czwartek, 23 lipca 2015

Grecja tylko detonatorem Europy poprawności politycznej?

Wielowymiarowość współczesnego greckiego dramatu nie podlega dyskusji. Praktyczna niewypłacalność kraju - członka kluczowych instytucji zachodniej demokracji - niesie za sobą ważkie konsekwencje, nie tylko w aspekcie ekonomicznym.
Struktura wierzycieli Grecji z kolei determinuje sytuację, w której ton wszelkim działaniom nadają Niemcy, przy wyraźnym coraz większym sceptycyźmie i rezerwie Francji. Rezultatem są coraz powszechniejsze opinie o hegemonii Niemiec w Europie, czego skutkiem nie tylko coraz bardziej zauważalny dystans Wielkiej Brytanii wobec idei Zjednoczonej Europy, ale nade wszystko coraz większe różnice strategiczne w tandemie niemiecko - francuskim, stanowiącym od zarania źródło skuteczności i sukcesu koncepcji jedności europejskiej.  
Na dalekosiężne - zdaniem niektórych dysfunkcjonalne - konsekwencje prymatu Niemiec w projekcie europejskim, zwraca uwagę coraz więcej uczestników życia publicznego w Europie.
Zachodzące na naszych oczach zmiany w konstelacji europejskiej, zmuszają nie tylko do refleksji, prowokują pytania o kształt i perspektywy jedności europejskiej.
Powstały na bazie francusko - niemieckiego pojednania po II wojnie światowej alians Francji i Niemiec, u którego fundamentów leżała ekonomiczna siła Niemiec, równoważona polityczno - militarnym potencjałem Francji, wykazujący nadzwyczajną skuteczność do Zjednoczenia Niemiec, utracił zdaje się nie tylko impet rozwojowy, ale i uzasadnienie. Gospodarcza potęga i mocarstwowe aspiracje Niemiec, nie znajdują już równowagi w potencjale Francji. W konsekwencji, Europa w naturalny sposób staje się coraz bardziej zdominowana przez Niemcy, korzystające nadto z atutów geopolitycznego położenia i uprzywilejowanych relacji ze Wschodnią Europą.
Francja nie chce, lub nie potrafi zdefiniować swoich relacji i ułożyć na nowo stosunków z nowymi członkami Wspólnoty Europejskiej, a jej naturalne ciążenie w kierunku Afryki, zostało skutecznie sparaliżowane przez wpływy agresywnego islamu w Afryce Zachodniej. W konsekwencji, to właśnie Francja - od siebie dodam niestety - ustępuje pola coraz bardziej przed dynamizmem niemieckiej ekspansji gospodarczej na Wschodzie Europy, przed wpływami politycznymi Niemiec na Starym Kontynencie.
Zmiany zachodzące na kontynencie europejskim, są bacznie obserwowane i analizowane przez Wlk. Brytanię, zawsze zachowującą dystans wobec Europy, mającą dodatkowo alternatywę w postaci uprzywilejowanych relacji z USA. Prymat Niemiec w Europie, staje się zatem kolejnym argumentem dla przeciwników integracji w Wlk. Brytanii, preferującej zawsze równy dystans wobec potęg kontynentalnych. W efekcie końcowym, ewolucja relacji między Niemcami, a Francją w Europie, z naruszeniem dotychczasowego parytetu - to poza kosztami jedności i utrzymania Wspólnoty - z pewnością kluczowy argument w przyszłym referendum dotyczącym obecności Zjednoczonego Królestwa we Wspólnocie Europejskiej.
Nie mniej istotne niż w obszarze geopolitycznym, są społeczno - polityczne konsekwencje niemieckiej dominacji w Europie, które uwidoczniły się ze szczególnym natężeniem i wyrazistością w okresie kryzysu związanego z greckim zadłużeniem.
Po pierwsze, wykorzystując także historyczne resentymenty, powraca wyraźnie fala nacjonalizmów, a precyzyjniej narodowych egoizmów, dysfunkcjonalna wobec wyzwań jedności Europy. Europa jest dziś areną kluczowego starcia nie tylko aksjologicznego między zwolennikami zachodniej demokracji a islamu. Jeszcze bardziej jest terenem testu solidarności w wymiarze politycznym, społecznym i kulturowym. Stara Europa jest zarazem miejscem upadku mitów i jednocześnie ponownych narodzin złudzeń.
Upadł z hukiem mit społeczeństwa wielokulturowego, upada wstydliwy mit poprawności politycznej, omnipotencji wolnego rynku i neoliberalizmu, bezpieczeństwa socjalnego, stałego wzrostu dobrobytu i pozycji społecznej pracowników najemnych, skuteczności wewnętrznego i zewnętrznego consensusu, dobrodziejstw globalizacji.
Zarazem jednak żyjemy w czasie renesansu niebezpiecznych złudzeń, w postaci zdolności państwa do limitowania różnic i niesprawiedliwości społecznych oraz kreowania solidaryzmu społecznego, powrotu wiary w prymat państwa narodowego, zasadności i konieczności rządów silnej ręki, jako rzekomo jedynej skutecznej alternatywy dla niewydolnej demokracji i wyzwań zewnętrznych.
W konsekwencji, kryzys grecki zdaje się rozsadzać nie tylko europejskie relacje finansowo - ekonomiczne i polityczne. Grecja może de iure i de facto sparaliżować na dekady postęp w budowie jedności europejskiej, która - niezależnie od niskiej oceny efektywności instytucji europejskich, zwłaszcza w aspekcie kosztów ich funkcjonowania - jest wyzwaniem przed którym nie uciekniemy, dla którego alternatywą jest jedynie postępująca dekadencja Starego Kontynentu.
Prowadząc rozważania o Grecji warto pamiętać, że Ojczyzna demokracji nie oparła się negatywnym tendencjom w przeszłości i już raz została bezpowrotnie zmarginalizowana. Grecja jest żywym dowodem, że nic nie trwa wiecznie. Warto o tym pamiętać, nie ulegając iluzjom, ale zarazem nie uciekając od palących wyzwań współczesności.  
    
     
                  

poniedziałek, 13 lipca 2015

Rewolucji rocznica - refleksje wokół Bastylii

       Jutro, tradycyjnie w rocznicę zdobycia Bastylii, przypada Święto Narodowe Francji. Wydarzenia z 14 lipca 1789 roku, jak i cała spuścizna Rewolucji Francuskiej oraz jej wpływ na świat Zachodu, zostały już jak się zdaje wyczerpująco udokumentowane i opracowane. Na dziś, istotniejsze jest pytanie o trwałość dorobku rewolucji, problem zasadności, a precyzyjniej adekwatności rewolucyjnej triady "wolność - równość - braterstwo", do współczesności.
Rewolucja Francuska przywoływana jest często jako bodaj jedyny przykład rewolucji która się udała, powszechnie w opozycji do leninowskiej Rewolucji 1917 roku. Bez wątpienia trudno nie podzielać tego poglądu, ze świadomością zarazem ogromnego rachunku kosztów, cierpień i krzywd, które przyniósł francuski zryw narodowy, które bledną zresztą nie tyle z tego powodu, że zwycięzców się nie sądzi, ale nade wszystko na tle fundamentalnych dokonań Rewolucji.
Obserwacja przede wszystkim francuskich realiów, zwłaszcza na tle uwarunkowań europejskich, każe jednak zasadnie zapytać o aktualność przywołanej już rewolucyjnej triady.
Czy "wolność" osobista a la XXI wiek, w którym dominacja stanowa z tytułu urodzenia i posiadania, została zastąpiona dominacją z tytułu posiadania, której towarzyszy często status będący pochodną urodzenia, to rzeczywista wolność? 
Czy nie utożsamiana z prymitywnym egalitaryzmem "równość" - nade wszystko szans, możliwości i dostępu - jest współcześnie większa niż w porewolucyjnej Francji?
Czy wreszcie tak eksponowane i stawiane na piedestale Rewolucji "braterstwo" - synonim prawdziwej cnoty obywatelskiej społeczeństwa demokratycznego - jest dziś faktem, czy raczej ciągłym, niedoścignionym celem społecznym?
Te z pozoru prowokujące, obrazobórcze pytania, o obiegowej zdecydowanie pozytywnej konotacji, po wcale nie pogłębionej refleksji, zmuszają do bardziej wyważonych opinii.
Poziom społecznej apatii, alienacja wielu grup i środowisk, pogłębiające się drastycznie różnice społeczne, brak solidarności w wymiarze narodowym i europejskim, prymat kapitału nad pracą, wreszcie ewidentna radykalizacja społeczna i polityczna, to aktualne parametry Zachodu, które skłaniają niektórych do lansowania wręcz tezy o nastrojach rewolucyjnych we Francji i w Europie.
Rocznica wybuchu Rewolucji Francuskiej, winna być czasem konstruktywnej refleksji i zadumy, nie tylko dla obywateli, ale nade wszystko dla klasy politycznej nad sensem i kierunkiem społeczno - politycznego rozwoju, nad społecznym i politycznym przywództwem, jego jakością, a szerzej aksjologią. Winna być także swoistym memento i przestrogą dla rządzących, przed zaniechaniami i lekceważeniem stanu nastrojów społecznych.
Co do samej zaś rocznicy zdobycia Bastylii - dodajmy słabo bronionej  przez niespełna 130 żołnierzy - mnie nasuwa się jeszcze inna refleksja.
We współczesnej, demokratycznej, zapatrzonej w absolut praw człowieka Europie, warto moim zdaniem, aby w odniesieniu do polityki penitencjarnej, zastanowić się nad dorobkiem i praktyką choćby państw Ameryki Łacińskiej, gdzie skazany lub jego rodzina muszą łożyć na koszty bieżącego utrzymania więźnia. Mam wątpliwości, zwłaszcza kiedy zastanawiam się  nad roszczeniami niektórych skazanych i ich oczekiwaniami, choćby w kontekście postawy Andersa Breivika, czy polityka Zachodu w tej materii jest uzasadniona. Warunki odbywania kary w Bastylii były z pewnością urągające, ale czy stać nas na penitencjarny luksus?