piątek, 25 lutego 2011

Francuskie symbole [4] - Calvados

        
            Jadąc z Paryża do Normandii [będącej z oczywistych względów jednym z symboli Francji, o czym  napiszę jeszcze w osobnym poście], zachęcam i rekomenduję zatrzymać się - choćby na krótko [minimum 3 godziny], w departamencie Eure, w Górnej Normandii, aby zdegustować Calvados.
Calvados, to wytworny francuski winiak, którego bazą jest mieszanka destylatów jabłkowych, a którego nazwa zastrzeżona jest dla produktów pochodzących wyłącznie z Normandii.
Osobiście odwiedziłem firmę Calvados Morin, jednego z wielu wytwórców Calvadosu, przedsiębiorstwo o ponad wiekowej tradycji, producenta calvadosu z najwyższej półki,  w historycznym i pięknym miasteczku Ivry La Bataille. Jej właściciel Pan Pierre - Yves Viry, osobiście oprowadził nas po firmie, zapoznając z tajnikami produkcji i oczywiście z piwnicami [ze względów logistycznych, zachęcam z wyprzedzeniem zaaranżować swój przyjazd]. 
Piwnice firmy to prawdziwe przeżycie, zwłaszcza ta ich część, która sprawia wrażenie opuszczonej i nie używanej. Nic bardziej mylnego!! Dojrzewają w nich, w beczkach i butelkach prawdziwe skarby: trunki nawet z ponad 30 letnim stażem. Butelki wyglądające na zapomniane, pokryte pajęczynami i koloniami bakterii, z pozoru bezwartościowe i zaniedbane, w istocie uznawane są przez francuskich koneserów za prawdziwe skarby w wymiarze wartościowym [wartość rynkowa], dla konsumentów - znawców zaś, stanowią pożądany element w wymiarze doznań smakowych.
Portfolio produktowe firmy Calvados Morin było wielokrotnie nagradzane Medalami Targów Rolno - Spożywczych w Caen i w Paryżu. Firma eksportuje znaczą część produkcji, zajmując czołowe miejsce między innymi na rynku amerykańskim. 
Proponuję wizytę w Calvados Morin, z uwagi na magię miasteczka, magię miejsca, czar i tajemniczość piwnic firmy, przychylność właściciela i ten niesamowity smak degustowanego calvadosu. Warto zasmakować, warto poczuć to  sympatyczne ciepełko.
Od tej wizyty wiem co to Calvados, rozróżniam bez większego trudu ten trunek, jestem jego wielbicielem i ... oczywiście jest on stale obecny na honorowym miejscu w moim domowym barku.      

        

Służba publiczna i ascetyzm politycznych reprezentantów nie są w modzie?

              Słysząc i czytając ostatnie informacje o podwyżkach dla posłów do polskiego parlamentu na koszty prowadzenia biura [500 zł od stycznia, już drugiej w tej kadencji, po ostatniej 1000 zł !!!], oswajając się z informacjami o apanażach i systemie emerytalnym dla posłów do Parlamentu Europejskiego, zastanawiam się nad zasadnością nazywania ich misji działalnością publiczną, służbą narodowi.
Dodać należy, że apeli o opamiętanie i słów dezaprobaty, a tym bardziej wniosków o samoograniczenie i decyzji o  rezygnacji z tych przywilejów nie słychać od nikogo z naszych reprezentantów, bez względu na miejsce zajmowane w systemie partyjnym.
Consensus na prolongatę tych przywilejów ma charakter powszechny, od lewicy, po prawicę.
W tej sytuacji muszę przywołać zasady De Gaulle'a, które uważam za godną do naśladowania przyzwoitość. Aby się dłużej nie rozwodzić nad tą kwestią dwa cytaty:

"[...] ojciec: w sposób absolutnie pedantyczny, uważając to za sprawę honorową, regulował najmniejsze wydatki prywatne. "Musi być całkowita rozdzielność kas" - nakazał [...]"
                De Gaulle Ph.; [2008]; De Gaulle mój ojciec. Rozmowy z Michelem Tauriakiem.; Wyd. Zysk i S -ka.; Poznań. T. II, s. 32

"[...] Trzeba także ustalić z intendentem kwestię pokrywania kosztów ich osobistych potrzeb, niezależnie od tego, czy Charles jest głową państwa czy nie [...] Będzie też pamiętać, by przed wizytami wnuków kupować słodycze i ciastka. Kucharze nie muszą przecież karmić jej licznej rodziny [...]"  
                  Moll G.; [2004]; Yvonne de Gaulle.; Wyd. Historia i Życie. Warszawa.; s. 286    

             Czy we współczesnej Polsce, w kontekście zbliżającej się kampanii wyborczej, nie należy przypadkiem publicznie zapytać potencjalnych kandydatów o ich punkt widzenia w tych sprawach i wymagać deklaracji co do preferowanych zasad i zachowań w tej dziedzinie ? Czy hasło solidarnej Europy nie powinno mieć zastosowania także i w tej materii? 
Oszczędności i wyrzeczeń, zrozumienia powagi sytuacji, wysokiej świadomości obywatelskiej oczekuje się dziś w Polsce od wszystkich obywateli. Czy w kontekście uzasadnianym kryzysem braku środków na wszystko w naszym kraju, nie nadszedł czas, aby nasi polityczni reprezentanci dali przykład w praktyce rozumienia idei nadrzędności dobra wspólnego?

   

niedziela, 20 lutego 2011

Wybitni Francuzi [1] - Georges Clemenceau

            Nasza rozmowa o Francji, a w tym kontekście także o polskich sprawach, musi być zarazem rozmową o ludziach.
Chciałbym zaproponować prezentację sylwetek wybitnych Francuzów, przez pryzmat ich słynnych powiedzeń, wybranych oczywiście całkowicie subiektywnie, choć nie przypadkowo.
Dziś Georges Clemenceau [1841 - 1929], dwukrotny premier [26.10.1906 - 24.07.1909 i 6.11.1917 - 20.01.1920], wielokrotny minister III Republiki, Kawaler polskiego Orderu Orła Białego [1922], polityk konsekwentnie anty - niemiecki, współtwórca Traktatu Wersalskiego.
Za jego najsłynniejsze, o ponadczasowym wymiarze powiedzenia uważam następujące stwierdzenia:

          1. Kto za młodu nie był socjalistą, ten na starość będzie łajdakiem [dokładnie kanalią].
          2. Nigdy nie  kłamiemy tyle, co przed wyborami, podczas wojny i po polowaniu.
          3. Życie mnie nauczyło, że bez dwóch rzeczy można się obejść: Prezydentury Republiki i prostaty.
          4. Cmentarze są pełne ludzi niezastąpionych.

Powiedzenie nr 1, dedykuję szczególnie uchodzącym za "poprawne politycznie" polskim partiom prawicowym [PO i PiS], może warto się nad nim zastanowić, także w kontekście historycznych ocen i nieuchronnych strategicznych wyborów oraz przewartościowań? 
"Dwójkę", adresuję do całej polskiej klasy politycznej, w kontekście nadchodzących wyborów parlamentarnych. Powściągliwość w obietnicach wyborczych i odpowiedzialność za słowa, oby były wyróżnikiem tegorocznej kampanii. 
"Trójkę", polecam potencjalnie wszystkim przegranym w tych wyborach. W życiu można funkcjonować bez piastowania stanowisk publicznych, wszystkim "przyszłym byłym" bez względu na wiek życzę też uniknięcia przedmiotowego schorzenia.
"Czwórka" tradycyjnie winna być zarezerwowana dla wszystkich tych, którzy na różnych poziomach naszego życia publicznego uważają się za absolutnie wyjątkowych.  
   

piątek, 18 lutego 2011

Francuskie symbole [3] - Champagne [Szampan]

            Latem ubiegłego roku media doniosły, że w wodach Bałtyku, niedaleko Wysp Alendzkich należących do Finlandii, we wraku żaglowca odkryto... według różnych źródeł od 30 - 150 butelek szampana, w nienaruszonym stanie. Jak ustalono, zostały one wyprodukowane w większości w latach 1772 - 1785, w piwnicy Veuve Cloqot Pansardin. Stanowiły z dużym prawdopodobieństwem prezent króla francuskiego Ludwika XVI dla cara Rosji Piotra Wielkiego. Szacuje się, że cena wywoławcza jednej butelki tego szampana na potencjalnych aukcjach wyniesie ... około 70 tys. Euro..... Pomarzyć można!!!
Zatem czas porozmawiać o kolejnym francuskim symbolu - champagne [szampanie]. 
Na wstępie znowu jedno istotne zastrzeżenie: szampanem jest wyłącznie produkt z Szampanii. To co my w Polsce uważamy za szampana i czym witamy każdy Nowy Rok [oby jak najdłużej!!!], to wino musujące, niestety najczęściej kiepskiej jakości. Kupowane w Polsce, zwłaszcza w okresie sylwestrowym wina musujące w cenie 8 - 20 złotych, nie mają nic wspólnego z  Szampanem!!!. Wedle danych "Gazety Prawnej" [27.12.2010] polski rynek wina musującego i szampana jest wart około 200 mln złotych. Niestety udział Szampana w nim jest stosunkowo niski [nasz rynek szacuje się na 160 tys butelek rocznie - dla ilustracji poziom rocznej produkcji oryginalnego Champagne oscyluje od 250 do 300 mln butelek].
O takiej sytuacji [jeden szampan na 250 Polaków - dane za: TVN CNBC 29.12.2010], decyduje przede wszystkim bariera popytowa związana z siłą nabywczą polskiego konsumenta, dla którego oryginalny, francuski Champagne, jest po prostu za drogi [markowy musi kosztować w przedziale minimum 150 - 230 zł/but].
Tym bardziej zachęcam do wizyty w Champagne [Szampanii]!!!
Jeżeli Cognac jako produkt i departament jest szlachecki i bogaty, to Champagne jest arystokratyczna i oszałamiająco bogata. Winnice w Szampanii to 4 strefy, zwłaszcza tworzące tzw. Święty Trójkąt, którego wierzchołki stanowią miasta: Epernay - Reims - Chalons - en - Champagne. Winnice służące produkcji szampana zajmują ok. 33 tys ha [ przy czym jedynie 17 z 321 villages, to tzw. "Grand Cru": miejsca gdzie produkowany jest szampan z najwyższej półki].
Kluczowe marki szampana to: Cristal [ulubiony szampan carów rosyjskich, powstały zresztą na zamówienie cara Mikołaja II w 1876 roku], stanowiący własność rodziny Roeder, Dom Perignon [bez wątpienia marka nr 1 we współczesnym świecie, należąca do Moet et Chardon, a dziś stanowiąca własność holdingu LVHM - Louis Vuitton Moet Hennessy, będącego właścicielem kluczowych marek luksusowych, w tym koniaku Hennesy],  Lanson [Grupa Marne et Champagne], Piper Heideck [Remy Cointeau Group], Tatinger, Vranken Pomery i Krug.
Analogicznie jak w przypadku koniaku, pominę całkowicie aspekty technologiczne związane z powstawaniem szampana. Literatura i poradniki w tym zakresie - dostępne także w internecie - zwalniają z konieczności poświecenia tej sprawie szerszej uwagi.
          Przygotowując podróż do Szampanii, radzę postępować analogicznie jak w przypadku podróży do Cognac: zaplanować co się chce zobaczyć, zarezerwować noclegi, no i najważniejsza rzecz: umówić się na zwiedzanie piwnic domów szampana. Niezapomniane wrażenia gwarantowane!!!! Podróż do Szampanii jest o tyle łatwiejsza niż do Cognac, że znajduje się na trasie do Paryża [Paryż jest oddalony o ok. 2 godz.].
          W stolicy szampana: Epernay, trzeba koniecznie zobaczyć Avenue de Champagne, te wspaniałe pałace właścicieli i odwiedzić minimum rozległe piwnice, oraz  Muzeum Moet et Chardon [największy producent szampana na świecie], połączone z poznawaniem technologii produkcji i oczywiście degustacją.
Polecam także odwiedzenie małego miasteczka  Houtvilles [7 km od Epernay] - miejsca życia i pracy Dom Pierre'a Perignon [1639 - 1715], zakonnika, uważanego powszechnie - acz nie w pełni zasadnie - za ojca szampana. Z dawnego opactwa pozostał jedynie mały, ascetyczny, a przez to niebywale piękny kościół, znakomicie położony, który zdecydowanie trzeba zobaczyć.    
Wreszcie krótka wizyta w Szampanii [rekomenduję minimum trzy dni], nie może ominąć Reims z uwagi na najbardziej klasyczną francuska katedrę, miejsce koronacji 34 królów Francji, począwszy od Chlodwiga w V wieku. Katedra robi naprawdę niesamowite wrażenie!!!
Przyznam się jednak - choć może to oburzyć niektórych - że dla mnie główną motywacją odwiedzenia Szampanii był oczywiście szampan.
Poza Muzeum Moet et Chardon udało mi się, a jakże [dodam nie jest to specjalnie trudne, przy odrobinie wysiłku można trafić na degustację i zwiedzanie piwnic jednego z 5 tysięcy producentów szampana całkowicie za darmo, byle nie przeszkadzać im w okresie zbiorów], odwiedzić kilku liczących się producentów tego szlachetnego trunku.
Wraz z rodziną zwiedziliśmy "starą", bo funkcjonującą od 1633 roku family Champagne Louis de Sacy, z terenu Verzy [Grand Cru!!!]. Po winnicy i piwnicach oprowadził nas sam właściciel Alain de Sacy, objaśniając z nadzwyczajną cierpliwością wszelkie arkana produkcji szampana, od wizyty na polu poczynając. Mogliśmy dla przykładu zobaczyć zdolności manualne pracowników winnicy, którzy w ciągu 1 godziny są zdolni obrócić ręcznie 1500 butelek szampana. To była i jest niezapomniana wizyta Panie Alain !!! Champagne Louis Sacy, jest istotnym eksporterem na rynek USA.
Kolejny "Dom Szampana" na naszej drodze to Champagne de Telmont, w Damery niedaleko Epernay, dom istniejący od 1952 roku. Wspaniale przyjęci przez Dyrektora Pana Philippe Parinet' a, mieliśmy okazję ponownie poznać labirynt piwnic i przez  degustację poznawać meandry szampana.
Wreszcie Champagne Cattier w Chigny - Les - Roses, należacy do rodziny Cattier od 1763 roku!!! Dyrektor Philippe Bienvenu umożliwił nam poznanie procesu produkcji i otworzył przed nami wszystkie tajemnice znakomitych, starych piwnic tego domu.
Wszystkie domy, a przede wszystkim ich piwnice, zwiedzaliśmy z otwartymi ustami, bo wrażenie i okoliczności są naprawdę niecodzienne.
Pisząc o szampanie, trzeba wspomnieć o sympatycznym "polonicu", szampanie o polskim rodowodzie w Szampanii !!! W Pargny le Reims - miejscowości położonej 5 km od Reims, znajduje się 6 hektarowy producent szampana, o brzmiącej swojsko nazwie Jackowiak - Rondeau [www.champagne-jackowiak-rondeau.com]. Władysław Jackowiak, to Polski oficer z Pleszewa, wiezień Dachau, osiadły po wojnie w Reims. Ożeniwszy się z Panną Rondeau rozpoczął produkcję w 50% polskiego szampana. Dziś firmą zarządza już syn Denis, ale polski człon w nazwie szampana jest póki co niezagrożony!!!
Gorąco zachęcam do odwiedzenia Szampanii. Szampan to przecież prawdziwy symbol Francji. Zwiedzanie ułatwia istniejący i dobrze oznakowany szlak: Route Touristique du Champagne. Podążając nim zawsze trafi się do producenta szampana.
Warto choćby przez chwilę uczestniczyć w misterium jego degustacji, zapoznać się z produkcją. Warto poznać jego oryginalny smak choćby po to, aby po powrocie do Polski edukować rodzinę i znajomych. Może dożyjemy czasów, że szampan będzie w Polsce szampanem?  Życzę tego sobie i Wam !!!

Na koniec, dwie moim zdaniem najcelniejsze sentencje dotyczące szampana:

"[...] Szampan to jedyne wino, po wypiciu którego kobieta pozostaje piękną [...]" - M. Pompadour
"[...] To za sprawą szampana, francuska myśl zdobywa Europę [...]" - G. Flaubert    
  
            
            

wtorek, 15 lutego 2011

Historia UDF we Francji, czyli nadzieje i przestroga dla PJN

           Nieistniejąca już [funkcjonowała w latach 1978 - 2007], a wielce zasłużona dla Francji partia polityczna UDF [Union pour la democratie francaise - Unia na rzecz Demokracji Francuskiej], przez prawie dwie dekady była kluczową partią na francuskiej scenie politycznej, osiągając znakomite wyniki wyborcze [tytułem przypomnienia: miała liczące się frakcje parlamentarne - najsilniejszą bo składającą się z 207 deputowanych w 577 miejscowym Zgromadzeniu Narodowym w 1993 roku; uzyskiwała więcej niż satysfakcjonujące wyniki w wyborach do Parlamentu Europejskiego - w 1979 roku 27,6% głosów, 25 mandatów - pierwszy wynik w kraju; wreszcie osiągnęła budzące respekt wyniki w wyborach prezydenckich: Giscard d'Estaing w 1981 roku, mimo że nie został powtórnie wybrany na Prezydenta Republiki, uzyskał 28,3% głosów w I turze i 48,2% w II turze głosowania!!].
Partia miała znakomitych, cieszących się społeczną sympatią przywódców [Giscard d'Estaing, R. Barre, F. Leotard, F. Bayrou], szerokie wpływy społeczne, a jednak zniknęła z firmamentu politycznego. Dlaczego?
Nie przeprowadzając - z oczywistych powodów - dogłębnej szczegółowej analizy wydaje się, że kluczową przyczyną upadku tej partii był brak wyrazistości, własnej tożsamości, swoistej, a niezbędnej do sukcesu w polityce odwagi politycznej. 
W 1992 roku Valery Giscard d'Estaing opublikował książkę pod znamiennym tytułem 2 Francais sur 3 [Ed. Flammarion, Paris], w której dowodził, że z tytułowych Dwóch Francuzów na Trzech utożsamia się z centryzmem, książkę która na długo stała się swoistym manifestem ideowym ugrupowania. Jego zdaniem przeciętny Francuz jest osobą o umiarkowanych, centrowych poglądach, preferującą liberalne podejście do gospodarki i hołdującą tradycyjnym wartościom. Nie jest i nie chce być ani marksistowskim ortodoksem, ani prawicowym jastrzębiem. Zdaniem autora książki przyszłością kraju była "Francja liberalna i pojednana" [pogodzona w kontekście odwiecznego dychotomicznego podziału lewica - prawica].  
UDF zyskiwała zawsze, kiedy była wierna swoim centrowym ideałom i elektoratowi, przegrywała i przegrała, kiedy usiłowała przejąć zagospodarowane już pole chadecji i centroprawicy, kiedy aspirowała i stawała w szranki walki o dziedzictwo gaullizmu. Dla jej praktycznego, wykształconego, składającego się w większości z konglomeratu warstw średnich elektoratu, było to niezrozumiałe i nieakceptowalne.
Dlaczego w tym kontekście podnoszę wątek najmłodszego polskiego ugrupowania politycznego pod nazwą Polska Jest Najważniejsza [PJN] ?
Decyduje o tym zadziwiające podobieństwo rodowodu, generacji i czasu historycznego UDF i PJN. Daleki jestem przy tym do ekstrapolacji analogicznego zakończenia żywota obu ugrupowań.
Rodowodu, ponieważ zwolennicy i założyciele obu partii to aktywni uczestnicy życia politycznego swoich krajów, mający doświadczenie parlamentarne, ministerialne, szeroko rzecz ujmując obycie w życiu publicznym, którzy uczestniczyli w istotnych wydarzeniach dla swoich krajów, którzy wyrastali w cieniu swoich mentorów [zachowując proporcje De Gaulle i bracia Kaczyńscy].
Generacji - kluczową rolę w obu ugrupowaniach odgrywali politycy młodszego pokolenia.
Czasu historycznego - obie partie powstawały w okresie istotnego zamętu ideowego, zaciętej walki politycznej o przyszły kształt ustrojowy, w której  rozstrzygnięcia zadecydowały i zadecydują o kierunku społeczno - politycznego rozwoju społeczeństwa.
Do odważnej, acz oczywistej i niezbędnej decyzji o otwarciu w kierunku centrum podjętej swego czasu przez UDF we Francji, będącej źródłem jej sukcesów, nie było stać w Polsce dotąd ani PIS - z powodów doktrynalnych [nie licząc  wyborczych umizgów J. Kaczyńskiego z ostatniej kampanii wyborczej do środowiska lewicy], ani nie dojrzała do takiej decyzji i przewartościowań PO [strach przed utratą prawicowego elektoratu na rzecz PiS, pryncypialna medialnie izolacja SLD uniemożliwiły otwarcie na lewo tego ugrupowania].
Trzeba odwagi i dalekowzroczności de Gaulle'a we współczesnej Polsce, aby zamknąć miałkie rozliczenia, zostawić teczki i dysputy o miejscu i roli w 1981 i 1989 historykom [zwłaszcza, że coraz większa część coraz młodszego elektoratu ma pragmatyczny, a nie pryncypialny stosunek do wydarzeń lat 80 - tych ubiegłego wieku w Polsce, zna styropian z jego właściwości termoizolacyjnych, a nie symbolicznej roli w przemianach w Polsce].
Zadziwiającym skądinąd kuriozum jest fakt, ze europejska, a i polska lewica była zdolna zapomnieć o Leninie, realnym socjaliźmie, więcej zdystansować się wobec marksizmu, absolutu społeczeństwa klasowego i walki klas jako motoru dziejów, a polska prawica nie potrafi zbudować oferty, otworzyć się na lewą część sceny politycznej w rozumieniu elektoratu [bazy społecznej], pielęgnując urazy i historyczne podziały. Doprawdy frapująca konsekwencja, zwłaszcza jeżeli spojrzeć na nią z punktu widzenia czasów w których żyjemy....  
Chcę jasno zadeklarować: nie jestem przeciwnikiem PJN, ale równie otwarcie muszę dodać: dziś nie jestem też na pewno zwolennikiem tego ugrupowania.
Walka o spuściznę i dziedzictwo po L. Kaczyńskim nie jest wartością, która moim zdaniem ekscytuje większość Polaków [zachowajmy skądinąd zdrowy dystans, umiar i rozsądek w apologetyce i ocenie dorobku tej prezydentury].
Image PO - PiS z ludzką twarzą, lepszą od oryginału, też nie jest wyjściem z sytuacji i nie zapewni długofalowego powodzenia projektu politycznego pod nazwą PJN.
Czas najwyższy i chyba ostatni, aby PJN zajął silne pozycje centrowe, podjął wysiłek programowego otwarcia na te środowiska. Bez uwzględnienia - parafrazując tytuł książki Giscarda d' Estaing - preferencji 2 na 3 Polaków, w programie politycznym i inicjowanych działaniach, a nie tylko w retoryce wyborczej, formacja ta pozostanie docelowo efemerydą, czasowym elementem systemu politycznego, balansującym na poziomie progu wyborczego.
Po wprowadzeniu tych zmian uwierzę, że nazwa ugrupowania Polska jest Najważniejsza jest rzetelna i uczciwa. 
Skrót ten może mieć bowiem bardzo szeroką konotację: od Partii Jakościowych Norm [która byłaby mi najbliższa], przez Polityka Jest Niczym, Polaku Jesteśmy Niemi, po Posada Jest Najważniejsza [nie chciałbym, aby podstawowym kryterium powstania PJN była chęć zachowania posad i uposażeń parlamentarnych - skądinąd intratnych w aspekcie finansowym na dziś i przywilejów na przyszłość].
Warto, aby elita PJN miała tego świadomość.
Jeżeli na taką reorientację strategiczną nie będzie stać PJN, nieuchronnie dojrzeją do niej inne ugrupowania [wierzę, że specjaliści od marketingu politycznego w szeregach PJN znają starą zasadę marketingową: najważniejsze być pierwszym, najdalej drugim w inicjowaniu zmian zachowań konsumenckich, w kreowaniu popytu, w odpowiedzi na zapotrzebowanie klientów]. Bądźcie moderatorami i inicjatorami jakościowych przemian życia politycznego w Polsce Panie i Panowie. Naprawdę warto !!!
                              

niedziela, 13 lutego 2011

Lewica w V Republice - rekomendacja czy memento dla SLD?

            Słysząc od kilku dni komentarze o radykalnej zmianie preferencji wyborczych polskiego elektoratu, w kontekście zbliżających się wyborów parlamentarnych w Polsce, których wyróżnikiem jest wzrost poparcia dla SLD. Widząc pojawiającą się tendencję do kreowania SLD do roli bez mała arbitra przyszłej sejmowej konstelacji politycznej i rządowej, uważam za zasadne i uprawnione podzielenie się moimi refleksjami w tej sprawie, z uwzględnieniem - a jakże - francuskich doświadczeń z okresu V Republiki.
           Francuska lewica [dodajmy komunistyczna - Francuska Partia Komunistyczna (FPK) i niekomunistyczna - Partia Socjalistyczna (PS), w tej formule od 1974 roku}, przygotowywała się od ponad dwóch dekad ideologicznie, programowo i organizacyjnie do przejęcia władzy, co stało się faktem w 1981 roku. W tym roku Francja, społeczeństwo francuskie - pozostając trwale w dwubiegunowym podziale politycznym [lewica - prawica] - dokonało zasadniczego przewartościowania swych preferencji politycznych i powierzyło rządzenie krajem opcji lewicowej.
21 - go maja 1981 roku powołano  pierwszy w V Republice lewicowy rząd premiera P. Mauroy'a, [do 6 maja 2002 roku - końca funkcjonowania ostatniego rządu socjalistów premiera L.Jospin' a, lewica sformułowała 6 rządów, które rządziły Francją w sumie przez prawie 19 lat!!!].
Lewicy francuska przez pierwsze trzy lata rządów P. Mouroy' a [21.05.1981 - 17.04.1984], próbowała wdrażać socjalistyczne eksperymenty z nacjonalizacją banków, ubezpieczeń i przemysłu obronnego włącznie, z redukcją czasu pracy i wzrostem poziomu płac  w wymiarze polityki społecznej. Dopiero wysokie prawdopodobieństwo fiaska wdrażanych zmian, spadek wartości franka i de facto ucieczka kapitału zagranicznego, zmusiła kolejny socjalistyczny rząd L. Fabius'a do porzucenia prymatu ideologii nad gospodarką i powrotu do zdrowych zasad ekonomicznych. Począwszy od lipca 1984 roku, lewica francuska była już wierna stale sprawdzonym zasadom gospodarki rynkowej.
Na dziś socjaliści choć podzieleni, stanowią istotną siłę we francuskim systemie politycznym, FPK zaś jest w zasadzie efmerydą i cieniem - zwłaszcza w aspekcie wpływów społecznych - dawnej partii. Pozostałe partie lewicowe [ z wyjątkiem nowej Partii Anktykapitalistycznej], odgrywają marginalną rolę.    
Dlaczego o tym wspominam?    
              Po pierwsze dlatego, że chciałbym wiedzieć czy polska lewica [SLD] jest przygotowana do rządzenia w wymiarze merytorycznym, jaki jest jej program polityczny. Chciałbym uniknąć niespodzianek i eksperymentów "a la francaise" z początku lat 80 - tych.
                   Po drugie dlatego, że nie znam stanowiska polskiej lewicy [a ma ona szansę  zachować się uczciwie i zadeklarować jak chce rządzić, jak zamierza rozwiązywać problemy społeczne], w tak kluczowych sprawach jak:

     1. Kształt systemu podatkowego w 2012 roku i kolejnych latach [jakie podatki, jakie skale podatkowe, jaki VAT, czy i jakie ulgi; jaki system podatkowy dla przedsiębiorców]
    2. Stosunek do niezbędnych, niepopularnych reform: KRUS, emerytury górnicze i mundurowe, emerytury urzędnicze, a szerzej aparatu państwa [od tej kwestii nie da się uciec, OFE i stosunek doń, a preczyzyjniej percepcja systemu emerytalnego, to de facto papierek lakmusowy zdolności do rządzenia w imię interesu społecznego, a nie partykularyzmów i chęci sprawowania władzy dla samej władzy]   
    3. Stosunek do kryzysu finansów publicznych [jak, jakimi narzędziami  lewica zamierza zrównoważyć budżet państwa; mam nadzieję, że jedynym pomysłem nie jest podniesienie podatków]
    4. Stosunek do kwestii ustrojowych [jaki typ władzy preferuje lewica: prezydencki, kanclerski, parlamentarno - gabinetowy, co z dwuizbowością Sejmu, co z jedno mandatowymi okręgami wyborczymi, co z reformą powiatów, których liczba - z uwagi na mizerny potencjał wielu z nich - jest zdecydowanie za duża]
      5. Strategiczne sojusze lewicy [z kim lewica chce i może stworzyć rząd z PiS-em, P.O, PSL, PJN, jakie są warunki brzegowe lewicy dla nieuchronnego rządu koalicyjnego - granica kompromisu programowego]

Jeżeli nie uzyskamy odpowiedzi na te pytania, nie zweryfikujemy swojego stosunku do programu lewicy [jak i każdej innej partii zresztą], istnieje śmiertelne niebezpieczeństwo zakonserwowania obecnego marazmu politycznego na kolejne cztery lata. A potem pozostanie już tylko miejsce dla populizmów i radykalizmów. 
Lewica  - jak i każde inne ugrupowanie polityczne w Polsce - musi jasno odpowiedzieć na te pytania. Bez tych odpowiedzi akt wyborczy pozostanie formułą "randki w ciemno", sponsorowanej przez obywateli. 
Aktualna ewolucja zachowań i preferencji wyborczych jest dobrym prognostykiem w kierunku zerwania z dwu partyjnością polskiego systemu partyjnego, jest okazją do rzeczywistego "przewietrzenia" systemu politycznego. Może czas, aby niektórzy czołowi aktorzy polskiej sceny politycznej oddelegowani zostali już trwale do innych zajęć [mam nadzieję, ze bez specjalnych emerytur i uprawnień]. 
                Po trzecie wreszcie dlatego, że nadchodzące wybory są ogromną szansą dla lewicy, która jest bez wątpienia Polsce potrzebna. Bez względu na wynik wyborczy, lewica ma szansę udowodnić, że jest dojrzałą, europejską formację polityczną, z realistycznym programem politycznym, zdolną do wyciągania wniosków z przeszłości, że ma wizję i koncepcję kształtu społeczno - ustrojowego Polski. 
Rozdawaniem jabłek i organizowaniem grzybobrań można wygrać wybory, ale bez programu, bez społecznej świadomości jego zawartości, bez zgody na jego implementację wyrażonej w akcie wyborczym, nie sposób rządzić. Dobrze by było, aby świadomość powagi sytuacji i nieuchronność odpowiedzialności za działania, ale i za zaniechania działań, była podstawowym pryncypium polskiej lewicy. W innym przypadku może udać się zająć stanowiska ministerialne na jakiś czas, ale na pewno nie na tak długo jak rządziła francuska lewica. Brak bolesnego programu naprawy Rzeczypospolitej, brak świadomości jego nieuchronności, dla polskiej lewicy zakończy się znacznie szybciej surową oceną elektoratu niż miało to miejsce we Francji. Jestem pewien nieuchronności takiego procesu.
               Po czwarte w końcu, skoro o kwestie te nie pytają media, może czas najwyższy aby wykorzystać  możliwości współczesnej techniki i organizować quazi "informatyczne społeczeństwo obywatelskie". Jeżeli Arabowie potrafią wygrywać internetem rewolucje, dlaczego my nie moglibyśmy wygrywać wyborów, cenzorować i oceniać polskie partie polityczne pod kątem atrakcyjności i realności ich oferty programowej? Może nadchodzące wybory, wyniki sondaży opinii publicznej, groźba utraty społecznej kontroli nad procesami społecznymi i sprawowaniem władzy jest wystarczającą okazją aby spróbować? Niczym nie ryzykujemy, a elity polityczne i aktywy partyjne muszą mieć świadomość, ze Polska należy do nas wszystkich. Przed wyborami, ale i po wyborach!!!        
                       

czwartek, 10 lutego 2011

Afera Dreyfusa a Tragedia Smoleńska - różnice czy podobieństwa ?

            Afera Dreyfusa, której mimowolnym bohaterem został Alfred Dreyfus [1859 - 1935], kapitan armii francuskiej, z pochodzenia Żyd, mimo że była przede wszystkim dramatem osobistym człowieka [przypomnijmy pokrótce: Dreyfus oskarżony o szpiegostwo na rzecz Niemiec, na podstawie sfabrykowanych dowodów, został skazany na dożywocie, zesłany do kolonii i zdegradowany], była w istocie ucieleśnieniem głębokiego sporu ideowego o kształt, wizję społeczno - ustrojową i priorytety III Republiki Francuskiej. Choć ostatecznie zakończona happy-endem i triumfem sprawiedliwości [Dreyfusa ułaskawiono ostatecznie w 1899 roku, w pełni zrehabilitowano w 1906, przywrócono do służby wojskowej, podczas I Wojny Światowej awansowano do stopnia pułkownika. Został także Kawalerem Legii Honorowej], przez lata antagonizowała francuskie społeczeństwo, była osią konfliktów i ostrych sporów politycznych polaryzujących Francuzów.
Dlaczego przywołuję tą sprawę? 
Wracam do niej ponieważ uważam, że jesteśmy na prostej drodze do powtórzenia jej negatywnych konsekwencji, za sprawą Tragedii Smoleńskiej. 
Katastrofa samolotu z Prezydentem RP na pokładzie, była i pozostanie tragedią o narodowym charakterze, ale wszystko co się wokół niej dzieje i działo nosi znamiona świadomej dezintegracji społeczeństwa, w wymiarze symbolicznym [kluczowym tego przykładem kontrowersje wokół miejsca pochówku Prezydenta z Małżonką], faktograficznym [niedopowiedzenia i nieodpowiedzialne kreowanie teorii spiskowej na miarę okoliczności śmierci Generała Sikorskiego], historycznym [miną pewnie lata zanim uspokoją się emocje i powróci zdolność do racjonalnych ocen i przewartościowań, na bazie materiałów dowodowych, a nie nie weryfikowalnych hipotez], wreszcie społecznym [inicjowanie i utrwalanie podziałów społecznych].
Potrzebne i niezbędne wyjaśnienie przyczyn katastrofy z wyciągnięciem wniosków na przyszłość, nie może być jedynym tematem debaty publicznej, nie może bezgranicznie angażować opinii publicznej 38 milionowego narodu w środku Europy!!!. Nie może być substytutem rzeczywistej dyskusji społecznej nad dylematami i wyborami, opcjami rozwojowymi, zwłaszcza w aktualnych, trudnych czasach.
Sprawa Tragedii Smoleńskiej jest wygodnym tematem zastępczym polskich elit politycznych, sprzyjającym zarazem aktywizacji i procesowi hermetyzacji oraz homogenizacji elektoratu głównych sił politycznych kraju. Łatwiej przecież dyskutować emocjonalnie o tragedii, niż przedstawić pozytywny program gospodarczy, priorytety społeczne w polityce, walczyć z wszechobecną korupcją w życiu publicznym. 
Wbrew pozorom i publicznym deklaracjom, także aktualnej koalicji rządowej sprawa ta daje znakomite pole do unikania trudnych pytań o przyczyny braku reform [co przykre w kontekście deklarowanego w kampanii wyborczej liberalnego charakteru głównej partii koalicji]. Mam wrażenie, że wyborcy już w wyborach parlamentarnych tego roku wystawią - za pomocą kartki wyborczej, a precyzyjnej demonstrując określone zachowania wyborcze [sądzę, że wielu dotychczasowych zwolenników P.O, czując się oszukanymi, pojedzie na grzyby do lasu zamiast na wybory] - rachunek za taką postawę. Niezależnie od przepływu elektoratu między partiami, im niższa frekwencja tym większa rola "twardego elektoratu", który może sensacyjnie rozstrzygnąć o wyniku wyborów, wbrew sondażom przedwyborczym!!!  
W rozstrzygnięciu afery Dreyfusa znakomitą rolę odegrały środki masowego przekazu, przede wszystkim dominująca wówczas - w aspekcie wpływów społecznych - prasa. 
To w związku z nią publicznie głos zabrali intelektualiści. To w związku z tą sprawą Emil Zola, 13 - go stycznia 1898 roku, na łamach gazety "L'Aurore" opublikował słynny list otwarty pod znamiennym tytułem  "J' accuse" ["Oskarżam"], będący w istocie otwarta, ostrą krytyką Prezydenta Republiki i Rządu.
Kto - biorąc pod uwagę ciężar gatunkowy sprawy Tragedii Smoleńskiej i jej potencjalne konsekwencje dla przyszłości i jedności narodowej - wezwie w Polsce oficjalnie i publicznie do opamiętania strony, powtarzam strony konfliktu. Kto odważy się we współczesnej  Polsce odegrać rolę Zoli we Francji przełomu wieków, kto opamięta elity, wezwie do uspokojenia nastrojów, zmusi partie polityczne i ich liderów do racjonalnych zachowań z uwzględnieniem interesu ogólnonarodowego, a nie partykularyzmów własnych środowisk politycznych ?
Emilu Zolo współczesnej Polski, wzywam cię do działania, już czas, najwyższy czas !!!!                  
    
.   
    

środa, 9 lutego 2011

Moja królowa piosenki francuskiej - Patricia Kaas

           Pierwszy raz usłyszałem ją w sposób, który pozwalało mi ją zidentyfikować w połowie lat 90 tych ubiegłego wieku.
Wiem, że piosenka francuska ma wielu tuzów, choć trzeba przy tym pamiętać, że wiele z tych gwiazd nie ma francuskiego rodowodu [żeby wspomnieć tylko o Serge Gainsbourg'u - synu żydowskich emigrantów z Rosji po Rewolucji 1917 roku, Charles'ie Aznavour - Ormianinie z pochodzenia, czy Dalidzie - córce Włochów, urodzonej w Egipcie]. Wszyscy oni zrobili w nowej ojczyźnie oszałamiającą karierę, akceptowani, uwielbiani, choć nierzadko kontrowersyjni.
Uwielbiam słuchać Mirelle Mathieu, Edith Piaf, Gilbert'a Becaud, Johny Hollyday'a.
Jednak królowa może być tylko jedna - i nie mam problemu z jej wskazaniem. Dla mnie osobiście Królową francuskiej piosenki jest Patricia Kaas. 
Ta pochodząca z Lotaryngii, z francusko - niemieckiej rodziny piosenkarka, jest dla mnie ucieleśnieniem, synonimem tego co we francuskiej piosence najlepsze: oryginalnej linii melodycznej z wyraźnie romantyczno - nostalgiczną nutą [choć posiada też w repertuarze utwory o mocnym brzmieniu], pięknej barwy głosu, pięknych wzruszających słów, nienagannej dykcji. Jej koncerty [zachęcam dla przykładu do obejrzenia DVD Cabaret], to prawdziwe przedstawienia z serii światło i dźwięk.
Gdybym miał wymienić ulubione moim zdaniem jej utwory bez wahania wskażę na: Il me dit que je suis belle [dla mnie najpiękniejszy utwór w dotychczasowym repertuarze Patricii Kass], a nadto: Je voudrai la connaitre, Les hommes qui passent, Entre dans la lumiere, Une fille de l'Est i oczywiście utwór z konkursu Eurowizji, znajdujący się na ostatniej, zawierającej nowe utwory płycie [wzmiankowanej już Cabaret]: Et s'il fallait la faire.
Zachęcam do małego randez - vous z Patricią. Warto zasiąść wygodnie w fotelu, przy zapalonym kominku, delektując się lampką koniaku [najlepiej XO], lub lampką czerwonego wina, z deską serów kozich na stole [to zestawienie to ideał dla ciała i ducha], zamknąć oczy, uruchomić wyobraźnię i usłyszeć ten piękny głos... , tę wysublimowaną dykcję, w mojej opinii najpiękniejszego języka świata - francuskiego: języka kultury, sztuki i dyplomacji.....Jestem pewien, że oczarowanie Patricią Kaas przyjmie charakter trwałej więzi, narkotycznego bez mała uzależnienia, na szczęście bez negatywnych, skutków ubocznych.
Muszę się także przyznać, że przy tej cudownej, nastrojowej muzyce, dobrze się zasypia, zwłaszcza gdy słucha się jej w pozycji horyzontalnej.   
Tym którzy nie znają jeszcze lub nie kojarzą Patricii Kaas, polecam wizytę na jej oficjalnej stronie internetowej www.patriciakaas.net, gdzie wchodząc na link Audio można posłuchać jej najlepszych utworów, stanowiących materiał do ostatniej składanki: "19 par Patricia Kaas" [płyty z symptomatycznym, acz prawdziwym podtytułem: 19 tytułów szczególnych dla smaku zwycięstwa].
Zapraszam, naprawdę warto !!!     
    

wtorek, 8 lutego 2011

Francuskie symbole [2] - sery kozie

             Czas na kolejny powrót do francuskich symboli, do jednego z nich: sera, a precyzyjniej sera koziego.
           O roli sera w życiu Francuzów, nawet tych najbardziej przeciętnych można by mówić wiele i długo. Na początek jednak jedno istotne sprostowanie:
Bardzo często dyskutując o serze we Francji i jego roli w życiu francuskiego społeczeństwa, przywołuje się słynną, anegdotyczną wręcz wypowiedź Generała de Gaulle'a: "[...]jak można rządzić krajem, w którym istnieje.... gatunków sera[....]". Właśnie ile ? Nawet na stronach szacownych producentów, europejskich liderów rynkowych obecnych w Polsce, można spotkać istotny błąd. Najczęściej wymieniana jest liczba 325. Tymczasem co powtarzam wskazując źródło: Mignon E. [1962]; Les Mots du General.; Ed. Libraire Artheme Fayard. Paris; zdanie to  - jeżeli istotnie padło - brzmiało w oryginale: "[...]Comment voulez - vous gouverner un pays qui a deux cent quarante-six variete de fromage[...]" - Jak można rządzić krajem w którym jest dwieście czterdzieści sześć gatunków sera.
Zachęcam działy PiR francuskich producentów obecnych w Polsce do korekty zapisów materiałów reklamowych i stron internetowych. Co prawda spożycie z tego tytułu nie spadnie, wojna futbolowa nie wybuchnie, ale warto - zwłaszcza przywołując tak spiżowe postaci jak de Gaulle - pisać rzetelnie i prawdziwie. Dla porządku rzeczy dodać trzeba, że liczba gatunków sera przekracza dziś we Francji grubo ponad 500 i pewnie ciągle pojawiać się będą nowe mutacje.
            Mnie osobiście francuskie sery kozie kojarzą się i pewnie na zawsze kojarzyć się będą z produktami firmy Eurial [niegdyś Eurial Poitouraine], z marką Soignon. Powód jest prozaiczny: poza uwielbieniem ich smaku miałem okazję i zaszczyt pracować kiedyś w tej firmie, uczestniczyć w procesie wprowadzania jej produktów na rynek polski, a przede wszystkim miałem okazję spędzić czas w zakładach produkcyjnych tej Grupy we Francji. Pewny ich jakości, jestem ich wiernym konsumentem. 
Eurial dziś, po ogłoszonej 15 czerwca ubiegłego roku fuzji z firmą Glac, która zakończona zostanie w toku 2011 roku, to druga grupa mleczarska we Francji, a pierwsza w sektorze mleka koziego, z obrotem 1,3 mld Euro rocznie, 20 - ma zakładami produkcyjnymi, z rocznym przerobem 2 mld litrów mleka [z czego 300 mln litrów, to mleko kozie]. To prawdziwy gigant!!!
Jak wspomniałem, miałem okazję zobaczyć w toku produkcji kilka zakładów Euriala i zrobiły one na mnie piorunujące wrażenie. Z takim podejściem do czystości, sterylnością wręcz w procesie produkcji, nigdy dotąd i nigdzie się nie spotkałem.
Wracając jednak do sera, a szerzej produktów z mleka koziego. O ich walorach odżywczych, zdrowotnych, smakowych, nikogo nie trzeba chyba przekonywać. Osobiście polecam dostępne szeroko w Polsce roladki Soignon [naturalne i smakowe], serek do smarowania tej samej marki, mini piramid Soignon, roladkę pleśniową Soignon  i - moim zdaniem - króla sera koziego: AOP Chabichou du Poitou Soignon.
Początkującym polecam rozpoczęcie degustacji od sera do smarowania [naturalnego], nałożonego na masło, następnie plasterek chudej szynki, pomidorek z koperkiem.... muszę przerwać pisanie i lecieć do lodówki...
Nie żartuję i szczerze rekomenduję stopniowo wchodzenie w świat serów, a serów kozich w szczególności. Ja miałem szczęście i okazję mieć znakomitych przewodników w tej materii: Yvona i Laurenta, którzy przez miesiące, jak małe dziecko, prowadzili mnie przez krainę smaków serów, opowiadając przy tym historie o jego produkcji i pochodzeniu.
Przytoczę też słynną anegdotę o tym jak nasi francuscy mentorzy wozili samolotem do Polski coraz bardziej wyszukane sery, których wyróżnikiem był i jest, że tak powiem ostry zapach [niektórzy mówią wręcz, że istnieje ścisła korelacja między siłą zapachu sera, a jego jakością i smakiem: im silniejszy, bardziej ostry smak, tym lepszy, bardziej wartościowy ser]. Podczas jednej z takich podróży, współpasażerowie samolotu Air France do Polski głośno wyrazili swoje zdanie co do stanu higieny i bagaży naszych francuskich przyjaciół. Całkowicie bezzasadnie zresztą. Byli to - dodajmy - Polacy, a rzecz miała miejsce w 1997 roku. 
Zachęcam zatem gorąco i z pełnym przekonaniem do seansów degustacyjnych sera koziego, zwłaszcza w połączeniu z winem. Doprawdy boska to i nie zapomniana uczta !!!
Rekomenduję markę Soignon i produkty Euriala. Mogę się ogłosić samozwańczym ambasadorem tej marki [dodam bez apanaży], a moje rekomendacje wynikają z wieloletnich doznań smakowych i z faktu, że widziałem i ręczę za proces ich produkcji.   
Na koniec, jedna ciekawostka związana z serem. Francuzi nie znają w ogóle sera pod postacią naszego twarogu. To dla nich pełna egzotyka. Dla Francuza twaróg to wyłącznie tymczasowa i przejściowa forma półproduktu. Cóż ,ich przyzwyczajenia kulinarne są nieco inne niż nasze. Czy to dobrze czy źle? Jak mawiali Rzymianie "gusty nie podlegają dyskusji". 
Osobiście jak tylko mam możliwość, jestem wierny starej szkole pracowników E.P: jak ser to tylko kozi, jak ser, to tylko możliwie najlepiej i najdalej przetworzony. Po prostu ser kozi - najlepiej marki Soignon.

   
    
             

niedziela, 6 lutego 2011

Pojednanie narodowe - francuskie doświadczenia

            Zbliżająca się 60 rocznica śmierci Philippe'a Petain'a [marszałek zmarł odsiadując wyrok dożywocia, 23 - go lipca 1951 roku w Port - Joinville na wyspie Ile d'Yeu w Bretanii], stanie się niewątpliwie kolejnym przyczynkiem do dyskusji o najnowszej historii Francji, o francuskich dylematach i wyborach [a propos: 1 - go grudnia 2010, władze francuskiego miasteczka Tremblois - Les - Carignau w departamencie Ardennes, zmieniły nazwę ulicy Marszałka Petaina, ostatniej już we Francji !!!].
Dziś chciałbym zwrócić uwagę na inny, acz ważki niezmiernie aspekt sprawy, jakim jest francuskie pojednanie narodowe, po zakończeniu II wojny światowej.
Okres rozliczeń we Francji za kolaborację z Niemcami , której symbolem jest Państwo Francuskie [Vichy], zamyka się liczbą 2071 wyroków śmierci [z czego 1303 skazanych zostało ostatecznie ułaskawionych], oraz 39 tys. skazanych na wyroki więzienia [z czego 2200 na wyrok dożywocia].
Etap rozliczeń we Francji - biorąc pod uwagę zasięg społeczny kolaboracji, formalno - prawny status Vichy [dla przypomnienia Państwo to powstało na skutek decyzji członków francuskiego Zgromadzenia Narodowego, którzy zebrani w Vichy 10 - go lipca 1940 roku, stosunkiem głosów 569 : 80 przekazali pełnię władzy Petainowi; dodajmy, że Państwo Francuskie było uznawane do czasu przez USA i Rząd RP na Uchodźstwie generała Sikorskiego!!!], a przede wszystkim stosunek Francuzów - przebiegał stosunkowo szybko i równie szybko został zamknięty.
Vichy to w historii Francji czas niewątpliwie trudny, także z historycznej perspektywy, różnie do dziś oceniany [argumentacja i aksjologia w tej sprawie nie jest do dziś wcale jednoznaczna, przynajmniej nie we wszystkich środowiskach] i nie tak traumatyczny jak nam się powszechnie wydaje. Za ilustrację jak skomplikowany w ocenach, zwłaszcza postaw ludzkich tamtego pokolenia jest czas Vichy, niech posłużą życiorysy czterech ludzi:

1]. Alphonse Juin [1888 - 1967] - Marszałek Francji, do 1942 roku wysoki rangą oficer Vichy [dowódca wojsk francuskich w Afryce], zmienił front po lądowaniu aliantów w Algierii - przystępuje do Wolnej Francji de Gaulle'a; mianowany marszałkiem w 1952 [po wojnie pełnił wysokie stanowiska w strukturach zbrojnych Francji]; przeciwnik przyznania niepodległości Maroku i Algierii [odszedł ze służby w 1962 roku, w proteście przeciwko niepodległości Algierii];
2]. Jean de Lattre de Tassigny [1889 - 1952] - Marszałek Francji, naczelny dowódca wojsk Vichy w Tunezji, z ruchem de Gaulle'a związany dopiero od 1943 roku; reprezentował Francję przy parafowaniu w Berlinie aktu bezwarunkowej kapitulacji Niemiec, do 1952 roku naczelny dowódca wojsk francuskich w Indochinach, mianowany marszałkiem pośmiertnie w 1952 roku;
3. Aubert Frere [1881 - 1944] - generał, w 1940 roku przewodniczył Trybunałowi powołanemu przez Petain'a, który skazał zaocznie na śmierć de Gaulle'a za zdradę narodową !!!;  założyciel w 1943 roku ORA [Organisation de resistance de l'armee] skierowanej przeciwko Vichy; zginął aresztowany przez gestapo,13 czerwca 1944 roku we francuskim obozie koncentracyjnym Struthof ;
4. Rene Bousquet [1909 - 1993] - Sekretarz Generalny Policji Vichy [1942 - 1943], skazany w 1949 roku na utratę praw publicznych na okresu 5 - ciu lat; po zakończeniu  wyroku zaangażowany w życie publiczne [między innymi członek Rady Nadzorczej UTA - Union des transports aeriens, funkcjonariusz Banku Indochin, decydent francuskiej prasy - "La Depeche Midi"; pikanterii sprawy z polskiego punktu widzenia dodaje fakt, że szefem Rady Nadzorczej UTA był Antoine Veil, mąż Simone Veil - Przewodniczącej Parlamentu Europejskiego w latach 1979 - 1982, wielokrotnej minister, w okresie II wojny więźniarki Auschwitz - Birkenau i Bergen - Belsen, która w obozach straciła matkę, ojca i brata].

Co spowodowało, że rozliczenia z przeszłością we Francji nie przyjęły kształtu "jakobińskiego terroru", nie skończyły się wyrzuceniem poza nawias życia publicznego setek tysięcy Francuzów ? Czy to przejaw pobłażliwości i  niezdecydowania mający swe źródła w powszechności kolaboracji z Vichy, czy raczej strategicznego myślenia de Gaulle'a?
Moim zdaniem odpowiedź jest oczywista. De Gaulle brał niewątpliwie pod uwagę nastroje społeczne, ale nie one decydowały. Więcej, gdyby Generał był zwolennikiem twardego kursu i permanentnych rozliczeń, uzyskałby przyzwolenie społeczne dla takiej strategii. Nie chciał. Dlaczego? Co zadecydowało, że odrzucił urazy osobiste, oparł się dążeniom do rewanżu, że nigdy w życiu publicznym i walce politycznej nie stosował wobec swoich adwersarzy etykiety kolaborant, vichysta?
O postawie de Gaulle'a decydowało poczucie odpowiedzialności, realizm polityczny, rozumienie racji stanu i interesu narodowego. De Gaulle wiedział, że przyzwolenie na permanentne rozliczenia i lustracje stanowi istotne zagrożenie dla interesu narodowego Francji, jedności narodowej, miał świadomość, że dla Francji istotniejsze od rozliczeń jest walka o pozycję międzynarodową, reformy, odbudowę kraju, zmiany ustrojowe.
Pisząc o francuskim pojednaniu narodowym, mam zarazem poczucie wstydu i żalu za zachowanie polskich elit politycznych, dla których części rozliczenia z przeszłością, stanowią od 1989 roku istotę życia społecznego i funkcjonowania wżyciu publicznym, a zarazem mam świadomość bezpowrotnie utraconych szans i zmarnowanej społecznej energii oraz entuzjazmu.
Pierwotnie próbowano podzielić Polaków według "stosunku do styropianu" [kto strajkował w 1980 i 1989 roku był dobry, kto był internowany był najlepszy], potem według stosunku do Polski Ludowej [zapominając, że to było legalne państwo, powstałe w określonym kontekście historycznym, uznawane przez ONZ, a 40 lat powojennej Polski to czas realnej egzystencji ponad 35 mln ludzi w kraju, którzy codziennie musieli zawierać kompromis ustrojowy, musieli gdzieś mieszkać, pracować uczyć się etc], służby wojskowej przodków [temat szczególnie bolesny i wrażliwy na Górnym Śląsku i Opolszczyźnie], teraz przez stosunek do Katynia, a szerzej przez optykę widzenia stosunków polsko - rosyjskich. Czy nie czas zatrzymać tego szaleństwa? Gdzie mogłaby być polska demokracja, polskie społeczeństwo obywatelskie gdyby nie szaleństwa rozliczeń z przeszłością, gdyby nie stosowana strategia wykluczeń publicznych? 
Moim zdaniem potrzebna jest natychmiastowa zmiana priorytetów politycznych w Polsce, czego wyrazem między innymi pojednanie narodowe i zamknięcie rozliczeń z przeszłością. Przed naszym państwem i narodem stoją wyzwania dalece bardziej istotne niż zastanawianie się czy dziadek, ojciec był członkiem PZPR, funkcjonariuszem Polski Ludowej [nie może to być zresztą powód do wstydu; jeżeli ktoś popełnił czyny zabronione według obowiązującego prawa powinien za to odpowiedzieć na mocy prawomocnego wyroku sądowego, a nie doniesień medialnych czy inicjowanego przez niektóre środowiska ostracyzmu politycznego], niż pytanie o to kto był i po czyjej stronie, w okresie początków transformacji systemowej w Polsce po 1989 roku. 
Jeżeli tego nie zrobimy, jeżeli polska klasa polityczna nie zrozumie, że istotą egzystencji w życiu politycznym i przejawem dbałości o interes narodowy jest debata nad przyszłością i opcjami działania, a nie przeszłością i motywacjami zachowań, czeka nas postępujące zniechęcenie społeczne i apatia obywateli wobec wszelkich przejawów życia publicznego.  
Prace na przeszłością zostawmy niezaangażowanym politycznie historykom!!! i to  raczej w przyszłości. Zostawmy dla nich archiwa i nie pozwólmy na używanie ich dziś dla potrzeb bieżącej walki politycznej.
Od siebie dodam - uprzedzając ewentualnych, pryncypialnych adwersarzy - swego czasu, będąc Prezesem Zarządu Spółki notowanej na GPW w Warszawie, złożyłem Oświadczenie Lustracyjne. 
Nie byłem współpracownikiem tajnych służb i nie działałem przeciwko interesowi państwa polskiego.  

                  
         

      

piątek, 4 lutego 2011

Symbolika Verdun - symbolika Katynia: uprawniona analogia ?

            Symbolem pojednania "starej Europy" jest bez wątpienia pojednanie francusko - niemieckie.
            Te dwa narody pozostawały w permanentnej wrogości i konflikcie przez stulecia. Ilekroć myślę o zdolności do przebaczania, do pokonania odwiecznych animozji w imię nadrzędnych interesów, w imię wspólnej przyszłości, tylekroć staje mi przed oczami Francja....
             Francuzom przez generacje nie brakowało zasadnych, obiektywnych powodów, aby pryncypialnie odnosić się wrogo do Niemców. Jako uzasadnienie, wystarczy przypomnieć jedynie francuskie straty wynikłe na skutek I i II wojny światowej [w I wojnie zginęło 1,4 mln Francuzów, w II śmierć poniosło ponad 480 tysięcy].
             W procesie francusko - niemieckiego pojednania symboliczne, wręcz mistyczne znaczenie przypada Verdun.
To małe miasto w Lotaryngii, nad rzeką Mozą, jest powszechnie postrzegane przede wszystkim jako ucieleśnienie strat i okrucieństwa I wojny światowej. W jego okolicach, na niespełna 20 km kwadratowych, od lutego do grudnia 1916 roku walczyło prawie 2,5 mln żołnierzy, z czego ponad 700 tysięcy poległo [w tym 337 tys. Niemców i 362 tys. Francuzów]. Z pietyzmem utrzymane do dziś tereny walk, a przede wszystkim cmentarze, będą po wsze czasy synonimem pamięci, męczeństwa i okrucieństwa. Zachęcam do odwiedzin Verdun, to bardzo sugestywna, wstrząsająca, ale także optymistyczna lekcja historii. W tym aspekcie Verdun jest ucieleśnieniem cierpienia i śmierci, najbardziej krwawą raną we wzajemnych relacjach.
Verdun ma także inną, nie mniej istotną wymowę: to tu, w 843 roku, na mocy Traktatu z Verdun dokonano podziału imperium Karola Wielkiego i jego syna cesarza Ludwika Pobożnego, w rezultacie czego pojawiły się podstawy Francji i Niemiec, ale także w nim należy upatrywać źródeł wielowiekowych animozji.
Wreszcie Verdun, to symbolu pojednania. To tu, na cmentarzu wojennym w Douaumont, 22 - go września 1984 roku, Prezydent Francji F. Mitterrand i Kanclerz Niemiec H. Kohl, podając sobie ręce na grobach żołnierzy, symbolicznie dopełnili procesu pojednania i zamknęli wielowiekową historię konfliktów.  
             Wydarzenie września 1984 roku były dopełnieniem ponad czterech dekad starań o wzajemne zrozumienie i przebaczenie, prowadzonych przez dwa pokolenia polityków, których różniło prawie wszystko.
Proces ten zainicjowany został przez "dwóch wielkich": Konrada Adenauera - Niemca, nadburmistrza Kolonii [w latach 1917 - 33], ale zarazem więźnia obozu koncentracyjnego i gestapo, który zostając Kanclerzem Niemiec w 1949 roku miał 72 lata i świadomość stojących przed nim wyzwań.
Charlesa de Gaulle'a - Francuza, Wodza Resistance, człowieka który "uratował honor Francji", Prezydenta Republiki Francuskiej, twórcy podstaw ustrojowych V Republiki.
Proces ten zakończyli: F. Mitterrand, za młodu żarliwy katolik i konserwatysta, absolwent szkoły jezuickiej, do 1943 roku urzędnik administracji Państwa Francuskiego w Vichy, następnie uczestnik Ruchu Oporu [pseudonim Kapitan Morland], socjalista, wielokrotny minister, a w końcu Prezydent Republiki.
H. Kohl, w przyszłości "Kanclerz Zjednoczenia", polityk chrześcijańskiej i konserwatywnej CDU, w końcu II wojny powołany do Wermachtu jako pomocnik. 
Co nader istotne dążenia te wspierali - co najmniej od pewnego etapu, wcześniej zachowując "życzliwą neutralność" - politycy partii politycznych wszystkich opcji obu krajów. Więcej, w kwestii tej istniał trwały consensus elit politycznych i intelektualnych, który stopniowo torował sobie drogę do społeczeństw obu państw. W aspekcie społecznej akceptacji, idea pojednania francusko - niemieckiego nie była rzecz jasna łatwa, a pozyskiwanie przyzwolenia społecznego dla jej urzeczywistnienia było skomplikowanym procesem społeczno - politycznym. W praktyce wymagało odwagi, determinizmu i wytrwałości, a przede wszystkim wyciszenia konfliktów, rezygnacji z części roszczeń, pretencji i krzywd, a w konsekwencji eskalowania konfliktów na bazie historycznej. Jest jednak faktem bezspornym, że pozyskanie przychylności opinii publicznej w tym aspekcie to konsekwencja zgody, zaangażowania i moderowania przebiegu procesu ze strony elit intelektualno - politycznych.
Francuzom i Niemcom się udało.
Dla ostatecznego zamknięcia rozliczeń w Europie, do pełnego historycznego i ideologicznego pojednania Starego Kontynentu, potrzebne jest bez wątpienia pojednanie polsko - rosyjskie. Świadomość historycznych krzywd, wzajemnych uraz i pamięć o przelanej niewinnie krwi, nie może przysłaniać wyzwań, które przed nami stoją. Dbałość o narodową tradycję, nie upoważnia nas do podsycania i konserwowania wzajemnej niechęci, do eskalowania konfliktów, do kontynuowania wrogiej retoryki. Odpowiedzialność wobec przyszłości nakłada na polską elitę intelektualną i klasę polityczną szczególną odpowiedzialność i zobowiązanie.
Anachroniczna, obsesyjna wręcz niechęć do pojednania polsko - rosyjskiego znacznej części polskich elit dziwi tym bardziej, mając na względzie pojednanie polsko - niemieckie. Jest rzeczą niezrozumiałą i w istocie nie akceptowalną, dlaczego zbliżenie z Niemcami, było dla nas łatwiejsze niż analogiczny proces z Rosjanami. Twarde dowody historyczne i stopień przewinień Rosji i Niemiec wobec Polski  - jeżeli gradacja ta jest w ogóle uprawniona - nie pozostawia złudzeń co do gradacji win.
W mojej opinii, rolę Verdun w relacjach rosyjsko - polskich może odegrać Katyń. To właśnie tu, jak w Douaumont, na "starych" i "nowych" polskich mogiłach - symbolach naszego narodowego dramatu, a zarazem mogiłach Rosjan zamordowanych przez NKWD, dopełnić się winno historyczne przeznaczenie: polsko - rosyjskie pojednanie.
Europa czeka na nasz polityczny rozsądek, akceptując w pełni nasze prawo do pamięci historycznej. Kto w Polsce odegra rolę de Gaulle'a i Mitterrand'a, kto będzie tym, kim był Premier Mazowiecki dla stosunków polsko - niemieckich?              
Także i w tej materii warto korzystać z doświadczenia i mądrości Francuzów.