piątek, 31 sierpnia 2012

Między Sierpniem, a Wrześniem - garść refleksji

Przypadająca dziś, 32 rocznica podpisania Porozumień Sierpniowych, poprzedzająca przypadającą jutro, 73 rocznicę wybuchu II Wojny Światowej, w naturalny sposób staje się okazją do refleksji. 
Daty te odgrywają bez wątpienia kluczową rolę w najnowszej historii Polski. 
31 sierpień, to symbol społecznej dojrzałości mas i odpowiedzialności elit politycznych, manifestacja zdolności do trudnego, ale potrzebnego i nieuchronnego kompromisu, którego alternatywą był konflikt społeczny o trudnych do przewidzenia skutkach, z wielce prawdopodobną konfrontacją i rozlewem polskiej krwi.
1 wrzesień, to synonim narodowej dumy, zdolności do heroicznych poświeceń, determinowanych niekorzystnymi okolicznościami wewnętrznymi i zewnętrznymi, konsekwencja strategicznych błędów politycznych, wreszcie dowód na niską użyteczność traktowanych blankietowo, międzynarodowych umów, sojuszy i gwarancji, potwierdzenie strasznego osamotnienia.
Zarazem jednak rzetelna, merytoryczna i nie obarczona skutkami etykietyzacji oraz potrzebami bieżącej walki politycznej analiza upoważnia do następujących wniosków:
Sierpniowe zwycięstwo było jednocześnie początkiem końca iluzji. Stopniowo, acz systematycznie upadał mit, że możliwa jest transformacja systemowa bez kosztów społecznych - dodajmy - wysokich kosztów społecznych. Zauważmy i przyznajmy, że głównymi beneficjentami zmian - co potwierdza tezę, że każda rewolucja "pożera własne dzieci" - nie byli i nie są wcale Ci, którzy stali na czele ówczesnych protestów: wielkoprzemysłowa klasa robotnicza, skądinąd najbardziej uprzywilejowana [zwłaszcza górnicy], część społeczeństwa realnego socjalizmu, zwana zasadnie "pieszczochami komuny". To własnie klasa robotnicza i robotnicy rolni zatrudnieni w PGR ponieśli największe społeczne, a także generacyjne, replikowane nierzadko w kolejnych pokoleniach, koszty zmiany systemu społeczno - gospodarczego w Polsce.
Porozumienia Sierpniowe przyniosły wiele pozytywnych zmian, dokonały wręcz "kopernikańskiego" przewrotu we wszystkich dziedzinach życia społecznego, co nie zmienia faktu, że wspomniana transformacja w sposób daleki od zasad sprawiedliwości społecznej, ułomny, ukształtowała nową rzeczywistość społeczno - ustrojową Polski, czemu nie potrafiono przez dekady zapobiec, zamortyzować negatywnych skutków tego trudnego, unikalnego procesu. Wszyscy zyskaliśmy wolność i nieskrępowany, pozbawiony uznaniowości dostęp do jej symbolu: paszportu. Problem w tym, że wielu Polaków do dziś, z prozaicznych powodów: siły nabywczej własnego portfela, nie jest w stanie skorzystać z dobrodziejstwa wolności i swobody przemieszczania się. 
Istotnie wzrosło zadłużenie kraju [z niespełna 53 mld zł w 1990 roku, który zresztą był pierwszym po 1989 r. i zarazem jak dotąd ostatnim, rokiem nadwyżki budżetowej w Polsce, do 963 mld zł obecnie], czemu towarzyszyła zasadnicza zmiana struktury własności kluczowych podmiotów życia ekonomicznego w Polsce.
W miarę upływu czasu od Sierpnia 1981 roku, podziwiany polski konsensus ponad podziałami, zastąpiliśmy konfliktem, kolejnymi odsłonami wojen teczek, pomówień; nastawienie negocjacyjne, koncyliacje, permanentną kłótnią; polską rację stanu partyjniactwem; historyczny determinizm, spiskową teorią dziejów; społeczną, prawdziwą solidarność, patologiczną rywalizacją, zazdrością z wszystkimi jej mutacjami. A propos, ten aspekt dobrze ilustruje stara polska anegdota, że w piekle tylko polski kocioł nie jest nadzorowany, ponieważ Polacy sami w imię ortodoksyjnie, opacznie pojmowanej równości i sprawiedliwości nie dopuszczają, aby ktokolwiek skorzystał z dobrodziejstwa ucieczki.
Zdążyliśmy przez minione lata przypadkowo, a nierzadko świadomie i z rozmysłem zdeprecjonować i podeptać wszystkie bez mała autorytety.
Mentalnie o wiele łatwiej przychodzi nam gloryfikować heroiczne, romantyczne przegrane, niż mniej spektakularne, choć zdecydowanie bardziej pożądane i korzystne z punktu widzenia dobrze pojmowanego interesu społecznego, przejawy postaw pozytywistycznych.   
Wreszcie wykreowaliśmy nowe mity: mit strasznej Polski z przed 1981 roku - obozu, ciemnogrodu, która mimo poważnych wad i niedostatków oraz czasami nadużyć, była legalnym, uznawanym podmiotem prawa międzynarodowego. Mit siermiężnego, a jeszcze bardziej nieludzkiego, tłamszącego wolność realnego socjalizmu, który co najmniej od lat 70 - tych XX wieku, stawał się - jak na obowiązujące realia geopolityczne i wymuszone standardy - będąc ustrojem pełnym niedoborów i sprzeczności, ale jednak wykazującym ludzkie odruchy. Mit spisku elit, który uosabia "Legenda Magdalenki".
Także elity polityczne nie do końca sprostały oczekiwaniom i zdołały udźwignąć ciężar odpowiedzialności. Nepotyzm, brak transparentności, prywata, okazuje się trwałą polską przywarą, o ponad czasowym charakterze, analogicznie jak naturalna Polakom skłonność do anarchizacji i braku poszanowania państwa i jego instytucji.

Rocznica 1 września upoważnia do stawiania uporczywego pytania o nasze bezpieczeństwo narodowe, wydolność i wiarygodność systemu sojuszy, o stopień naszego własnego przygotowania do obrony, jakość naszej armii. Czy aby na pewno straciły swoją aktualność wątpliwości i koszmary z 1 września 1939 roku? Czy aby na pewno nikt już nie postawi nigdy obraźliwego w istocie dla nas pytania: "Czy warto umierać za Gdańsk"?    
Jest jeszcze jeden element o symbolicznej wymowie. 
Czym dalej od wydarzeń Sierpnia 1981 roku, tym liczba zaangażowanych niegdyś w działalność opozycyjną w Polsce wydaje się być większa. Pozostając w szacunku dla ludzkich postaw i wyborów tamtych czasów, trzeba mieć odwagę powiedzieć, że ta prawidłowość dotyczyła już Legionów Piłsudskiego, co sam Marszałek konstatował z nieskrywanym zażenowaniem.        

       

czwartek, 23 sierpnia 2012

Chińczycy we francuskich winnicach: znak czasu, czy przejaw bezsilności ?

Wczorajsza francuska prasa [np. "Le Monde" - 22.08.2012], przynosi interesującą, szeroko komentowaną wiadomość o symptomatycznych zmianach właścicielskich zachodzących w prestiżowych, francuskich regionach winiarskich.
Chiński właściciel kasyn w Makao, zakupił właśnie XII wieczny zamek Gevrey - Chambertin, wraz z licząca 2 ha, prestiżową winnicą win burgundzkich. Nie byłoby w tym nic dziwnego, Francuzi choć ciągle kontrolują 60% rynku produkcji win, przywykli już do coraz większej obecności zagranicznego kapitału, który jednak dotąd był głównie anglosaskiego pochodzenia. Przywoływana transakcja jest pierwszą w tej skali, stanowiąc zarazem potwierdzenie nowej tendencji: coraz większego zaangażowania kapitału chińskiego, reprezentującego coraz bardziej kluczowych klientów dla francuskich producentów wyrobów alkoholowych.
Jeszcze jeden aspekt sprawy zasługuje na podkreślenie. Gotowość odkupu Maison Gevrey - Chambertin, zgłosili francuscy producenci z tego regionu, znacząco podnosząc wycenę [z 3,5 mln do 5 mln Euro]. Niestety oferta chińska, opiewająca na 8 mln Euro, z oczywistych powodów była bardziej atrakcyjna dla dotychczasowych właścicieli. Przywiązanie do tradycji i wartości, francuski nacjonalizm i dbałość o domeny narodowe, przegrały z rachunkiem ekonomicznym i dążeniem do optymalizacji biznesowej  w wymiarze jednostkowym.
Transakcja ta jest praktycznym dowodem na dojrzałą, długofalową strategię Chińczyków, którzy posiadając istotne nadwyżki walutowe i wykorzystując korzystną koniunkturę, próbują dokonywać w skali globalnej akwizycji biznesów markowych, o pozytywnej konotacji i wysokiej reputacji, z zamiarem przesunięcia się w kierunku dóbr prestiżowych, z wysoką wartością dodaną. Chińczycy coraz bardziej szukają globalnych marek, mając na względzie także potencjał konsumpcyjny własnego rynku.
Wydaje się że w odniesieniu do "francuskich domen zastrzeżonych", swoistych "klejnotów koronnych", aktywność Chińczyków na rynku wina to dopiero ledwie preludium. Nie mniej atrakcyjny inwestycyjnie, jest na przykład rynek koniaku, trunku darzonego w Chinach coraz większą estymą. Rynek chiński już dziś dla wielu liderów rynkowych koniaku jest najbardziej atrakcyjnym, najbardziej perspektywicznym i najbardziej dochodowym rynkiem sprzedaży. Jestem przekonany, że jest tylko kwestią czasu, kiedy chiński kapitał zacznie inwestować i w regionie produkcji koniaku, a Cognac produkowany wedle tradycyjnych receptur, na zlecenie i rachunek chińskich właścicieli, stanie się faktem.
Czas abyśmy i we Francji i w Polsce dokonali istotnych przewartościowań w mentalności, aksjologii i percepcji teraźniejszości oraz przyszłości. Globalizacja nie jest wynalazkiem, który zapewnia hegemonię, efekt synergii i profity wyłącznie kapitałowi zachodniemu, zachodnim korporacjom. Chińczycy coraz śmielej i coraz zasadniej oraz co ważne bez kompleksów i skutecznie, uczestniczą już nie tylko w międzynarodowym podziale pracy, alokacji dóbr, ale także kapitału. Chiny nie są predystynowane do odgrywania wyłącznie roli światowego lidera kosztowego, nie są determinowane rolą przyznaną przez świat Zachodu. Szeroko pojęty potencjał Chin, pozwala im na zasadne aspirowanie do roli światowego hegemona. Musimy przywyknąć do tego, że chińskie są nie tylko tenisówki, wyroby tekstylne, dobra codziennego użytku. Chińskimi staną się także dobra luksusowe, wśród nich cognac, champagne oraz wina. Nie zapominajmy przy tym o szerokim programie inwestycyjnym Chin, realizowanym obecnie w Afryce.
Z drugiej strony trzeba mieć świadomość, że Chiny wracają jedynie do roli ,którą czasowo i jak widać - dla nas Europejczyków niestety - utracili.
Mam tylko jedno pragnienie i nadzieję: chciałbym aby francuskie wino, szampan i koniak, zachowały dotychczasowe walory i były produkowane wedle dotychczasowych prawideł. Wtedy świadomość, że stanowią one własność Azjatów, będzie mniej dolegliwa, choć sentyment i tęsknota za "starym światem" i zasadami jego organizacji, pewnie pozostanie...           

wtorek, 21 sierpnia 2012

Czy wiecie, że [14]

Francja jest pierwszym - w aspekcie wolumenu produkcji - producentem cukru w Europie, a zarazem największym na świecie producentem cukru z buraków cukrowych?
Na marginesie, buraki cukrowe są tylko w 25% produktem wyjściowym do produkcji cukru. 75% światowego cukru, produkowane jest z trzciny cukrowej.
Francja jest zarazem największym na świecie producentem bioetanolu z buraków cukrowych.   
We Francji uprawa buraków cukrowych zajmuje 342 000 ha, a roczna produkcja cukru oscyluje na poziomie 4 353 000 t.
Dla porównania, Polska jest trzecim co do wielkości producentem cukru w Europie, po Francji i Niemczech. Uprawy buraka cukrowego w naszym kraju zajmują 196 000 ha, a wolumen produkcji sięga 1 433 000 t.

czwartek, 16 sierpnia 2012

Europo! Koniec stereotypów, czas na nowe otwarcie!

Sobotnio - niedzielne wydanie "Gazety Wyborczej" [11-12.08.2012], przynosi ciekawy i pouczający wywiad z profesorem Ladislauem Dowborem, Polakiem z pochodzenia, pod tytułem" "Szalony świat wymyka się z rąk".
Wywiad ten jest interesujący z co najmniej kilku powodów.
Po pierwsze, przez pryzmat skomplikowanych losów i życiowych wyborów samego prof. Dowbora, jest dowodem na to, że ewolucja poglądów, postaw i zachowań jest możliwa, akceptowalna i korzystna, zarówno w wymiarze jednostkowym, jak i zbiorowym. Więcej, że przełamywanie szeroko pojętych schematów i radykalna zmiana aksjologii jest nie tylko możliwe i dopuszczalne, ale jest zarazem ożywcze i pożyteczne oraz że służyć może optymalizacji procesowej.
Inspirujące są także użyte argumenty i ocena efektywności systemów demokratycznych, bez zbędnej etykietyzacji, dominacji formalizmu i nadmiernego przywiązania do funkcjonujących typologii.
Największą wartością tego wywiadu, jest jednak szeroko uargumentowana prezentacja podejścia do kwestii wyzwań rozwojowych, daleko odbiegająca od dominującego dziś, Euro - atlantyckiego spojrzenia na tą problematykę.
Przedmiotem krytyki jest już nie tylko rozpasany konsumpcjonizm cywilizacji Zachodu, realizowany w warunkach rabunkowego podejścia do eksploatacji zasobów naturalnych, diagnoza przyczyn i skutków nadmiernej koncentracji kapitału [w tym aspekcie szokująca może być informacja, że majątek 447 najzamożniejszych na świecie właścicieli jest większy, niż majątek uboższej połowy ludzkości, jak i że 737 podmiotów gospodarczych, kontroluje 80% światowej gospodarki], zachodnia "racjonalność ekonomiczna", niesprawiedliwy system redystrybucji dóbr i patologiczny charakter systemów fiskalnych. Racjonalnej, merytorycznej krytyce, poddane zostają szeroko rozumiane fundamenty zachodnich systemów politycznych i aksjologicznych.
Lektura tego wywiadu skłania niewątpliwie do poważnej refleksji.
Europa i jej mieszkańcy muszą przyjąć do wiążącej wiadomości i uświadomić sobie, że nie tylko nie mają monopolu na rozwój, definiowanie jego parametrów ale także, że rozwiązanie fundamentalnych problemów Starego Kontynentu, nie jest możliwe nie tylko bez świadomego samoograniczenia się, ale zarazem bez partycypacji w rozwoju innych obszarów geograficznych świata. Walka z ubóstwem i wykluczeniem w skali globalnej, to działanie mające nie tylko zapobiec wyrzutom sumienia i międzynarodowej krytyce, to po prostu, a może przede wszystkim żywotny biznes Europy. Ciągle rozległe obszary światowego ubóstwa i biedy, są szansą dla gospodarki europejskiej, mogą bowiem stać się nowym, tak potrzebnym i chłonnym rynkiem zbytu, mogą dla Europy odegrać rolę zbliżoną  do tej, jaką odegrały kraje realnego socjalizmu w XX wieku, rolę - dodajmy - w istocie zbawienną.
Fundamentem zrównoważonego rozwoju jest wszakże odejście od poprawności politycznej, europocentryzmu w spojrzeniu na wielowymiarowe problemy współczesności. Znakomitą ilustracją problemu, jest przywołany skądinąd w wywiadzie fragment wiersza portugalskiego poety, Fernando Correia Pina, pod tytułem: "Ujemne saldo" [tytuł oryginału "Saldo negativo"]:

 "[...] Wyrwać włos Europejczykowi, boli mocniej niż Afrykańczykowi amputować nogę bez znieczulenia [...]"

To prawda. Syta, pławiąca się od dekad w dobrobycie Europa Zachodnia, musi zrewidować swoje priorytety, podejście, zachowania. To determinizm, to historyczne wyzwanie, to nieunikniona konieczność. Bez większej solidarności międzyludzkiej w skali globalnej, bez świadomego zaangażowania Europy w rozwiązywanie spraw ludzkości, kryzys być może uda się czasowo uśmierzyć kolejnymi miliardami z państwowych wytwórni papierów wartościowych, ale nie da się go rozwiązać, a tym bardziej ostatecznie przezwyciężyć. Nie oczekujmy od świata, zwłaszcza biedniejszej jego części, że przyjmie naszą hierarchię wartości, nasze priorytety, nasz punkt widzenia. Europa musi zrozumieć, że znaczna cześć ludzkości nie jest pochłonięta zmieniająca się wartością posiadanego portfela akcji, najbliższym wyjazdem wakacyjnym, zakupem nowego samochodu, czasami nawet tym kto sprawuje władzę, a jedynie tym, jak przeżyć. Ta brutalna, dramatyczna dychotomia wymaga zrozumienia i zmian, zwłaszcza w Europie. Minął czas na narodowe egoizmy, moda na izolacjonizm jest zdecydowanie passe. Czas na myślenie kategoriami dobra wspólnego, jakkolwiek górnolotnie by to nie zabrzmiało.
              

środa, 15 sierpnia 2012

Francuska i polska walka o innowacyjność - fakty

Przy okazji zaproszenia na organizowaną przez Harvard Business Review Polska w październiku br., w Warszawie, konferencję pod hasłem: "DNA innowacyjnej firmy", otrzymałem ciekawy materiał dotyczący przekrojowego spojrzenia na problematykę innowacyjności poszczególnych gospodarek narodowych.
Stosując dwa mierniki: 1). liczbę przyznanych patentów w kraju pochodzenia i 2). relację zgłoszonych patentów do nakładów na Badania i Rozwój [BiR], stworzono ranking najbardziej innowacyjnych krajów:

                      Kraj                           Miernik nr 1                      Miernik nr 2

                    Japonia                             187 237                                 3,04
                      USA                               107 792                                 0,84
                     Chiny                                 79 767                                 2,85
                  Korea Płd                             51 404                                 1,90
                   Niemcy                                  9 630                                 0,95
                   Francja                                  8 779                                 0,56
                  Hiszpania                                2 499                                 0,40
               Wlk. Brytania                             2 323                                 0,70
                   Kanada                                  1 906                                 0,39
                     Indie                                     1 725                                 0,83
                    Polska                                   1 385                                 2,61
                  Australia                                  1 176                                 0,24  
                   Szwecja                                  1 116                                0,29
                   Finlandia                                    722                                 0,37
                   Norwegia                                   431                                0,54
                     Izrael                                        212                                0,22

Liderzy w wyścigu patentowym ilościowo, nie są zarazem liderami efektywności wykorzystania pozostających w dyspozycji środków na B i R.
Stany Zjednoczone AP prawie 4 - krotnie efektywniej wykorzystują posiadane środki na innowacje, niż tradycyjny lider w ilości uzyskanych patentów: Japonia.
Najbardziej efektywnie środki na B i R wykorzystują: Izrael, Australia i Szwecja.
Francja jest drugim - po RFN - krajem europejskim w ilości uzyskiwanych patentów, znacząco lepiej jednak od Niemiec gospodaruje środkami przyznanymi na przedsięwzięcia o innowacyjnym charakterze.
Osiągnięcia Polski w omawianej dziedzinie zasługują na odnotowanie w aspekcie ilościowym, zarazem jednak daleko nam do francuskiej efektywności [prawie 5 - krotnie niższa] w wykorzystaniu środków pro rozwojowych. Uprawnionym wydaje się być wniosek, że naszym kluczowym problemem nie jest wcale niedobór środków na innowacje, a raczej ich alokacja, co skutkuje relatywnie wysokim kosztem, jakim okupiony jest każdy polski patent.   
Analiza zagadnienia przynosi ciekawe prawidłowości w odniesieniu do Skandynawii, która wyróżnia się wysoką efektywnością wykorzystania środków na innowacje, przy relatywnie niskiej liczbie uzyskiwanych patentów, co może być dowodem na ścisłą, wąską specjalizację tego obszaru, także w odniesieniu do innowacji.
W zestawieniu rzuca się w oczy, by nie powiedzieć szokuje, wyraźnie niedoreprezentowana pozycja Indii, co - biorąc pod uwagę zasoby, potencjał, a przede wszystkim zasadne aspiracje tego kraju, musi zastanawiać. Jest to zarazem potwierdzenie miejsca Indii w międzynarodowym podziale pracy, w którym przyznano - póki co - Indiom, przy ich biernej roli, rolę bardziej centrum usługowego, niż lidera innowacji. 
    

    

wtorek, 14 sierpnia 2012

Dlaczego Europa, a zwłaszcza Polska, skazana jest na radykalizmy?

Wydarzenia ostatnich miesięcy w Polsce, choć w swej wymowie jednoznacznie negatywne i przygnębiające, niezależnie od lokalnej specyfiki i kolorytu, muszą i powinny być postrzegane w szerszym, europejskim kontekście. Europa grzęźnie zdecydowanie nie tylko w politycznym klinczu, w gospodarczym kryzysie. Europa zdaje się na dziś, nieuchronnie zmierza w kierunku radykalizmów.
Niewątpliwie rośnie poczucie społecznej niesprawiedliwości, apatii, beznadziei, strachu przed niepewnym jutrem. Hiszpania, Portugalia, wcześniej Grecja, dziś ponownie Francja, stają się areną masowych wystąpień, z jednej strony tych, których najbardziej dotykają negatywne skutki wielowymiarowego kryzysu [pracownicy najemni], z drugiej strony zaś, największych beneficjentów dotychczasowego porządku, klientów upadającego europejskiego państwa socjalnego [przede wszystkim emigrantów].
W Europie dojrzewa - będący w istocie obiektywną klątwą marksizmu - stary konflikt między kapitałem, a pracą, między pracodawcami, a pracobiorcami. Rosnące obszary biedy i ubóstwa, wykluczenia społecznego, w zestawieniu z kwitnącymi oazami bogactwa, są nie tylko nieprzyzwoite, są nadto dowodem  na coraz bardziej rozwierające się nożyce zamożności oraz niesprawiedliwości społecznej, są także wyrazem bezradności współczesnych społeczeństw i ich form politycznej organizacji, są wreszcie potencjalnym zapalnikiem, stymulatorem niepokojów społecznych.
Poziom deprawacji elit politycznych, ich niekompetencji, prywaty, a czasami nepotyzmu, osiągający nienotowane, nieznane w najnowszej historii rozmiary, to kolejny czynnik wpływający na radykalizację nastrojów społecznych. Istotną, przyznać trzeba nie zawsze pozytywną rolę w tej sferze odgrywają media, nie tylko w aspekcie wykonywania roli przypisywanej tradycyjnie "czwartej władzy", ale nade wszystko w odniesieniu do kreowania społecznych postaw i nastawień. Media stały się poza orężem walki politycznej, instrumentem kreowania i degradowania karier politycznych. Media i ich właściciele, korzystając z potęgi pozostającego w ich rękach narzędzia, coraz częściej mają własne ambicje polityczne i realizują własne interesy, nie zawsze obiektywnie tożsame z interesami społecznymi.
Masowe migracje, dotykające już nie tylko tradycyjnie krajów Europy Środkowo - Wschodniej [aczkolwiek w odniesieniu do tego obszaru ich konsekwencje strukturalne są szczególnie niebezpieczne], ale i do niedawna bastionów cywilizacji zachodniej, trwale negatywnie zmieniają strukturę społeczną, stanowią zagrożenie żywotnych interesów Europy.
Wreszcie zawodzi państwo jako instytucja, które z coraz większym trudem i w warunkach istotnie większych kosztów funkcjonowania, a zarazem niskiej sprawności, pogłębianej przez patologie i deficyt odpowiedzialności elit politycznych, odgrywa coraz bardziej ułomnie rolę arbitra i stabilizatora sytuacji społeczno - politycznej. Nie jest to przy tym wyłącznie spór o kształt i model państwa, ale test jego sprawności, odpowiedzialności, zdolności do strategicznego planowania, wreszcie do moderowania zmian i egzekwowania prawa.      
Europę trawi w końcu spór ideologiczny o pryncypia, będący w istocie wojną o aksjologię. Redefinicji, uporządkowania, a czasami po prostu obrony, niezależnie od prymatu politycznej poprawności, wymagają kluczowe elementy tradycji, hierarchii społecznej wartości. Z jednej strony widoczna jest presja zwolenników "nowego porządku", z absolutem relatywizowania wszystkich i wszystkiego, z drugiej coraz bardziej powszechnie słyszalne są głosy, domagające się przywrócenia właściwych proporcji w relacjach w demokratycznym społeczeństwie, zwłaszcza zaś właściwej konotacji i społecznego rozumienia pojęć: "mniejszości" i "większości".
Europejski system partyjny skoncentrowany coraz bardziej na klienteliźmie, instrumentalnie i swoiście traktujący kwestie kooptacji i reprezentacji, kreujący de facto nowe rodzaje cenzusu [kluczowa rola przyznana zostaje wierności i oddaniu oligarchiom partyjnym, które ściśle shierarchizowane, zaczynają przypominać w swym kształcie i funkcjonowaniu rozwiązania znane z wolnomularstwa], staje się niestety coraz bardziej dysfunkcjonalny, archaiczny, wobec wyzwań wyznaczanych przez integrację i artykulację interesów. Poczucie wyalienowania, wyobcowania i instrumentalnego traktowania wyborców przez formacje polityczne, decyduje jednocześnie niestety o o obliczu i stale malejącym stopniu społecznej aktywności i zaangażowania.  
Mając na względzie całokształt zarysowanych powyżej, z konieczności wybiórczo determinantów, Europę czeka z dużym prawdopodobieństwem ostatni demokratyczny bunt legalistów, z polskiej perspektywy "płatników ZUS" tj. legalnie zatrudnionych, prawych obywateli. Jego fiasko przyczyni się do masowej migracji, pozostawi w naszych granicach narodowych - poprzestając na użytej już przenośni - wyłącznie beneficjentów ZUS. Zasadnym jest pytanie o to, kto w tej nowej sytuacji, będzie łożył na utrzymanie owego ZUS-u, a szerzej na utrzymanie państwa i jego instytucji. Urealnienie tego dylematu będzie zarazem początkiem beznadziei.      
        

niedziela, 12 sierpnia 2012

Syn polskiego premiera złamał dobre obyczaje i standardy?

W internetowym wydaniu Tygodnika "Wprost" [12.08.2012], syn polskiego premiera przyznaje: wiedziałem o zastrzeżeniach wobec Amber Gold. Nie to, a precyzyjnie nie tylko to, jest szokujące. 
Zdumiewające jest dziennikarskie ustalenie, że syn premiera pracując dla linii lotniczych właściciela Amber Banku, wykorzystywał wiedzę pozyskaną w toku równoległej pracy dla Portu Lotniczego w Gdańsku!!!. 
Co najmniej dwuznacznie - jak wynika z dziennikarskiego śledztwa -  zachowywał się także na finiszu swojego zatrudnienia w lokalnym Dodatku "Gazety Wyborczej".
Wywiad młodego Pana Tuska, niewątpliwie jest wydarzeniem o poważnych konsekwencjach reputacyjnych dla Premiera RP i jego formacji politycznej. Mam nadzieję, że dziennikarze dochowali należytej staranności w pisaniu artykułu i jest on dobrze udokumentowany. W przeciwnym razie, liczę na szybki pozew sądowy ze strony potencjalnie pomówionego głównego bohatera.
Prawdą jest, że rodzice nie mogą ponosić odpowiedzialności za działania i poczynania swoich, zwłaszcza dorosłych dzieci. Jednakże ta sprawa jest bardziej skomplikowana niż proste relacje syna z ojcem i ich skutki.
Po pierwsze, skoro o zastrzeżeniach wobec Amber Gold wiedział syn, to zasadnym jest pytanie o źródła tej wiedzy oraz niskiej wiary założenie, że wiedza ta była niedostępna premierowi. Skoro tak, dlaczego nie podjęto intensywnych działań zmierzających do ustalenia czy zastrzeżenia to zasadne wątpliwości, czy tylko pomówienia? Czy w rezultacie organa państwa mogły zrobić więcej niż zrobiły w celu ograniczenia ryzyka strat z tytułu działalności Amber Banku?
Po drugie, dlaczego upadający podmiot [mowa o liniach lotniczych OLT, należących do tego samego właściciela co Amber Gold], uregulował tuż przed złożeniem wniosku o upadłość wszystkie zobowiązania wobec zleceniobiorcy którym był syn premiera, traktując wyraźnie nierównoprawnie swoich innych wierzycieli oraz klientów?
Po trzecie, dlaczego Pracobiorca Pan Tusk - junior zachowywał się co najmniej mało profesjonalnie wobec swojego podstawowego pracodawcy, wykorzystując uzyskane w toku tej pracy wrażliwie informacje w interesie jednego z partnerów biznesowych swego chlebodawcy? Dlaczego ukrywał swoje prawdziwe nazwisko w korespondencji e - mailowej?
Po czwarte, mówimy o relacjach Premiera RP z synem, w czasie kiedy Polskę toczy jedna z większych afer  gospodarczych i politycznych, w czasie kiedy już i tak rozchwiane emocje społeczne, zwłaszcza po aferze taśmowej, uzyskują asumpt do dalszej radykalizacji.
Po piąte wreszcie, Pan Premier ostentacyjnie wręcz manifestuje publicznie swoją pryncypialność wobec problemu nepotyzmu, dlaczego zatem sam nie hołduje tym samym zasadom transparentności i przejrzystości zachowań, których przestrzegania oczekuje od innych uczestników życia publicznego?
Mijający weekend przynosi zastanawiające i  porażające zarazem informacje odnośnie zachowania elit politycznych.
Z jednej strony Vice Premier RP i szef koalicyjnego PSL, oświadcza że jego formacja nie ma powodów do "uderzenia się w pierś", bo ... główni bohaterowie afery taśmowej ... nie są członkami Stronnictwa!!.
Z drugiej strony okazuje się, że syn Premiera RP wcale nie zachowywał się tak transparentnie jak usiłowano to dotąd lansować, a posiadana przez niego wiedza wymusza postawienie pytania o jej źródło,  prezentowana postawa zaś będzie powodem wielu ocen i niewątpliwie zaważy ma społecznym odbiorze oblicza szefa rządu i Platformy Obywatelskiej.
To zadziwiające z jaką swobodą i bez mała bezczelną swadą politycy próbują w dzisiejszej Polsce deprecjonować znaczenie swoich działań i zaniechań, usprawiedliwiać przejawy arogancji, braku kompetencji, partyjniactwa i po prostu nepotyzmu. Nie wiem, czy jest to efektem poczucia bezkarności, czy konsekwencją przekonania o pełnionej misji. Niestety zwykła ludzka i polityczna przyzwoitość staje się w Polsce w odniesieniu do znacznej części elit politycznych bez mała reliktem. Przykra, ale prawdziwa staje się konstatacja o postępującym upadku moralno - etycznym tych, którzy sprawują władzę.
Pewnym siebie,  absolutyzującym zbawienne skutki socjotechniki polskim politykom, a przynajmniej części z nich, pokładającym niezachwianą ufność w swoje przeznaczenie i brak realnych alternatyw, zadedykować należy słynne, ponadczasowe powiedzenie Monteskiusza: "[...] rzecz, która powinna wprowadzić w zakłopotanie ministrów większości państw europejskich, to łatwość, z jaką można by ich zastąpić [...]".           

Luki i zaniechania w prawie - czyli o jakości prawodawstwa

Casus firmy Amber Gold w Polsce, w istocie polskiego parabanku, uruchomił ponownie dyskusje o zakresie wolności gospodarczej, odpowiedzialności państwa i jego instytucji, wreszcie o indywidualnej odpowiedzialności obywateli za własne działania i ich zaniechania, za osobiste wybory.
Z jednej strony, w Polsce upowszechnia się groźny precedens, w myśl którego to państwo zobowiązane jest w każdej sytuacji do pomocy obywatelowi niejako z mocy prawa, zastępując ludzką zapobiegliwość, przezorność i inne powołane do tego instytucje. Nieco trywializując, to państwo ma podjąć się roli buforu bezpieczeństwa i brać na siebie ryzyko indywidualnych wyborów obywateli.
Klasycznym przykładem jest sprawa odszkodowań za szkody wyrządzane przez zjawiska nadzwyczajne [powodzie, trąby powietrzne, nadmierne opady, osuwiska ziemi etc.]. Tymczasem praktyka powinna być nieco inna. To państwo - wzorem starych rozwiązań bismarck'owskich, winno na drodze ustawodawczej - wymusić na obywatelach zawieranie podstawowych ubezpieczeń majątkowych [popularna "ogniówka"]. Gdyby ten sprawdzony system rzeczywiście funkcjonował, to z dużym prawdopodobieństwem i koszt ubezpieczenia byłby istotnie niższy, a przede wszystkim udział państwa znacząco tańszy oraz ograniczyłby się z pewnością do funkcji komplementarnej, a nie substytutywnej wobec systemu podstawowych ubezpieczeń.
Sprawa firmy Amber Gold ma jednak istotnie szerszy kontekst. W tej aferze mamy niewątpliwie do czynienia z niską sprawnością organów państwa [prokuratura przez trzy lata nie zdołała wyjaśnić, czy działalność firmy jest legalna i nie nosi znamion działalności przestępczej!!!], jak i co najmniej niefrasobliwością niezależnych organów sądownictwa [jak to możliwe, że w kilku sądach rejonowych nikt nie skojarzył i nie sprawdził, że zarządzający i właściciel firmy zarazem, jest osobą wielokrotnie karaną za przestępstwa pospolite, jak to możliwe że skazywano Go wielokrotnie na karę pozbawienia wolności w zawieszeniu i nie zobowiązywano do naprawienia szkody?].
Afera ta obnaża także słabość państwa i procesu stanowienia prawa. Ustawodawca mówiąc wprost od lat nie jest sobie w stanie poradzić sobie z wyzwaniem dotyczącym wymogu należytej jakości regulacji prawnych, które odpowiadałaby walorowi kompleksowości, minimalizowały ryzyka interpretacyjne i eliminowały luki prawne. Czy jest to wyłącznie konsekwencją pośpiechu procesu legislacyjnego, słabego przygotowania merytorycznego posłów i senatorów, czy może jednak czegoś więcej, od lobbingu i niekompetencji poczynając, a na niekompetencji kończąc? Czyżby racje miał jednak Monteskiusz mówiąc: "[...] większość prawodawców [..] to ludzie ograniczeni, których przypadek postawił na czele innych i którzy radzili się przeważnie swoich przesądów i urojeń [...]"?
Odrębną kwestią jest sprawa osobistej odpowiedzialności funkcjonariuszy państwa za podejmowane działania, rozporządzenia, czy ich zaniechania. Niezależność sędziowska jest bez wątpienia świętością i fundamentalną zasada państwa prawa, nie leży ona jednak w sprzeczności z zagrożeniem sankcjami w przypadku braku należytej staranności w prowadzeniu spraw ze strony sędziego, prokuratora, urzędnika. Skoro dyscyplinarnie i materialne za wyrządzone szkody odpowiada pracownik najemny, dlaczego analogicznej, faktycznej odpowiedzialności nie może ponosić sędzia, prokurator, urzędnik?
Elementem profilaktyki jest świadomość nieuchronności kary, oparta na konkretnych przykładach. Zasada ta winna dotyczyć jednak nie tylko przestępców, ale także i tych, którzy z mocy swojego urzędu, czy stanowiska, podejmując złe decyzje bądź od nich stroniąc, w istocie sprzyjają działaniom przestępczym, lub nagannym, o wysokiej szkodliwości społecznej.
       
    

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Nowy wymiar sezonu "ogórkowego" w polityce

W Polsce, w aspekcie politycznym, tegoroczne lato zdominowane jest póki co przez aferę, a właściwie afery związane z nepotyzmem klasy politycznej.
Ujawnienie mechanizmu swoistej kooptacji do elit gospodarczych, członków rządzących elit politycznych i ich rodzin, doprowadziło już do częściowej rekonstrukcji polskiego rządu. Wydaje się jednak, że jest to ledwie wierzchołek góry lodowej, a każdy kolejny dzień przynosi nowe wątki tej zawstydzającej praktyki, będącej  kolejnym dowodem degrengolady polskich elit politycznych.
Co istotne, kwestia nie dotyczy - ja chciałyby niektóre media i ośrodki opiniotwórcze - wyłącznie środowisk związanych z Polskim Stronnictwem Ludowym. Gangrena nepotyzmu, zaraza prywaty, charakteryzuje także zaplecze polityczne Platformy Obywatelskiej, stanowi trwały element polskiego krajobrazu politycznego od dekad.    
Czym skończy się - poza oczywistymi stratami reputacyjnymi i wizerunkowymi - patologia związana z wykorzystaniem przez polityków uprzywilejowanej pozycji w życiu publicznym dla korzyści własnych i własnych rodzin? Trudno ostatecznie przesądzać. Jak pokazują sondaże wytrzymałość i pobłażliwość społeczna dla tego typu zachowań jest ciągle spora [czego dowodem wzrost notowań PSL], choć zarazem jak się zdaje największy rachunek kosztów - dodajmy słusznie - zaczyna płacić Platforma Omnipotencji. Zresztą w przypadku P.O to wygląda już nie tylko na incydentalny rachunek, ale w kontekście nieporadności, arogancji i braku kompetencji w rządzeniu, na wykupiony wręcz stały abonament kosztowy. Dodajmy niestety.      
Francja - poza zmianami politycznymi będącymi skutkiem wymiany elit rządzących - staje się areną nie tylko interesującego, ważkiego w aspekcie przyszłości europejskiej, kolejnego socjaldemokratycznego eksperymentu.
Francja staje się zarazem polem poważnego starcia ideologicznego między prawicą i lewicą, w płaszczyźnie ekonomicznej [wizja wyjścia z kryzysu i kształt ordynacji podatkowej, wyraźnie defaworyzujący najbogatszych], politycznej [nowe spojrzenie na stosunki Francji z kluczowymi sojusznikami, powrót do gaullizmu w polityce zagranicznej, nowa "oszczędna" formuła sprawowania władzy], wreszcie aksjologicznej. Ta ostatnia, za sprawą dwóch nader kontrowersyjnych propozycji rządowych: legalizacji małżeństw homoseksualnych i eutanazji, stała się przyczynkiem otwartego sporu socjalistów z Kościołem.
Kościół katolicki we Francji, głosem Przewodniczącego Konferencji Episkopatu Francji Kardynała Andre Vingt - Trois, oficjalnie wyraził swój sprzeciw i wezwał do masowych modlitw w intencji zaniechania tych projektów, w symbolicznym dniu 15 sierpnia, na który przypada Święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. To stosunkowe młode w aspekcie oficjalnym święto [dogmat o Wniebowzięciu ogłoszony został przez Piusa XII 1.11.1950 roku, choć tradycja święta jest istotnie starsza], stanie się zatem okazją do zamanifestowania przez wierzących Francuzów swego potencjalnego sprzeciwu wobec propozycji rządowych. Wbrew stereotypom, nawet w laickiej Francji, manifestacja społecznego oporu wobec planowanych rozstrzygnięć, może przybrać masowe rozmiary. 
Letnia kanikuła i w Polsce i we Francji nie jest w konsekwencji czasem politycznego zawieszenia broni. Wprost przeciwnie. Na skutek determinizmu okoliczności [światowy kryzys i jego implikacje], ale i świadomych wyborów, zaniechań i zachowań rządzących, jest ledwie czasem oddechu, by nie powiedzieć okresem przygotowań i przegrupowania sił i środków do poważnych starć i konfliktów politycznych w najbliższej przyszłości.
Zarówno w kontekście polskim, jak i francuskim, silenie się na podsumowania i rekomendacje, byłoby w tym stanie rzeczy nadużyciem. Najlepszą puentą będzie zapewne cytat zaczerpnięty z dorobku francuskiego pisarza i polityka: Andre Malraux [1901 - 1976]:

      "[...] W polityce, tak jak czasami w gramatyce: błąd, który popełniają wszyscy, zostaje w końcu uznany za zdradę [...]".