czwartek, 28 kwietnia 2011

Czy wiecie, że [4]

            Francuskie, a nie jak się powszechnie sądzi brytyjskie szkolnictwo akademickie, zdominowało europejskie studia magisterskie z zarządzania [Master of Management]?
Na 65 realizowanych w Europie programów kształcenia o takim charakterze, aż 17 to programy realizowane przez uczelnie francuskie, z czego aż 5 francuskich programów edukacji biznesowej plasuje się w pierwszej dziesiątce w Europie, wedle kryterium jakości kształcenia!
Niekwestionowanym nr 1 w Europie w tej dziedzinie, pozostaje od lat, funkcjonujący od 1957 roku INSEAD [Institut europeen d' administration des affaires], prywatna francuska szkoła biznesowa. Na marginesie zajęcia w niej odbywają się fakultatywnie w języku francuskim i angielskim.
Francuskie szkolnictwo, zwłaszcza w odniesieniu do tzw. "wielkich szkół" [les grandes ecoles], to absolutny europejski top wykształcenia, a dyplom tego typu uczelni to znakomita przepustka do kariery zawodowej.
Do szkolnictwa francuskiego na poziomie wyższym, zwłaszcza w aspekcie kuźni francuskich kadr: do ENA [Narodowej Szkoły Administracji], jako symbolu Francji, w najbliższym czasie jeszcze wrócimy     

poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Partiokracja - de Gaulle ją ucywilizował, kto stawi jej czoła w Polsce?

          
"[...]Ktokolwiek w łonie któregokolwiek środowiska, z wysokości którejkolwiek trybuny, w imieniu któregokolwiek zgrupowania, na łamach którego bądź dziennika miał coś do powiedzenia lub napisania, przedstawiał rzeczy tak, jak gdyby doprawdy nic ani nikt nie reprezentował kraju oprócz skłóconych partii, które siały w nim tylko niezgodę [...]"  

                        Charles de Gaulle.,[1974]; Pamiętniki Nadziei. Wyd. MON. Warszawa. str. 28

      Opinia ta wyrażona przez Generała de Gaulle'a w odniesieniu do rzeczywistości Francji z okresu przed ustanowieniem V Republiki [de iure odnosi się do okresu przed 5 października 1958 roku], jakże trafnie diagnozuje sytuację Polski A.D. 2011!!!.
Współczesna Polska, od dłuższego już czasu tkwi w formalnej demokracji, opartej na dominacji oligarchii partyjnych, które de facto zmonopolizowały życie publiczne kraju. Monopol ten umacnia istniejące ustawodawstwo,  stwarzające wysokie "bariery wejścia" do systemu politycznego dla nowych formacji i form organizacji społeczeństwa obywatelskiego. 
Obecny stan i jego główne podmioty, faworyzuje zarówno ustawa o partiach politycznych [zwłaszcza w aspekcie ich finansowania - dotacje budżetowe], jak i obowiązujący kształt ordynacji wyborczej [głosowanie na listy partyjne i brak okręgów jednomandatowych w wyborach do Sejmu].
Rezultatem jest absolutne zdominowanie przez kierownicze gremia partyjne, procesu kooptacji elit politycznych i całkowite odpodmiotowienie formalnych przedstawicieli wyborców w parlamencie.
O obecności w parlamencie decyduje wyłącznie miejsce przyznane przez partię na liście wyborczej, będące funkcją lojalności wobec kierownictwa, oraz wynikające z ordynacji zasady obliczania głosów [z progiem wyborczym]. W efekcie końcowym, posłów i senatorów obowiązuje dyscyplina partyjna, która jest skutecznym narzędziem realizacji interesów oligarchii partyjnych i redukcji samodzielności politycznej posłów i senatorów. Posłowie i senatorowie zobligowani są do prezentowania "jedynie słusznej" linii partii, a wszelkie przejawy samodzielności w myśleniu, a tym bardziej działaniu politycznym, podlegają surowemu partyjnemu osądowi i cenzurze. Karą dla niepokornych jest praktyczny brak możliwości reelekcji [uniwersalnym narzędziem eliminacji jest oczywiście lista wyborcza partii], tym bardziej dolegliwym, że dla wielu posłów i senatorów pełnienie mandatu do parlamentu jest pracą zawodową - dodajmy nieźle wynagradzaną. Groźba jej utraty, jest po wielekroć wystarczającym "straszakiem" przed samodzielnością polityczną indywidualnego posła i senatora, bądź ich grupy.   
Przedstawiona - z konieczności skrótowo jedynie i będąca pewnym uproszczeniem - diagnoza życia publicznego Polski, zwłaszcza mając na względzie zbliżające się wybory parlamentarne, nie skłania do optymizmu. 
Dyktatura partiokracji, a precyzyjniej zawłaszczenie życia publicznego przez kierownicze gremia partii politycznych o elitarnym charakterze, stwarza poważne ryzyko i zagrożenie dla procesu demokracji, tym bardziej, że rola społeczeństwa zostaje jakże często sprowadzona do wyłącznie funkcji "mięsa wyborczego" w kampanii wyborczej. Obywatel ma pójść do lokalu wyborczego i zagłosować, nie mając przy tym możliwości weryfikacji, ba nie mając absolutnie pewności z kim dana partia będzie rządzić po wyborach [jaka koalicja?], po co chce rządzić [jaki ma ostatecznie program?], oraz czy dotrzyma głównych obietnic wyborczych [kwestia wiarygodności]. Jedynym instrumentem oceny i sprzeciwu w rękach wyborcy jest... zachowanie wyborcze w kolejnych wyborach.
Nie kwestionując zasadności istnienia partii politycznych, jako kluczowego na dziś elementu demokracji przedstawicielskiej, oraz artykulacji i integracji społecznych interesów, mając świadomość konieczności zapewnienia efektywnej koalicji/większości rządowej, potrzebna jest zarazem głęboka reforma instytucjonalna systemu partyjnego.
Reforma ta winna dotyczyć zarówno finansowania [partie winne utrzymywać się same, wyłącznie z legalnych, monitorowanych źródeł, dotacje z budżetu państwa winne być zaprzestane], ordynacji wyborczej [okręgi jednomandatowe, z jednoczesną likwidacja progów i list partyjnych, co oddawałoby władzę w ręce wyborców i służyło wyłanianiu autentycznych liderów życia publicznego], jak i organizacji procesu wyborczego [może formuła prawyborów rodem z USA, skoro nie potrafimy wymyślić i wdrożyć nic lepszego?], oraz odhermetyzowania dostępu do mediów publicznych.
Generalnie jednak potrzebne są nowe formuły aktywności obywatelskiej, o oddolnym charakterze. Jeżeli nasze życie publiczne nie ulegnie zmianom w opisywanych parametrach, stopień społecznego zniechęcenia może ewoluować od wysokiej absencji w życiu publicznym i wyborczym [papierkiem lakmusowym frekwencja wyborcza], po stopniowe faworyzowanie radykalizmów. 
Inicjacja procesu reform to powinność szeroko pojętych elit politycznych, a przede wszystkim mediów. Czy są one jednak gotowe do tej misji, czy rozumieją powagę sytuacji, czy wreszcie aktywność o takim charakterze leży w ich interesie?

Zamiast podsumowania jeszcze jeden cytat z de Gaulle, z tej samej pracy [str. 386]:

"[...]Prawdę mówiąc, czas najwyższy dowieść, że udzielne środowiska polityczne, zawodowe, dziennikarskie, nawet gdyby je zsumować, nie wyrażają woli narodu, ani nie bronią jego interesu zbiorowego[...]"


               
   

sobota, 23 kwietnia 2011

Czy przeciętny polski proboszcz "miałby" owczarnię we Francji?

            Przedstawione dziś [23.04.2011], w "Sygnałach dnia", cyklicznej audycji Programu I Polskiego Radia Warszawa, wyniki badań przeprowadzone przez ks. prof. Sławomira Zarębę z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, w których 90% Polaków deklaruje katolicyzm, napawają dumą, ale muszą być zarazem powodem do refleksji.
Duma, wynika niewątpliwie z faktu tak powszechnego akceptowania katolicyzmu, a szerzej chrześcijaństwa jako elementu naszej narodowej tradycji. To ważne i optymistyczne, że w czasach powszechnego, co najmniej indeferendyzmu religijnego, wszechobecnego konsumpcjonizmu, braku autorytetów i braku consensusu co do kształtu aksjologii społecznej w Europie, Polska zachowuje tak daleko idącą homogeniczność i wierność w tej dziedzinie. 
Chrześcijaństwo jest i musi pozostać wyróżnikiem Europy, jeżeli chcemy zachować tożsamość narodową i europejską.
Refleksja i obawa, wynika z troski o przyszłość Kościoła, perspektywy polskiego katolicyzmu.
Współczesny polski katolicyzm ma bowiem bardzo powierzchowną i formalną postać, przejawia się nade wszystko w powszechnej akceptacji tradycji świątecznej [skądinąd bardzo pięknej i poruszającej], oraz rytualnym i rutynowym, wynikającym przede wszystkim z poczucia obowiązku i przyzwyczajenia, uczestnictwie w nabożeństwach niedzielnych i świątecznych.  
Brak mu natomiast zdecydowanie podbudowy intelektualnej, wiedzy o dziejach i nauce społecznej Kościoła, w sporej części jest też oparty na stereotypach i symbolice. Gdyby zapytać polskich katolików o Ojców - Patrystów, liczbę ksiąg Ewangelii, ekumenizm, różnice między św. Tomaszem, a św. Augustynem, naukę społeczną kościoła, wyniki mogłyby przyprawić o osłupienie.  
Wiele złego - zwłaszcza w odniesieniu do młodego pokolenia - spowodowało też podniesienie nauki religii do statusu normalnego przedmiotu szkolnego, podlegającego takim samym rygorom jak język polski, oraz uczynienie z lekcji religii [których w niektórych typach szkół jest więcej niż matematyki!!!], kolejnego, de facto obowiązkowego przedmiotu w edukacji szkolnej.
Jednak najsłabszą stroną polskiego katolicyzmu w Polsce, jest w mojej ocenie..... jakość i podejście hierarchii kościelnej.
Choć polski Kościół nie ma póki co problemu z ilością powołań, to barierą rozwojową, czynnikiem odstraszającym - zwłaszcza wobec młodego pokolenia - jest wizja Kościoła jako kształtu wspólnoty prezentowana i wdrażana przez znaczną cześć hierarchii kościelnej, której symbolem jest przeciętny polski proboszcz, którego charakteryzuje: brak umiejętności słuchania, autorytaryzm, formalne podejście i manifestowany nierzadko konsumpcjonizm. Znam osobiście wielu księży, którzy traktują swoje powołanie prawdziwie i poważnie, z pasją podchodzących do swoich zadań, ale niestety nie jest to postawa dominująca.
Hierarchia kościelna w Polsce, wykorzystując swoją dominację, stara się administracyjnymi metodami limitować dostęp do sakramentów, mnożąc przeszkody na drodze do chrztu, ślubu, a przede wszystkim pogrzebu.
Największym jednak problemem jest traktowanie parafii nie w kategoriach wspólnoty, ale swoistego królestwa proboszcza, w którym arbitralnie ustala on zasady współżycia społecznego i funkcjonowania. Nie ma zasadniczo miejsca na dyskusję z katolikami świeckimi, ich partycypację w procesie zarządzania parafią [finanse stanowią z zasady absolutne tabu i domenę zastrzeżoną proboszcza]. Idea Kościoła ludowego, z podmiotowym podejściem do wiernych, otwartością, z wielkim trudem toruje sobie drogę i to wyłącznie na bardzo ograniczonym obszarze. 
Polska hierarchia kościelna wydaje się być dziś obiektywnie nie przygotowana do wyzwań i nadchodzących problemów, często brakuje jej nawet elementarnej wiedzy o sporach doktrynalnych w Kościele Zachodnim, nowych trendach ideowych, o gotowości do dyskusji na ten temat nie wspominając.
Odpowiadając zatem na tytułowe pytanie posta, wskazać trzeba na niskie prawdopodobieństwo posłuchu i sukcesu przeciętnego polskiego proboszcza, w jego ewentualnej posłudze we Francji. Archaizm postaw i stosowanej retoryki, nieumiejętność dialogu z wiernymi, bez zmiany wzorców kapłaństwa wyniesionych ze współczesnej Polski, skazywałoby go na porażkę i znacznie ograniczyło społeczne wpływy.
Najbardziej niebezpieczne jest jednak to, że położenie współczesnego francuskiego kościoła katolickiego, może stać się polską rzeczywistością w ciągu najdalej dwóch najbliższych generacji. Dziś młodzi Polacy, znacznie bardziej pragmatyczni, wychowani we względnie otwartym społeczeństwie, mobilni, bez lęków i kompleksów, mogą zacząć masowo odchodzić od Kościoła. Czy polski Kościół, polska hierarchia jest przygotowana na to cywilizacyjne wyzwanie?
Jeżeli nie, to od katolickiej Francji, różnić nas będzie w przyszłości tylko jedno: będziemy mieli równie wiele pustych, pięknych kościołów, nasze polskie pozostaną jednak znacznie młodsze.   
         

środa, 20 kwietnia 2011

Francja zmienia swe polityczne preferencje - czy Polska pójdzie jej śladem?

            W dniu dzisiejszym, na stronach internetowych francuskiego instytutu badania opinii publicznej France TNS Sofres [www.tns-sofres.com], opublikowane zostały bardzo ciekawe i symptomatyczne, najnowsze wyniki badań nastrojów społecznych Francuzów.
Po pierwsze, mające charakter cykliczny [publikowane co miesiąc], badania nastawienia wyborczego i preferencji politycznych Francuzów [Barometre politique - avril 2011], potwierdzają względnie trwały charakter ewolucji poglądów politycznych Francuzów: 
Spada poparcie społeczne dla Prezydenta Republiki, N. Sarkozy' ego [już tylko 23% Francuzów widzi przed nim perspektywy polityczne, przy aż 74% dezaprobaty], analogicznie rośnie poparcie dla Mariny Le Pen [już 25% populacji Francuzów życzy sobie wzrostu jej roli we francuskim życiu publicznym, w tym aż 29% ludzi młodych, w wieku 18 - 24 lata!!!] i Dominique'a Strauss - Kahn' a [48% poparcia].
Nowym zjawiskiem, jest dosłownie eksplozja poparcia politycznego dla Nicolas' a Hulot' a [rocznik 1955], znanego i powszechnie szanowanego dziennikarza, pisarza i ekologa, który 13 kwietnia br., ogłosił zamiar udziału w wyborach prezydenckich we Francji, w 2012 roku. 
Po drugie, opublikowana w tym samym trybie, właśnie przeprowadzona analiza społecznej percepcji programu, a w konsekwencji nastawień wyborczych Francuzów do [P.S] Partii Socjalistycznej [Les Francais et le programme du PS], potwierdza złożony i wcale nie jednoznaczny stosunek społeczeństwa francuskiego do idei socjalistycznych [a raczej socjaldemokratycznych], uosabianych przez P.S w kontekście przyszłych wyborów prezydenckich.
Co prawda idee te są bliskie co trzeciemu Francuzowi [30%], ale zarazem negatywny stosunek do programu francuskich socjalistów deklaruje aż 34 % obywateli. Pewną nadzieją może być liczba niezdecydowanych [33%].
Po trzecie, upublicznione wyniki badań odnośnie stosunku społecznego do kwestii rasizmu, dyskryminacji i imigracji [Racisme,discrimination et integration dans la France de 2010], potwierdzają tezę o istotnym wzroście społecznego pesymizmu, rosnącym sprzeciwie wobec relatywizmu - zwłaszcza w obszarze aksjologii społecznej, oraz powszechnym odrzuceniu idei społeczeństwa wielokulturowego.
Generalnie opublikowane analizy TNS Sofres, wpisują się trafnie i wiernie oddają stan nastrojów społecznych we Francji, punkt wiedzenia przeciętnego Francuza na kluczowe problemy, które zdecydowanie faworyzują w debacie publicznej i nastawieniach wyborczych Front Narodowy.
Społeczeństwo francuskie szuka masowo nowego spojrzenia na swoje fundamentalne, od lat nie załatwione problemy. Oczekuje innej niż dotąd percepcji rzeczywistości społeczno - politycznej i innego niż proponowane dotąd remedium. Wydaje się przy tym, ze rośnie skłonność wyjścia poza historyczny, bipolarny układ [lewica - tradycyjna prawica], czego dowodzi także fenomen N. Hulot'a. W rezultacie zasadną jest chyba diagnoza o orientacji na radykalizm społeczny, jako współczesnej preferencji zachowań politycznych i wyborów Francuzów.
W tym kontekście, należy bez wątpienia szukać analogii do współczesnej Polski.
Niewątpliwie bipolarny, dominujący w Polsce układ polityczny [PO - PiS] staje się z wolna archaizmem, o niskiej efektywności społecznej i zdolności do rzeczywistej artykulacji interesów społecznych. Choć jest wygodny i korzystny dla tych partii, stanie się zapewne przedmiotem daleko idącego procesu społecznej kontestacji [choć pewnie w zauważalny sposób już niestety w następnej kadencji parlamentu].
Czy alternatywą może być lewica?
Może, ale wymaga to zasadniczego przepracowania jej oferty programowej. Orientacja "na lewo od lewicy", szukanie programowej odwagi i wyrazistości może nie wystarczyć.
We Francji osią reintegracji i dezintegracji elektoratu lewicy staje się obecnie kwestia eutanazji, czy w Polsce stanie się nią sprawa stosunku do Kościoła? Doświadczenie P.S w ostatnich tygodniach - czego probierzem wyniki sondaży - winno być dla SLD przestrogą i otrzeźwieniem.
Wreszcie przykład Nicolas'a Hulot'a ma optymistyczną i nad wyraz pozytywną wymowę, dowodzi siły idei społeczeństwa obywatelskiego, znajdującego mimo wszystko drogi uwolnienia się od dyktatu i hegemonii tradycyjnych partii politycznych. Jest godną naśladowania próbą budowy alternatywy wobec radykalizmów z jednej strony [Front Narodowy], z drugiej zaś niskiej skuteczności tradycyjnych formacji [prawica - lewica].
Mam nadzieję, że "polski Hulot" dojdzie skutecznie do głosu w naszym kraju w ciągu najbliższych 2 - 3 lat. To chyba jedyna, rozsądna alternatywa wobec obecnej nie podlegającej kontroli partiokracji.   

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Francuskie symbole [10] - Legia Cudzoziemska

            Nie będzie pewnie dalekim od prawdy założenie, że wszyscy w Polsce darzą szczególną sympatią znakomity, 3 - częściowy film w konwencji komedii, powstały w 1970 roku, pod tytułem "Jak rozpętałem drugą wojnę światową", w reżyserii Tadeusza Chmielewskiego, traktujący o wojennych przygodach Polaka - pechowca Franciszka Dolasa. Znaczącą rolę - bodaj w drugiej części tryptyku - odegrał wątek pobytu Dolasa w Legii Cudzoziemskiej, której rzeczywistość - oparta na rozdarciu Francuzów w okresie II wojny światowej między Państwem Vichy, a Wolnymi Francuzami de Gaulle'a - została umiejętnie zarysowana przez pryzmat trzech postaci - żołnierzy Legii: szeregowca Dolasa, sierżanta [Ślązaka] Kiedrosa i dowódcy kapitana Letoux.
Dziś zatem o kolejnym ponadczasowym symbolu Francji: Legii Cudzoziemskiej [La Legion Etrangere]. 
Formacja ta, od swego zarania wyłącznie ochotnicza [z zasady nie przyjmuje się do niej kobiet, jedynym wyjątkiem była Brytyjka Suzan Travers, w okresie drugiej wojny światowej], stanowiąca baz wątpienia chlubę współczesnej Francji w aspekcie militarnym, posiada długą historię i znakomite tradycje.
Powstała 10 marca 1831 roku [zatem w tym roku obchodzi 180 rocznicę swego powstania], dekretem Ludwika Filipa [1773 - 1850], ostatniego Burbona na tronie Francji [1830 -1848], z zamiarem sformułowania zbrojnych oddziałów złożonych z ochotników cudzoziemskich [jednym z pierwszych był batalion polski], pozostających na służbie Francji. Już w sierpniu 1831 roku, pierwsi Legioniści pojawili się w francuskiej natenczas Algierii, [w tym kraju, 27.04.1832 roku miał też miejsce chrzest bojowy tej formacji, tam także wybudowano w 1843 roku miasto Sidi - Bel - Abbes: prawdziwą stolicę Legii].
Wkrótce jednak, bo 29 czerwca 1835 roku Legia Cudzoziemska zostaje..... sprzedana rządowi Hiszpanii, celem zapewnienia obrony Izabeli II. 
Z 4000 Legionistów stanowiących przedmiot transakcji, do Francji wraca w 1938 roku jedynie 500.
W międzyczasie jednak rząd francuski zdając sobie sprawę z popełnionego błędu strategicznego, na mocy ponownej decyzji Ludwika Filipa z 16 grudnia 1835 roku, przystępuje do tworzenia nowej Legii Cudzoziemskiej, odstępując zarazem od idei batalionów narodowych, na rzecz tworzenia batalionów wielonarodowych [tzw. proces "amalgame"], z językiem francuskim jako językiem urzędowym. Odtąd idea ta staje się trwałym wyróżnikiem Legii Cudzoziemskiej.    
Symbolem Legii w aspekcie wierności interesom Francji i gotowości do największych ofiar w jej służbie, jest meksykańskie miasteczko Cameron [nazwa Cameron widnieje na wszystkich sztandarach Legii]. W jego pobliżu, 30.04.1863 roku 65 Legionistów, pod dowództwem kapitana Jean'a Danjou, przez 11 godzin stawiało czoła 2000 Meksykanom, w ochronie francuskich konwojów.
Żołnierze Legii od zarania słyną zresztą z niesłychanego męstwa, odwagi, determinizmu i bezgranicznej wierności oraz oddania interesom Francji [w całej historii zdarzył się tylko jeden bunt, w jednym pułku algierskim, w czasie wojny algierskiej, w 1958 roku]. Miarą wierności Francji i jej interesom jest prowadzona z pieczołowitością lista tych, którzy zginęli na jej służbie, która zawiera - począwszy od 1831 roku - 35 774 nazwiska.     
W 1870 roku Legia Cudzoziemska po raz pierwszy w historii, uczestniczyła w działaniach bojowych na ziemi francuskiej, w metropolii, w wojnie francusko - pruskiej.   
Współcześnie Legia to ponad 7 700 żołnierzy, zorganizowanych w 11 pułków, o absolutnie elitarnym charakterze. "Elitą elit", jest stacjonujący na Korsyce [Calvi], grupujący 1160 Legionistów 2REP - jedyna jednostka powietrzno - desantowa Legii Cudzoziemskiej, zaliczana do najlepszych jednostek szturmowych świata, szkolona do zadań specjalnych, ze ścisła wewnętrzną [w ramach kompanii] specjalizacją.
Legia Cudzoziemska to nie tylko porażająca zdolność bojowa, to także ceremoniał, odrębność [także w sensie umundurowania], system więzi wewnętrznych opartych na wzajemnym zaufaniu i zbiorowej odpowiedzialności, rozbudowana tradycja i specyficzne elementy kultury.
Formacja posiada swój 7 punktowy Kodeks Honorowy [jego pierwszy punkt brzmi prawdziwie i  dumnie, choć dla niektórych nieco patetycznie i  mało współcześnie: "Legionisto, jesteś ochotnikiem, służącym Francji z honorem i wiernością"].
Legia posiada specyficzny, choć otwarty system rekrutacji, szkolenia, awansu i gratyfikacji [z prawem do otrzymanie obywatelstwa francuskiego włącznie, systemem zabezpieczenia emerytalnego, a nawet własnym  domem spokojnej starości]. Dla wielu żołnierzy prawdziwym jest motto zamieszczone w Muzeum Legii Cudzoziemskiej w Aubagne, niedaleko Marsylii, [w którym jak relikwia traktowana jest drewniana ręka kapitana Danjou]: "Legio Patria Nostra" ["Legia Naszą Ojczyzną"].
Przez dekady służba w Legii zapewniła - poza tytułem do dumy i możliwością wielkiej, choć niezwykle ryzykowanej przygody -szansę przeżycia, awansu i zerwania z przeszłością dla wielu jej żołnierzy [prawem z którego powszechnie korzystało wielu Legionistów, była dostępna opcja zmiany nazwiska i tożsamości]. Stąd poczesne miejsce w historii Legii zajmują także Polacy [najsłynniejszy z nich to mjr Tadeusz Horain (1804 - 1839), legendarny dowódca polskiego batalionu początków Legii], zarówno w aspekcie przeszłości, jak i teraźniejszości.
Współcześnie, żołnierze tej formacji pozostając w stałej gotowości podjęcia efektywnych i spektakularnych działań bojowych, poza uczestnictwem w konfliktach zbrojnych we wszystkich rejonach świata w imieniu i z rozkazu Republiki Francuskiej, biorą udział także w rozlicznych misjach humanitarnych i w skutecznej walce z terroryzmem. 
Legia Cudzoziemska, przedmiot słusznej dumy Francuzów, w wielu rejonach naszego globu, stanowi prawdziwy, łatwo rozpoznawalny, nader często o pozytywnej konotacji symbol Francji.           

piątek, 15 kwietnia 2011

Mitterrand czy Marchais ? - dylematy SLD

            Ostatnie sondaże opinii publicznej w Polsce, w aspekcie zbliżających się wyborów parlamentarnych, potwierdzają stały charakter obserwowanego trendu wzrostu poparcia dla Sojuszu Lewicy Demokratycznej [SLD] i jego przywódcy: G. Napieralskiego.
O szansach i wyzwaniach jakie stoją przed SLD, w kontekście wyborów parlamentarnych, pisałem już  w poście: Lewica w V Republice - rekomendacja czy memento dla SLD [13.O2.2010]. Dziś nieco inny aspekt sprawy.
Lewicy polskiej do odegrania poważnej roli w przyszłym parlamencie, nie wystarczy odwołanie się jedynie do własnego twardego elektoratu. Taka orientacja oznaczać może barierę 20% poparcia, jako kresu wpływów społecznych Sojuszu. 20% wystarczy zapewne do bycia istotnym członkiem przyszłej koalicji rządowej, ale nie pozwoli na odegranie roli pierwszoplanowej.
Sojusz stoi zatem przed dylematem zbliżonym do tego, jaki stał się swego czasu udziałem historycznych przywódców francuskiej lewicy, w V Republice.
F. Mitterrand [1916 - 1996], socjalista, dwukrotny Prezydent Republiki, mając świadomość ograniczeń, limitowanego charakteru wpływów obozu politycznego tradycyjnej lewicy, był strategicznie i taktycznie, zwolennikiem szerokiego otwarcia zarówno na komunistów, jak i centrum.
Podjął swego czasu nowatorską i odważną, oraz strategicznie słuszną - jak pokazała przyszłość - choć krytykowaną i niezrozumiałą dla części własnej bazy społecznej, decyzję o otwarciu programowym własnego obozu politycznego, czego skutkiem była integracja interesów wspólnych i szukanie consensusu wokół wartości wyznawanych przez szersze grupy społeczne, a nie wyłącznie artykulacja tychże, partykularnych interesów, zwłaszcza w aspekcie tradycyjnej aksjologii lewicy socjalistycznej.
Pomimo, że przegrał wybory prezydenckie z de Gaulle'm [1965 rok], został odsunięty od wyborów w 1969 roku, ponownie przegrał wybory prezydenckie w 1974 roku, w kolejnej elekcji, w 1981 roku, został Prezydentem Republiki, który to urząd pełnił z sukcesem przez dwie kadencje.
Zawsze pozostawał wierny idei otwarcia na inne środowiska jako warunku sine qua non zwycięstwa lewicy we Francji. Dziś, z perspektywy minionych lat, za de Gaulle'm, jest uważany za kluczowego polityka Francji II połowy XX wieku, osobistość która wywarła istotny, pozytywny wpływ na proces transformacji kraju.
G. Marchais [1920 - 1997], przywódca Francuskiej Partii Komunistycznej, długi czas podzielał koncepcję budowy wspólnej platformy programowej z socjalistami, co doprowadziło komunistów - w sojuszu z P.S - do koalicji rządowej.
Sam Marchais, w wyborach prezydenckich w 1981 roku, uzyskał 15,34% głosów, co było czwartym wynikiem pierwszej tury!!!
W 1984 roku uznał jednak, a wraz z nim FPK, że strategia wspólnych wartości z socjalistami jest błędem, w konsekwencji miast integracji i consensusu, postawił na artykulację interesów twardego elektoratu FPK. Wróciły demony społeczeństwa klasowego, prawdziwie komunistyczna retoryka, orientacja na wielkoprzemysłową klasę robotniczą. W rezultacie - choć jest to pewne uproszczenie - rola i znaczenie FPK we francuskim systemie politycznym uległa istotnej, trwałej odtąd marginalizacji.
SLD stoi dziś w Polsce przed omawianym dylematem lewicy francuskiej: postawić na artykulację interesów własnego obozu politycznego, czy odważnie otworzyć się programowo w kierunku centrum? Odpowiedź, jedynie z pozoru wydaje się być oczywista.
Realne, a co ważniejsze wiarygodne i akceptowalne społecznie otwarcie SLD w kierunku integracji interesów szerszej niż dotąd bazy społecznej, wymaga znacznie bardziej doprecyzowanego, zniuansowanego niż obecnie programu politycznego. Wyraźnej aprecjacji programowej ulec muszą kwestie gospodarcze, ustąpić musi pryncypialna, dogmatyczna i demagogiczna czasami "wrażliwość społeczna", na rzecz akceptacji zróżnicowań społecznych, jako względnie trwałego elementu krajobrazu społecznego, zmaleć musi ideologiczna wiara w omnipotencję państwa, a przede wszystkim stępieniu ulec winien ostentacyjny, niepotrzebny antyklerykalizm.
Patrząc na charakter społecznego dyskursu we współczesnej Polsce i przebiegające linie politycznego podziału, widząc wyczerpywanie się istoty dalszego trwania dwubiegunowego de facto charakteru systemu partyjnego w Polsce [PO - PiS], jak i widząc nieporadność elit politycznych, przed SLD stoi historyczna szansa. Nie jestem jednak przekonany, czy SLD jest przygotowany do takiej roli, a przede wszystkim, czy jest przygotowany programowo na otwarcie w kierunku centrum [a szkoda, bo ma obiektywnie rzecz biorąc znakomite zaplecze intelektualne]. Życzę Sojuszowi, aby w jego wyborczej strategii dominował duch Mitterranda. Obawiam się jednak, że istnieje poważne ryzyko, że wezmą górę działania bliższe tradycji Marchais.        

W Polsce poujadyzm już był, czy dopiero będzie?

           Pierre Poujade [1920 - 2003], to twórca i przywódca założonego 29.11.1953 roku Union des Commercants at Artisans [UDCA - Związku Kupców i Rzemieślników], masowej organizacji [w 1955 roku liczyła 500 tys. członków], której szczyt popularności przypada na 1956 rok [w wyborach parlamentarnych we Francji uzyskała wówczas 11,6 % głosów, a w rezultacie 53 miejsca w Zgromadzeniu Narodowym].
Ciekawostką tego okresu jest fakt, że deputowanym z ramienia UDCA został - wtedy 27 letni - Jean Marie Le Pen, późniejszy twórca i wieloletni lider Frontu Narodowego we Francji. 
Poujade przeszedł ciekawą, choć typową we Francji ewolucję postaw i poglądów politycznych. 
Wychowanek katolickiej, prywatnej szkoły, przed II wojną członek patriotycznej, acz faszyzującej Parti Populaire Francaise [Francuskiej Partii Ludowej] Jacques'a Doriot'a, następnie admirator Petain'a [do 1942 roku]. Po zajęciu Wolnej Strefy przez Niemców, przystępuje do Ruchu Wolnej Francji jako gaullista, walczy w Algierze. Po wojnie tworzy UDCA, po którego symbolicznym upadku [1979 rok - w wyborach do P.E tylko 1% głosów], w 1981 roku w wyborach prezydenckich popiera.... F. Mitterranda [ten reaktywuje go publicznie, mianując członkiem jednego z ciał doradczych], by w analogicznych wyborach 1995 roku poprzeć J. Chirac'a.
J. - M. Le Pen - mimo że jego drogi z P. Poujade'e rozeszły się definitywnie na początku lat 70 - tych XX wieku - w dniu śmierci Poujade'a, określił go mianem "symbolu oporu klas średnich przeciwko biurokracji i nadmiernemu fiskalizmowi", co moim zdaniem względnie wiernie i obiektywnie odzwierciedla aksjologię polityczną Poujade'a.
Poujadyzm - zwany tak od nazwiska jego twórcy i lidera - to masowy ruch protestu o istotnym poparciu społecznym we Francji, w drugiej połowie lat 50 - tych ubiegłego stulecia, którego credo polityczne sprowadzić można do podbudowanej ksenofobią, antysemityzmem i antyintelektualizmem, walki z etatyzmem oraz omnipotencją państwa z jednej strony, z drugiej zaś oporu i organizacji masowego sprzeciwu przeciwko nieubłaganym regułom kapitalizmu, z koncentracją kapitału, dominacją międzynarodowych grup kapitałowych, nierównością społeczną, pauperyzacją klas średnich włącznie.
Współczesna Polska, pod wieloma względami przypomina Francję okresu prosperity poujadyzmu. Narastający - w sensie społecznym - opór wobec skutków modernizacji i przeobrażeń społeczno - ustrojowych, których przebieg, wyniki, a przede wszystkim niezrównoważone koszty społeczne, są w coraz większym stopniu przedmiotem kontestacji, potęgowany sprzeciwem wobec charakteru polityki państwa [poziom opodatkowania, brak reform strukturalnych], kompromitacją części elit politycznych, nadmierną ideologizacją życia publicznego, a nadto aferalno - patologicznym przebiegiem procesów rządzenia, stanowi dobry grunt dla narodzin ruchu o zbliżonym co poujadyzm charakterze.
Dla wielu obserwatorów i analityków życia społeczno politycznego w Polsce, takim ruchem była już Samoobrona Andrzeja Leppera. Osobiście - co może dziwić - nie podzielam tego poglądu. 
Samoobrona miała znamiona takiego ruchu, ale jeszcze nie zdołała nim być [pewnie też już nim nie będzie]. Uważam, że polska rzeczywistość, charakter i dynamika zachodzących w niej procesów, stan nastrojów społecznych, determinuje pojawienie się najdalej w następnej kadencji parlamentarnej w Polsce, formacji politycznej o profilu ruchu Poujade'a. Jeżeli jeszcze powstała w wyniki zbliżających się wyborów parlamentarnych koalicja rządowa, okaże się kolejną nastawioną na wyniki sondaży opinii publicznej, marketingową "koalicją stabilizacji niezadowolenia społecznego", zamiast koalicją transformacji społecznej, pożywka dla rozwiązań radykalnych ulegnie wydatnemu zwiększeniu.
Moim zdaniem są już w Polsce kandydaci zdolni do odegrania roli Pojade'a we współczesnej Polsce. Tym poważniejsze wyzwanie stoi przed obecnymi elitami politycznymi, tym większa ich odpowiedzialność. 
Zatem kto i kiedy będzie liderem poujadyzmu w Polsce......?        

środa, 13 kwietnia 2011

Czy wiecie, że [3]

            Francuzi 51 razy zdobywali dotąd Nagrody Nobla, w tym:

                      - w dziedzinie Literatury -  wygrywali w aż 15 - tu edycjach
                      - w dziedzinie Fizyki - wygrywali w 10 - ciu  edycjach 
                      - w dziedzinie Medycyny - zwyciężali w 9 - ciu edycjach
                      - Pokojową Nagrodę - otrzymywali w 9 - ciu edycjach
                      - w dziedzinie Chemii - w 6 - iu edycjach
                      - wreszcie w dziedzinie Ekonomii - w 2 - edycjach

              Maria Skłodowska - Curie pozostaje - jak dotąd - jedyną kobietą w historii, która otrzymała Nagrody Nobla dwukrotnie [w1902, oraz w 1911 roku].
Nagrodę tą otrzymała także jej córka: Irena Joliot Curie [w 1935 roku].
Polskie korzenie miał zresztą conajmniej jeszcze jeden francuski Laureat Nagrody Nobla [Fizyka - 1992 rok] - Georges Charpak.
Francuz Jean Paul Sartre, [Laureat w dziedzinie Literatury - 1964 rok], jest też jednym z 6 - ciu Laureatów Nagrody Nobla w całej jej historii, którzy odmówili jej przyjęcia.    

Wybitni Francuzi [6] - Alexis de Tocqueville

           Alexis Charles Henri Clerel de Tocqueville [1805 - 1859], francuski polityk [minister spraw zagranicznych III Republiki], historyk, ale i socjolog, członek Akademii Francuskiej, to dla jednych twórca koncepcji liberalnej demokracji, dla innych konserwatyzmu liberalnego, czy wreszcie pragmatyzmu sceptycznego. Jego absolutami w życiu społecznym pozostawały niezmiennie: wolność jednostki i prymat dobra wspólnego. 
Ponadczasowe miejsce w historii zapewniła mu jego znakomita, wnikliwa obserwacja i diagnoza stanu ustroju Stanów Zjednoczonych Ameryki, zawarta w pracy "O demokracji w Ameryce" [najnowsze polskie wydanie: 2005 r., Wyd. Fundacja Aletheia. Warszawa]. Z tej pracy pochodzi też wybór poniższych cytatów. 
Wydaje się, że mimo upływu czasu, znaczna cześć sformułowań Tocqueville'a nie straciła na aktualności. Wprost przeciwnie, gdyby nie znać autora można by przyjąć, że wiele z nich dotyczy współczesnej Polski:

1. Demokracja i socjalizm łączy jedno słowo: równość. Jednak demokracja dąży do równości w wolności, socjalizm zaś w niewoli.
2. Najniebezpieczniejszy dla złego rządu jest zazwyczaj moment, kiedy zaczyna się on reformować.
3. Podczas wyborów ludzie ekscytują się, męczą, jątrzą.
4. Nie ma takiego okrucieństwa, ani takiej niesprawiedliwości, której nie mógłby popełnić najbardziej łagodny i liberalny rząd, kiedy zabraknie mu pieniędzy.
5. Skoro rząd zajął miejsce Opatrzności zrozumiałe jest, że każdy kto znalazł się w potrzebie, wzywa jego pomocy.
6. Wolność nie może być ustanowiona bez moralności, a moralność bez wiary.
7. Amerykańska demokracja przetrwa do czasu, kiedy Kongres odkryje, że można przekupić społeczeństwo za publiczne pieniądze.
8. Władza zwierzchnia wobec wszystkich innych zawsze musi istnieć, lecz sądzę zarazem, że wolność będzie zagrożona, jeżeli ta władza nie natrafi na żadne przeszkody, które by ją powstrzymywały ii dawały jej w ten sposób czas na refleksję.
9. W demokracji mężowie stanu są biedni i chcą się dorobić.
10. Trudni uwierzyć, aby głosowanie zniewolonych ludzi mogło kiedykolwiek powołać rząd liberalny, silny i mądry.
11. Stwierdzony jest fakt, że ludzie najbardziej wybitni są rzadko powoływani do pełnienia funkcji publicznych i uznać należy, że tak zaczęło się dziać w chwili, gdy demokracja osiągnęła swój pełny rozwój
12. W Ameryce są buntownicy, ale nie ma konspiratorów.
13. Przekonałem się, ze ludzie którzy uważają powszechne głosowanie za gwarancję dokonanie słusznego wyboru, oddają się kompletnej iluzji. Powszechne elekcje posiadają inne zalety, ale nie te.

Czy cytat [nr 2] nie mógłby być surową cenzurką obecnej koalicji rządowej w Polsce na 6 miesięcy przed wyborami, analogicznie [nr 4] gorzką oceną liberalnych z nazwy rządów i programu P.O, a [nr 8] pochwałą roli konstruktywnej opozycji ?
Na mnie osobiście cała twórczość de Tocquevillle' a robi kolosalne wrażenie, a praca "O demokracji w Ameryce" należy do kanonu prac polityczno - socjologicznych. I pomyśleć, że od jej publikacji [pierwotnie stanowiły ją dwa tomy: I - wydany w1835 r., II - w 1840 roku], minęły prawie dwa wieki !!!        

niedziela, 10 kwietnia 2011

Już Mojżesz miał problem z tablicami - czyli afera w Smoleńsku.

            Wedle powszechnie znanej tradycji i istniejących przekazów, Mojżesz otrzymał tablice od Boga dwa razy, precyzyjniej dysponował dwoma kompletami tablic.
Pierwszy komplet, który otrzymał bezpośrednio od Boga, zniszczył wlasnoręcznie, w afekcie, widząc jak Izraelici wrócili do starych obrzędów.
Drugi komplet - po przeproszeniu Boga - wykonał już osobiście, odtwarzając na nich z pietyzmem przykazania. Mimo problemów z tablicami Izraelici zachowali przychylność Boga, zrealizowali z jego pomocą swoje cele i dążenia.
Dziś w Smoleńsku, podczas obchodów rocznicy straszliwej katastrofy lotniczej z kwietnia ubiegłego roku, w której zginął Prezydent RP, wraz z oficjalną delegacją 95 Polaków udających się do Katynia, nas także dotknął problem z tablicami. W ciągu nocy poprzedzającej obchody podmieniono tablice, umieszczając te z treściami niewątpliwie bardziej poprawnymi politycznie, bardziej akceptowalnymi, z punktu widzenia interesów strony rosyjskiej. Jest to jednoznacznie fakt naganny, nieprzyjazny, przykry, świadczący o braku wyczucia decydentów.
Pojawia się jednak zasadnicze pytanie, czy - podkreślmy to raz jeszcze - ten naganny fakt jest incydentem jedynie, czy efektem szerszych działań, a przede wszystkim, czy upoważnia do kolejnej fali histerii w Polsce.
Kluczową kwestią wydaje się być ustalenie motywów postępowania strony rosyjskiej oraz poznanie prawdziwych mocodawców w tym zakresie. Realizacja tego zadania winna być przedmiotem energicznych, acz spokojnych i dyskretnych zabiegów polskiej dyplomacji.
Nie wydaje mi się jednak, że ten incydent powinien uruchomić i stymulować tak powszechną dziś w Polsce histerię i antyrosyjskie wystąpienia. Zachowajmy umiar w stosowanych figurach retorycznych, w propozycjach działań odwetowych, w manifestowaniu niezadowolenia. Moim zdaniem potrzebne jest tonowanie emocji, oraz stanowcze, ale spokojne działanie.
Musimy przy tym jednak pamiętać - jeżeli prawdą jest, że poprzednie tablice umieszczono bez zgody i wiedzy Rosjan - że działanie metodą faktów dokonanych, nawet w tak drażliwych acz oczywistych sprawach, nie jest najlepszą drogą postępowania. Wyobraźmy sobie dla przykładu, jakie byłyby nasze reakcje, gdyby bez uzgodnienia z nami, tablice prezentujące swój punkt widzenia i historyczny osąd, zaczęli umieszczać w Polsce Rosjanie i Niemcy, w miejscach o szczególnym dla nich znaczeniu. Czy nasza akceptacja miałaby zawsze charakter blankietowy? Odpowiedź jest oczywista: nie!
Nie zapominajmy, że Katyń i Smoleńsk leżą na rosyjskiej ziemi, że podlegają jurysdykcji rosyjskiego państwa.
Dla mnie najbardziej zastanawiającym jest fakt, ze Rosjanie zdecydowali się na działania, które z polskiej perspektywy, w polskiej percepcji uruchamiają kolejne przejawy rusofobii, budzą stare, znane i groźne demony wiedząc, że dostarczają swoim oponentom w Polsce kolejnych argumentów, które zostaną skwapliwie wykorzystane w Polsce, dla potrzeb bieżącej walki politycznej.
Wracając zaś do tablic, warto pamiętać i brać pod uwagę, że w delikatnej materii stosunków polsko - rosyjskich chodzi o coś więcej. Naszym celem i priorytetem winno być niezmiennie wpierw poznanie całej prawdy odnośnie Katynia, a następnie - na mogiłach i pamięci wydarzeń w Katyniu i Smoleńsku - zbudowanie podwalin potrzebnego i nieuchronnego pojednania polsko - rosyjskiego. Ten trudny proces jest determinowany przyszłością dobrosąsiedzką obu narodów. 
Choć może zabrzmi to w kontekście dzisiejszego incydentu w Smoleńsku niewiarygodnie, nielogicznie wręcz, to osobiście uważam, że problem tablic przybliża, a nie oddala ostateczne polsko - rosyjskie pojednanie. Kwestia ta stanie się bowiem po raz kolejny niezamierzonym przyczynkiem do wzrostu wiedzy społeczeństwa rosyjskiego o Smoleńsku i Katyniu, o symbolicznym znaczeniu tych miejsc dla Polaków. Elity polityczne Rosji - niezależnie od partykularyzmów i próby taktycznego odwleczenia ostatecznego rozwiązania kwestii Katynia - zbliżają się nieuchronnie do momentu, w którym utrzymanie obecnego status quo stanie się nieznośne i niewygodne, także z ich punktu widzenia. Stad już tylko krok do zasadniczych, jakościowych zmian. 
Może zatem - wracając do przypadku Mojżesza - będziemy mogli kiedyś powiedzieć, ze warto było przejść przez bolesny problem tablic, ponieważ stał się on detonatorem, ostatecznym przyczynkiem uregulowania sprawy Katynia po polskiej myśli. Może te właśnie tablice staną się fundamentem pojednania?     
        

piątek, 8 kwietnia 2011

Francuski katolicyzm - piękne karty historii i brak perspektyw?

            Francja, zwana "najstarszą córką Kościoła" [dodajmy niesłusznie, ponieważ tytuł ten chronologicznie przypadać winien...Armenii, która stała się krajem chrześcijańskim prawie 200 lat wcześniej niż Francja, bo w roku 301], obecna jest w gronie państw chrześcijańskich od 496 roku, tj. od symbolicznego chrztu króla Franków Chlodwiga.
Francja to wielkie, chlubne i ponadczasowe karty historii chrześcijaństwa i katolicyzmu. To wielkie zakony [Templariusze, Benedyktyni z Cluny, Cystersi, Dominikanie, Kortuzi, Szarytki], to plejada świętych i męczenników [francuski Panteon świętych liczy 103 przedstawicieli z Joanną d'Arc, Bernardem z Clairvaux i św Franciszkiem Salezym na czele], to 16 papieży [dla Polaków najważniejszym z nich jest niewątpliwie Sylwester II (999 - 1003), który kanonizował św. Wojciecha i ustanowił Metropolię Gnieźnieńską], to wielki wkład w naukę społeczną i doktrynę Kościoła. Katolicyzm francuski w wymiarze materialnym, to przepiękne katedry gotyckie [przede wszystkim Paryż, Chartres, Amiens, Reims oraz Beauvais], kościoły i opactwa. To także wybitni przywódcy zaangażowani w życie polityczne, z kardynałami Richelieu i Mazarin na czele. To wreszcie doskonała kultura, sztuka i szkolnictwo.
Dzień dzisiejszy Kościoła francuskiego, mimo wspaniałej tradycji i historii, odbiega zasadniczo - w aspekcie roli odgrywanej w życiu społecznym - od analogicznej roli w przeszłości.
Współczesna Francja - co pozostaje dziedzictwem Rewolucji Francuskiej - jest jednym z najbardziej laickich krajów Europy, a pochodzące jeszcze z 1905 roku prawo [Francja nie zawarła Konkordatu z Watykanem], gwarantuje pełną odrębność państwa i Kościoła [ciekawostką jest fakt, ze mimo rozlicznych zmian ustrojowych Prezydent Republiki korzysta z posiadanego przez władców francuskich od 1604 roku, tytułu Kanonika Rzymskiej Bazyliki  św. Jana na Luteranie]. Mimo, że ponad 60% Francuzów deklaruje się ciągle jeszcze jako Katolicy, to do Kościoła uczęszcza - wedle różnych źródeł - jedynie 4,5% - 6% z nich. Większość terytorium współczesnej Francji to... tereny misyjne. Duchowieństwo francuskie liczy dziś jedynie 9 tys., a wedle szacunków skutkiem braku powołań, będzie kres istnienia 1/3 francuskich diecezji najdalej w 2025 roku. Dzieje się to w tym samym czasie, kiedy we Francji umacnia się stale islam.
Współczesny katolicyzm francuski charakteryzuje ogromny ferment ideowy i znaczące wewnętrzne zróżnicowanie, czego symbolem postaci abp. Marcela Lefebvre'a, Ojca Piotra [L'abbe Pierre'a], oraz bp. Jacques'a Gaillot'a.
Abp M. Lefebvre [1905 - 1991], to tradycjonalista, założyciel Bractwa Kapłańskiego Piusa X [obecnego także w Polsce]. Pozostawał w pryncypialnej opozycji wobec postanowień Soboru Watykańskiego II. Przeciwnik ekumenizmu, reformy mszału Pawła VI. Zachowywał także dystans wobec Jana Pawła II za - jego zdaniem - laicyzację i niszczenie Kościoła. Ostatecznie ekskomunikowany [1988].
Ojciec Piotr [właściwie Henri Groues (1912 - 2007)], to założyciel ruchu Emmaus, autor wydanej w 2005 roku ksiązki Mon dieu.... pourquoi [wydanie polskie: Abbe Pierre (Ojciec Piotr) [2006]; Mój Boże.... dlaczego? Wyd. Videograf II. Chorzów], zasłynął także przyznaniem się do doświadczeń seksualnych w okresie posługi, artykułowanymi wątpliwościami w kwestii zasadności celibatu, zrozumieniem dla homoseksualistów i antykoncepcji, wreszcie żądaniem odstąpienia od dyskryminacji kobiet w Kościele.
Wreszcie bp. Gaillot [pochodzący z rodziny hurtowników wina w Szampanii], to biskup erudyta [autor 12 - tu książek], słynący ze swego zaangażowania politycznego po stronie walczących o wolność i demokrację [stronnik Palestyńczyków, przeciwnik wojny w Iraku etc], ze sprzyjania modernizacji Kościoła, zwolennik prezerwatywy jako elementu walki z AIDS, a generalnie zwolennik stosowania środków antykoncepcyjnych, który po odwołaniu za kontrowersyjne wypowiedzi ze stanowiska biskupa Diecezji Evreux w Normandii i jednoczesnym powołaniu w 1995 roku, przez Jana Pawła II na tytularne stanowisko biskupa Partenii, utworzył w 1996 roku.... pierwszą na świecie diecezję w internecie [www.partenia.org].  
Generalnie współczesny katolicyzm francuski cechuje daleko idąca różnorodność, z prymatem otwartości, zwłaszcza na nowe modernizacyjne prądy ideowe, posunięta desakralizacja, wreszcie indywidualizm, z niechęcią w kierunku publicznego wyznania wiary.
Dlaczego o tym wspominam? Z polskiej perspektywy, charakterystyka współczesnego francuskiego Kościoła katolickiego, wydawać się może czymś nader odległym i niemal egzotycznym. Nic bardziej złudnego. Dynamizm i zagrożenia współczesności - także w aspekcie zagrożenia tożsamości europejskiej - wymagają od nas powszechnej czujności, od hierarchii kościelnej zaś otwartości na idee Kościoła ludowego. Model wszechmogącego i wszechwładnego proboszcza to element tego co odchodzi. Warto, aby polska hierarchia kościelna monitorowała rozwój i położenie Kościoła we Francji. Powierzchowne budowanie więzi z wiernymi wyłącznie na nabożeństwach niedzielnych, straszenie odmową udzielenia ślubu i pogrzebu w kościele, manifestowany konsumpcjonizm części hierarchii, może w ciągu najdalej dwóch generacji zbliżyć pozycję Kościoła katolickiego w Polsce do obecnej we Francji. Francuzi też wybudowali w ciągu wieków mnóstwo monumentalnych Kościołów, które dziś stoją puste, mieli aż 16 - tu papieży i ...  im to nie pomogło.                    

Katyń/Smoleńsk - Kto pierwszy w Polsce powie otwarcie dosyć ?

            Przypadająca rocznica tragedii katyńskiej i smoleńskiej, poza obchodami rocznicowymi, rozważaniami o sposobach godnego ich materialnego upamiętnienia, wspomnieniami o tragicznie zmarłych, musi mieć - poza podszytą bólem refleksją - wymiar rozważań o przyszłości.
Nikt poważny nie kwestionuje dziś zbrodni katyńskiej, jej genezy i autorów. Analogicznie każdy normalny człowiek, rozumie dramatyzm katastrofy smoleńskiej. Wszyscy mają świadomość traumatycznego charakteru tych zdarzeń dla najbliższych zamordowanych w Katyniu i tych którzy zginęli tragicznie w katastrofie lotniczej w Smoleńsku.
Zdarzenia te i ich tragizm - zachowując proporcje między Katyniem a Smoleńskiem - znalazły i zapewne znajdą odzwierciedlenie w naszej narodowej historii. Sądzę, że w Polsce istnieje daleko posunięty narodowy consensus w takiej percepcji tych wydarzeń.
Spór o generacyjnym, a przede wszystkim głęboko ideologicznym charakterze, trwa i zanosi się niestety że będzie trwał przez dziesięciolecia, w odniesieniu do roli omawianych zdarzeń dla kształtu relacji polsko - rosyjskich, oraz znaczenia dla naszych wewnętrznych, polskich spraw.
W relacjach polsko - rosyjskich moim zdaniem niezbędne jest ostateczne odtajnienie wszystkich dokumentów katyńskich, a następnie przebaczenie i symboliczne pojednanie narodowe. W stosunkach polsko - rosyjskich Katyń i Smoleńsk, muszą odegrać rolę francuskiego Verdun. Musimy wreszcie wyjść poza ciasne nacjonalizmy, wzajemne uprzedzenia, pokonać kompleksy. 
Obawiam się, że o wiele trudniejsza droga czeka nas w relacjach wewnętrznych. Jestem przekonany niestety, że stosunek do katastrofy smoleńskiej stanie się na długo katalizatorem postaw społecznych, papierkiem lakmusowym podzielanej orientacji politycznej i aksjologii. Istnieje bardzo poważne - moim zdaniem - ryzyko, że stare endeckie hasło: Polak - Katolik, stanie się triadą: Polak - Katolik - Smoleńsk. Ryzyko jest tym większe, że co najmniej jedna opcja polityczna chce uczynić ze sprawy katastrofy smoleńskiej oś integracji zwolenników oraz znak rozpoznawczy elektoratu. Jeżeli tak się stanie, to na lata ugrzęźniemy w pozornym sporze politycznym, który podzieli względnie trwale polskie społeczeństwo.
Nie oczekuję, że wyrzekniemy się estymy i pamięci. Rozumiem i podzielam ból tych, którzy w katastrofie samolotu w Smoleńsku stracili najbliższych. Nikt nie ma prawa jednak - moim zdaniem - oczekiwać, że 38 milionowy naród w środku Europy, na lata ugrzęźnie w letargu permanentnych rekolekcji, których tematem będzie Smoleńsk. Absolutna zgoda na pamięć i szacunek, nie może oznaczać i być rozumiana jako zgoda na budowę nowego romantycznego mitu narodowego. To byłoby poważne i nieuprawnione nadużycie.
Zastanawiam się, kto z przedstawicieli polskiej elity politycznej [a może hierarchii kościelnej?], bez względu na zasady poprawności politycznej, merytorycznie i bez emocji powie, że w ponad tysiącletnich dziejach Państwa Polskiego, tragicznie przerwana prezydentura Lecha Kaczyńskiego to tylko epizod, którego rangę zrewiduje dopiero historia, a jej wyważoną ocenę należy zostawić przyszłym pokoleniom?           

czwartek, 7 kwietnia 2011

Francuskie symbole [9] - PSA Peugeot Citroen

            Peugeot Societe Anonyme [PSA], to firma funkcjonująca w obecnym kształcie od 1976 roku, od chwili zakupu przez firmę Peugeot 90% akcji firmy Citroen, a w konsekwencji udanej konsolidacji obu przedsiębiorstw. Choć znana powszechnie przede wszystkim z produkcji obecnie dwóch marek samochodów [Peugeot i Citroen], jest de facto rozbudowaną, zdywersyfikowaną grupą finansowo - przemysłową, w której znajdują się między innymi podmioty o innym profilu działalności, powszechnie znane także w Polsce: GEFCO [firma logistyczna, która zakupiła 5.04.2011 r pakiet 70% akcji włoskiej Gruppo Mercurio], oraz Faurecia [producent części samochodowych].
Grupa PSA, aktywna w 160 krajach świata, zatrudniająca ponad 198 tys. pracowników, w 2010 roku [najlepszym w historii Spółki], osiągnęła przychody na poziomie 56 061 mln Euro, oraz zysk netto w wysokości 1 134 mln Euro. 39% przychodów firma generuje poza Europą, a rynki priorytetowe to: Chiny, Ameryka Łacińska i Rosja. 
PSA sprzedając w ubiegłym roku 3,602 mln samochodów [z czego 2,142 mln to Peugeot, a 1,460 Citroen], plasuje się na 9 - tym miejscu w światowym rankingu producentów, z udziałem w rynku globalnym na poziomie 3,6%.
W akcjonariacie firmy - co ciekawe - wciąż istotną rolę odgrywa rodzina Peugeot [30,3% akcji Spółki, dające 45,7% głosów na Walnym Zgromadzeniu Akcjonariuszy pozostaje w gestii Groupe familial Peugeot, a jej przedstawiciel Thierry Peugeot jest Przewodniczącym Rady Nadzorczej Spółki].
PSA jest w wielu krajach de facto ambasadorem Francji, znanym od dziesięcioleci [pierwszy samochód Peugeota powstał w 1889 roku], z innowacyjnych rozwiązań [tytułem przykładu jest liderem w produkcji samochodów o niskiej emisji spalin], jak i wysokiej jakości produkowanych samochodów.
Historia PSA, to pasjonująca opowieść nie tylko o burzliwym procesie indiustralizacji Francji, ale także w wymiarze socjologicznym - o wzlotach i upadkach, geniuszu i roli jednostki w historii [zwłaszcza w odniesieniu do Citroen'a].  
Mówiąc o PSA - bez wątpienia zasadnie - jako powszechnie rozpoznawalnym symbolu Francji, wspomnieć trzeba także o ciekawych, a mało znanych związkach tej firmy z Polską, zwłaszcza za sprawą firmy Citroen.
Matka jej założyciela: Andre Citroena [Masza Amelia Kleinman pochodziła z ... Warszawy], a sam A. Citroen zakupił w....Głownie [to nie żart, miasteczko to położone jest niedaleko Łodzi] patent kół zębatych o daszkowym uzębieniu [z ich wykorzystaniem na szeroką skalę, twórca Citroena zetknął się w przemyśle włókienniczym Łodzi], który stanowił w znacznym stopniu pierwotne źródło akumulacji kapitału firmy Citroen. 
Wagę i znaczenie tego patentu dla samego Citroena potwierdza fakt, że począwszy od 1904 roku do dnia dzisiejszego, zębatka daszkowa stanowi trwały element logotypu firmy Citroen!!! [logo to obecne jest na każdym samochodzie Citroen].    
  
    

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Francuskie symbole [8] - wina Burgundii [Bourgogne]

           Znane co najmniej od VII wieku, przede wszystkim za sprawą klasztorów, dla których stanowiły niegdyś istotny element budżetu, wina burgundzkie uchodzą za synonim prestiżu, [choć ustępują w tym aspekcie w zgodnej opinii winom z regionu Bordeaux], oraz uważane są dosyć powszechnie - i chyba słusznie - za wysublimowane, w aspekcie kształtu bukietu smakowego.
Winnice Burgundii zajmują obszar około 45 tys. ha, w pasie od Chablis po Lyon, choć w aspekcie właścicielskim charakteryzuje je znaczne rozdrobnienie [średnia wielkość winnicy mieści się miedzy 5 a 15 ha].
Burgundia to królestwo trzech szczepów winnych:
1. Chardonnay [białe wina, przede wszystkim z regionu Chablis]
2. Pinot Noir [czerwone wina]
3. Gamay [Beaujolais, pełna nazwa tego szczepu to: Gamay Noir a'Jus Blanc. Ciekawostką jest niewątpliwie fakt, że uprawa tego szczepu została czasowo zabroniona w 1385 roku, decyzją książąt burgundzkich z powodu... niskiej jakości uzyskiwanego wina].
Z win burgundzkich klasyfikowanych najczęściej na: bazowe [bourgogne], village i premier cru, za najlepsze uchodzą te, pochodzące z regionu Chablis [wian białe], za najbardziej prestiżowe zaś z regionu Cote de Nuits [wina czerwone] i Cote de Beaune [białe i czerwone]. Pochodzenie wina z tych regionów jest rękojmią wysokiej jakości i niezapomnianych wrażeń smakowych.
Burgundię - piękną, historyczną krainę [osobiście darzę ją szczególną estymą: był to pierwszy region w którym byłem we Francji, podczas mojego pierwszego pobytu w tym oszałamiającym kraju... 31 lat temu!!!], warto zwiedzać także pod kątem szlaku wina. Główny szlak liczący ok 150 km [od Dijon po Maconnais], obfituje poza winnicami w piękne krajobrazy, dając olbrzymie możliwości indywidualnej aranżacji trasy wycieczki. Szczególnie polecam wizytę w mieście Beaune oraz opactwach Citeaux oraz Tournus w aspekcie zabytków architektury, oraz w wiosce Puligny Le Montrachet, gdzie znajduje się najsłynniejsza na świecie winnica białych winogron: Le Montrachet.
Mnie udało się zwiedzić winnice i zapoznać z produkcją firmy Albert Bichot, założonej w 1831 roku przez Bernarda Bichot, dysponującej dziś areałem 100 ha winnic. W towarzystwie ówczesnego Dyrektora Sprzedaży firmy [a dziś Dyrektora komunikacji] Pana Philippe de Marcilly, mieliśmy okazję poznać tajniki produkcji, składowania i oczywiście pod fachowym okiem degustować znakomite produkty. Ogromne wrażenie zrobił na nas pałac, będący siedzibą zarządu firmy, w stylu II Cesarstwa. Niesamowite wrażenia.
Wina burgundzkie [oczywiście te markowe], najlepiej przechowywać około 10 lat, w odniesieniu do win czerwonych i 5 - 8 lat, w przypadku win białych. Wtedy uzyskują one optymalne walory smakowe i zapachowe. 
Na zapoznanie się z Burgundią trzeba zarezerwować w wymiarze czasowym minimum 2 dni. Oczywiście - w przypadku planów zwiedzania winnic - nieodzowne jest wcześniejsze uzgodnienie terminów.             

Alzatczycy, Lotaryńczycy, a Ślązacy

            "[...] śląskość jest po prostu pewnym sposobem odcięcia się od polskości i przypuszczalnie przyjęciem po prostu zakamuflowanej opcji niemieckiej[...]"
                 za: PiS - Raport o Stanie Państwa. 31.03.2011 roku, wersja elektroniczna dostępna na oficjalnych stronach internetowych partii; str. 34 - 35.

              Te oburzające w istocie słowa znajdują się w oficjalnym dokumencie sygnowanym przez największą partię opozycyjną w Polsce!!! Zostały potwierdzone i ugruntowane na konferencji prasowej, przez lidera PiS Jarosława Kaczyńskiego. 
To wstyd. Korfanty się w grobie przewraca, jak i tysiące powstańców, którzy w trzech kolejnych Powstaniach Śląskich walczyli o przyłączenie Górnego Śląska do Polski. Czy zachowanie tych Ślązaków było manifestowaniem opcji niemieckiej?  
Po co było rozkuwać symbolicznie kajdany ? 
Zachęcam autorów Raportu do pobieżnej choćby lektury prac poświęconych historii Górnego Śląska. Zachęcam do zapoznania się z dowodami odnośnie przebiegu Powstań Śląskich, a i faktografią powitania wojska polskiego wkraczającego na Górny Śląsk na czele z gen Szeptyckim, do Szopienic 20 - go czerwca 1922 roku. To Ślązacy, nie Polacy witali symbolicznie Państwo Polskie, które jawiło im się jako dobro najwyższe, wymarzone.....  

Zastanawiałem się jak bez emocji odnieść się do tych haniebnych, niepotrzebnych słów. Myślę sobie tak, że jedynie brak elementarnej wiedzy, wyczucia społecznego lub historycznego, oraz zła wola lub chęć manipulacji i antagonizowania, mogą popychać ludzi do takich stwierdzeń i zachowań, które są niczym innym jak kolejną próbą dzielenia Polaków.
Jestem ciekawy jak zareagują posłowie wybrani z list PiS do Sejmu i Senatu, do Parlamentu Europejskiego, z terenów Górnego Śląska.    
Zastanawiam się także, jak zareagowaliby Alzatczycy i Lotaryńczycy we Francji [a historia tych regionów jest bliźniaczo podobna do losów Górnego Śląska]  gdyby usłyszeli, że ich przywiązanie do tradycji oceniane jest jako "zakamuflowana opcja niemiecka". Populacja Alzatczyków to ponad 1,7 mln, Lotaryńczyków ponad 2,3 mln. Nikt we Francji, nawet skrajna prawica, ich nie obraża, a ich tradycji i obyczajów nie traktuje się bynajmniej jako podstawy do dyskryminacji. Powiem więcej. Nie sądzę, żeby we Francji znalazł się odpowiedzialny polityk, nawet regionalnego szczebla, który ośmieliłby się stosować taką retorykę, jaką aplikuje nam PiS w Polsce....
W Polsce pozwolił sobie na taki wywód lider największej partii opozycyjnej, z aspiracjami do utworzenia rządu!!!
Polska klaso polityczna, polskie elity polityczne, czas na opamiętanie!!!
To co robicie to najkrótsza droga do radykalizmów, do nieobliczalnego w skutkach konfliktowania ludzi i regionów. Czy to jest naprawdę to, czego Polska potrzebuje? 
Nie wiem jak w konsekwencji omawianego "wyskoku" PiS zachowają się Ślązacy w nadchodzących wyborach, jak stanowisko PiS wpłynie na nasze zachowania wyborcze. Jednego jestem pewien: już był czas w którym określano nas mianem "germańskiej hołoty". Na powrót tych czasów i tej retoryki nie pozwolimy!!!