomandatowych okręgach wyborczych, z wyjątkiem Senatu], całkowicie odpodmiotowiły życie polityczne, czyniąc z politycznych reprezentantów wyłącznie posłusznych wykonawców woli kierowniczych gremiów partyjnych.
W rezultacie już w toku kampanii wyborczej powinniśmy bardziej akcentować "ale", niż "tak", powinniśmy otwarcie [pytanie tylko gdzie?] stawiać fundamentalne pytania wszystkim bez wyjątku partiom politycznym. Nie powinno być już dłużej społecznego przyzwolenia do pełnienia przez elektorat roli "mięsa armatniego", którego powinność sprowadza się do biernego aktu wyborczego. Mamy prawo i obowiązek pytać i stawiać trudne kwestie:
1. Jak ma wyglądać przyszła koalicja i jej polityczne priorytety?
2. Jaki program rządowy i jakie są jego pryncypia?
3. Jaki system podatkowy [zarówno w odniesieniu do osób fizycznych, jak i prawnych]?
4. Kalendarium i preliminarz kosztów kluczowych reform [KRUS, emerytury i renty dla uprzywilejowanych, służba zdrowia]
5. Kiedy zrezygnujemy z pseudo - mocarstwowych ambicji, czego praktycznym wyrazem zagraniczne misje wojskowe, na które nas po prostu nie stać?
6. Co z reformami ustrojowymi [reforma parlamentu, Urzędu Prezydenta]?
Nie możemy dłużej blankietowo akceptować tego co robią elity polityczne. Atrakcyjnie medialnie transfery polityczne [a propos otwartą pozostaje kwestia wiarygodności politycznej podlegających transferom i organizujących te transfery, amnezja i iluminacja, oraz przeznaczenie nie mogą być uzasadnieniem sprzeniewierzenia się ideałom !!! ], nie powinny uśpić naszej wiary i czujności. 
W tej sprawie, z uwagi na jej znaczenie i dalekosiężne konsekwencje, lepiej być "niewiernym Tomaszem", nie popierać automatycznie i rutynowo nikogo.  "Tak, ale" powinno stać się modnym w tym roku sloganem politycznym i mottem naszych zachowań wyborczych.     
            

sobota, 7 maja 2011

Powstania Śląskie - czyli jak nam Francuzi w historii pomogli

            Niedawna rocznica wybuchu III Powstania Sląskiego [2/3 maja 1921], stała się przyczynkiem kolejnych dyskusji i publikacji odnośnie samych powstań, ich charakterystyki, determinantów, oraz skutków.
Mimo pryncypialnych sporów między historiografią polską i niemiecką w ocenie powstań - co jest jak najbardziej zrozumiałe - w jednym panuje absolutny consensus: III Powstanie miało kluczowe znaczenie dla ostatecznego podziału Śląska, między Niemcy a Polskę, a przede wszystkim dla weryfikacji wcześniejszych planów Sprzymierzonych w tej kwestii, dodajmy niekorzystnych dla Polski.
Przypomnijmy, że państwo polskie, choć uzyskało ostatecznie mniejszą część terytorium [3214 km kwadratowych tj. 21% spornego terytorium], które zamieszkiwało jedynie 46% ludności [996,5 tys.], zyskało de facto najbardziej wartościową, bo przemysłową część Śląska [Polsce przypadło między innymi: 53 z 67 kopalń węgla kamiennego, wszystkie (9) kopalnie rud żelaza, 10 z 15 -tu kopalni cynku i ołowiu, 11 z 18 koksowni, 5 z 9 hut, 22 z 37 wielkich pieców etc.]. W rezultacie Polska stała się istotnym, większościowym, beneficjentem jednego z dwóch najważniejszych wówczas w Europie okręgów przemysłowych.
Nie chcę dziś podnosić kwestii wkładu Polski w ten proces, uczestniczyć jako strona w polemice co do źródeł [zwłaszcza w aspekcie autentyczności zrywu ludu śląskiego] i charakteru powstań [były to powstania śląskie, pro - polskie, czy anty - niemieckie?], choć w tym kontekście kluczowym wydaje się pytanie: czym byłaby II Rzeczypospolita, gdyby nie korzystne konsekwencje Powstań [trzeba pamiętać, że Polska wyraźnie przegrała Plebiscyt na Górnym Śląsku: na 1,220 mln uprawnionych do głosowania, za Polską opowiedziało się jedynie 479 359 tys głosujących, za Niemcami aż 707 606 tys; Polska wygrała głosowanie tylko w powiatach; Bytom wieś, Katowice wieś, Pszczyna, Rybnik, Tarnowskie Góry i Strzelce Opolskie!!!].
Chciałbym natomiast zwrócić uwagę na fakt roli i znaczenia poparcia Francuzów, dla ostatecznego podziału Górnego Ślaska, który jest stosunkowo mało znany i mało eksponowany, a szkoda.
Kontyngent francuski, stanowił istotną cześć Sił Rozjemczych na Śląsku [liczył 11 129 żołnierzy, dla porównania: analogiczny korpus brytyjski liczył 4676 żołnierzy, a włoski 5 075 żołnierzy]. Istotniejszym jest jednak fakt, że Francuzi, a zwłaszcza  Przewodniczący Międzysojuszniczej Komisji, gen. Henri Louis Eduard Le Rond [1864 - 1949], byli stronnikami spraw polskich [Le Rond był zresztą przyjacielem Wojciecha Korfantego]. 
Dodajmy, że jeszcze bardziej pro - polskie stanowisko niż Le Rond, zajmował Naczelny Dowódca Wojsk Sprzymierzonych na Górnym Śląsku, gen. Jules Victor Gratier [1863 - 1956].
Le Rond conajmniej wiedział o wszystkich planach Korfantego w odniesieniu do celów i planów III Powstania. Istnieją zresztą pośrednie dowody i poszlaki w pełni potwierdzające tezę, że uczestniczył w planowaniu i operacyjnym przygotowaniu Powstania [pośrednim dowodem na to, jest zakaz opuszczania koszar wydany żołnierzom francuskim w noc wybuchu Powstania i wcześniejsza koordynacja niektórych posunięć, czego przykładem aresztowanie tuż przed Powstaniem przez wojska francuskie dowództwa niemieckiego Selbschutzu, co skutecznie ograniczyło zdolność bojową oddziałów niemieckich do przeciwstawienia się uderzeniu powstańców śląskich]. 
Gen Le Rond został w II Rzeczypospolitej należycie doceniony i uhonorowany za pro - polskie sympatie, których zresztą w późniejszym okresie wcale nie ukrywał [przyjacielskie relacje z W. Korfantym, gen. Wł. Sikorskim i Ignacym Paderewskim], otrzymując doktorat honoris causa Uniwersytetu Jagielońskiego, oraz Order Virtuti Militari i Wielki Krzyż Orła Białego.   
Francuzi realizowali - powie ktoś - swój żywotny interes narodowy, polegający na limitowaniu wzrostu znaczenia Niemiec. Mieli skądinąd do tego pełne prawo, biorąc pod uwagę skalę strat i zniszczeń jakich doznała Francja w I Wojnie Światowej. Co by było jednak, jak wyglądałaby II Rzeczpospolita, jak potoczyłyby się dzieje naszego kraju, gdyby Francuzi zachowali się tak jak zachowywali się Włosi, a zwłaszcza Brytyjczycy, którzy nie kryli swych pro - niemieckich sympatii?
Warto i w tym aspekcie pamiętać, że polityka to gra interesów, a w tej grze w odniesieniu do losów Górnego Śląska Francuzi, państwo francuskie, wyraźnie nam pomogło. Niezależnie od motywacji, pozostaje faktem, że nie sposób przecenić wkładu Francuzów - przez pryzmat stosunku do kwestii Górnego Śląska po I Wojnie Światowej - w rozwój i stworzenie materialnych podstaw odrodzonej państwowości polskiej.
Generał Le Rond zmarł w Paryżu, 25 maja 1949 roku, generał Gratier w La Tranche, 23 września 1956 roku. Ciekawy jestem czy kiedykolwiek, jakikolwiek oficjalny reprezentant państwa polskiego, a tym bardziej przedstawiciele władz samorządowych województwa śląskiego, odwiedzili miejsce ostatniego spoczynku tych prawdziwych rzeczników polskich i śląskich interesów.      

wtorek, 3 maja 2011

We Francji fronty atmosferyczne coraz lepsze dla Frontu?

           Preferencje polityczne Francuzów i sytuacja polityczna we Francji, w coraz większym stopniu zaczynają faworyzować Front Narodowy.
Według ostatniego [20/21.04.2011] sondażu Infop przeprowadzonego na zlecenie "Le Journal du Dimanche", już aż 36% tzw. elektoratu ludowego [tworzą go w pewnym uproszczeniu przede wszystkim pracownicy najemni], wyraża gotowość poparcia Marine Le Pen w nadchodzących wyborach prezydenckich 2012 roku we Francji. 
W tym samym sondażu, gotowość głosowania na Dominique Strauss - Kahn' a deklaruje 17%, a poparcia dotychczasowego Prezydentowi Republiki Nicolas'owi Sarkozy gotowych jest udzielić jedynie 15% ankietowych.
We Francji przypomina się, że w pierwszej turze ostatnich wyborów prezydenckich [2007], N. Sarkozy uzyskał [wyniki pierwszej tury] 26% głosów elektoratu ludowego, reprezentująca Partię Socjalistyczną Segolene Royal 25%, a Jean Marie Le Pen 16%. 
W rezultacie poparcie dla lidera Frontu jest już dziś o 10% wyższe od poparcia dla Sarkozy' ego w roku jego tryumfu wyborczego i ponad dwukrotnie wyższe od poparcia potencjalnego kandydata Partii Socjalistycznej [Strauus - Kahn] !!!
W zaistniałej sytuacji, obiektywnie rzecz biorąc, trudno zatem nie uznać za zasadne i uprawnione zadowolenie wyrażone przez Marine Le Pen, w toku przemówienia wygłoszonego w trakcie tradycyjnego pochodu 1 Majowego.
Zarazem w retoryce Frontu zauważalna jest też większa dywersyfikacja, zniuansowanie dotychczasowych "żelaznych" elementów programu politycznego.
To już nie tylko niechęć wobec obcych, afirmacja obrony tożsamości narodowej, opozycja wobec Euro i sprzeciw wobec globalizacji ["mondialisation"], to także walka z "euramaniakami" [les euromaniaques"], "kolonizacją monetarną kraju".
Zupełnie nowym, dla niektórych wręcz szokującym  zjawiskiem jest ... nawiązanie  wprost do tradycji de Gaulle'a [dotąd symbolicznym przejawem związku F.N z gaullizmem w przeszłości, był... mandat do Parlamentu Europejskiego uzyskany z listy wyborczej Frontu przez wnuka Generała, także Charlesa de Gaulle'a].
Otóż Front Narodowy głosząc hasła "wiosny we Francji", odwołuje się, wręcz przywłaszcza sobie historyczne hasło gaullizmu "Wolnej Francji" ["Le France Libre"]!!!, a numer dwa F.N Louis Aliot, nie bez podstaw twierdzi, że Front to jedyna prawdziwa francuska partia klas ludowych i średnich.
Francja wchodzi w okres poważnych, a zarazem symbolicznych turbulencji politycznych. Kto wie, może następnym Prezydentem Republiki będzie kobieta, nie jednak - jak sądzono do niedawna socjalistka - ale reprezentantka F.N. Skoro Amerykanie mogli zerwać ze stereotypem i wybrać czarnoskórego  Prezydenta, kto wie?
Dla mnie z tego co dzieje się obecnie we Francji, płyną poważne i strategiczne przestrogi dla Polski, o czym staram się od dłuższego czasu pisać na blogu.
Jeżeli polskie elity polityczne, polskie kluczowe na dziś partie polityczne, nie doznają iluminacji otrzeźwienia z amoku "walki dla walki" z sobą, z prymatem sprawowania władzy dla władzy, nie przedstawią realnego programu politycznego odpowiadającego aspiracjom Kowalskich, a nie elit, skopiowanie aktualnej ewolucji systemu partyjnego Francji w Polsce, jest wyłącznie kwestią czasu.
Polaków coraz mniej interesuje co kto robił w 1981 i 1989 roku, coraz mniej zajmuje "cywilizacja styropianu", który nie może być wiecznym tytułem do sprawowania władzy i nie jest już od dawna synonimem cnót [nawet w termomodernizacji rozważa się charakterystykę styropianu bardziej kompleksowo, dowartościowując wyraźnie wełnę mineralną, a co dopiero w życiu społecznym!!!]. 
Polacy, zwłaszcza młodzi, wykształceni, obyci w świecie, wolni od kompleksów, stereotypów, schematów myślowych, nie podzielający prymatu polityki nad ekonomiką, wyważeni w ocenie roli Kościoła, w stosunku do Rosji, oczekują rozsądnego, skutecznego pragmatyzmu. 
Z drugiej strony -  co może nawet bardziej istotne - coraz większy krąg "odrzuconych" przez system, ogarniętych apatią, w odruchu rozpaczy i braku wizji,  może zwrócić się w stronę radykalizmów.
Polski radykalizm znajduje się póki co w inkubatorze, fakt ten jednak nie powinien usypiać rządzących. Jakość materiału siewnego w odniesieniu do polskiej mutacji radykalizmu, a przede wszystkim nad wyraz sprzyjające podłoże społeczne w Polsce, może w krótkim czasie stworzyć bardzo sprzyjający ekosystem dla polskiego radykalizmu bez względu na jego polityczne preferencje i barwy.  
  

   

Beatyfikacja Papieża - Polaka sprzyjać będzie budowaniu mostów, czy tylko pomników?

           Miniony weekend był dla Polaków - bez względu na miejsce zamieszkania - czasem szczególnym, z uwagi na fakt wyniesienia na ołtarze Kościoła Katolickiego Karola Wojtyły.
Wydarzenie to było - przynajmniej w Polsce - szeroko relacjonowane przez media, stanowiło też przedmiot wielu dyskusji i rozważań, niezależnie od charakteru gremium w których się odbywały.
Beatyfikacja Jana Pawła II stała się też okazją do przypomnienia drogi życiowej i dzieła Papieża - Polaka. Wreszcie Rzym i miejsca kultu w Polsce oraz miejsca symbolicznie związane z życiem naszego Papieża w Polsce, były miejscem wielotysięcznych pielgrzymek i odwiedzin rodaków. 
Krótko mówiąc, przeżyliśmy w pierwszą sobotę i niedzielę maja tego roku, prawdziwe rekolekcje, pełne wspomnień, przepojonej dumą zadumy, łez wzruszenia i szczęścia.
Jutro, w środę in gremio wracamy do codzienności.
Zastanawiam się w tym kontekście, co - poza wymiarem symbolicznym, sentymentalnym i emocjonalnym - przyniesie zakończona beatyfikacja Papieża - Polaka? 
Czy możliwy jest w Polsce consensus wokół podstawowych wartości, czy umilkną gorszące spory i pseudo - dylematy - jak nowotwór - toczące organizm społeczny, negatywnie rzutujące na życie 38 milionowego narodu?
Czy jako praktykujący w większości Katolicy, możemy żyć zgodnie z zasadami Dekalogu, a przynajmniej próbować tak żyć wiedząc, że zabór społecznego mienia jest po prostu kradzieżą, taką samą jak uszczuplenie podatkowe, unikanie płacenia ZUS, nie wypłacanie wynagrodzeń zatrudnionym pracownikom, czy świadome unikanie regulowania zobowiązań z tytułu prowadzonej działalności gospodarczej? 
Wreszcie czy polska elita polityczna jest w stanie wyjść poza opłotki ciasnych partykularyzmów, porzucając retorykę nienawiści pełną frazesów o służbie narodowi, podjąć misję uprawiania polityki  i sprawowania władzy publicznej w rzeczywistym interesie społecznym, bez manipulacji i antagonizowania?
Czy w końcu liczna w Polsce hierarchia kościelna jest zdolna dokonać niezbędnego przewartościowania postaw i swego podejścia do wierzących bez wyższości, jako do liczniejszej od siebie grupy równej w prawach i obowiązkach, ze świadomością, że "owczarnia bez owiec będzie tylko bolesnym wspomnieniem świetności owczarni"?
Nie mam złudzeń, nie jestem optymistą, nie wierzę w zbiorową społeczną metamorfozę. Znam niestety wystarczająco dobrze nasz charakter narodowy i przywary.
Niestety zdecydujemy się budować nowe spiżowe pomniki Papieża, hołdując powierzchownemu manifestowaniu naszej religijności, tradycji. To znacznie łatwiejsze niż przykładne relacje z sąsiadem, rzetelne wywiązywanie się z obowiązków obywatelskich w rozmaitych rolach społecznych, jakie przynosi nam życie...
Ostatnie dni, to powszechne przywoływanie myśli papieskich. Ulegając tej tendencji - miast zakończenia - też pozwolę sobie przytoczyć kilka z nich:

         "[...] Nie można zaś być prawdziwie wolnym bez rzetelnego i głębokiego stosunku do wartości [...]"
                                                                        Jasna Góra, 18 czerwca 1983.

     "[...] Dekalog: dziesięć słów. Od tych dziesięciu prostych słów zależy zależy przyszłość człowieka i społeczeństw. Przyszłość narodu, państwa, Europy, świata [...]"
                                                                         Koszalin, 1 czerwca 1991.  

   "[...] Dobro wspólne bowiem społeczeństwa sprowadza się ostatecznie do tego, kim w owym społeczeństwie jest każdy człowiek - jak pracuje i jak żyje [...]"
                                                                         Do delegacji "Solidarności". Watykan 15 stycznia 1981.

    "[...] Służba narodowi musi być zawsze ukierunkowana na dobro wspólne, które zabezpiecza dobro każdego obywatela. [...] Wykonywanie władzy politycznej, czy to we wspólnocie, czy to w instytucjach reprezentujących państwo, powinno być ofiarna służbą człowiekowi i społeczeństwu, nie zaś szukaniem własnych czy grupowych korzyści z pominięciem dobra wspólnego całego narodu [...]"
                                                        Do polityków w polskim parlamencie. Warszawa 11 czerwca 1999.

       "[...] Wzniosłość misji ludzi kierujących polityką polega na tym, że mają oni działać w taki sposób, aby zawsze była szanowana godność każdej ludzkiej istoty; stwarzać sprzyjające warunki do budzenia ofiarnej solidarności, która nie pozostawia na marginesie życia żadnego współobywatela; umożliwiać każdemu dostęp do dóbr kultury; uznawać i wprowadzać w życie najwyższe wartości humanistyczne i duchowe; dawać wyraz swoim przekonaniom religijnym i ukazywać ich wartość innym [...]"
                                                         Gniezno, 3 czerwca 1997.

Wszystkie cytaty za: Jan Paweł II Testament. [2005]; Wyd. Edipresse. Warszawa
     

Francuskie symbole [11] - AFP

            Francuska Agencja Prasowa [Agence France Presse - AFP], choć powstała formalnie 30 - go września 1944 roku, kontynuuje tradycję Agencji Informacyjnej Havas, pierwszej na świecie agencji informacyjnej, założonej w 1835 roku, przez pochodzącego z Węgier Charlesa Louisa Havasa [1783 - 1858].
Havas zatrudniał w swojej agencji dwóch ludzi, którzy z czasem [zwłaszcza jeden z nich], po usamodzielnieniu się odegrali kluczową rolę na rynku światowych mediów: Paul'a Julius'a Reuter'a [twórcy założonej jeszcze we Francji, w Aix La Chapelle, a od 1851 roku funkcjonującej w Londynie... Agencji Reuter'a], oraz B. Wolff'a założyciela pierwszej niemieckiej agencji prasowej: Wolffsche Telegraphenburo.
AFP funkcjonuje nieprzerwanie,  na podstawie Statutu z 1957 roku, pełniąc rolę jednej z kluczowych agencji informacyjnej współczesnego świata. Obecna w 165 krajach, zorganizowana w pięć wielkich centrów informacyjno - funkcjonalnych: 1]. Ameryka Płn., z siedzibą w Waszyngtonie, 2]. Ameryka Łacińska, z siedzibą w Montevideo, 3]. Europa - Afryka, z siedzibą w Paryżu, 4]. Środkowy Wschód, z siedzibą w Nikozji, 5]. Azja - Pacyfik, z siedzibą w Hong - Kongu, stanowi jedno ze źródeł informacji dla światowych mediów. 
Miarą znaczenia i pozycji AFP na współczesnym rynku światowej informacji jest fakt, że dostarcza serwis w 6 - ciu kluczowych językach: 1]. francuskim, 2]. angielskim, 3]. hiszpańskim, 4]. niemieckim, 5]. portugalskim, 6]. arabskim. 
Serwis AFP to 5 tys.wiadomości tekstowych, oraz 2.500 - 5.000 fotografii dziennie, traktujących o kluczowych wydarzeniach dla współczesnego świata.
Współczesne media trudno sobie wyobrazić bez AFP, która dla wielu tytułów prasowych i stacji radiowo - telewizyjnych, stanowi nieocenione źródło rzetelnej informacji.