wtorek, 16 kwietnia 2019

Pożar paryskiej katedry Notre Dame - płomienie rozpaczy i ogień nadziei

     Data 15 - go kwietnia, miała dotąd w kulturze światowej i świadomości społecznej konotację związaną przede wszystkim z rocznicą urodzin genialnego Leonarda Da Vinci (1452). W historii Francji i Francuzów, we francuskiej kulturze, to dotychczas data kojarzona z rocznicą francusko - angielskiej bitwy o Fornigny (15.04.1450), w wyniku której Normandia znalazła się pod panowaniem francuskiem, z zajęciem w 1798 roku Genewy, która przez kolejnych 16 lat, była siedzibą francuskiego departamentu Leman, wreszcie z rocznicą śmierci symbolu egzystencjonalizmu: Jean'a Paul'a Sartre'a (15.04.1980). Od wczoraj jednak, ta data ma nową tragiczną, uniwersalną symbolikę: kojarzyć się będzie z pożarem perły światowej architektury, francuskiej kultury, jednego z symboli chrześcijaństwa: paryskiej katedry Notre Dame.  
Wszechobecne media pozwoliły, aby paryski dramat rozgrywał się na oczach milionów widzów na całym świecie.
Rozmiar strat przygnębia.  
Francuzi to wielki naród, a Francja to wielki kraj, z poczuciem zasadnej i należnej dumy, przeznaczenia oraz dziejowej misji. Jestem absolutnie pewien, że katedra zostanie z pietyzmem i dbałością o szczegóły odbudowana, niezależnie od kosztów i czasookresu przedsięwzięcia. Zresztą pierwsze reakcje, zarówno oficjalne władz, jak i obywateli, nie pozostawiają cienia wątpliwości w tym względzie, co stwierdzam z radością i ulgą zarazem. Skądinąd odbudowa paryskiej katedry winna być zobowiązaniem nie tylko Francuzów, ale i Zjednoczonej Europy.
Francuzi, francuskie władze, traktują odbudowę katedry jako dziejowe zobowiązanie wobec kultury światowej, tradycji narodowej, jako obowiązek wobec przyszłych generacji i dług wobec przeszłych. To budujące, mając na względzie ostentacyjnie laicki charakter współczesnej Francji, kraju, który mimo silnego, symbolicznego osadzenia w realiach chrześcijaństwa, w wielu aspektach ma dziś status kraju misyjnego.
Daleki jestem od epatowania kogokolwiek symboliką, doszukiwania się mistycznych przekazów, interpretowania wczorajszej tragedii w kategorii kary za grzechy, czy też przestrogi, z opcją nawoływania o zmianę. Przekonania religijne traktuję jako sferę prywatności każdego człowieka. Tym niemniej jest sprawą bezsporną, że w oficjalnie laickiej od 1905 roku Francji, chrześcijaństwo i związane z nim poczucie tożsamości, jest, a przynajmniej było do wczoraj passe, traktowane bywa jako element odchodzącej bezpowrotnie przyszłości, tyle wstydliwy, co archaiczny. W Europie, w której elity długo lansowały koncepcję społeczeństwa wielokulturowego, teorię kreolizacji, publiczne opowiadanie się za tradycją, za tożsamością nawiązującą do aksjologii chrześcijaństwa, traktowane było jako przejaw wstecznictwa, wręcz społeczno - politycznego ekstremizmu. We Francji fragmentaryzowanej przez agresywny islam, w Europie zalanej uchodźcami szukającymi lepszego życia bez pracy i asymilacji ze społeczeństwami krajów przyjmujących, przywołując tytuł znakomitej pracy  prof. Jacka Bartyzela poświęconej katolickiej kontrrewolucji w krajach romańskich, opowiadanie się za tradycją i tożsamością nawiązującą do chrześcijaństwa, do dorobku hellenistyczno - rzymskiego, było wyborem powolnego umierania. Mam nadzieję jednak, że Europejczycy trzeżwieją w spojrzeniu na rzeczywistość, że dostrzegają dramatyzm sytuacji, dylemat symbolicznego wyboru między chrześcijaństwem, a islamizacją. 
Osobiście zachowuję duży dystans wobec zachowań znacznej części urzędników Pana Boga, nachalności zwłaszcza polskiej hierarchii kościelnej, nie wspominając o trapiących kler patologiach i niezasadnych przywilejach. Ten dystans nie może jednak przesłaniać tragizmu sytuacji i wymogu chwili. Kiedy trzeba wybierać między chrześcijaństwem, a islamem, wybór jest prosty. Każdy racjonalny Europejczyk, musi w imie pokoju społecznego dziś i przyszłości naszych wnuków jutro, powtórzyć za Charlesem Maurras'em: "[...] Jestem Rzymianinem w takim stopniu, w jakim jestem człowiekiem: istotą, która zbudowała miasto oraz państwo bez wyrywania korzeni; zwierzęciem społecznym [...] Jestem Rzymianinem poprzez wszystko to, co jest radością tworzenia, przyjemności, myślenia, pamięci, rozumu, nauki, sztuki, polityki i poezji, ludzi żywych i zjednoczonych ze mną. Dzięki temu skarbowi, który otrzymany został przez Rzym z Aten i przekazany mojemu Paryżowi, Rzym stał się cywilizacją i człowieczeństwem. Jestem Rzymianinem, jestem człowiekiem: dwa tożsame zdania [...]" (Ch. Maurras., La Democratie religieuse. Paris. 1978.; s.26).     
Atmosfera wczorajszego wieczoru we Francji potwierdza, że coś się we Francji zmienia. W tym kontekście, pożar katedry Notre Dame, symbolizuje nie tylko płomienie rozpaczy i bezsilności, ale zarazem stanowi ogien nadziei. Oby ów ogień nadziei, nie był tylko efemerydą.