czwartek, 24 marca 2016

Dzihadyści architektami nowej jedności Europy?


           Dzisiejszy (24.03.2016 r.), czołowy tytuł prasowy w Polsce, dziennik "Rzeczpospolita", na pierwszej stronie, artykułem autorstwa Jędrzeja Bieleckiego, epatuje czytelników nośnym tytułem: "Dzihadyści niszczą jedność Europy".
Nie zgadzam się z wymową i zasadniczą tezą tego artykułu.
Krwawe zamachy islamskich ekstremistów w Europie, budują jedność Europy, stanowią osiągany niestety wysokim kosztem,społeczną i cywilizacyjną ceną, punkt przełomowy w najnowszych dziejach Starego Kontynentu.
Syte od minimum trzech pokoleń, zdominowane przez poprawność polityczną, zauroczone neoliberalizmem i jego najnowszym wynalazkiem o wymowie "konia trojańskiego": globalizacją społeczeństwa europejskie, zaczynają dokonywać strategicznych przewartościowań, w obszarze aksjologii, przebudowywać swoje dotychczasowe priorytety.
Absolut indywidualizmu i nieokiełzanej konsumpcji, wiarę w omnipotencję rynku, w ponadczasowy prymat tradycji i kultury europejskiej, w uniwersalny, ozdrowieńczy wpływ demokracji, zaczyna zastępować nie tylko przekonanie o dekadencji Europy, ale i racjonalizacja zachowań i wyborów, zarówno na poziomie jednostek, jak i grup społecznych. Rośnie jednocześnie świadomość determinizmu zagrożeń ze strony wojującego islamu, a dotychczasowa oficjalna polityka nastawiona na tolerowanie islamskich ekscesów i manifestowanej odrębności, ponosi coraz większe fiasko.
W tym kontekście, krwawy konflikt tradycji europejskiej, Zjednoczonej Europy, z wojującym islamem, jest moim zdaniem istotną cezurą czasową w naszych najnowszych dziejach, stanowi oś integracji tych wszystkich, którzy w prolongowaniu tożsamości europejskiej, w obronie europejskich
wartości, widzą głęboki sens, a zarazem mają dosyć poprawności politycznej, stanowiącej dziś swoistą odmianę defetyzmu.
Ekstremizm islamski w konsekwencji spaja, a nie dzieli Europę. Jeżeli Europa podlega procesom erozji, to nade wszystko na skutek narodowych egoizmów, niskiej świadomości i niekompetencji rządzących. 
Islamiści nie zaszkodzą też wynikom brytyjskiego referendum, w sprawie dalszej przynależności Wlk. Brytanii do Wspólnoty. Brytyjczycy są pragmatyczni, wiedzą co mogą stracić, są w stanie skwantyfikować bilans zysków i strat, z tytułu obecności w Unii Europejskiej. Ponadto potencjalne wyjście Albionu ze struktur europejskich, nie rozwiązuje nabrzmiałego także na Wyspach, konfliktu z radykalnym islamem.
Trzeba wreszcie pamiętać, że społeczeństwa Starej Unii zaczynają rozumieć, że rozszerzenie Wspólnoty - wielki projekt liberałów, finansowane w ostatecznym rozrachunku drogą subsydiów przez nie same, oznacza wielokrotnie eksport miejsc pracy, czego Polska klasycznym przykładem. Nie sposób odmówić głębokiej racjonalności takiego podejścia, z punktu widzenia Europy za Łabą.   
Islamscy terroryści swoją najnowszą, zbrodniczą aktywnością, przyczyniają się jednocześnie do przebudzenia świadomości Europejczyków, zmuszają rządzące elity do rewizji swoich priorytetów. Przyczynią się także z pewnością do koordynacji działań instytucji narodowych, zwłaszcza odpowiedzialnych za bezpieczeństwo.
Jeżeli coś ulega zniszczeniu, to pozorny, towarzyszący od dawna życiu publicznemu w Europie consensus, w odniesieniu do zbudowanego skutecznie, acz niezasadnie, osiowo, od skrajnej lewicy, po skrajną prawicę systemu partyjnego, w którym demokratyczna wymiana władzy politycznej, była w istocie kosmetyczną zmianą w obrębie tej samej aksjologii, tej samej elity. Bagatelizowanie przez dekady preferencji obywateli, straszenie lewicą, bądź skrajną prawicą, w zależności od wyników sondaży, w odniesieniu do preferencji wyborczych, używana w życiu politycznym powszechnie etykietyzacja,  a równolegle absolutna głuchota i ślepota na skutki zmian w stratyfikacji społecznej, postępującą pauperyzację szerokich grup społecznych, negatywy globalizacji, utratę przez pracobiorców poczucie bezpieczeństwa i rosnącą ich alienację, to wszystko doprowadziło do rewolucji w preferencjach wyborczych mieszkańców znacznej części Europy. Stary establishment polityczny, świadom pozorności artykułowanych publicznie alternatyw, przytłoczony niską skutecznością, a zarazem fasadowością prowadzonej polityki, zatroskany o utratę własnych, jakże często replikowalnych pokoleniowo przywilejów, zaczyna bać się demokracji, drży coraz powszechniej, przed siłą urny wyborczej.
W pełni podzielam zdanie francuskiego Premiera Manuela Valls'a, że walka o odwrócenie dekadencji Europy, walka z wojującym radykalizmem islamskim, to horyzont czasowy generacji. Trudno i szkoda. Żal nade wszystko każdego ludzkiego istnienia. Nie mamy jednak wyboru. Zmuszeni do tej wojny i wywołani do tej walki, musimy ją podjąć, w imię własnego bezpieczeństwa, przyszłości naszych wnuków i dzieci. Potrzebne są w tej walce dziś i będą potrzebne permanentnie determinizm i konsekwencja oraz szeroko pojęta solidarność cywilizacji Zachodu.  
   
 

środa, 9 marca 2016

Turcja w Europie? Oby Europie nie był potrzebny znowu Jan III Sobieski....

   Elity rządzące Europy, demonstrują zadowolenie z powodu consensusu co do metody zahamowania napływu imigrantów na Stary Kontynent. Gdyby jednak transparentnie ocenić stan rzeczy, Europa próbuje kupić czas i pokój społeczny, za cenę przymierza z Turcją. Ta ostatnia, sowicie wynagradzana, ma podjąć się roli kordonu sanitarnego Europy.
Elementem owej gratyfikacji jest nie tylko realne wsparcie finansowe, przekraczające - wedle oficjalnych informacji - 5 mld Euro, jest nade wszystko pakiet dodatkowych korzyści, budujących nową jakościowo rzeczywistość europejską: obietnica przyśpieszenia rozmów akcesyjnych o wejściu Turcji do U.E i zapewnienie rychłego zniesienie wiz dla Turków.
Kluczowym na dziś pytaniem, jest kwestia nie tyle kosztów, co strategicznych skutków porozumień Unia - Turcja.
Problematyka tureckiej akcesji do Unii Europejskiej, od dawna jest nader kontrowersyjnym tematem w Europie, nie tylko dla skrajnej prawicy. Ewidentne, obiektywne różnice kulturowe, podnoszone od dawna, zyskują obecnie nowy wymiar. Kwestią strategicznej wagi jest pytanie, czy Europa jest w stanie zrównoważyć dynamizm demograficzny egzotycznej, by nie powiedzieć obcej kulturowo Turcji, który niewątpliwie od lat - czego przykładem choćby Niemcy - stanowi poważny problem dla Europy. Turcy mieszkający dziś na Zachodzie Europy, nie wyrażają też najmniejszej ochoty na asymilację z krajem przyjmującym, żyjąc w społecznościach manifestujących wielowymiarową odrębność, mających charakter zamkniętych gett z wyboru. Jak ta kwestia będzie wyglądała po wejściu Turcji do Unii? Czy będące skutkiem akcesji prawo do swobodnego przemieszczania się, problem ten rozwiąże, czy raczej zwielokrotni?
W politycznie poprawnych Niemczech, już dziś szeroko kolportowany jest wymowny dowcip, o symbolice i konotacji daleko przekraczającej kwestię poczucia humoru: Rok 2035, autostrada w Bawarii. Patrol policyjny zatrzymuje samochód, prowadząc rutynową kontrolę. Jeden z funkcjonariuszy zwraca się do drugiego: spójrz Ismail, jakie dziwne i śmieszne imię: Hans......
Jak zareaguje wreszcie świat islamu na zbliżenie Unii Europejskiej i Turcji? Czy liberalizacja relacji U.E - Turcja, a w perspektywie turecka akcesja do Wspólnoty, nie uczyni z Europy zakładnika konfliktu Zachodu z islamem, a w konsekwencji nie wykreuje tego konfliktu do wyzwania wewnętrznego Europy?   
Mając świadomość daleko idącej, wspólnej aksjologii w polityce, czego wyrazem obecność Turcji w NATO, trzeba zarazem pamiętać o tureckich aspiracjach i odmiennych interesach, zwłaszcza w odniesieniu do relacji ze światem islamu i kwestii kurdyjskiej. Czy mając powyższe na względzie, potencjalna akcesja Turcji do Unii umacnia Wspólnotę, czy raczej stanowić będzie kolejny dysfunkcjonalny element europejskiego marazmu i nieładu, skutkujący dekadencją Europy? Na czym - z punktu widzenia Wspólnoty -polega wartość dodana obecności Turcji w U.E?
W końcu, czy w warunkach oczywistego konfliktu cywilizacyjnego między światem islamu, a Zachodu, który współcześnie doświadczamy, Turcja rzeczywiście i trwale prezentuje umiarkowany, świecki, postępowy islam, czy raczej pozostają tylko kwestią czasu narodziny konfliktu islamsko - chrześcijańskiego, będącego w istocie walką o prymat, tożsamość i hierarchię wartości, tym razem jednak już wewnątrz Wspólnoty Europejskiej?  
Osobiście mam fundamentalne wątpliwości i nie podzielam słabości oraz uległości Europy wobec Turcji, zwłaszcza w aspekcie zasadności i warunków oraz czasu akcesji, czymkolwiek nie jest ona motywowana. Mam obawę, że bagaż historycznych doświadczeń, świadomość pryncypialnych różnic w aksjologii, skomplikowany charakter stosunków międzynarodowych i poziom zagrożenia, winien zmuszać nas do daleko idącej roztropności i wstrzemięźliwości oraz nie ulegania swoistej modzie i koniunkturalizmom.
Oby w rezultacie dzisiejszego pozornego pragmatyzmu, Europie nie był potrzebny niedługo nowy Jan III Sobieski tym bardziej, że jego rekrutacja w aktualnych uwarunkowaniach może być trudna, by nie powiedzieć niemożliwa. Obyśmy nie zaciągali na konto naszych dzieci i wnuków zobowiązań, które mogą uderzyć w przyszłości w fundamenty ich egzystencji i bezpieczeństwa. Można co prawda powiedzieć, że taka percepcja przyszłości relacji Europy z Turcją, pełna jest stereotypów wynikających z polskich historycznych doświadczeń, podbudowanych i ugruntowanych polskim filmem i literaturą. Rekomenduję jednak powściągliwość i wbrew polskiemu romantyzmowi racjonalność, po polsku po prostu dmuchanie na zimne.