czwartek, 19 lutego 2015

Islamista prezydentem Francji?

   Wydarzeniem, nie tylko kulturalnym we Francji - także z uwagi na znane okoliczności - stała się wydana w styczniu tego roku, staraniem Wydawnictwa Flammarion, powieść pod tytułem: "Summision" ["Uległość", choć tytuł tłumaczony jest w Polsce zasadnie także jako "Poddaństwo"], autorstwa szokującego i prowokującego - nie po raz pierwszy zresztą - Michel'a Houellebecq'a. 
Nie wiem, czy książka ta zapewni autorowi status Salaman'a Rushdie'go, po jego "Szatańskich Wersetach" ["The Satanic Verses"], od których pierwszego wydania [1988r.], stanowią one niezmiennie symbol intelektualnego wyzwania rzuconego wojującemu islamowi przez zachodnią cywilizację. Pewne jest jednak, że wobec nowej książki Houellbecq'a trudno przejść obojętnie.
Powieść, mieszcząca się w kategorii political fiction, traktuje o drodze, uwarunkowaniach i okolicznościach, a nade wszystko konsekwencjach dojścia do władzy prezydenckiej we Francji, kandydata o islamskim rodowodzie. Tradycyjne siły polityczne Francji, chcąc zablokować możliwość objęcia urzędu Prezydenta Republiki kandydatce Frontu Narodowego, decydują się na poparcie w drugiej turze wyborów, w 2022 roku we Francji, hipotetycznego Monsieur Mohammed'a Ben Abbes'a. Decyzja ta doprowadza do logicznych następstw, trudno akceptowalnych po fakcie w republikańskiej Francji: kobiety zmuszone są zrezygnować z dotychczasowych preferencji w ubieraniu się na rzecz obligatoryjnych chust, zrezygnować z pracy zawodowej, która stanowi odtąd prawo i przywilej wyłącznie mężczyzn, usankcjonowane zostaje prawo poligamii, nauczycielami mogą być wyłącznie wyznawcy islamu etc. Francja ulega stopniowej, planowej, metodycznej, stanowiącej pokłosie werdyktu wyborczego islamizacji.
Powieść Houellebecq'a choć stanowi wytwór wyobraźni autora i jest na dziś fikcją, winna obudzić wyobraźnię i świadomość nie tylko we Francji. Struktura socjologiczna społeczeństw Zachodu i demograficzna presja społeczności imigranckich w tych krajach, zwłaszcza unikających pełnej identyfikacji aksjologiczno - kulturowej z nowymi Ojczyznami, manifestujących czasami egzotyczną odrębność, może już niedługo pozwolić na przejęcie władzy przedstawicielom islamu, na drodze demokratycznej. Jeżeli jeszcze uwzględnimy potencjalne możliwości mocodawców wyznawców islamu, w zakresie finansowania kampanii wyborczych, zmiany o takim charakterze jakościowym, stają się realne.
Mam świadomość, że z polskiej perspektywy omawiana problematyka brzmi ciągle egzotycznie, Do czasu. Świat Zachodu, nasza cywilizacja, u której podwalin leży tożsamość i dorobek kultury hellenistyczno - rzymskiej, znajduje się - nie po raz pierwszy w historii - pod wielowymiarową presją islamu. Oceny tej nie zmieni ani uleganie poprawności politycznej, ani poznawczo - polityczne marzycielstwo. Konflikt świata zachodniego z islamem jest faktem.
Mając na względzie prowokacyjny charakter skądinąd dobrze napisanej, o ciekawej narracji powieści, zachęcam do zapoznania się z literacką "Uległością" dla jednych, a "Poddaństwem" dla drugich. Tytuł zresztą ma zdecydowanie drugorzędne znaczenie. O wiele bardziej istotne jest przesłanie książki: prawidłowości współczesnej polityki, egoizm elit politycznych, związki przyczynowo - skutkowe, taktyczne sojusze i wybory, połączone z prawidłami demokracji mogą spowodować, ze możemy jako Europejczycy obudzić się w innym świecie, żałując po czasie zaniechań i braku zaangażowania.  
   
    

Optymalizacja, dywersyfikacja, higieniczna zmiana w polityce

    Francuska, a jeszcze bardziej polska scena polityczna, wchodzą w decydującą fazę tegorocznych kampanii wyborczych, których rezultat - niezależnie od odmiennego charakteru elekcji w obu krajach - może mieć istotne znaczenie dla kształtu demokracji.
We Francji, w dniach 22 i 29 marca br., odbędą się wybory departamentalne, istotne nie tyle z uwagi na ich nową formułę, wynikającą ze zmiany ordynacji wyborczej [choćby zmniejszenie o  prawie połowę, z 4055 do 2074 liczby kantonów], jak i udziału w wyborach, po raz pierwszy w dziejach Francji, Demokratycznego Sojuszu Muzułmanów [Union des Democrates Musulmans Francais, na marginesie warto przypomnieć o nowej, kontrowersyjnej książce Michel'a Houellebecq'a "Soumission" - "Uległość", tłumaczona także jako "Poddaństwo" ], co na nowy wymiar walki politycznej.
Wybory we Francji, są nie tylko testem preferencji wyborczych dwa lata przed kluczowymi wyborami Prezydenta Republiki, są nie tylko sprawdzianem społecznej percepcji rządzącej lewicy [kluczowe pytanie brzmi: ile z 61 dotąd zawiadywanych przez lewicę departamentów nadal stanowić będzie bastion ich wpływów?], to przede wszystkim istotna aprecjacja roli politycznej Frontu Narodowego, na który głosować chce 29% Francuzów [dla porównania, chęć głosowania na  prawicową UMP deklaruje 25%, na PS 22% wyborców].
Francja de facto i de iure, odchodzi od charakteryzującego krajobraz polityczny kraju ostatnich dekad, bipolarnego układu politycznego. Miejsce dotychczasowego, tradycyjnego podziału aksjologicznego, ideologicznego i socjologicznego na prawicę i lewicę, zajmuje nowy trójpodział: lewica - tradycyjna prawica - prawica narodowa.
Majowe wybory prezydenckie i jesienne wybory parlamentarne w Polsce, mogą przynieść także nowe rozdanie, wynikające ze zużycia się władzy prawicy w Polsce, przy jednoczesnym głębokim podziale i deficycie siły politycznej lewicy.
Niezależnie od różnic w pozycji politycznej lewicy i prawicy narodowej w Polsce i we Francji, różnicy priorytetów i preferencji wyborczych, istnieje wyraźne pole analogicznych, tożsamych problemów do rozwiązania, za pośrednictwem kartki wyborczej.
Po pierwsze, w obu krajach dekompozycji i erozji ulega aktualny model systemu partyjnego. Demokracja francuska - jako bardziej dojrzała - wyłoniła już nową emanację polityczną ponad dotychczasowymi podziałami, jaką jest Front Narodowy. Polska stoi w przededniu takich decyzji i  rozstrzygnięć, co nie zmienia faktu zmierzchu dotychczasowego systemu partyjnego.
Po drugie, ośrodki opiniotwórcze w obu krajach, zdominowane przez zwolenników poprawności politycznej, prowadzą kampanię w obronie partyjnego status quo z jednej strony, z drugiej zaś deprecjacji, zohydzania wszelkich nowych form politycznej organizacji i kandydatów, nie mieszczących się w wygodnym dotąd schemacie podziału politycznego na rządzących i opozycję.
Rozumiejąc i podzielając prawidła demokratycznej walki politycznej, trzeba jednak podnieść podstawową, strategiczną kwestię: pojęcie optymalizacji, dywersyfikacji [zwłaszcza ryzyk], higieny i determinizmu konieczności cyklicznych zmian, nie tylko leży w istocie demokracji, leży w interesie publicznym, stanowi nadto ważki element jakości władzy ustroju demokratycznego.
Optymalizacja, to nie tylko uzasadnione czasami dorobkiem prawo reelekcji, to także - a może nawet przede wszystkim - prawo zasadniczej zmiany, nieskrępowanie, demokratycznie wyrażane przez suwerena.
Dywersyfikacja - czego koronnym przykładem Francja w okresach "cohabitation" ["współzamieszkiwania" władzy o różnych preferencjach politycznych] - to także dążenie do przewidywalności i bezpieczeństwa, zwiększenia efektywności sprawowania władzy politycznej, poszukiwania dróg większej transparentności procesów decyzyjnych, zapewnienia większej kontroli politycznej nad rządzącymi. W rezultacie, warto rozważyć, czy zasadne jest powierzanie przedstawicielom jednej opcji politycznej kontroli nad wszystkimi ośrodkami władzy, miast dywersyfikowania, wprowadzania rzeczywistych mechanizmów kontroli i kooperacji, a także konkurencji między opcjami politycznymi.
Higiena w procesie demokratycznym, to odpowiedzialna, ale jednak nieuchronna wymiana elit sprawujących władzę i zmiana relacji sił, między kluczowymi komponentami systemu partyjnego. Może jednak - niezależnie od presji mediów i ideologicznej mody, historycznych zasług i permanentnych aspiracji oraz wysokiej samooceny rządzących elit  - warto głosować nie tylko w zgodzie z własnym sumieniem i preferencjami, ale po prostu za potrzebną, higieniczną zmianą?
     

sobota, 14 lutego 2015

Między Monachium,.. a Mińskiem?

Szeroko komentowane, ledwie zakończone rozmowy w białoruskim Mińsku, między Rosją i Ukrainą, przy współudziale Niemiec i Francji, mające skutkować zawieszeniem broni w konflikcie na Wschodzie Ukrainy, niezależnie od faktycznych efektów, muszą każdego z nas skłaniać do głębokiej refleksji.
Po pierwsze, do opinii publicznej nie do końca przedostały się wszystkie ustalenia z rokowań, które każda ze stron traktować chce jako swój sukces. W konsekwencji, trudno zajmować stanowisko w przedmiocie merytorycznych ustaleń tej konferencji.
Po drugie, Mińsk to kliniczny, namacalny przykład bezsilności Wspólnoty Europejskiej, skoro uczestniczący w negocjacjach Prezydent Francji i Kanclerz Niemiec, nie mieli mandatu do występowania w imieniu Unii, a nieobecność oficjalnego przedstawiciela U.E w negocjacjach, jest bardziej niż zastanawiająca.
Dla mnie istnieje jednak bardziej symboliczny, mroczny wymiar rokowań mińskich, które - z uwagi na przedmiot i okoliczności - przypominają moim zdaniem bardzo złowieszczy Układ Monachijski, zawarty w toku rokowań między 29 a 30 września 1938 roku w Monachium, między Niemcami, Włochami, Wlk. Brytanią, i Francją, w sprawie przyszłości Czechosłowacji [bez udziału Czechosłowacji!!!].
Jestem świadom oburzenia zwolenników poprawności politycznej na taką tezę, przed totalną krytyką warto jednak przemyśleć argumentację.
Obrady w Mińsku, poprzedziła rosyjska aneksja Krymu. Rosja członek Rady Bezpieczeństwa ONZ, państwo atomowe z ambicjami, wbrew prawu miedzynarodowemu, dokonała aneksji części terytorium innego państwa, legalnego podmiotu prawa międzynarodowego. Retoryka towarzysząca tym działaniom, próby jego uzasadniana rzekomą wolą ludności i względami historycznymi, nie zmienia faktu, że w świetle prawa miedzynarodowego, dokonano czynu zabronionego. Świat i Europa muszą być czujne i mieć świadomość, że akceptacja tego stanu rzeczy, nawet dorozumiana, może i będzie miała nieobliczalne skutki w przyszłości. Krym stanowi bowiem precedens, na który powoływać się będą wszyscy. Aż strach pomyśleć co działoby się w Europie, a jeszcze bardziej w Afryce, gdyby akceptować rosyjskie uzasadnienie aneksji Krymu.
Kolejnym aspektem ukraińskiego dramatu jest rokosz tzw. separatystów ze Wschodu Ukrainy, wspieranych politycznie i militarnie przez Rosję. W imię rosyjskich interesów geopolitycznych dochodzi do otwartego konfliktu zbojnego, który wspólnota międzynarodowa próbuje zażegnać. Po raz kolejny w historii, mniejszości narodowe wykorzystywane są do realizacji celów politycznych macierzystych państw.
Po zwarciu Układu Monachijskiego, brytyjski premier Neville Chamberlain [1869 - 1940] i jego francuski odpowiednik Eduard Daladier [1884 - 1970], jako przedstawiciele tzw. wolnego świata demokratycznego i zwolennicy pacyfizmu też byli rzekonani, że uratowali światowy pokój. Historią pokazała, że na krótko. Na marginesie, trzykrotnego premiera Francji E. Daladier'a, nie uratowała spolegliwość wobec hitlerowskich Niemiec z okresu Monachium: w latach 1943 - 1945 był więźniem Dachau i Buchenwaldu. To wszystko brzmi jak swoiste memento.
Mam świadomość, że fakt posiadania przez Rosję arsenału atomowego zmienia percepcję sytuacji, w stosunku do lat 30 - tych XX wieku . Daleki też jestem od blankietowego popierania Ukrainy. Pozostaje jednak faktem, że kraj ten został napadnięty i upokorzony przez sąsiada.
Wreszcie na jeszcze jeden aspekt warto zwrócić uwagę. Memorandum budapeszteńskie z grudnia 1994 roku, będące nietraktatowym porozumieniem miedzynarodowym, podpisane przez USA, Rosję i Wlk. Brytanię, w zamian za ukraińską rezygnację z broni atomowej i przekazanie jej arsenałów Rosji oraz przystąpienie Ukrainy do Układu o nierozprzestrzenianiu broni atomowej [lipiec 1968, ratyfikowany dotąd przez 189 państw!!!], gwarantował Ukrainie jej suwerenność i integralność terytorialną, a jego strony zobowiązały się do powstrzymania od użycia siły przeciwko ukraińskiej niepodległości i integralności terytorialnej. Co zostało z tego Memorandum? Jaka jest jego wartość? 
Dziś nie ma już chyba żadnej wątpliwości, że casus Ukrainy to koronny argument dla wszystkich, którzy właśnie w fakcie posiadania broni atomowej widzą gwarancję swojej niepodległości.
Mając wszystko to na względzie, mimo upływu prawie 80 lat, zmian ustrojowych na świecie, zmiany politycznej mapy swiata, ewolucji globalnego układu sił, widzę w Mińsku ducha Monachium. Od razu też dodam: obym się mylił.