czwartek, 29 grudnia 2016

2017 rok: początek świata, którego nie ogarniamy?

        Perspektywa Nowego Roku, skłania powszechnie ku refleksji i planowaniu. Refleksji nad czasem minionym i planowaniu - w różnych horyzontach czasowych - przyszłości. Niezależnie od perspektyw i podejścia, czujemy intuicyjnie i chyba zasadnie, że żyjemy w czasach niezwykłych. 
W Trzecim Świecie, zwłaszcza zaś w Ameryce Łacińskiej, bardzo często przytaczana jest opowieść z pozoru frywolna, po głębszym zastanowieniu jednak zawierająca głęboką treść i wcale nie łatwe przesłanie, dotycząca relacji z cywilizacją białego człowieka. Zgodnie z treścią tej przypowieści, kiedy biały człowiek pojawiał się we wspomnianych krajach, w rękach miał Biblię, rdzenni mieszkańcy zaś byli właścicielami ziemi. Biały człowiek, deklarując pokojowe zamiary, zaapelował o wspólną modlitwę, o budowę nowej wspólnoty, opartej na nowej aksjologii. Rdzenni mieszkańcy w zaufaniu i hołdując otwartości, zamknęli oczy, oddając się medytacjom i refleksji, przyjmując nowe wartości za swoje. Kiedy otwarli oczy, z początkowym niedowierzaniem, skonstatowali brutalną prawdę: biały człowiek stał się właścicielem ziemi z jej dobrami, a rdzennym mieszkańcom pozostała Biblia.
Anegdota ta oddaje ducha relacji między współczesnym człowiekiem, a kapitałem i jego właścicielami, z tą różnicą, że rolę Biblii odgrywa we współczesnym świecie globalizacja i jej atrybuty oraz poprawność polityczna. Najpierw teoria konwergencji, a następnie mit demokracji przedstawicielskiej i powszechnego dobrobytu sprawiły, że zdominowane przez ludzi o statusie pracobiorców wielkie grupy społeczne, marząc o otwartym świecie, zwłaszcza zaś o zjednoczonej Europie, z jedną walutą, prawem swobodnego przepływu ludzi i kapitału, nieskrępowaną komunikacją, nie zauważyły że utraciły suwerenność i podmiotowość. Jako pierwsze, te anomalie zauważyły nie partie socjalistyczne i związki zawodowe, co winna być naturalne - z uwagi na ich bazę społeczną - ale partie narodowe, długo wyszydzane i wyśmiewane przez media i polityków głównego nurtu. Dopiero niedawny, światowy kryzys gospodarczy (dla wielu wcale jeszcze nie zakończony) i problem demograficzny, a w Europie dodatkowo problem z masową migracją, z krajów obcych kulturowo, obudził z letargu prawie wszystkich. W efekcie prysnął mit dobrobytu, szeroko pojętego bezpieczeństwa, ciągłego wzrostu gospodarczego i analogicznej dominacji. Podważeniu uległ dotychczasowy model życia, nie tylko w aspekcie prymatu konsumpcji, ale nade wszystko naturalnych kolei życia człowieka Zachodu: uczącego się, następnie pracującego, odkładającego na starość, w stale zyskujących na wartości jednostkach funduszy inwestycyjnych, inwestującego - korzystając z dźwigni finansowej i taniego kredytu - w stale zyskujące na wartości nieruchomości, bądź obligacje państwowe. A wszystko to w poczuciu spokoju i bezpieczeństwa, którego gwarantem było państwo. Ta nowa jakość w naszym życiu, nie jest w istocie niczym nowym, tak kończyła się belle epoque we Francji przed 1914 rokiem, tak dogorywała Europa przed II Wojną Światową. Problem polega dziś na właściwej diagnozie i implementacji skutecznego programu korygującego, bo na naprawczy jest już chyba za późno. 
Jeżeli nie optujemy za rewolucją - a moim zdaniem nie powinniśmy, z uwagi choćby na nieoszacowane koszty i niepewny kierunek oraz konsekwencje rewolucji (warto pamiętać, że ostatnia relatywnie udana, choć krwawa, to Rewolucja Francuska) - trzeba mieć wizję przyszłości względnie sprawiedliwej, choć z pewnością nie bezkonfliktowej.
Dzisiejszy powszechny lament nad restytucją radykalizmów w Europie, ze skłonnością do ostracyzmu i nowej formuły wykluczenia ich zwolenników, powinien zastąpić swoisty pozytywizm, oparty na humanistycznym szacunku, większej sprawiedliwości społecznej, eliminacji nieuzasadnionych różnic w poziomie życia, w wymiarze aksjologicznym,
Europa, świat Zachodu, potrzebuje dbałości o tożsamość i tradycje, ale zarazem ze strony depozytariuszy owej tradycji - hierarchii kościelnej wszystkich szczebli - prawdziwego zaangażowania, bez względu na własny status materialny i bez priorytetu dla prolongaty własnych przywilejów korporacyjnych, nierzadko wbrew elementarnym zasadom przyzwoitości. Kościół katolicki w Europie, a zwłaszcza w Polsce, potrzebuje nowej formuły Teologii Wyzwolenia, dostosowanej do wymogów i specyfiki Zachodu, z prymatem dla wrażliwości społecznej i losu milionów pracobiorców, z jednoczesnym samoograniczeniem i poszanowaniem praw właścicieli kapitału.   
Zmienia się też, by nie powiedzieć przeżywa model demokracji przedstawicielskiej, oparty na kluczowej roli partii politycznych. Stoi przed nami nie lada wyzwanie dotyczące bardziej efektywnej niż dotychczasowa organizacji społeczeństwa, metody kooptacji nowych członków elit politycznych, zapewnienia skutecznych rządów większości, z jednoczesnym poszanowaniem praw mniejszości.
Musimy znaleźć sposób na zagospodarowanie coraz większej liczby obiektywnie wykluczonych, na skutek postępu technologicznego, ze świadomością, że brak systemowych rozstrzygnięć w tym obszarze, jest wyzwaniem nie mniejszym niż masowa, obca kulturowa migracja do Europy.
Pozostając w amoku presji marketingu we wszystkich obszarach naszej egzystencji, musimy zarazem postawić pytanie o racjonalność ekonomiczną, o zasadność posiadania nadmiaru dóbr konsumpcyjnych.
Trzeba mieć świadomość ciągle zasadnej, choć wcale nie nieuchronnej groźby globalnego, czy regionalnego konfliktu zbrojnego, jako skutku tyle aspiracji, co obiektywnie zachodzącego procesu przebiegunowania politycznego świata.
Na wiele z tych zmian nie mamy realnego wpływu, co jednak nie usprawiedliwia bynajmniej deficytu wspólnej troski o przyszłość, a jeszcze bardziej nie uzasadnia braku wysiłku w kierunku obiektywnego zrozumienia relacji przyczynowo - skutkowych we współczesnym świecie.
Wreszcie z naszego, polskiego punktu widzenia, warto porzucić niczym nie uzasadniony polonocentryzm w percepcji świata i Europy, warto pryncypialnie odchodzić od szkodliwego romantyzmu w aksjologii oraz codziennych zachowaniach społeczno - ekonomicznych, na rzecz pozytywizmu i pragmatyzmu. Nasz marzycielsko - roszczeniowy stosunek do bliższego i dalszego otoczenia, jest nie tylko przejawem wstecznictwa, jest groźny dla strategicznych interesów Polski i każdego z nas.
O takie nowe myślenie, przepojone racjonalnością i pragmatyzmem, pozbawione żądzy rewanżu podejście apeluję w Nowym, 2017 Roku. Sugeruję także i zabiegam o wzajemną życzliwość i przyzwoitość. Choć wszyscy wiedzą, że jedynym nie monitorowanym kotłem w piekle jest polski kocioł, nie wymagający nadzoru, bo rzekomo Polacy sami pilnują, aby nikt z niego nie uciekł do lepszego świata, może warto pokonać ten stereotyp?                       

wtorek, 20 grudnia 2016

Refleksje spod bożonarodzeniowej choinki

    Nadchodzące Święta Bożego Narodzenia, będą wyjątkowymi pod wieloma względami.
   W Polsce, to czas nasilającego się konfliktu o pryncypia, wcale nie zbudowanego na osi "stare"-"nowe", a na dychotomii racjonalno/pragmatyczne - emocjonalno/rewanżystowskie. Pisząc to, nie bronię wcale Platformy Obywatelskiej, czemu dałem wyraz nie raz mówiąc, że czyściec przez który teraz przechodzimy, to skutek nade wszystko jej przewin, partykularyzmów, egoizmów i patologii. Konstatacja ta, nie upoważnia jednak obecnie rządzących do zawłaszczenia przestrzeni publicznej, pozaprawnego rewanżyzmu, wreszcie zmonopolizowania wszystkiego, w imię absurdalnych założeń ideologicznych, wynikających tyle z radykalizmu, co kompleksów. Nie bronię przy tym przywilejów służb, choć warto zarazem pamiętać, że służby specjalne istnieją od wieków w każdym państwie, a podważanie sensu ich istnienia, relatywizowanie ich działań, jest tyle nieodpowiedzialne, co niebezpieczne. Warto także pamiętać, że demokracja nie zna zasad zbiorowej odpowiedzialności, że każdy przypadek winien być rozpatrywany indywidualnie, a pełzająca, kolejna lustracja służb, to droga do ich paraliżu. Warto wreszcie mieć na uwadze, że historia Polski nie zaczęła się ani w 1980, a tym bardziej w 1989 roku. Przyjmowanie takiej percepcji w oglądzie polskiej rzeczywistości, to niebezpieczny wewnętrznie i zewnętrznie precedens. 
Także w ocenie programu polityczno - gospodarczych zmian w Polsce, warto zachować umiar, nie ulegając egzaltowanemu populizmowi. Przykład starożytnego Rzymu choćby dowodzi, że mimo iż 1/3, a nawet zdaniem niektórych 1/2 ówczesnego społeczeństwa wiodło żywot subsydiowany przez państwo, nie zapobiegło to ani upadkowi Rzymu, ani dramatycznym kolejom losu imperium. Znaczącym dla mnie deficytem życia publicznego w Polsce jest fakt, że władza nie jest zobligowana do wskazania źródeł sfinansowania swoich pomysłów, bo w bez kosztowy społecznie wymiar sztandarowych programów Dobrej Zmiany, wierzy chyba niewielu?
Mam wreszcie wrażenie, że jesteśmy w Polsce świadkami narodzin nowego kultu państwowego: kultu śp. Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego. Kultu opłacanego z państwowej kasy, tyle kontrowersyjnego, co obiektywnie nieuzasadnionego. Śmierć bowiem - nawet najbardziej tragiczna - nie może być przyczynkiem do pomnikomanii i czynienia z miesięcznic tego dramatycznego wydarzenia, uroczystości z własną obrzędowością i symboliką    
    W Europie, sytuacja jest wcale nie mniej skomplikowana. Dostatnia, stabilna Europa, mimo zaklęć brukselskich elit, umiera na naszych oczach. Sadzę, że wielu Europejczyków już dawno przyswoiło sobie, że jedynie co pewne to zmiana. Znacznie groźniejsze jest zyskujące coraz szerszy społeczny poklask przekonanie, że jedynie co pewne, to niepewność. Istotą jest nie tylko spór o kształt jedności europejskiej, o model europejskiej integracji, jej kierunek, kształt i beneficjentów. Otwartość i gościnność Europy, uderzyła rykoszetem w podstawy egzystencji Europejczyków, czego koronnym przykładem Niemcy. Otwarcie granic dla imigrantów, skutkuje lawinowym wzrostem popytu na szeroko pojęte bezpieczeństwo. Kolejne zamachy, poza dramatem jednostek i rodzin, podważają zaufanie do państwa, obowiązującego porządku prawnego, uruchamiają tęsknoty za państwem autorytarnym, za rządami silnej ręki, traktowanymi coraz częściej jako panaceum na całe zło. Zmiana nastawienia i preferencji wyborczych, jest aż nadto widoczna i zaskutkuje z pewnością zmianami jakościowymi na europejskiej scenie politycznej w roku przyszłym, zwłaszcza w dwóch kluczowych krajach: Francji i Niemczech.
Dekadencja Europy nie wyczerpuje jednak problemów współczesnego świata. Niepewność co do kształtu polityki nowej administracji amerykańskiej, konfrontacyjna polityka Rosji, chińskie pytania i wyzwania, ofensywa islamskiego radykalizmu, rosnące nierówności społeczne i ocean biedy oraz głodu, dramatyczne wyzwania ekologiczne, dopełniają obszar frustracji. 
Nie sposób znaleźć uniwersalnego panaceum na ryczącą rzeczywistość, bo jej jakościowa zmiana wymaga consensusu i determinizmu - wartości, których deficyt w skonfliktowanym współczesnym świecie jest szczególnie zauważalny, Jakie jest zatem przysłowiowe opium uśmierzające ból bezradności?  
Święta Bożego Narodzenia mają wymiar cywilizacyjny, a nie tylko religijny, są dzisiaj moim zdaniem mniej wyznaniem wiary, co manifestacją wierności tradycji hellenistyczno - rzymskiej, europejskiej aksjologii. Skoro tak, dbajmy o rodzinne spotkania świąteczne, ich atmosferę i symbolikę. Nie dajmy się prowokować i manipulować. Uważnie słuchajmy zarówno polityków, jak i duchownych, poddając ich argumentację rzetelnej, merytorycznej analizie.
W biznesie powszechne jest przekonanie, że nie ma firm bez problemów, są za to firmy bez przyszłości, których jako pracobiorcy i zarządzający należy unikać. Może warto to podejście zaimplementować w życiu społecznym? Problemów nie da się uniknąć, trzeba je rozwiązywać, mniej lub bardziej udolnie i skutecznie. Zdecydowanie warto jednak rekomendować odchodzenie od zachowań bez przyszłości, z negatywną konotacją, którymi są zwłaszcza: brak otwartości i tolerancji, szeroko pojęty egoizm, rewanżyzm, radykalizm wszystkich opcji.