sobota, 29 grudnia 2012

Podatkowa wojna we Francji - choć wolno, czy warto uderzać w najbogatszych?

Dzisiejsza decyzja Rady Konstytucyjnej we Francji w przedmiocie planowanego podniesienia opodatkowania najbogatszych Francuzów, niezgodna z przedłożeniem rządowym, to niewątpliwie porażka polityczna rządzących Francją socjalistów. To także z pewnością decyzja o politycznym podłożu, wpisująca się w aktualny stan wojny ideologicznej między francuską prawicą, a lewicą, o pryncypia, ale i o rząd dusz.
Kluczowe na dziś pytanie sprowadza się do zapewne budzącej kontrowersje i silne emocje społeczne tezy: czy warto było wychodzić z tą koncepcją w ogóle oraz czy - jeżeli dawać wiarę w pryncypialne stanowisko francuskiego rządu wyrażone dziś w komunikacie prasowym francuskiego premiera - czy warto dalej brnąć w tą sprawę, eksploatować ten konflikt.
Dla francuskiej lewicy "szczególny podatek solidarnościowy" ["contribution exceptionnelle de solidarite"], to jedno z kluczowych haseł tegorocznych kampanii wyborczych, to bez mała fundament, wyróżnik nowego, francuskiego ładu społecznego pod egidą P.S. Silną motywacją do stawiania tego dezyderatu była zarazem wynikająca z pobudek ideologicznych, ale i potrzeb bieżącej walki politycznej, chęć mobilizacji Francuzów i cementowania własnego, zróżnicowanego przecież wewnętrznie obozu politycznego. Pokusa była tym bardziej nie do odparcia, że jeszcze stosunkowo niedawno koncepcję tą popierała niewielka, ale jednak większość Francuzów.
Francuscy socjaliści i osobiście Prezydent Republiki, opierając się na własnej aksjologii, ale i badaniach opinii publicznej, zgodnie z prawem, na bazie posiadanej większości parlamentarnej i sprawowanego przez socjalistę urzędu Prezydenta, forsowali skutecznie ten dezyderat, do czasu dzisiejszej decyzji Rady Konstytucyjnej.
Lewica francuska miała i ma niewątpliwie prawo do stawiania i takiego formułowania tej kwestii, ma także pełny tytuł i swobodę do stanowienia prawa, będącego praktyczną realizacją tego celu. Pojawia się jednak strategiczne pytanie; czy choć wolno, to naprawdę warto uderzać w najbogatszych?
Sygnałem ostrzegawczym winien być społeczny rozkład poparcia dla tej inicjatywy. Jeszcze w połowie września br. [dane za: "Le Monde" z 15.09.2012], dotkliwe opodatkowanie najbogatszych popierało 89% zwolenników lewicy [najsilniej - poparcie na poziomie 95% - deklarowali zwolennicy Frontu Lewicy], ale tylko 76% Ekologów. Na drugim biegunie byli zwolennicy tradycyjnej prawicy [sympatycy UMP, w 76% byli przeciw tej inicjatywie]. Najbardziej zaskakująco rozkładało się poparcie dla 75% opodatkowania najbogatszych wśród zwolenników Frontu Narodowego [51% "za", 49% "przeciw"]. Taki rozkład poparcia potwierdzał, że kwestia ta dzieli Francuzów w równej mierze, co zamiar legalizacji małżeństw tej samej płci.
Stopniowo jednak słabło społeczne poparcie, na skutek dotarcia do świadomości społecznej prostego faktu, że najbogatsi poradzą sobie z nowym prawem za sprawą nie tylko alokacji kapitału, ale i zmiany miejsca zamieszkania, czy wręcz obywatelstwa. Ponieważ takich zamiarów nie kryli nie tylko najbogatsi, ale i najbardziej popularni, ludzie z pierwszych stron gazet, zapał i determinizm społeczny dla nowych regulacji, zaczął się wyraźnie osłabiać i racjonalizować.
Francuska lewica nie tylko nie wyciągnęła wniosków z niedawnej historii [słynne "reformy" lat 1981 - 1983, po przejęciu władzy przez socjalistów, sprowadzające się do nacjonalizacji, efektem czego była masowa ucieczka kapitału z Francji]. Nie nadano należytej wagi zagrożeniu dla proponowanych obecnie reform wynikających z globalizacji, swobody przepływu kapitału i ludzi. Wyraźnie zbagatelizowano okoliczność, że bogaci Francuzi mogą zignorować apele socjalistów, mając do dyspozycji bardzo szeroki wachlarz działań.
Wydaje się nadto, że nie doszacowano jeszcze jednego czynnika: faktu, że to bogaci dysponują kapitałem i ich potencjalna awersja do inwestowania w kraju, czy wręcz determinowana sytuacją skłonność do wycofania kapitału z Francji, może być trudnym wyzwaniem dla już i tak znajdującej się w poważnych problemach francuskiej ekonomiki i rodzimego rynku pracy.
W rezultacie realizacja znanego z historii prymatu polityki i ideologii nad ekonomiką - być może nawet szlachetna co do intencji - z pogwałceniem realiów społeczno - gospodarczych, w warunkach otwartego rynku i nie tylko rajów podatkowych, ale i krajów otwartych na napływ kapitału, może być w istocie działaniem dysfunkcjonalnym, by nie powiedzieć zabójczym.
Niewątpliwie kwestia opodatkowania najbogatszych, będzie jeszcze długo we Francji osnową gorących debat politycznych, osią podziałów społecznych. Nie podejmując się na dziś rozstrzygać kształtu ostatecznego finału, francuska lewica winna być wdzięczna Radzie Konstytucyjnej za jej obecny werdykt. Jej decyzja to nie tylko prolongata zamierzeń, to dodatkowy czas dla refleksji i rozważań nad priorytetami i polityczną strategią oraz konsekwencjami. To także możliwość ... odstąpienia od deklarowanych zamiarów, bez reputacyjnego szwanku. Przecież socjaliści bardzo chcieli inaczej rozłożyć koszty kryzysu społecznego, jednak na drodze stanęła im jak zawsze prawica, wykorzystując w walce oręż instytucji demokratycznych.   
    

   

czwartek, 27 grudnia 2012

Francja i Polska - nadchodzi czas wielkich, politycznych powrotów?

W Polsce i we Francji, nasilają się spekulacje na temat spodziewanych, a często także oczekiwanych, spektakularnych powrotów na ogólnokrajową scenę polityczną.
We Francji, coraz bardziej prawdopodobna jest polityczna reaktywacja jeszcze do niedawna Prezydenta Republiki Nicolas'a Sarkozy'ego. W Polsce mającego znacznie dłuższą absencję na ogólnopolskiej arenie politycznej, Prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. 
Wspólnym mianownikiem sygnalizowanego zjawiska - poza wiekiem obu polityków [N. Sarkozy - rocznik 1954, A. Kwaśniewski - 1955], jest niewątpliwie społeczne zapotrzebowanie artykułowane przez własne, choć odmienne i wewnętrznie zróznicowane obozy polityczne.
Czy nowe projekty polityczne, utożsamiane przez wspomnianych polityków mają szanse powodzenia?
Niewątpliwie większe jest prawdopodobieństwo sukcesu i skutecznego powrotu Nicolas'a Sarozy'ego. Dlaczego? Ponieważ tradycyjna prawica cieszy się istotnym poparciem społecznym, a kluczowa formacja nurtu: Unia na Rzecz Ruchu Ludowego UMP [Union pour mouvement populaire], mimo przegranych wyborów prezydenckich i parlamentarnych w 2012 roku, konfliktów i gorszących opinię publiczną waśni wewnętrznych na tle sukcesji przywództwa po N. Sarkozym, pozostaje niekwestionowanym liderem prawicy. Jedyne realne zagrożenie to Front Narodowy, z którym - w zależności od rozwoju sytuacji społeczno - politycznej - możliwy jest sojusz wyborczy, taktycznie korzystny także dla samego Frontu [z uwagi na niekorzystny póki co dla lepenistów kształt francuskiej ordynacji wyborczej].  Sarkozy'emu i francuskiej prawicy obiektywnie sprzyja także kryzys ekonomiczny i w znacznej części obiektywna nieporadność, czy niemożność  implementacji działań przynoszących wymierne, odczuwalne skutki poprawy sytuacji przez przeciętnego Francuza. Ważnym czynnikiem jest też swoiste "przelicytowanie" socjalistów i osobiście urzędującego Prezydenta Republiki F. Hollande'a w trakcie tegorocznych kampanii wyborczych: socjaliści po prostu obiecali zbyt dużo i zbyt łatwo, ignorując obiektywny stan spraw publicznych i koszty oraz uwarunkowania reform. Skutkiem tej populistycznej w istocie ignorancji, jest rosnąca apatia i niezadowolenie społeczne we Francji, zmiana preferencji politycznych wielu Francuzów. Popularności francuskim socjalistom - zwłaszcza poza własnym obozem politycznym - nie przysparzają też podjęte działania reformatorskie w sferze społeczno - obyczajowej [zwłaszcza kwestia małżeństw osób tej samej płci] oraz fiskalnej [podniesienie podatków dla najbogatszych]. Efektem jest co prawda scementowanie własnej bazy politycznej, ale równocześnie polaryzacja francuskiej sceny politycznej i coraz bardziej widoczne społeczne tęsknoty za rządami prawicy. Prawica dysponuje też sprawdzonym, holistycznym programem politycznym, będącym realną alternatywą dla rządów lewicy.
Mając powyższe na względzie, renesans wpływów wyborczych prawicy we Francji jest wielce prawdopodobny, a skuteczny powrót N. Sarkozy'ego na kluczowe stanowiska państwowe [z preferencją dla urzędu Prezydenta Republiki],więcej niż wyobrażalny. Jedyną widoczną na dziś rafą, mogą być kłopoty prawne i ich konsekwencje dla N. Sarkozy'ego, dotyczące finansowania minionej kampanii prezydenckiej. 
Sytuacja polskiej lewicy i eks - Prezydenta A. Kwaśniewskiego, z pozoru jest bliźniaczo podobna. Polska, zużyta rządzeniem, skłócona wewnętrznie prawica, nie jest w stanie nie tylko skutecznie rządzić, ale brakuje jej akceptowalnej społecznie wizji rozwoju społeczo - politycznego rozwoju kraju. Okres ochronny ze strony środków masowego przekazu [właściwie odczytujących nastroje społeczne], dla rządzącej prawicy także wydaje się być definitywnie zakończony. Obiektywnie pogłębiającym się trudnościom gospodarczym, których symbolem jest spadek tempa wzrostu PKB i wzrost poziomu bezrobocia, towarzyszy rosnący sentyment dla minionych, dwóch kadencji prezydenckich A. Kwaśniewskiego, postrzeganych jako czas prosperity. Na tym jednak kończą się podobieństwa. Polska lewica jest nie tylko rozbita wewnętrznie w aspekcie organizacyjnym, pochłonięta przez animozje personalne, następujące wewnątrz niej ruchy kadrowe są społecznie niezrozumiałe i traktowane jako przejaw prywaty, a przede wszystkim brakuje jej spójnej wizji programowej. Naturalne pragnienie powrotu do rządzenia to jednak stanowczo za mało, aby realnie myśleć o przejęciu władzy. Bazy wyborczej do zwycięstwa w nadchodzących elekcjach, nie zbuduje się jedynie troską o szeroko pojęte mniejszości, walką z Kościołem, ani populistycznymi harcami w kluczowych kwestiach społecznych. Wymogiem chwili jest stworzenie racjonalnej oferty, zarazem strawnej dla szerokiego spectrum społecznego.  
Reasumując, nie kryjąc sympatii dla A. Kwaśniewskiego, analizując i szacując prawdopodobieństwo sukcesu sygnalizowanych projektów, zdecydowanie wyżej oceniam polityczny plan francuskiej prawicy. Polska lewica potrzebuje dojrzeć, pokonać "senioralną" chorobę pierwszeństwa i prawa sukcesji, ujednolicić ośrodki władzy, musi wreszcie zacząć myśleć kategoriami dobra wspólnego, a nie przedkładać nad nie partykularyzmy, a nade wszystko dookreślić programowo pojęcie "lewicy" w Polsce. Normalnej, dojrzałej, odpowiedzialnej, europejskiej XXI - wiecznej, a nie archaicznej, anarchicznej, a tym bardziej egzotycznej. 
             

niedziela, 23 grudnia 2012

Czy Apokalipsa może być rozłożona na raty?

Zapowiadany koniec świata z powoływaniem się na kalendarz Majów, okazał się nie pierwszym i pewnie nie ostatnim fiaskiem. Bez względu jednak, czy zbieżność rzekomego końca świata z Bożym Narodzeniem była przypadkowa, czy zamierzona, warto tej kwestii i refleksjom nad nią,  poświęcić nieco czasu właśnie w symbolicznym, świątecznym okresie. 
We Francji, nakładem paryskiego Wydawnictwa La Decouverte, ukazała się na dniach książka autorstwa B. Badie'go i A. Vidal'a, pod znamiennym tytułem: "La Cassure, l'etat du monde 2013", będąca pesymistyczną w istocie analizą stanu współczesności. Kluczowe parametry obecnej sytuacji to: powszechny upadek i dyskredytacja wszelkich autorytetów oraz negacja uniwersalnych wartości, kontestacja nie tylko legitymizacji władzy, demokracji, ale i stopniowa aprecjacja autorytaryzmu, społeczna tęsknota do silnej, sprawnej władzy, w opozycji do cynizmu i arogancji współczesnych elit rządzących. Zdaniem autorów książki istnieje społeczne zapotrzebowanie na bojowników politycznych, zdolnych do artykulacji i integracji  interesów, potrafiących przewodzić masom i realizować ich interesy.
W tym kontekście kluczowym problemem jest kwestia, próba odpowiedzi na pytanie: czy brak szacunku dla demokracji musi koniecznie oznaczać pojawienie się ruchów radykalnych o prawicowym charakterze? Czy przypadkiem beneficjentem obecnej skomplikowanej sytuacji w wielu krajach nie może w równej mierze być skrajna lewica, odwołująca się do znanych z historii idei nacjonalizacji, egalitaryzmu, odejścia od prymatu demokracji na rzecz dyktatury mas?      
Czy w tym rozumieniu rację mają ci, którzy twierdzą, że współczesne nam czasy noszą wszelkie znamiona przedsionka Apokalipsy?  Czy sama już wizja kolejnego, rewolucyjnego przewrotu nie jest przypadkiem potwierdzeniem, że czas powszechnego zamętu jest rzeczywiście bliski?
Równie istotnym problemem jest trwająca w wielu krajach ostra polemika wokół zmian prawnych, będąca de facto dyskusją o podłożu ideologicznym, dotyczącą sprawy legalizacji związków homoseksualnych, a szerzej aprecjacji mniejszości, oraz problematyki bioetyki i eutanazji. Depozytariusz tradycji orleańskiej we Francji, Henri d'Orleans - Comte de Paris [Henryk Orleański - Hrabia Paryża], w ciekawym wywiadzie udzielonym ostatnio [21.12.2012] "Le Figaro", zwraca uwagę na niedopuszczalną relatywizację prawa, uderzającą w fundamenty społeczeństwa, a zwłaszcza w tradycyjną rodzinę, widząc właśnie w takich działaniach znamiona nieuchronnej Apokalipsy. To laicka Francja wydaje się być - z powodów politycznych - predestynowana w nadchodzącym roku do starcia zwolenników tradycji i nowego spojrzenia na kluczowe sprawy społeczne.  
Nie podejmuję się rozstrzygać, czy przywołani autorzy i ich wypowiedzi są zasadne, pozostawiając odpowiedź indywidualnym rozstrzygnięciom każdego z nas. Daleki jestem od negowania i poszanowania praw mniejszości. Drażni mnie jednak osobiście społeczna ranga przyznana tej problematyce - zwłaszcza w aktualnych uwarunkowaniach społeczno - ekonomicznych i determinantach politycznych - kreowana przez część mediów "moda na mniejszości". 
Nadchodzące Święta Bożego Narodzenia, są nie tylko okazją do pielęgnowania i prolongaty tradycji. Winne być także przypomnieniem, że Chrystus urodził się w biednej, ale normalnej rodzinie, w której była zarówno Matka, jak i Ojciec, a nie Rodzic nr 1 i Rodzic nr 2. Ojciec, Matka, Dzieci - to od wieków synonim normalnej rodziny, najważniejszej komórki społecznej. Szanując prawa tych, którzy myślą inaczej, nie tylko w świąteczny czas, warto pamiętać i mieć cywilną odwagę o tym przypominać. 
Amnezja w tym zakresie, znajdująca swoje korzenie w hołdowaniu zasadom politycznej poprawności, jest  dla wielu właśnie akceptacją Apokalipsy, rozłożonej co prawda w czasie, ale w skutkach nieuchronnej i równie groźnej, jak wydarzenie jednorazowe.    

sobota, 15 grudnia 2012

Czy wiecie, że [15]

Wedle ostatnio ogłoszonych [12.12.2012], w czasopiśmie naukowym "Nature" najnowszych wyników badań dotyczących historii produkcji sera, regionem, w którym tradycja ta jest najstarsza, bo sięgająca okresu 7 tys lat temu, jest Północna Europa, a precyzyjniej.... tereny dzisiejszych Kujaw!!!
Na terenie współczesnych, polskich Kujaw, znaleziono wyposażenie materialne, pozwalające potwierdzić tezę, że zamieszkujące wówczas ten obszar ludy, są najstarszymi znanymi dotąd, które znały technologię produkcji twarogu.
To sensacyjne i zaskakujące odkrycie.
Zainteresowanym podaje link do "Nature":

"Earliest evidence for cheeses making in the six millenium bc in northern Europe" [w:]

www.nature.com/nature/journal/vaop/ncurrent/full/nature11698.html.
  

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Dlaczego polską lewicę, dzielą od francuskiej lata świetlne?

Kończący się z wolna rok, staje się okazją do wielowymiarowych podsumowań, także w aspekcie politycznym.
We Francji, kluczowym wydarzeniem 2012 roku, było niewątpliwie przejęcie pełnej odpowiedzialności socjalistów za kraj, w następstwie demokratycznego werdyktu wyborczego, w wyborach prezydenckich, a następnie parlamentarnych.
Próbom bilansu rządów socjalistów, towarzyszy zarazem naturalna skłonność do ich etykietyzacji. Profesor politologii L. Bouvet, w artykule pod znamiennym tytułem "Qu'est'ce que le hollandisme?", opublikowanym na łamach "Le Monde" [2012.12.08] dokonuje szerokiej, wyważonej oceny prezydentury F. Hollande'a i rządów francuskich socjalistów. Zdaniem autora wspomnianego artykułu, socjaliści francuscy prezentują daleko posunięty pragmatyzm, nie oznaczający jednak cynizmu, stanowczą odmowę wobec priorytetu ideologii, zwłaszcza zaś wszystkiego, co ideologicznie przebrzmiałe i "zastygłe". Preferując reformizm social - demokratyczny, rządzą w szacunku do dorobku, preferencji i rekomendacji swoich historycznych przywódców, a zarazem twórców sukcesu Partii Socjalistycznej w V Republice: F. Mitterrand'a i J. Delors'a, P.S dokonuje też permanentnie analizy socjologicznej i polityczno - ekonomicznych uwarunkowań oraz determinantów swoich rządów, korzystając z doświadczeń przede wszystkim socjaldemokracji krajów Europy Północnej. 
Niezależnie od tego, czy jesteśmy admiratorami socjalistów francuskich, czy podzielamy ich hierarchię wartości, biorąc pod uwagę obiektywne uwarunkowania i okoliczności, ich polityka i aksjologia musi być co najmniej zauważalna, jeżeli nie budzić respektu.
Polska lewicy, zastygła w okopach walki o polityczne przetrwanie i formacyjne przywództwo we własnej rodzinie politycznej, zdaje się nie wyciągać żadnych wniosków z historii. Ponad rok temu [10.10.2011] zamieściłem na blogu wpis pod tytułem: "Sojusz Ledwo Dyszy [SLD] - francuscy socjaliści w euforii: paradoks?", którego tezy nie straciły niestety aktualności. Dziś dekompozycja Sojuszu, na skutek kolejnych podziałów i absencji ulega jeszcze przyśpieszeniu. Co najgorsze - niezależnie od intencji inspirujących zmiany - działania i inicjatywy podejmowane przez SLD i jego sympatyków, są coraz mniej zrozumiałe przez środowisko i potencjalny elektorat. Można odnieść wrażenie, że wewnętrzne wrzenie, to nie tyle efekt ożywienia politycznego, gorączkowej próby szukania odpowiedzi na pytanie o strategię, a prywatnych interesów części aktywu i liderów, inspirowanych troską o miejsca na listach wyborczych, a w efekcie końcowym dążenia do zapewnienia sobie dostatniego życia.
Wśród wielu problemów SLD, szczególnie dwa mają dziś priorytetowe znaczenie" 1]. kwestia przywództwa, 2]. sprawa modernizacji strategii politycznej.
Kwestia przywództwa, to już nie tylko problem "szorstkiej przyjaźni" A. Kwaśniewskiego i L. Millera. To sprawa zdaje się krańcowo odmiennej percepcji rzeczywistości, retoryki, doboru narzędzi walki politycznej. Prezydent Kwaśniewski być może zasadnie aspiruje do roli męża opatrznościowego polskiej lewicy. Jeżeli jednak chce zostać polskim Mitterrandem, jeżeli chce odegrać rolę tego ostatniego we Francji dla ruchu socjalistycznego w Polsce, musi otwarcie wziąć odpowiedzialność za projekt "rewitalizacji" polskiej lewicy, ze świadomością horyzontu czasowego działań i niepewności efektu końcowego. Dla A. Kwaśniewskiego, inwestycja w SLD, a szerzej w polską lewicę, to inwestycja "wysokiego ryzyka", w aspekcie kapitałowym i reputacyjnym, mimo wszystko z dużymi szansami na sukces. Kolejna próba rządzenia i korygowania kierunku oraz tempa jazdy "socjalistycznego pojazdu" z tylnego siedzenia, zakończy się niewątpliwie fiaskiem. Jeżeli wspomniana odnowa ruchu socjalistycznego jest niemożliwa w obrębie istniejących struktur, czas na otwarte powołanie nowych, bez kluczenia i udawania, z jasnym komunikatem "z kim" i "po co" uruchamiane jest wspomniane przedsięwzięcie. Może nowy koncept polityczny będzie też szansą na ostateczny "historyczny kompromis" z trudną, polska przeszłością? 
Nie mniej istotną jest kwestia modernizacji strategii politycznej. Polska lewica - bez względu na organizacyjne oblicze w przyszłości - nie może być ani skansenem archaizmów, ani nadmiernym akuszerem budzących społeczne kontrowersje nowości. Tak jak dla P.S we Francji, tylko: pragmatyzm, socjaldemokratyczny reformizm, rezerwa wobec nadmiernych nowinek o obyczajowym charakterze, szacunek wobec tradycji i jej elementów, może zapewnić polskiej lewicy powrót na należne jej miejsce w systemie politycznym. Wydaje się jednak, że do takiej ewolucji i zmiany postaw, obecny aktyw kierowniczy SLD przygotowany jest ledwie incydentalnie.
Warto moim zdaniem, w omawianym kontekście - nieco prowokacyjnie - przypomnieć fragment przemówienia W. Churchilla w Izbie Gmin [22.10.1945]: "[...] Naturalną wadą kapitalizmu jest nierówny podział bogactwa. Naturalną zaletą socjalizmu, jest sprawiedliwy podział biedy [...]". Jakie są preferencje w omawianym aspekcie polskiego zwolennika lewicy? Wolimy być nierówni, ale bogatsi, czy sprawiedliwie biedniejsi? Czy takie stawianie sprawy jest dziś uprawnione?              
      

niedziela, 2 grudnia 2012

Demokracja nie redukuje się do partii - alternatywą Ruch Racjonalnej Większości?

Spór o przywództwo w łonie francuskiej, tradycyjnej prawicy, między aspirującymi do roli liderów J. F. Cope i F. Fillon, kontestowanie przez przegraną frakcję wyników wewnątrzpartyjnych wyborów, jest nie tylko reputacyjną klęską obozu prawicy, gorszącym społecznie spektaklem, rzutującym na jakość i odbiór życia publicznego, stał się także przyczynkiem do dyskusji o perspektywach systemu politycznego i jego kluczowych podmiotach: partiach politycznych.
Y. Sintomer - profesor nauk politycznych CNRS/Universite de Paris VIII, w opublikowanym na łamach "Le Monde" [29.11.2012] artykule pod tytułem "Demokracja nie redukuje się do partii" ["La democratie ne se reduit pas aux partis"], charakteryzując współczesne formacje i listę ich przewinień oraz zaniechań, formułuje ciekawy, choć nie nowy przecież wniosek: "[...] partie nie reprezentują nic więcej, niż kłótnie miedzy sobą [...]". Zapowiada przy tym nieuchronną jego zdaniem ewolucję organizacji życia politycznego społeczeństwa, od archaicznych na dziś partii politycznych, do masowych ruchów, bez wyraźnej struktury organizacyjnej, opartych na sile internetu.
We wrześniu tego roku, ukazała się ciekawa książka J.C Monod'a - "Qu'est qu'un chef en demorcatie? Politique du Charisme" Ed. Seuil. 2012 ["Kim jest szef w demokracji? Polityka charyzmy"], odnosząca się do tej samej problematyki. Praca mająca być w zamyśle krytyką poczynań tradycyjnej prawicy francuskiej - w kontekście walki o sukcesję po N. Sarkozy - jest w istocie uniwersalną, ponadpartyjną krytyką zasad organizacji życia politycznego opartego na partiach politycznych. System partyjny podlega erozji z uwagi na kryzys kultury [przede wszystkim w wymiarze parametrów organizacji], kryzys proceduralny [tryb wyłaniania elit i przywództwa partyjnego] oraz kryzys ideologiczny [w rozumieniu podstaw aksjologicznych i kształtu oferty programowej]. W efekcie końcowym partie polityczne stają się w coraz większym zakresie hermetycznymi, utrzymywanymi przez społeczeństwo, działającymi na jego koszt, uprzywilejowanymi organizacjami, zorientowanymi na realizację i ochronę wyłącznie własnych, a nie ogólnospołecznych interesów.    
Przywoływana dyskusja, jej tezy i wnioski - mimo że formułowane na bazie francuskiego systemu politycznego - z powodzeniem znajdują zastosowanie w opisie polskiej rzeczywistości politycznej.
Wydaje się, że dyskurs polityczny w Polsce, tylko z pozoru jest debatą o pryncypiach, a jeżeli nawet, to jest dyskusją nie o pryncypiach społecznych, a priorytetach elit partyjnych. Partie polityczne z podziwu godnym zaangażowaniem i konsekwencją, prowadzą spór o wartości, które w niewielkim stopniu podzielane są przez szerokie rzesze społeczne. Elity partyjne - jak pod Verdun w Pierwszej Wojnie Światowej - ugrzęzły w wojnie pozycyjnej o cele jakże dalekie priorytetom przeciętnego Kowalskiego.
Pozostaje jeszcze jedna kwestia: charyzmatycznego przywództwa. Co prawda autorytet i hierarchia, uważane są powszechnie za fundamentalne wartości prawicy, niemniej także i w tym aspekcie warto dokonać analizy francuskiej i polskiej rzeczywistości.
We Francji, z uwagi na pozycję ustrojową Prezydenta Republiki - urzędujący Prezydent jest naturalnym przywódcą własnego obozu politycznego, nadającym ton i kierunek działań politycznych. Liderzy partii opozycyjnych, w równie oczywisty sposób, stają się mentorami własnych ugrupowań.
W Polsce, nie tylko z uwagi na odmienne uregulowania ustrojowe, sytuacja jest nieco inna. Kluczowa rola przypada Premierowi, którego pozycja jest jednak, w aktualnych uwarunkowaniach jednoznacznie kontestowana, nie tylko - co oczywiste - przez opozycję polityczną, ale i inne podmioty z własnej rodziny politycznej. Liderzy opozycji i ich ugrupowania, w poszukiwaniu powodów medialnego zaistnienia sięgają po coraz bardziej egzotyczne instrumenty różnicowania.
W obu krajach jakość elit politycznych budzi bardzo poważne zastrzeżenia, a kwestia autorytetu i charyzmy przywództwa, jest sprawą więcej niż dyskusyjną.
W Polsce z dużą dozą prawdopodobieństwa, perspektywiczną nieuchronnością, stanie się jedność prawicy na bazie powrotu do koncepcji POPiS-u, którą wymusi sytuacja polityczna, a którą poprzedzi wewnętrzny rokosz, skutkujący odsunięciem liderów/lidera?, warunkującym osiągnięcie porozumienia. Alternatywą będzie marginalizacja wpływów politycznych prawicy, lub - co gorsza - stabilizacja aktualnego marazmu, skutkującego nie tylko skostnieniem życia publicznego, ale i alienacją, ucieczką coraz większej liczby Polaków od partycypacji w życiu politycznym. Lewica - jeżeli nie wyjdzie z zauroczenia mniejszościami, które skutecznie zahipnotyzowały elity partyjne, ale nie zapewnią poparcia szerokiego spektrum wyborców - skazana jest na polityczną banicję, szkodliwą społecznie i jakże pożądaną oraz użyteczną dla prawicy. 
Skoro jednak i we Francji i w Polsce partie polityczne w swej masie - choć z wyjątkami - zatraciły instynkt samozachowawczy, nie gwarantują agregacji i integracji interesów, może nadszedł czas na próbę dehermetyzacji przestrzeni publicznej? W konsekwencji, jeżeli - i słusznie - życie polityczne, demokracja nie zawęża się jedynie do partii politycznych, może czas na krok dalej: na tworzenie Ruchu Racjonalnej Większości, na bazie nowoczesnych środków komunikowania masowego? Niemcom [Piraci] i Słowakom już się udało stworzyć zręby takich organizacji. Dlaczego miałoby się nie udać w Polsce?