Uchwalone 23 kwietnia br., przez francuskie Zgromadzenie Narodowe, prawo do małżeństw homoseksualnych, z równoczesnym przyznaniem prawa do adopcji dzieci, jest co prawda realizacją wyborczych obietnic socjalistów [31 pozycja w liczącym 60 punktów programie wyborczym Prezydenta Hollande'a], jest jednak zarazem poważnym błędem politycznym. Ustawodawstwo to nie dość, że jeszcze bardziej polaryzuje francuską scenę polityczną, jednoczy całą opozycję, daje dodatkowy asumpt do wzrostu poparcia społecznego prawicy, dekomponuje francuską scenę polityczną [głównie za sprawą nowego ruchu protestu Frigide Barjot], sprawia także - w odczuciu społecznym - dziwaczny obraz priorytetów społeczno - politycznych francuskich socjalistów.
O ile prawo do zawierania małżeństw homoseksualnych, spotyka się ze zrozumieniem - nie akceptacją!! - większości Francuzów jako znak czasu, o tyle równoczesne przyznanie im prawa do adopcji dzieci, rodzi pryncypialny sprzeciw wielu środowisk, przekraczający ramy tradycyjnych podziałów politycznych.
Niezależnie od zapowiedzi prawicy, że po dojściu do władzy nowe ustawodawstwo zostanie anulowane, bez względu na skuteczność formalno - prawnych zabiegów w tym względzie [np. potencjalne stanowisko w sprawie Rady Konstytucyjnej], zmierzających od odrzucenia nowych uregulowań, francuska lewica sporo, by nie powiedzieć, że wszystko ryzykuje.
Z tego względu wydaje się, że w aspekcie strategicznym - biorąc pod uwagę rachunek zysków i strat - priorytet przyznany przez Partię Socjalistyczną interesom mniejszości seksualnych jest kardynalnym błędem. Już sama legalizacja małżeństw homoseksualnych - nawet w laickiej Francji - w aktualnych uwarunkowaniach była trudnym, kosztownym politycznie, choć logicznym kompromisem. Uznanie prawa adopcji dzieci, jest dla większości nadużyciem, nieakceptowalnym ustępstwem na rzecz co by nie powiedzieć mniejszości.
Najważniejszym chyba jednak wyzwaniem i problemem, jest determinizm z jaką francuscy socjaliści walczyli o nowe regulacje prawne, godny - zdaniem wielu - ważniejszych spraw, jak choćby walka z kryzysem i bezrobociem. Właśnie kwestia politycznych priorytetów, relacji interesy większości - analogiczne mniejszości, to kwestie które w ostatecznym rozrachunku mogą socjalistów we Francji kosztować najwięcej.
Poszanowanie praw mniejszości i szacunek dla nich, to bezsprzecznie podstawowa sprawa, o uniwersalnym charakterze. Zarazem jednak nie może ono oznaczać ostentacyjnego naruszania praw i woli większości. Francuscy socjaliści zdają się zapominać, że dla formacji o aspiracjach do rządzenia, kluczową kwestią jest integracja, a nie artykulacja interesów, budowanie społecznego consensusu, zapewniającego poparcie większości, a w konsekwencji dającego tytuł do sprawowania władzy.
Francuska lekcja winna być także uważnie i ze zrozumieniem przeanalizowana przez polską lewicę, która - mając zdaje się analogiczne inklinacje - znajduje się w istotnie gorszej pozycji przetargowej: nie sprawuje władzy politycznej i nie cieszy się porównywalnym poparciem społecznym. Lewica w Polsce i we Francji musi uważać, aby nie przelicytować, aby wygrywając interesy mniejszości, nie przegrać poparcia większości, zwłaszcza w takim kraju jak Polska.