sobota, 15 czerwca 2013

Poglądy A. Finkielkraut - obraza, otrzeźwienie, czy nadzieja Europy?

W najnowszym [15-16.06.2013] Tygodniku "Plus Minus", stanowiącym dodatek do "Rzeczpospolitej", motywem przewodnim jest kwestia próby ekstrapolacji kształtu Europy za dwie dekady. Wśród zamieszczonych artykułów, szczególnie interesujący i inspirujący poznawczo - choć odbiegający od obowiązującego kanonu poprawności politycznej - jest artykuł autorstwa Alain'a Finkielkraut'a - "Apostazja Europy".
Alain Finkielkraut, to, francuski, współczesny, a przy tym niezmiernie kontrowersyjny filozof [urodzony w 1949 roku w Paryżu], przywiązany jednoznacznie do tradycyjnych ideałów V Republiki, zdecydowanie unikający przy tym etykietyzacji swojej postawy i poglądów. Autor wielu książek [w Polsce, najbardziej chyba znane to: "Zagubione człowieczeństwo", Wyd. PWN. 1999; "W imię innego. Antysemicka twarz lewicy", Wyd. SIC!. 2005; "Niewdzięczność", Wyd. SIC!. 2005, czy wreszcie "Serce rozumiejące", Wyd. UW. 2012], niezliczonych artykułów, esejów i felietonów, nie unikający publicznej debaty. Skomplikowany rodowód Finkielkraut, jest bliźniaczo podobny do losu nieżyjącego już francuskiego kardynała - Jean'a Marie Lustiger'a [1926 - 2007]. Rodzice kard. Lustiger'a to polscy, będzińscy Żydzi, którzy wyemigrowali do Francji na początku XX wieku [matka zginęła w Auchwitz]. Rodzice Alaina Finkielkraut'a to polscy Żydzi, którzy wyemigrowali do Francji z Warszawy, w latach 20 -tych XX wieku [ojciec był więźniem Auchwitz].
W przywoływanym artykule - będącym logiczną konsekwencją systemu aksjologicznego autora -  Finkielkraut formułuje i uzasadnia odważną tezę: dekadencka Europa, która wstydzi się swojej tożsamości, bezzasadnie i błędnie przekonana o uniwersalnej wyższości demokracji jako ustroju politycznego, słabnąca także w aspekcie demograficznym, przegra z wyzwaniem jakim stanowi imigracja islamska, jeżeli nie wprowadzi kontroli imigracji, nie sprowadzi imigrantów do roli mniejszości. Przegra, jeżeli nie wymusi na wyznawcach islamu odejścia od radykalizacji, przejęcia orientacji na pokojowe współistnienie z chrześcijaństwem.
Finkielkraut od dawna głosi tezę, że "[...] Europa od 1945 roku boi się własnych duchów [...]", zwraca uwagę na stojące i pogłębiające się niebezpieczeństwa dla cywilizacji Zachodu.
Punktem wyjścia jest dla niego trwałe przekonanie, że hedonizm i pragnienie dobrobytu stały się wyłącznym wyróżnikiem zachodniej demokracji. Podziela przy tym stanowisko Huntingtona zgodnie z którym, absolutyzowanie demokracji jest strategicznym błędem, a świat Zachodu winien zachowywać większą wstrzemięźliwość w sprawach innych cywilizacji, nie uzurpować sobie prawa interwencji w krajach innych kręgów kulturowych i hołdujących innym systemom wartości. Demokracja nie jest panaceum na wszystkie problemy współczesności, a świat zdecydowanie winien pozostać wielowymiarowy, wielobiegunowy i rzecz jasna wielocywilizacyjny.
Wielowątkowy dorobek A. Finkielkraut [warto dla przykładu zasygnalizować stosunek autora do Izraela i kwestii palestyńskiej, a szerzej współczesnego antysemityzmu], uderza erudycją i przejrzystością wywodu. Tytułem ilustracji, fragment wywiadu z filozofem, jaki zamieścił Tygodnik "Wprost" [Nr 31, 1-7.08.2011]: "[...] Proszę spojrzeć na Francję: wolno się tam powoływać na wszelką tożsamość - poza naszą tożsamością narodową, oskarżaną o wszelkie zbrodnie. Oczekuje się od Francji, by się wypatroszyła, wyzbyła siebie samej. By stała się opakowaniem, pojemnikiem bez zawartości, czyli bez cywilizacji francuskiej. Ma natomiast pomieścić wszelkie inne tożsamości, także - jeżeli nie zwłaszcza - te zewnętrzne [...]".
Z polskiej perspektywy, zagrożenie tożsamości europejskiej przez żywiołową emigrację islamską, niechętną integracji, a przy tym dogmatyczną, hermetyczną, agresywnie ekspansywną, pobrzmiewa póki co nieco egzotycznie. Warto jednak obserwować przebieg wzmiankowanych procesów w krajach "Starej Unii", warto bronić europejskiej tożsamości w innych obszarach i płaszczyznach. Warto także zapoznać się z poglądami Alain'a Finkielkraut'a, które na pewno nie zaszkodzą, a obudzą być może instynkt samozachowawczy Europejczyków, nie tylko w Polsce.
  

poniedziałek, 3 czerwca 2013

4 czerwca w Polsce - czas świętowania, czy także rachunku sumienia?

     Piątkowe [31.05.2013] wydanie internetowe "Le Monde", przynosi ciekawe rozważania historyka, profesora College de France, Emmanuel'a Le Roy Ladurie, zatytułowane: "Historia złego czasu" ["Histoire du mouvais temps"]. Autor znany - przynajmniej w Polsce - przede wszystkim z wydanej jeszcze w 1988 roku książki "Montaillou. Wioska heretyków 1294 - 1324" [Warszawa. PIW], podnosi kwestie relatywizmu ocen w historii, zastanawia się jak wyglądałaby historia, nie pisana przez współczesnych zwycięzców, beneficjentów globalizacji? Co miałby do powiedzenia, jaki byłby upubliczniony punkt widzenia pracownika najemnego na zachodzące na naszych oczach przeobrażenia?
To ciekawa, inspirująca i frapująca kwestia, także z polskiego punktu widzenia, choćby przez pryzmat przypadającej jutro: 4 czerwca, rocznicy historycznych wyborów parlamentarnych 1989 roku w Polsce.
Korzystając z owoców zmian systemowych w Polsce i  w Europie po 1989 roku, nie sposób nie widzieć, nie wolno zapomnieć, o ogromnym rachunku jaki zapłaciła cała Europa Wschodnia, a zwłaszcza Polska, o szeroko pojętych społecznych kosztach zmian systemowych. Nie wolno zapominać o kosztach wyrzeczeń, o nierównym dostępie i podziale dobrodziejstw oraz owoców zmian systemowych, o drastycznym wzroście zadłużenia zagranicznego i wewnętrznego, o patologiach prywatyzacji, wreszcie o bezrobociu.
W dzisiejszej Polsce ciągle jesteśmy porównywani do społeczeństw "Starej Unii", której doświadczenia, przebyta droga i forma organizacji, traktowane są bez mała jako swoisty wzorzec z Sevres. Czy zasadnie? Czy aby na pewno jest to przykład najbardziej efektywny, optymalny, godny blankietowego naśladowania? Polacy namawiani są dziś przez władze polityczne kraju do większej dbałości i troski, odpowiedzialności za swoje życie i przyszłość. Mają kupować polisy na życie, prywatne polisy zdrowotne gwarantujące dostęp do opieki zdrowotnej, sami oszczędzać na swoje emerytury, pod groźbą głodowego wymiary emerytur gwarantowanych przez państwo. Szkoda, że tym skądinąd słusznym apelom i wyzwaniom nie towarzyszy refleksja dotycząca siły nabywczej polskiego pracownika najemnego, poziomu zabezpieczenia społecznego w Polsce, wreszcie polityki ochrony państwa wobec pracujących. 
Warto w końcu zapytać, nie tylko w Polsce i we Francji, ale w całej Europie, czemu służy wywoływana dziś wojna ideologiczna, tak niszcząca resztki społecznej stabilności, dotycząca małżeństw tej samej płci i związanego z tym problemem ustawodawstwa, zwłaszcza w odniesieniu do prawa adopcji dzieci przez małżeństwa homoseksualne? Czy to jest rzeczywiście sztandarowy, nierozwiązany problem w hierarchii społecznych celów i wyzwań, czy raczej zasłona dymna, próba odwrócenia uwagi od bezsilności władzy politycznej wobec rzeczywistych dramatów społecznych?
Polska i Europa poza troską o tożsamość i walką z postępującą dekadencją Starego Kontynentu, potrzebują bez wątpienia nowej formuły solidaryzmu społecznego, zrozumienia, że trudne czasy to wyzwanie i próba dla wszystkich, nie tylko pracowników najemnych, także właścicieli kapitału. Czas i okoliczności wymagają świadomych wyborów i samoograniczania, w imię między innymi pokoju społecznego. Warto przywrócić właściwą konotację polskiego słowa symbolu: solidarności.