środa, 28 marca 2012

50 lat minęło....

Jutro [29.03] kończę 50 lat, to dobry czas na podsumowania i refleksję.
Początek szkoły średniej to wybór Karola Wojtyły na papieża.
Kiedy wchodziłem w dorosłe życie, latem 1980 roku, byłem pierwszy raz we Francji. Ta wizyta wiele zmieniła w moim życiu. Zobaczyłem sklepy pełne towarów, salony samochodowe z prospektami za darmo [dwa worki przywiozłem do Polski i.. sprzedałem]. Granicę miedzy systemami politycznym przekraczaliśmy w Czechach, pamiętam karabiny, zasieki, psy, kontrole osobiste. Pamiętam też ówczesną granicę niemiecko - francuską, gdzie nikt niczego nie sprawdzał. W ZSRR trwała Olimpiada bojkotowana przez cały Zachód jako forma sankcji za interwencję radziecką w Afganistanie. W Lublinie zaczynały się strajki. Nam uczestnikom wycieczki do Francji, Polonia zaproponowała pozostanie na Zachodzie. Nie skorzystał nikt.
Kiedy zaczynałem studia [październik 1981], wkrótce po inauguracji wybuchł strajk studencki, a potem stan wojenny i powrót na uczelnię w kwietniu 1982 roku.
Kiedy kończyłem studia, Prejestrojka Gorbaczowa była nadzieją i modą, a jego książka "Przebudowa i nowe myślenie" wydawniczym i czytelniczym hitem.
Zaczynając pracę zawodową [1.03.1986], zarabiałem w przeliczeniu 10 USD i korzystając z komunikacji miejskiej [słynne czerwone autobusy], marzyłem czy i kiedy zdołam kupić wyśnionego Fiata 126 P.
Na czas obowiązkowej służby wojskowej [maj 1988 - kwiecień 1989], przypada słynna debata Miodowicz - Wałęsa. Wtedy też musiałem złożyć - zgodnie z duchem czasu - przysięgę wojskową na wierność sojuszniczce Armii Czerwonej [notabene z przysięgi tej nikt nigdy mnie nie zwolnił, ani nie kazał złożyć nowej].
Potem przyszły zmiany społeczno - ustrojowe w Polsce i w Europie, upadł ZSRR, połączyły się - co było historycznie nieuchronne, tylko odłożone w czasie - Niemcy. Świat się zmienił, Europa się zmieniła, Polska się zmieniła, moje życie też się zmieniło. Muszę uczciwe powiedzieć na lepsze. Mnie się w życiu udało...
Zarazem jednak jestem świadom obszaru społecznych krzywd, nierówności społecznej i wykluczenia, jakie zdarzyło się po upadku socjalizmu w Polsce. 
Dziś patrząc z perspektywy minionych lat na przyszłość i oceniając przeszłość, daleko jestem od optymizmu.
Mam wrażenie, że zyskując wiele, co najmniej tyle samo straciliśmy:
  - uważam że życie rodzinne uległo wyraźnemu rozluźnieniu, to cena jaka płacimy wspólnie, za zdominowanie naszego życia przez wynalazek Fenicjan;
  -  jesteśmy wolni i suwerenni jako kraj, ale czy na pewno niezależni? A co z długami, które wielokrotnie przekraczają te, które zostały jako spuścizna po okresie realnego socjalizmu [dodać trzeba, że wtedy cały majątek narodowy z którego na dziś pozostały jedynie relikty pozostawał narodową własnością]?
  - emigracja za chlebem jest dziś większa i liczniejsza, niż emigracja po stanie wojennym;
 - wzrosła indywidualna konsumpcja, wszelkie dobra nie są reglamentowane, nie ma kolejek w sklepach, co najwyżej w urzędach zatrudnienia, ale wszelkie święta i uroczystości rodzinne straciły dawny klimat. Na pomarańcze i świąteczne wiktuały nikt już nie czeka, ponieważ są dostępne przez cały rok;
 - kierowniczą rolę partii z przeszłości zastąpiła dominująca rola mediów, hegemona w kreowaniu społecznych wartości i preferencji;
  - sfera religii uzyskała państwowy mecenat, religia jest przedmiotem szkolnym, obrzędy kościelne stały się rutyną, w w wielu obszarach biskupi katoliccy przejęli rolę zagwarantowaną niegdyś dla pierwszych sekretarzy komitetów wojewódzkich;
- kiedy czytam i przypominam sobie o nieprawidłowościach, zachowaniach elit w przeszłości, próbując równocześnie skonfrontować to z dniem dzisiejszym, z przekrętami wszelkiego koloru kołnierzyków, nie jestem wcale pewien pozytywów całościowego bilansu;     
 - hegemonię ZSRR w naszej części świata zastąpiła dyktatura technokratów brukselskich, aspirujących do reglamentacji wszystkiego [ostatnio nawet kurom - nioskom się dostało, a nam konsumentom przy okazji];
 - światowe przywództwo USA, coraz śmielej kwestionują nowe potęgi z aspiracjami i zasobami, zwłaszcza BRIC [Brazylia, Rosja, Indie Chiny]; 
  - światowy kryzys ekonomiczny obnażył po raz kolejny słabości kapitalizmu, globalizacja i jej rezultaty  nie mogą satysfakcjonować wszystkich w równej mierze, odradzają się nacjonalizmy w możliwie najgorszym wydaniu; 
 - listy wyborcze Frontu Jedności Narodu zastąpiły współcześnie równie hermetyczne listy partyjne, a realna władza i tak pozostała w oligarchia partyjnych, które desygnują, dominują, reglamentują, eliminują. Demokracja, społeczeństwo obywatelskie, wciąż niestety bardziej pozostają celem, niż realnością;
Tylko ja jestem starszy, zadowolony, choć nie euforyczny.
50 lat - kawał czasu, zdążyliśmy w tym czasie wylądować na księżycu, zdecydowanie wydłużyć życie ludzkie, wiele wyjaśnić w naszej historii, dokonać technologicznych przełomów i historycznych pojednań [zwłaszcza na Zachodzie], kompromisów oraz rozliczeń. A jednak pozostaje niedosyt, przekonanie, że  w Polsce ten czas płynie nieco inaczej niż gdzie indziej....

         
       



      



czwartek, 15 marca 2012

Marine Le Pen pozostaje w grze - zwycięstwo rozsądku i demokracji

           Kandydatka Frontu Narodowego M. Le Pen ogłosiła niedawno [13 bm], że udało się jej zebrać wymaganych przez ordynację wyborczą 500 podpisów wyborców kwalifikowanych, skutkiem czego może uczestniczyć w wyścigu o prezydenturę.
Do niedawna wydawało się się, że ta ciesząca się poparciem prawie co 5 - go Francuza, trzecia w kolejności - wedle ostatnich sondaży - pretendentka do urzędu Prezydenta Republiki, zostanie wyeliminowana z procesu wyborczego z powodów proceduralnych, a bardziej politycznych. Jej kandydatura, jak i formacja polityczna której przewodzi, nie mieści się w kanonach dwubiegunowego systemu partyjnego [lewica - tradycyjna prawica], od dekad właściwego francuskiej rzeczywistości politycznej. Skutkiem tego był ewidentny przejaw ostracyzmu politycznego francuskiej klasy politycznej, która - wykorzystując przepisy ordynacji wyborczej - próbowała zablokować wyborczy start kandydatki Frontu.
Niewątpliwie to dobra decyzja, niezależnie od tego gdzie zapadła i kto był jej animatorem, dowodząca realizmu i dojrzałości oraz pragmatyzmu francuskich elit politycznych. Wykluczenie z wyborów M. Le Pen mogłoby oznaczać istotnie niższą frekwencję wyborczą, być odebrane jako polityczna manipulacja.
Z pewnością to trafne pociągnięcie także w aspekcie strategicznym: nie powinno pozbawiać się prawa do reprezentacji tak licznego środowiska politycznego, cieszącego się tak istotnym poparciem społecznym.
Wreszcie to ruch roztropny. Oddalający groźbę dalszej alienacji społecznej i wykluczenia politycznego wielu Francuzów.  Francja - jak i cała Europa - stoi przed trudnymi decyzjami, dla których trzeba budować społeczny consensus. W tej sytuacji zwykłĄ nieodpowiedzialnością byłoby mnożenie społecznych konfliktów, podnoszenie już i tak wysokiego poziomu społeczno - politycznej frustracji i alienacji.
Nie jest na dziś przesądzone czy i komu udzieli poparcia M. Le Pen jeżeli nie wejdzie do drugiej tury wyborów. Nie wiadomo jaki będzie przepływ głosów elektoratu Frontu. Trudno przesądzać kto na tym skorzysta. Jedno jest pewne: pełnoprawny udział M. Le Pen w wyborach to zwycięstwo francuskiej demokracji.

wtorek, 13 marca 2012

Od populizmu do radykalizmu - wyzwania współczesnej Europy

   Wygrana w wyborach parlamentarnych na Słowacji partii Smer R. Fico, nie jest tylko konsekwencją nieudolności słowackiej centroprawicy, skutkiem "afery goryl" w tym kraju. Nie jest to także wyłącznie słowacki problem, tak jak i  współczesne radykalizmy i populizmy nie są - jak chcieliby niektórzy - przypadłością wyłącznie małych państw europejskich [Węgry, Holandia, Słowacja, Belgia].
Wybory słowackie i ich wynik to logiczny ciąg, będący konsekwencją wyraźnego związku przyczynowo - skutkowego między wielowymiarowym kryzysem europejskim, a wyczerpaniem się możliwości rozwojowych i adaptacyjnych współczesnej prawicy europejskiej, ewidentnego kryzysu jej aksjologii i zdolności do efektywnego rządzenia, czego skutkiem powszechna utrata zaufania wyborczego do prawicy w Europie.
Prawica europejska nie ma spójnego programu wyjścia z kryzysu [skądinąd pytanie czy taka wizja jest udziałem kogokolwiek w Europie?], jest także coraz bardziej jałowa i merytorycznie mało przekonywująca w aspekcie doktrynalno -programowym.
Z drugiej strony społeczeństwa "starej Europy", nostalgicznie nastawione do niestety byłej już prosperity oraz jej atrybutów, wykazują coraz większy sceptycyzm już nie tylko wobec tradycyjnych wartości prawicy [liberalizm, wolność jednostki], ale także wobec pozornych osiągnięć związanych z globalizacją [swobodny transfer ludzi i kapitałów].
Wolny rynek, globalizacja, brak protekcjonizmu w stosunku do oferty dynamicznych światowych potęg XXI wieku [Chiny, Indie, Brazylia], postrzegane są jako źródła kryzysu i spadku poziomu życia społecznego, z czym utożsamiana jest właśnie prawica.
Formacje prawicowe w Europie rozpaczliwie poszukujące remedium na utratę wpływów społecznych i nieuchronny proces oddawania władzy, wbrew zasadom logiki i poprawności politycznej, acz w zgodzie z badaniem preferencji społecznych, w coraz większym stopniu sięgając przy tym po retorykę charakteryzującą dotąd formacje radykalne. 
Czy jest to skuteczna droga? Osobiście watpię. Sztuczność, pryncypialny koniunkturalizm tych działań jest aż nadto widoczny, czego dowodem między innymi współczesna Francja, w przededniu wyborów prezydenckich.
Próba taktycznego zawłaszczania tradycyjnych postulatów prawicy narodowej [sprzeciw wobec intensyfikacji integracji europejskiej, Euro, niechęć do obcych, nacisk na tradycyjne wartości], nie może się skończyć powodzeniem. Nadto jest to wyraźna legitymizacja postulatów prawicy narodowej.
Konsekwencją opisywanej sytuacji jest coraz większy zamęt polityczny i coraz częstsze pytanie: po co głosować na podróbki, skoro można poprzeć znany od dawna i dostępny oryginał?   
  
     

czwartek, 8 marca 2012

Bojkot nie jest chlubą i standardem demokracji

      Polskie media donoszą, że Premier RP odmówi w najbliższy piątek 9 bm. spotkania z przebywającym w Warszawie, kandydatem Partii Socjalistycznej w nadchodzących francuskich wyborach prezydenckich Francois Hollande'em.
U podłoża tej decyzji leży wspólnota aksjologii i interesów europejskich konserwatystów, którzy oficjalnie popierają kandydaturę urzędującego Prezydenta Republiki. A zatem po raz kolejny partyjniactwo.
Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że socjalista Hollande jest... faworytem nadchodzącym wyborów.
Zachowanie to trudno nazwać inaczej jak absurdalne, nieodpowiedzialne polityczne, pozbawione strategicznego myślenia o relacjach polsko - francuskich.  
Jest dobrym obyczajem, że utrzymuje się relacje z wszystkimi liczącymi się siłami politycznymi funkcjonującymi w systemie demokratycznym, w danym kraju. Polska, polski rząd aspirujący do roli europejskiego mocarstwa, powinien wiedzieć o takich zasadach.
Po wtóre, takie zachowanie jest niczym innym jak wspieraniem kandydatury Holland'a, nie kryjącego swego sceptycyzmu wobec aktualnego kształtu rzeczywistości europejskiej, zapowiadającego między innymi znaczne zmiany preferencji politycznych i większe niż dotąd obciążenia fiskalne dla najbogatszych.
Jak na informacje o swoistym ostracyźmie europejskich przywódców wobec Holande'a zareagują "przeciętni" Francuzi, a tym bardziej jego zwolennicy? Niewątpliwie uznają to jako formę nacisku, nieodpowiedzialnego mieszania się w sprawy wewnętrzne Francji. Pewnikiem jest także i to, że rzesze niezdecydowanych, a tym bardziej niezadowolonych uznają to jako dowód, że Hollande dobrze reprezentuje ich interesy, bo skoro bojkotuje go czerpiąca pełnymi garściami z europejskiej kasy Polska i dążące do hegemonii Niemcy to znaczy... że należy go poprzeć!!! 
Jest takie polskie przysłowie o wylewaniu dziecka z kąpielą. Omawiane sytuacja jest jego praktycznym zastosowaniem. 
Partiokracja, ciasno pojmowany interes polityczny, sprowadzany do interesu własnej rodziny politycznej, nie jest dowodem na posiadanie politycznych kwalifikacji do rządzenia. Nie jest także dowodem strategii politycznej. Wprost przeciwnie to koniunkturalizm.
Głupio będzie jak Hollande zostanie Prezydentem Republiki. Jedynym wytłumaczeniem może być fakt, że europejscy konserwatyści są już pogodzeni z faktem, że kolejne elekcje oznaczać będą ich porażki. Wtedy rzeczywiście nie będą musieli spotykać się z socjalistycznym, francuskim Prezydentem.    
"Cohabitation" to francuski wynalazek polityczny, skutecznie sprawdzony w praktyce, umożliwiający na gruncie obowiązującej konstytucji efektywne zarządzanie krajem przez zantagonizowane polityczne ośrodki władzy [Prezydent i większość parlamentarna]. Dlaczego jego zasady nie mogą obowiązywać w Europie? Dlaczego polska władza polityczna nie wykazuje zrozumienia jego zasad? Czyżby do niego po prostu nie dojrzała i nie dorosła?   
Nie jest przecież wykluczone, że kohabitacja stanie się w niedalekiej przyszłości ponownie także polskim udziałem. 

sobota, 3 marca 2012

Każde ZOO ma swojego goryla? - czyli o słowackich doświadczeniach

       Z powodów zawodowych mam okazję przebywać dosyć często na Słowacji, a w konsekwencji możliwość interesowania się tym co dzieje się w tym pięknym skądinąd krajobrazowo, małym [wedle ogłoszonych własnie danych niespełna 5,4 mln mieszkańców] kraju, konfrontowania bez mała na bieżąco wszelkich nowinek medialnych, z punktem widzenia przeciętnych Słowaków.
Słowacja przygotowuje się do przedterminowych wyborów parlamentarnych, które odbędą się 10 marca br. Kampanię wyborczą zdominowała jednak nie walka na programy, a wielka afera korupcyjna, powszechnie nazywana Aferą Gorilla [Goryla].
Afera ta, której nadano imię największych spośród żyjących małp naczelnych, dotyczy korupcji w rządzie słowackim w latach 2002 - 2006 [gabinet M. Dzurindzy], ale tak naprawdę jest wielkim oskarżeniem słowackich elit politycznych. Politycy wielu opcji sprzyjali uwłaszczeniu na majątku narodowym w zamian za korupcję i inne korzyści osobiste, wydając decyzje faworyzujące jeden z dużych funduszu inwestycyjnych, obecny także na rynku polskim. Aferę, w której istotną rolę odegrały również słowackie służby specjalne [Słowacka Agencja Wywiadu], którą tuszowano od lat, ujawnił dziennikarz kanadyjskiego pochodzenia Tom Nicholson, mieszkający od lat 90 - tych na Słowacji.
Społeczeństwo słowackie jest w szoku, z uwagi na skalę afery, jej zasięg, zamieszanie kluczowych polityków słowackich, a przede wszystkim konsekwencje: przejmowanie państwa i jego aktywów przez uprzywilejowane grupy społeczne.
Trudno wyrokować jak ujawnienie tej afery przełoży się na wyniki najbliższych wyborów, zwłaszcza z uwagi na ponad partyjny jej charakter, uwikłanie w nią polityków wielu opcji. Tym bardziej trudno przesądzać, jaka będzie frekwencja wyborcza i czy powstałe nowe ugrupowania oraz ruchy społeczne zdołają zaistnieć w życiu publicznym. Nie to wydaje się być jednak najważniejsze. 
Słowacja - mały europejski kraj - może stać się początkiem rewolucyjnych zmian w świadomości społecznej, detonatorem nastrojów w Europie. Przeciętny mieszkaniec i wyborca coraz częściej zadaje sobie pytanie na ile społeczne patologie mają obiektywny charakter. Zastanawia się nad kosztami reform i kryzysu, ich społecznym rozłożeniem. Wreszcie  zaczyna zadawać pytanie o źródła rozwarstwienia społecznego, rolę elit i oligarchii partyjnych, a szerzej wydolność systemu demokratycznego, kryteria kooptacji, mechanizmy kontroli społecznej nad władzą.
Słowacki Goryl to wielkie oskarżenie mechanizmów demokracji i elit politycznych. To poważne wyzwanie i pytanie, czy mają one dość determinizmu, aby dokonać bolesnego procesu samooczyszczenia.
Dla Europy kwestią o strategicznym charakterze jest pytanie, czy Goryl jest tylko słowacką przypadłością, czy nepotyzm, oligarchizacja życia publicznego, nie ma znacznie szerszego kontekstu i większego zasięgu. Wszak goryl jest ozdobą, stałym bywalcem prawie każdego ogrodu zoologicznego.