sobota, 20 grudnia 2014

Świąteczne refleksje: od potrzebnej tolerancji do szkodliwego defetyzmu

Zwłaszcza w polskiej tradycji, Święta Bożego Narodzenia, a nade wszystko Wigilia, mają wymiar symboliczny: kojarzą się z tradycją, której symbolem - szczególnie w Polsce - pachnąca choinka i wigiliny stół, rodzinnym ciepłem, radosnym przebywaniem oraz przeżywaniem religijnego i kulturowego, a w konsekwencji cywilizacyjnego przesłania tych Świąt.
Świąteczny nastrój jest też zarazem czasem refleksji, podsumowań tego co za nami, próby zdefiniowania tego co przed nami, co jest nad wyraz trudnym wyzwaniem w dzisiejszym, skomplikowanym, skonfliktowanym świecie.
"Stara", dekadencka Europa, niezależnie od politycznych podziałów i aksjologicznych preferencji, ze szczególną atencją w tych dniach podchodzi do swego chrześcijańskiego dziedzictwa, z głęboką - mam nadzieję - wolą trwania i prolongowania tradycji przodków.
Stosunek do tradycji w Europie, czego przejawem jest także relacja do spuścizny i tradycji hellenistyczno-rzymskiej oraz chrześcijańskiej, jest dziś bez wątpienia potrzebną, publiczną manifestacją przywiązania, woli i preferencji. Doświadczana przez nas coraz częściej, wielowymiarowa, szeroko pojęta konfrontacja cywilizacyjna, poza naturalną i pożądaną Europejczykom skłonnością do tolerancji wobec obcych, będącą wyrazem siły, a nie słabości, musi być zarazem powodem do jednoznacznej, pryncypialnej obrony europejskiej tożsamości i odrębności kulturowej Zachodu.
Kwestie te są stosunkowo rzadko podnoszone przez zwolenników poprawności politycznej, żyjących w złudnym przeświadczeniu, że możliwa jest nowa jakość, będąca formą swoistego synkretyzmu rodzajowego świata wartości Zachodu i Islamu, czego materialnym przejawem wiara w skuteczność strategii metyzacji [krzyżowania ras].
Między innymi te kwestie, stanowiły przedmiot obrad 15 Kongresu francuskiego Frontu Narodowego, zorganizowanego 29 i 30 listopada br. w Lyonie. Mimo niewątpliwie kontrowersyjnego charakteru, merytoryczny dorobek tego Kongresu nie zdołał niestety zaistnieć szerzej w dyskusji i świadomości społecznej, a szkoda. 
Szkoda choćby z tego powodu, że nawet pozostawanie w opozycji wobec ruchu narodowego w Europie, którego Front Narodowy w Francji jest niewątpliwie symbolem, awangardą i największą siłą polityczną, cieszącą się zarazem największym poparciem społecznym, powinno zmuszać każdego oponenta do znajomości rzeczy, do budowania przekonań na bazie wiedzy, a nie zabiegów marketingowych podejmowanych przez media, zabiegów o nie zawsze obiektywnym charakterze, podporządkowanych najczęściej wymogom bieżącej walki politycznej.
Szczególnie dwie kwestie, o wymiarze wręcz symbolicznym, poruszane na wspomnianym kongresie FN zasługują na artykulację: 1]. głęboki sprzeciw wobec biurokratycznej Europy, wyrażający się w nawiązującym do dorobku gaullizmu haśle: "Europa od Atlantyku po Ural, a nie od Waszyngtonu po Brukselę", 2]. jednoznaczna opozycja wobec przekraczającej akceptowalne ramy tolerancji presji mniejszości, co znajduje odzwierciedlenie w stwierdzeniu [notabene zgłoszonym przez Krasimira Karakaczanova - szefa bułgarskich nacjonalistów z partii WMRO - BND]: "Symbolem Europy nie może być Conchita Wurst, ale Jeanne d'Arc".
Podniosły nastrój Świąt Bożego Narodzenia, niezależnie od światecznego menu, narodowych odrębności i preferencji, jest dobrą okazją, aby we wszystkich europejskich domach, we wszystkich domach podzielających wartości Zachodu na świecie, zastanowić się nie tylko nad źródłem i przesłaniem świątecznej tradycji, ale także nad przyszłością. 
Życząc wszystkim zdrowych, spokojnych Świat Bożego Narodzenia, spędzonych w gronie rodziny i przyjaciół, w zgodzie z tradycją, nieśmiało pozwalam sobie rekomendować refleksję nad katalogiem europejskiej aksjologii, nad naszym historycznym zobowiązaniem w aspekcje tradycji, tożsamości, zachęcając do odwagi w obronie naszych cywilizacyjnych pryncypiów. 
Człowiek Zachodu dziś winien być dalej otwarty i tolerancyjny, ale musi pamiętać o swoich korzeniach, będąc zarazem pryncypialnym w odniesieniu do własnej tradycji i hierarchii wartości. Preferowanie postaw defetystycznych, przyjmowanie orientacji na budowanie kompromisu za wszelką cenę, jest nie tylko strategicznym błędem, jest zachętą dla naszych cywilizacyjnych wrogów, którzy - jeżeli nas zdominują - nie będą tolerancyjni. Warto o tym pamiętać!!!         
    
  

środa, 10 grudnia 2014

Pragmatyzm - relatywizm - dekadencja....

Ostatnie trzy dekady, są namacalnym dowodem, że będące dla jednych chińskim, dla drugich żydowskim powiedzenie/przestroga: "bodajbyś żył w ciekawych czasach", ma głęboki sens.
Przypadające na przełom lat 80-tych i 90-tych minionego wieku, lata przemian demokratycznych w Europie Wschodniej, to nie tylko zasadnicze przeobrażenia ustrojowe, analogiczne zmiany w aksjologii społecznej, przemiany o geopolitycznym charakterze. To zarazem czas upadku mitów i autorytetów, a także - a może przede wszystkim - szkodliwy społecznie i strategicznie, wcielony w życie zamysł nowych elit politycznych, ostentacyjnego zerwania z przeszłością.
Zohydzono i wyszydzono ciągłość państwa, nawet jeżeli jego suwerenność w warunkach dominacji radzieckiej we Wschodniej Europie była niezmiernie ograniczona. Podważono dorobek edukacyjny i niewątpliwy awans cywilizacyjny szerokich mas społecznych, egzystujących w realiach państw ustroju socjalistycznego, w perspektywie europejskiej.
W skali globalnej, niebezpiecznym i dysfunkcjonalnym, stał się już nie tylko nacjonalizm i socjalizm. Za archaiczny i szkodliwy uznano także patriotyzm, ideę państwa narodowego i etos pracy organicznej. 
Poprawność polityczna oraz praktyczne konsekwencje hołdowania absolutyzowanej koncepcji konwergencji w rozwoju społeczno - politycznym, wylansowały nowe ideały, preferowane postawy, pojęcia, swoistych nowych "bożków", którzy zdominowali i zawłaszczyli życie społeczne.
Kluczem w percepcji świata, stała się globalizacja i jej atrybuty, źródłem finansowania rozwoju i rozbuchanej ponad miarę konsumpcji, ogłoszony został nie realny pieniądz, a zakup lewarowany, będący w istocie wirtualnym przepływem strumieni finansowych o papierowym jedynie zapisie, a nie faktycznie istniejącej wartości.
Społeczną, oszałamiającą karierę, zrobiły pojęcia pragmatyzmu i relatywizmu.
Jako uniwersalne panaceum na problemy strukturalne i efektywność ekonomiczną, ogłoszona została prywatyzacja wszystkiego i wszędzie, skutkiem czego nie tylko zasadnicza reorientacja dystrybucji dochodów i pożytków, ale i zadziwiający fakt, że społeczeństwa bez kapitału, wykształciły klasę kapitalistów.
Nie zauważyliśmy - albo nie chcieliśmy zauważyć - że rodzący się na naszych oczach nowy ład światowy, oznacza w istocie znacznie większą niż dotąd rolę i koncentrację władzy międzynarodowego kapitału, nie podlegającego już de facto narodowej kontroli.
Konflikt bałkański lat 90-tych XX wieku, zakończony podpisaniem pokoju w grudniu 1995 roku w Dayton, który kosztował życie 130 tys. ludzi, był dla Europy szokiem, ostrzeżeniem, ale i bolesnym testem bezsilności.
Zamachy z 11 września 2001 roku na World Trade Center, były z pewnością ważną cezurą w konflikcie cywilizacji, a stosunek doń i postawa wobec USA - prawdziwym testem, papierkiem lakmusowym międzynarodowej i atlantyckiej solidarności.
Aktualny konflikt rosyjsko - ukraiński, jest tylko kolejnym potwierdzeniem, że wspólnota międzynarodowa nie jest w stanie wyegzekwować poszanowania prawa, wywiązać się z gwarancji bezpieczeństwa i integralności terytorialnej, jeżeli stroną konfliktu staje się mocarstwo atomowe, zasobne w surowce naturalne. Konsekwencją może być tylko deprecjacja, ograniczone zaufanie do siły prawa międzynarodowego, na rzecz ewidentnej waloryzacji argumentu siły.
Jeżeli w takim stanie stosunków międzynarodowych, w takim wielowymiarowym układzie przyczynowo - skutkowym, ze sprzężeniami zwrotnymi, przy takim nasileniu zjawisk negatywnych i zagrożeń, po tak traumatycznych doświadczeniach społeczności międzynarodowej, USA zasadnie postrzegane jako kluczowy gwarant światowego ładu i bezpieczeństwa w obecnym kształcie, decydują się na publikację dokumentów odsłaniających kulisy operacji międzynarodowych skierowanych przeciwko terrorystom, to jest to zmiana jakościowa o ważkich, nieodwołalnych konsekwencjach.
Podjęte działania przez Stany Zjednoczone w odpowiedzi na bestialstwo terrorystów, spotkały się ze zrozumieniem, akceptacją i aktywną pomocą innych państw. Ujawnianie tych wrażliwych spraw - mimo upływu czasu - jest nie tylko zagrożeniem dla bezpieczeństwa państw i społeczeństw, które poparły USA, stanowi nie tylko cios dla reputacji amerykańskiej w świecie, jest podważeniem fundamentalnych zasad zaufania i solidarności międzynarodowej. Działania administracji amerykańskiej w tym względzie to miejmy nadzieję precedens, ale zarazem niebezpieczny przejaw krótkowzroczności i braku zdolności do budowania strategicznych priorytetów. Ujawnienie wspomnianych dokumentów, to nie wyraz troski o prawa człowieka, prawo międzynarodowe. To przejaw dekadencji. Szkoda, że erozja ta dotyczy wartości w samej w sobie dla wielu: autorytetu i zaufania do amerykańskiej demokracji i jej atrybutów.   
Może czeka nas społeczno - polityczna metamorfoza, czas redefinicji priorytetów? A w konsekwencji, czy nachodzi czas nowych ideowców, a może jednak prolonguje się okres dominacji pragmatyków?