środa, 27 stycznia 2016

Imigracja - komu służy, a dla kogo bije dzwon?

  W Europie zauważalna jest wyraźna zmiana nastawienia w stosunku do kwestii najnowszej imigracji, przede wszystkim ze strony poprawnych politycznie mediów i elit rządzących poszczególnych krajów. Chwalebna to i potrzebna ewolucja, szkoda że mająca charakter post factum, choć z drugiej strony, lepiej że refleksja przyszła późno, niż miałaby nie przyjść wcale.
Bez wątpienia u podstaw tej ewolucji, leży nie tyle stosunek opinii publicznej poszczególnych krajów, znany zresztą od dłuższego czasu, co wyczyny imigrantów, czego symbolem niemiecka Kolonia.
Aksjologia demokracji liberalnych wyznacza centralne miejscu prawom i wolnościom człowieka, stąd szczególna wrażliwość - dodajmy zasadna - na wszelkie przejawy zachowań urągających tych prawom i zagrażających wolności i demokracji. Problem w tym, że aktualna fala imigracji do Europy, jest nie tylko efektem zagrożenia najbardziej fundamentalnych praw obywatelskich w krajach pochodzenia imigrantów, od elementarnej egzystencji poczynając, jest nade wszystko exodusem w kierunku dobrobytu. Nawet jednak i to motywacja byłaby do przyjęcia gdyby nie fakt, że znaczna cześć imigrantów, pryncypialnie odrzuca nie tylko wizję integracji z krajem przyjmującym, ale i ostentacyjnie wyraża swoją wrogość wobec praw, obyczajów i tradycji Europy, prezentując zachowania, które w oczywisty sposób nie mogą być, nawet przez liberalne społeczeństwa europejskie akceptowane.
Stosunek do kobiet, a mówiąc wprost wcale nie incydentalne przejawy molestowania seksualnego Europejek, prezentowane przez część imigrantów, uzupełnione ich roszczeniowymi postawami, muszą być napiętnowane i zdecydowanie odrzucone. Choć jest to ledwie wierzchołek fundamentalnych różnić między rdzennymi Europejczykami, a imigrantami.   
O tym, że imigracja stanowić będzie problem wiedzieli wszyscy, niestety niektórzy - zwłaszcza zaś decydenci polityczni i media głównego nurtu - koniunkturalnie, bądź z premedytacją, próbowali problem ten bagatelizować.
O ile koniunkturalizm wynikał najczęściej z poprawności politycznej, co i tak go nie usprawiedliwia, o tyle o wiele groźniejsze, w sensie konsekwencji,  jest działanie z premedytacją.
Niektóre środowiska i decydenci polityczni uznali, że najnowsza imigracja, może być źródłem poprawy sytuacji rodzimych systemów zabezpieczenia społecznego, w kontekście niekorzystnych zmian demograficznych (starzenia się społeczeństw) i sposobem na zmniejszenie deficytu systemów emerytalnych. Założenie było zdaje się proste: zyskujemy witalną, zmotywowaną siłę roboczą, zwłaszcza w obszarach zapotrzebowania na pracę prostą, która dodatkowo partycypować będzie w utrzymaniu opartego na solidarności międzypokoleniowej systemu emerytalnego. Nie sposób odmówić temu podejściu logiki pod warunkiem, że celem imigrantów jest poprawa własnego bytu w efekcie własnej pracy, a nie korzystania z benefitów systemów ubezpieczenia i zabezpieczenia społecznego Europy.
Podnieść trzeba także jednak kwestię działania z premedytacją. Pochodną wszechobecnej i dominującej globalizacji, stanowiącej - obok poprawności politycznej - zdaje się drugi absolut współczesności, jest i było założenie, że masowy napływ imigrantów, zmniejszy naturalną na Starym Kontynencie presję na utrzymanie poziomu życia i podwyżki płac. Wiele zachodnich rządów realizuje dziś politykę optymalizacji - czytaj stopniowego obniżania kosztów pracy i zmniejszania przywilejów pracowników najemnych - jako źródła poprawy konkurencyjności gospodarki i wzrostu zysków wielkiego kapitału. Punktem odniesienia przy tym staje się już nie tylko Chińczyk, ale i Polak, gotów pracować wydajniej, przy mniejszych gwarancjach socjalnych, niż mieszkaniec i pracobiorca Zachodniej Europy. Skoro tak, imigranci tworząc naturalną konkurencję i presję na rynku pracy, powściągaliby skutecznie roszczenia pracownicze i stabilizowali dotychczasowe, z tendencją do ich spadku, koszty pracy. W tym kontekście i planie, imigrantom przyznano rolę naturalnego bufora i alternatywy wobec pracowników najemnych o europejskim rodowodzie. Dla jednych niestety, dla większości na szczęście, rzeczywistość boleśnie zweryfikowała te założenia: znaczna część najnowszej imigracji, dąży do partycypacji w owocach rozwoju społeczno - gospodarczego Zachodu, bez analogicznego wkładu w utrzymanie i wzrost tempa tego rozwoju, wbrew bodaj biblijnej zasadzie głoszącej, że kto nie sieje ten nie zbiera, powielonej w ludowym przeświadczeniu: kto nie pracuje ten nie je.
W efekcie końcowym, w odniesieniu do problemu imigracji nie widać dobrych rozwiązań, a stopień powagi tej kwestii radykalizuje coraz bardziej zachowania i postawy społeczne, wpływając coraz silniej na zachowania i preferencje polityczne obywateli. O paradoksie, pierwszą ofiarą nowej tendencji mogą być Niemcy - główny, dotychczasowy sprzymierzeniec imigrantów, w których pozycja Pani Kanclerz i rządzącej koalicji ulega dramatycznej erozji, bez względu na dobry stan niemieckiej gospodarki i jej perspektywy.
Imigracja nie służy na dziś nikomu, poza politycznymi ekstremistami, wzbudza demony z przeszłości, podważa i tak kruche zaufanie do elit politycznych, destabilizuje sytuację społeczno - polityczną Europy, burząc w istocie europejski ład i porządek. Stanowi zarazem dzwon i swoiste memento dla tych, którzy zamierzali ją instrumentalnie wykorzystać do realizacji swoich celów: globalistów, działających w imieniu i na rzecz wielkiego kapitału. Czas zatem na działania korygujące, poprzedzone rewizją podejścia.                         

niedziela, 17 stycznia 2016

Europę Polak musi kochać, choć nie bezkrytycznie.

         Sprokurowany i sprowokowany przez rządy Prawa i Sprawiedliwości spór z Unią Europejską, nie jest wyłącznie kwestią stosunku do demokratycznego państwa prawa i jego instytucji. To znacznie bardziej fundamentalny problem relacji, między demokracją liberalną, której ucieleśnieniem w Europie U.E, a coraz powszechniejszymi, odśrodkowymi tendencjami nacjonalistycznymi, dopuszczającymi nie tylko prymat polityki nad prawem, ale i akceptującymi rządy autorytarne w mozaice lokalnych mutacji i plasujące je - ze względu na rzekomą wyższą skuteczność i przywoływane doświadczenia historyczne - nad demokracją. 
Prawo i Sprawiedliwość, decydując się na promowanie polskiej odrębności, dołącza do coraz liczniejszego grona sceptyków i przeciwników intensyfikacji procesów budowy jedności europejskiej z tą różnicą, że formacje narodowe "Starej Europy" promując nacjonalizm, de facto i de iure, bronią swojego dotychczasowego modelu funkcjonowania państwa i poziomu życia obywateli - dodajmy wysokiego, istotnie odbiegającego od poziomu życia przeciętnego Polaka w Polsce. Europejscy sceptycy, a i w coraz większej mierze ma skutek kryzysu i braku perspektyw, szerokie grono Europejczyków ze "Starej, sytej Europy", traktują solidarność europejską i integrację, jako wyrównywanie szans ich kosztem, jako zwoisty eksport miejsc pracy i dobrobytu, do krajów członkowskich, o niższych kosztach płacy i poziomie życia. Paradoks polega na tym, że Prawo i Sprawiedliwość, zgłasza narodowe aspiracje i ich pochodne na arenie europejskiej bezrefleksyjnie, bez analizy naszego potencjału, w sytuacji, w której z uwagi na poziom zapóżnienia cywilizacyjnego i rozwojowego Polski, każdy polski rząd, w najlepiej pojętym narodowym interesie, winien plasować się w awangardzie tych państw i rządów, które dążą do podniesienia na wyższy poziom integracji europejskiej. Polską racją stanu, jest rozwój integracji europejskiej, której jesteśmy głównymi beneficjentami. Nigdy w przeszłości i z dużym prawdopodobieństwem, graniczącym z pewnością nigdy w przyszłości, nie otrzymamy już takich środków pomocowych jak te, które przyznała nam hojnie Unia Europejska (otwartą kwestią jest sprawa efektywności wykorzystania tychże środków).
PiS w sprawie europejskiej prezentuje najbardziej szkodliwe dla nas samych cechy polskiego charakteru naradowego: niczym nie uzasadnioną wiarę w polski mesjanizm, pozbawione podstaw przekonanie o własnym prymacie i wielkości, ortodoksyjny katolicyzm i genetyczną antyniemieckość. Ten melanż, nie tylko skłóci nas z Europą i jej liderami oraz naszymi niektórymi sąsiadami, z którymi pozostajemy w bardziej niż oczywistych relacjach przyczynowo - skutkowych i sprzężeniach zwrotnych. Aksjologia PiS-u w sprawach międzynarodowych, czyni nas krajem nieprzewidywalnym, a w rezultacie podważa zaufanie do państwa polskiego.
Dążenie do potrzebnej i zasadnej optymalizacji zasad funkcjonowania Wspólnoty, kytyczny stosunek do biurokracji brukselskiej i kosztów funkcjonowania instytucji U.E, jest zupełnie czym innym niż polityczne i doktrynalne awanturnictwo.
Globalizacja przyznała nam póki co rolę "Chin Europy". Dzięki niskim kosztom pracy, do Polski alokowano z innych krajów europejskich wiele całych branż przemysłowych (jak choćby produkcja stolarki PCV). Jak wyglądałby jednak polski rynek pracy, gdyby nie nasze członkostwo w Unii?
Immanentna Wspólnej Europie, swoboda przepływu ludzi i kapitału, wygenerowała co prawda sięgającą 3 mln, najnowszą polską emigrację, ludzi najczęściej młodych, najbardziej wykształconych, najbardziej zaradnych. To niepowetowana strata, także w wymiarze demograficznym. Co jednak owym milionom miałaby do zaproponowania Polska bez członkostwa w Unii Europejskiej?
W jakim miejscu wreszcie byłaby polska wieś, gdyby nie Wspólna Polityka Rolna, a w wymiarze jednostkowym dopłaty bezpośrednie?
Nie jesteśmy, nie byliśmy i nigdy niestety nie będziemy, z wielu powodów Szwajacarią, zatem myślenie o jej pozycji i niezależności jest fałszem i ułudą. Nie stać nas także na bytowanie między Rosją, a Unią.  Egzotyczne koncepcje mocarstwa regionalnego, między blokami, to nie wizjonerstwo, to niebezpieczna nieodpowiedzialność.
Wiedziałem - czemu dawałem wyraz niejednokrotnie i na tym blogu, że rządy Prawa i Sprawiedliwości - będą stanowić swoisty czyściec dla nas wszystkich. Nie sądziłem jednak, że wbrew zapowiedziom, rządy te będą czasem rewanżyzmu, odwetu, strategicznej głupoty. PiS miał unikalną szansę społecznie i politycznie uzasadnionej korekty polskiej rzeczywistości. Może z tej szansy jeszcze skorzystać pod warunkiem, że nie będzie szukał wrogów tam, gdzie ich nie ma, sam konsolidował opozycję wobec siebie, nie będzie dezorganizował, anarchizował i relatywizował zasad demokracji. Unia Europejska i jej instytucje, to ostatnie miejsce, w którym PiS powinien chceć się wyróżniać wedle własnych standardów.
Obecna polityka polskiego rządu wobec Unii Europejskiej nosi wszelkie znamiona rażącej niewdzięczności. Mam nadzieję, że nie doprowadzi ona - analogicznie do rozwiązań polskiego ustawodawstwa cywilnego - do możliwości odwołania darowizny, w warunkach wystąpienia rażącej niewdzięczności. Moglibyśmy stracić ponad 100 mld Euro wsparcia, w bieżącej perspektywie unijnego finansowania, co byłoby katastrofą dla polskiego budżetu, dla naszej przyszłości, której skutki przekraczają dalece jedną kadencję sejmową.
W stosunku PiS do Wspólnoty Europejskiej, potrzebne jest opamiętanie.
Trzeba też niezmiennie przypominać i pamiętać, że rządy PiS-u są wynikiem werdyktu wyborczego, a ten rezultatem politycznej niedopowiedzialności, arogancji i głupoty Platformy Obywatelskiej, rządzącej w koalicji z PSL, przez dwie kadencje w Polsce i awanturnictwa politycznego oraz niedojrzałości SLD, któremu PiS zawdzięcza większość sejmową, a w konsekwencji władzę.

sobota, 2 stycznia 2016

2016 rok: w poszukiwaniu równowagi i/czy bezpieczeństwa?

      Nowy, 2016 Rok, z pewnością nie będzie należał do łatwych, nie tylko dlatego, że jest rokiem przestępnym - co wedle niektórych - z góry determinuje wystąpienie w jego trakcie nadzwyczajnych zdarzeń.
Nowy Rok, będzie zapewne kolejną próbą gorączkowego szukania rozwiązań i koncepcji dalszego funkcjonowania społeczeństw europejskich, zdezorientowanych, zagubionych, poddanych presji poprawności politycznej z jednej strony, z drugiej zaś zdesperowanych troską o stabilność i ezgystencjalne jutro, rozpaczliwie szukających wyjścia i nadziei. Czy próbą skuteczną?
Bez konieczności wpisywania się w oficjalny dyskurs polityczny, z dystansem do obowiązującej w Europie retoryki, a zarazem zgodnie z powszechnymi odczucami, bez zbędnego patosu, ale jednak w zgodzie z faktami, trzeba podzielić pogląd, że sprawy światowe, europejskie, w tym polskie, nie mają się najlepiej. 
Bez względu na stosunek do kwestii najnowszej, islamskiej emigracji, trudno nie zgodzić się z poglądem, że musi stać się ona przyczynkiem do przemyślenia strategii europejskiej wobec przybyszów z zewnątrz, zwłaszcza imigracji obcej kulturowo. Względy humanitarne, zwykła ludzka przyzwoitość, prawa człowieka, to trwałe wartości w kanonie kultury i aksjologii europejskiej, z drugiej jednak strony, są granice szeroko pojętej wydolności i sprawności europejskiej i nadchodzi nieuchronnie moment - jeżeli już nie został zlekceważony - kiedy Europa musi powiedzieć obcym dosyć. Jest to tym istotniejsze, że najnowsza fala wędrówki ludów, burzy i tak kruchy, europejski ład społeczny, uruchamia mechanizmy społecznej radykalizacji i braku akceptacji wobec tych przybyszów, którzy egzystują w Europie od lat, o kwestii wzrostu zagrożenia zamachami terrorystycznymi, a w konsekwencji narastającym lawionowo braku bezpieczeństwa w Europie - czego koronnym przykładem, gościnne wobec imigrantów Niemcy - nie wspominając.
Kluczową przyczyną powyższych problemów, jest nie tylko utrzymująca się dekoniunktura ekonomiczna w Europie, brak miejsc pracy, a jakże często także perspektyw, dla rdzennych mieszkańców Starego Kontynentu. Fundamentalnym problem jest zdaje się fakt, że przedstawiciele najnowszej imigracji chcą żyć  Europie, a niekoniecznie pracować, chcą dostatnio egzystować, korzystając z hojności europejskich systemów zabezpieczenia społecznego, bez oczekiwanego, niezbędnego, własnego wkładu w finansowanie tych systemów. Nie mniej istotną kwestią jest okoliczność, że owa emigracja chce zdecydowanie zachować odrębność kulturową, nie zakłada asymilacji i integracji z kulturą kraju przyjmującego. To będzie rodziło coraz większe napięcia i konflikty. Wreszcie elementem rozstrzygającym jest presja demograficzna imigrantów na stare społeczeństwa europejskie, wynikająca z odmiennej kultury, ale także z zimnej kalkulacji. Imigranci wiedzą, że w Europie dzietność jest premiowana, czego nie dostrzegają niestety sami Europejczycy, skutkiem czego zagrożenie dramatyczną zmianą w perspektywie dekady - dwóch, struktury społecznej i demograficznej Europy.
Najnowsza imigracja do Europy, stanowi wyzwanie w wielu wymiarach, przyczyni się także niewątpliwie do względnie trwałej zmiany nastrojów i preferencji politycznych, czego pierwszymi negatywnymi beneficjentami będą zdaje się nieuchronnie Francja i Niemcy. 
Z polskiej perspektywy, w tym kontekście, trzeba pamiętać o trwającym i dalekim od rozstrzygnięć konflikcie ukraińskim, który skutkować może w każdej chwili masową imigracją Ukraińców, z którą przyszłoby nam się zmierzyć w pierwszej kolejności. Czy Europa wykaże wtedy wobec Polski solidarność, czy też podzielimy los Grecji i Włoch, zmagających się z negatywami lawiny imigranckiej?
W Polsce stajemy przed równie ważkimi wyzwaniami w wymiarze wewnętrznym. Nieodpowiedzialne, egoistyczne rządy Platformy Europejskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego, doprowadziły do czegoś znacznie więcej niż immanentnej demokracji zmiany władzy. Doprowadziły do pełzającej rewolucji, w odniesieniu do życia publicznego i instytucji demokratycznego państwa, z przejawami niestety radykalizmu i rewanżyzmu politycznego. Zwycięzcy wyborów w Polsce - wbrew zapowiedziom z kampanii wyborczych - pałają wobec starych i nowych przeciwników politycznych coraz większą żądzą odwetu. Niczym nie uzasadnione burzenie instytucji demokratycznym, nocne stanowienie prawa, ze szkodą dla autorytetu państwa, a i jakości samego prawa, spotyka się z coraz większym zażenowaniem Polaków, do niedawna także blankietowych zwolenników Prawa i Sprawiedliwości, czego jaskrawym przykładem postawa prof. J. Staniszkis. Jakiś czas temu pozwoliłem sobie wyrazić pogląd, że PiS - jeżeli wykaże strategiczną dojrzałość i polityczną odpowiedzialność - ma szanse sprawnie i skutecznie rządzić, zgodnie z interesem społecznym, nastawieniem ludzi zmęczonych patologiami rządów Platformy. Niestety, PiS nie tylko powrócił do starej retoryki, doprowadził do politycznego powrotu wydawało się zabalsamowanych, poddanych trwałej hibernacji niektórych liderów, wbrew zapowiedziom z kampanii wyborczej. Sadzę zresztą, że to  nie koniec powrotów w obecnej partii władzy, a i pozorna bierność głównego lidera, może być tylko funkcją czasu, skuteczności i wskazań barometru nastrojów społecznych. PiS zapominając, że dysponuje mandatem co najwyżej 1/3 elektoratu, drogą instrumentalizacji prawa, próbuje dokonać de facto zmiany ustroju państwa bez zmiany konstytucji, okraszając zmiany dodatkowo wzrostem fiskalizmu i ograniczeniem praw obywatelskich. Jeżeli jeszcze okaże się, że zapowiadane wsparcie społeczne zmian, których symbolem miesięczny dodatek 500 zł na każde dziecko, ulegnie dalszym deformacjom, w stosunku do pierwotnej wyborczej jego wersji, poziom niezadowolenia w Polsce przekroczy stany alarmowe i akceptowalne, naturalny stan napięcia w okresie przesileń politycznych. Powracam zatem do tezy, że rządy PiS-u, będące czyścem społecznym, sprokurowanym przez nieudolność Platformy Obywatelskiej i wzmocnionym przez nieodpowiedzialność polityczną SLD, doprowadzą w nadchodzącym roku do poważnym niepokojów społecznych, oby w granicach prawa. Jestem też przekonany, że bez zmiany podejścia ze strony PiS, polityka ta doprowadzi do przedterminowych wyborów parlamentarnych w Polsce, wymuszonych przez ulicę, jeżeli wcześniej nie nastąpi dekompozycja obozu PiS, dokonana pod presją okoliczności i w perspektywie możliwości nowych sojuszy. Zmiana przywództwa politycznego w PO, sprzyjać będzie powstaniu nowego obozu politycznego, przynajmniej w Sejmie, którego filary mogą tworzyć Platforma, Nowoczesna, PSL i część obozu rządowego, zintegrowana wobec J. Gowina. W tych scenariuszach tylko lewicy żal, która utknęła - zdaje się na długo - na mieliznach niewydolności strategicznej, doktrynalno - programowej i personalnej. Swoisty narcyzm i bezradność lewicowych elit, nie będą co prawda trwały wiecznie, ale niestety mogą jeszcze potrwać jakiś czas, którego cezurę czasową stanowi wyobrażnia i odpowiedzialność.
Składając zatem na wszystkim noworoczne życzenia, w wymiarze politycznych oczekiwań, prymat w 2016 roku przyznaję szeroko pojętemu bezpieczeństwu, nawet średnioterminowemu. Do pożądanej i oczekiwanej przez wielu równowagi, droga bowiem jeszcze daleka i wyboista, jeżeli w ogóle nadzieja na jej wytyczenie i stworzenie, ma w aktualnych uwarunkowaniach racjonalne podstawy. Stawiajmy zatem na pragmatyczne bezpieczeństwo, jeżeli równowaga nie jest póki co osiągalna i  możliwa.