sobota, 21 listopada 2015

Wojna z radykalnym islamem w Europie - kto głównym beneficjentem?

        Krwawe zamachy radykalnych dzihadystów we Francji, zmieniły zasadniczo optykę europejskich elit, które ponad dwie dekady temu, po rozstrzygnięciu z sukcesem wielopłaszczyznowej rywalizacji z komunizmem, a w konsekwencji spadku atrakcyjności wielkich ideologii uznały, że konwergencja każdego systemu w kierunku gospodarki rynkowej, z uniwersalnym narzędziem sterująco - monitorującym, w postaci globalizacji, absolut praw człowieka, to ewolucyjna droga do utrzymania dobrobytu, do utrwalenia oraz zachowania pokoju społecznego. Od co najmniej 20-u lat, pojawiały się rysy na tym sielankowym scenariuszu, które jednak były bagatelizowane, w imię poprawności politycznej, mającej być źródłem stabilizacji i eliminacji społecznych napięć oraz antagonizmów. Dziś następuje bolesne, kosztowne przebudzenie.
Traktując zasadnie islam jako agresora w Europie, trzeba zarazem mieć odwagę wskazać na dodatkowe cechy, które niejako komplikują jednoznaczność ocen:
1. Tylko we Francji, żyje oficjalnie ponad 6 mln muzułmanów, których Republika przyjęła i tolerowała przez dekady, mimo świadomości historycznych doświadczeń, że pokojowa koegzystencja islamu z innymi wielkimi religiami jest niemożliwa, z nadzieją - jeśli nie na ożywczą multikulturowość - to przynajmniej na pokojowe współistnienie.
2. Francja, posiadając prawo wyboru, mogła wybrać lepszych imigrantów niż wybrała, na co zwraca uwagę choćby znany i uznany francuski historyk: prof. Alain Besanson. Dlaczego mogąc wybierać z pośród Polaków, Wietnamczyków, chrześcijan z Afryki, postawiła własnie na muzułmanów? 
2. Zamachów we Francji dokonali Francuzi, wyznawcy islamu, przeszkoleni na Bliskim Wschodzie, zawiadywani przez Belga o takim samym rodowodzie, członkowie lokalnych społeczności. Działając zatem z inspiracji zewnętrznej i w interesie zewnętrznym, dokonali zbrodni na własnym społeczeństwie. To ważna okoliczność.
3. Francja przez lata, angażując poważne, publiczne środki, rewitalizowała dzielnice i miasta, wspierała przyjazną polityką społeczną rodziny muzułmańskie z przekonaniem, że imigranci islamscy podejmą wysiłek asymilacji. Niestety bezskutecznie. Nadto aktywność demograficzna imigrantów i ich wewnętrzna hermetyczność, doprowadziła do powstania z wyboru imigrantów, zamkniętych społeczności muzułmańskich o charakterze gett. Równocześnie taka alokacja środków powodowała napięcia i niezadowolenie rodzimych obywateli, których frustracja rosła w miarę eskalacji kryzysu. Rodowici Europejczycy żyją w zasadnym przeświadczeniu, że owoce ich pracy, wykorzystywane są przez imigrantów rzadko kiedy zainteresowanych partycypowaniem w wysiłku budowy i utrzymania dobrobytu, drogą pozytywistycznych zachowań, a raczej wyłącznie zorientowanych na konsumowanie. Ta coraz bardziej wyrazista dychotomia, leży jednocześnie u źródeł rosnącego poparcia dla partii narodowych i populistycznych. 
4. Współistnienie aksjologii świata Zachodu i islamu jest iluzją, trwałą utopią, o niebezpiecznych konsekwencjach, zagrażających istnieniu świata demokratycznego. Pozorna tolerancyjność islamu, zmienia się w agresywną wrogość prawie zawsze, wraz ze zmianą proporcji w społeczeństwach i społecznościach między muzułmanami, a chrześcijanami (choć nie tylko, nie zapominajmy choćby o pryncypialnej wrogości muzułmanów wobec żydów).   
Mówiąc i przypominając to wszystko, czas na pytanie kto: dziś jest w skali globalnej głównym beneficjentem konfliktu z islamem w Europie?
Wbrew pozorom nie jedynie imigranci, ani nie opozycyjne na dziś, europejskie partie polityczne, odrzucające pryncypialnie politykę rezygnacji i ustępstw wobec wojującego islamu, krytykujące wielokulturowość, monadializację i poprawność polityczną, jako symbole kryzysu Europy narodowej, Europy chrześcijańsko - hellenistycznej tożsamości. Europejski konflikt z islamem, jest na rękę i przynosi korzyści na dziś, głównie agresywnej, imperialnej Rosji. Konieczność aliansowania się z Rosją, w odniesieniu do walki z islamskim terroryzmem, zmusza Zachód do szukania dróg porozumienia z imperium rosyjskim, pozwalając temu ostatniemu wyjść z obiektywnej, uzasadnionej międzynarodowej izolacji. Obawiam się, że głównym przegranym będzie w efekcie końcowym Ukraina, która - tak jak niegdyś Polska - może zostać złożona na ołtarzu historii, jako ofiara i koszt porozumienia oraz spokoju wielkich. Niestety. 
Nie wiem, czy rację ma profesor Alain Finkielkraut estymując, że wojna z islamem doprowadzi do dezintegracji narodowej wielu krajów europejskich, a w efekcie końcowym do powstania zatomizowanego społeczeństwa postnarodowego. To byłaby zabójcza opcja. Równie dobrze, agresywność i presja islamu, może zostać militarnie zneutralizowana, a ustawodawstwo europejskie może skutecznie stworzyć tamę islamizacji Starego Kontynentu. Pozostaje sprawa szeroko rozumianych kosztów. Obawiam się, że stająca na porządku dziennym konieczność politycznej amnezji  Europy z wyboru, z jej praktycznym przejawem: deprecjacją problemu Ukrainy w relacjach międzynarodowych, to najbardziej prawdopodobny scenariusz.         
    

sobota, 14 listopada 2015

Paryż - miasto symbol, bohaterska stolica, miejsce ostatniej przestrogi

    Haniebne zamachy fanatyków islamskich, w dniu wczorajszym w Paryżu, niezależnie od ostatecznej liczby ich ofiar (nie jest zresztą ważne, czy zginęło ostatecznie 127, 140 czy 200 ludzi; każda bezbronna ofiara jest nie do zaakceptowania), miały fizycznie miejsce we Francji, ich wymiar jednak i konsekwencje są daleko szersze.
Ostatecznie mam nadzieję bankrutuje i tak już upadła koncepcja społeczeństwa wielokulturowego, o kreolizacji nie wspominając. Europa - w co wierzę głęboko - zacznie w końcu rozumieć, że istnieją granice tolerancji i praw człowieka, przyjmie do wiążącej wiadomości, że wojujący islam jest wyzwaniem, z którym nie poradzimy sobie tolerancją, mediacją, kulturą, wyłącznie salą sądową. Potrzebna jest rozważna, ale zdecydowana odpowiedź militarna, potrzebny jest cywilizowany odwet.
Elity europejskie, których synonimem od dekad biurokracja europejska, formacje polityczne i media głównego nurtu, mają poważny problem. Tego co dzieje się obecnie w Europie, tego co stało się wczoraj w Paryżu, nie można nazwać incydentem. To kolejne ogniwo w łańcuchu islamskiej przemocy, której celem jest zastraszenie społeczeństw demokratycznych, neutralizacja społecznego oporu wobec islamizacji Europy. Ciekawe, czy podtrzyma swoją dotychczasową otwartość i przychylność wobec imigrantów Kanclerz Niemiec, wbrew zresztą woli większości społeczeństwa.....
Demokratyczny świat Zachodu, nie może porzucić swojej aksjologii. W tej oczywistej wojnie cywilizacji nie jesteśmy jeszcze przegrani. Dysponujemy wystarczającym potencjałem, mamy zasoby, przysługuje nam bezsprzecznie prawo do obrony.
Czas też już chyba ostatni - aby wbrew paraliżującej nas poprawności politycznej - głośno i wyraźnie postawić tamę islamizacji Starego Kontynentu, żądać zmiany polityki wobec wojującego islamu.
Absolut demokracji i praw jednostek, nie może oznaczać akceptacji jawnej agresji islamu w Europie. Prawo do azylu politycznego, a tym bardziej imigracji ekonomicznej, musi być zarazem jasnym, nieodwołalnym, zagrożonym sankcją zobowiązaniem potencjalnych beneficjentów, do blankietowego uznania i poszanowania praw kraju udzielającego gościny. Jeżeli ktoś chce mieszkać w Europie, musi szanować jej tradycje, obyczaje, aksjologię, tożsamość. Czas na publiczny sprzeciw wobec specjalnych praw dla mniejszości islamskiej w Europie. Dosyć budowy meczetów, zamkniętych dzielnic. Laicka Europa nie pozwalając - i słusznie - na status chrześcijaństwa jako religii państwowej, tym bardziej nie może akceptować islamizacji życia publicznego.
Zamachu dokonali bezwzględni islamiści, ale co najmniej dwuznaczną rolę spełniają europejskie elity polityczne w kwestii islamizacji. Korzystając z przywilejów i ochrony, powtarzając jak mantrę slogany o tolerancji, prawach człowieka, zapomniały o tym co myśli i czuje ulica, co sądzi zwykły obywatel, bagatelizowały jego osobiste bezpieczeństwo. Dopiero zamachy uruchamiają instynkt samozachowawczy elit, powstaje jednak pytanie na jak długo....     
I jeszcze jedno: Francja, która jest jakby soczewką, w której ogniskują się wszystkie problemy związane z imigracją i obcą tradycji europejskiej kulturą, po wielekroć pokazała niebywałą zdolność do integracji, siłę pokonywania przeciwieństw i przeciwności. Wierzę głęboko, że i tym razem Marianna pokaże swój determinizm, rozum i siłę. Powiedzieć dzisiaj: wszyscy jesteśmy Francuzami, solidaryzowanie się z krajem galijskiego koguta, to za mało. Czas na czyny. Jeżeli one nie nastąpią, jeżeli elitom politycznym Europy zabraknie pryncypialności i odwagi, dojdzie do eskalacji zamachów i konfliktów.
Francuskie, tradycyjne elity polityczne także mają nie lada dylemat i wyzwanie. To co się dzieje, jest spełnieniem proroctwa politycznego tych - w tym Frontu Narodowego - którzy twierdzą, że patriotyzm jest nacjonalizmem, a nacjonalizm nie jest wstydem. Tych, którzy wzywają do opamiętania, sprzeciwiają się obecnej polityce wobec globalizacji i imigracji, wobec aktualnej formy europejskiej integracji. Francja dojrzewa do zasadniczych zmian politycznych, których symbolem może być przyszła prezydentura Marine Le Pen, w aktualnych okolicznościach coraz bardziej prawdopodobna. Z pewnością problematyka bezpieczeństwa i imigracji, odegra kluczową rolę w nadchodzących, grudniowych wyborach regionalnych we Francji.
Czas na czyny w sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi. Sprawę imigracji należy rozwiązać nie w Europie, budując obozy dla uchodźców ale na miejscu, likwidując Państwo Islamskie, jako przyczynę i generatora wspomnianych nieszczęść. Zachód dysponuje potencjałem, aby przywrócić właściwe relacje i zasady prawa międzynarodowego. W imię przyszłości naszych dzieci i wnuków, czas na działania.   
Francjo moja kochana, przyjmij moje kondolencje. Ty jesteś - jak zasadnie mawiał Generał de Gaulle - predystynowana do czynów wielkich. Wierzę, że staniesz się dla świata inspiracją i przykładem do naśladowania, jak skutecznie radzić sobie z islamskim ekstremizmem. Zaatakowana podstępnie, masz prawo do obrony. Jesteś i będziesz wielka, co udowodniłaś już niejednokrotnie w swojej bogatej i chlubnej historii. Jako zdeklarowany Frankofil jestem z Tobą, na dobre i na złe.  

środa, 11 listopada 2015

Glucksmann Andre - potwierdzenie zasadności powiedzenia G. Clemenceau.

     Zmarły wczoraj (10.11.2015) francuski filozof: Andre Glucksmann, to bez wątpienia jedna z ciekawszych postaci europejskiego życia publicznego i intelektualnego. Jego biografia, ma wymiar symboliczny dla pokolenia Europejczyków XX wieku.
Urodzony w 1937 roku, w rodzinie francuskich Żydów (jego rodzice zdecydowali się na emigrację do Palestyny w 1933 roku), wykształcony we Francji, do końca lat 60-tych ubiegłego wieku - jak wielu przedstawicieli jego pokolenia - pozostawał pod wpływem idei lewicowych, zwłaszcza zaś maoizmu. Nie ograniczał się wyłącznie do intelektualnego flirtu z lewicą, był aktywnym uczestnikiem Rewolty Maja 1968 r. w Paryżu. W 1968 roku publikuje też pierwszą swoją książkę: "Le Discours de la Guerre" ("Dyskurs na wojnie").
W 1975 roku, publicznie i spektakularnie zrywa z lewicową fascynacją, rozliczając się z marksizmem w swojej słynnej książce: "La Cusiniere et le Mangeur d'Hommes - Reflexions sur l'Etat, le marxisme et les camps de concentration" ("Kucharka i ludożerca - Refleksje na Państwem, marksizmem i obozami koncentracyjnymi"), w której stawia de facto znak równości  między komunizmem, a nazizmem.
Stopniowo rozpoczyna się ewolucja A. Glucksmann'a do roli trybuna antytotalitaryzmu, społeczeństwa obywatelskiego i jego atrybutów, przeciwnika nienawiści i szeroko pojętego nihilizmu. W ostatnich latach, zdeklarowany krytyk putinowskiej Rosji, obrońca praw człowieka w Chinach, piewca aksjologii europejskiej i cywilizacyjnych zobowiązań Zachodu.
Laureat II Oświęcimskiej Nagrody Praw Człowieka im. Jana Pawła II za 2008 rok, wręczonej osobiście przez Papieża Benedykta w grudniu 2009 r.
Andre Glucksmann, znany jest w Polsce z rozlicznych wywiadów, a nade wszystko z dwóch przełożonych na język polski jego książek: "Rozprawy o nienawiści", Wyd. Czytelnik. Warszawa. 2008 r. (tytuł oryginału: "Le Discours de la haine") oraz "Dostojewski na Manhatanie", Wyd. Sic. Warszawa. 2003 r. (tytuł oryginału: "Dostoievski a Manhattan").
"Rozprawa o nienawiści" to pouczająca, intelektualna wędrówka po historii nienawiści i destrukcji, o której Glucksmann formułuje zasadny pogląd, że "[...] jej uparte i natrętne widmo, degraduje relacje prywatne i sprawy publiczne [...]". Omawia zarazem trzy kluczowe w jego przekonaniu przejawy nienawiści: 1]. antysemityzm, 2]. nienawiść do kobiet (immanentą zwłaszcza islamowi), 3]. terroryzm.
"Dostojewski na Manhatanie", to przez symboliczne odwołanie do Dostojewskiego, przez pryzmat zamachów z 11 września 2001 roku w USA, fascynujące studium nihilizmu. Nihilizm zdaniem Glucksmanna, to permanentny problem Zachodu od conajmniej dwóch stuleci. Formułuje on - szeroko go uzasadniając - koncepcję "trzech świętych" nihilizmu: 1]. Napoleona, jako symbolu nihilizmu politycznego, 2]. Rotschilda, jako symbolu nihilizmu ekonomicznego, 3]. w końcu islamu, jako symbolu nihilizmu religijnego. Glucksmann nie akceptując idei "cel uświęca środki", postuluje jednocześnie wprowadzenie 11-go Przykazania: nie zadawaj cierpienia bliźniemu swemu, bez względu na motywacje. Nie zmierzaj do wlasnego dobra i pożytku jego kosztem, powstrzymaj się od implementowania uniwersalnego zła, zarówno w życiu prywatnym i publicznym.
Lektura książek i wywiadów Andre Glucksmann'a, to pasjonujące, pouczające zajęcie, będące formą intelektualnej uczty.
Zastanawiałem się nad doborem cytatu, który mógłby być puentą dorobku i profilu A. Glucksmann'a, fascynującej postaci, będącej potwierdzeniem zasadności powiedzenia G. Clemenceau: "[...] kto za młodu nie był socjalistą, ten na starość będzie kanalią [...]". Uznałem, że najbardziej reprezentatywny będzie fragment wywiadu, jaki udzielił A. Glucksmann 4.04.2011 roku "Gazecie Wyborczej", pod jakże znamiennym tytułem: "Dlaczego Walczymy":
"[...] Na ile to rzezi pozwalaliśmy, żeby póżniej żałować, żeśmy ich nie przerwali. Ileż to już było Querenic od czasu tej pierwszej frankistowskiej, namalowanej przez Picassa? Każde pokolenie ma na swoim końcie tchórzliwe zaniechania i nieinterwencje [...]". Niech te prawdziwe, choć gorzkie słowa, brzmią jako glucksmannowskie przesłanie i memento.
Żałuję, że kończy się nasze obcowanie z jednym z największych przedstawicieli "nowej filozofii", choć zarazem jego bogaty dorobek, znany ledwie incydentalnie w Polsce, stanowi pewną rekompensatę tej straty. Obyśmy tylko teksty Andre Glucksmann'a czytali ze zrozumieniem, ze zdolnością do refleksji, autooceny i działań korygujących.

  

    

sobota, 7 listopada 2015

Krajobraz powyborczy w Polsce - kilka refleksji

        Rezultat wyborów parlamentarnych w Polsce jest jedynie pozornym zaskoczeniem, ponieważ na podwójny sukces wyborczy Prawa i Sprawiedliwości (elekcja prezydencka i parlamentarna), skutkujący zasadniczymi zmianami politycznymi w naszym kraju, w tym zmianami w obrębie systemu partyjnego, których symbolem marginalizacja polityczna Sojuszu Lewicy Demokratycznej, czołowe polskie formacje polityczne pracowały od lat. 
Gdyby podjąć próby sparametryzowania żródeł obecnej sytuacji należy wskazać moim zdaniem na:

1.   Całkowite zmierzch partii politycznych, jako źródła dyskusji i integrowania zwolenników wobec określonej aksjologii i programu. Uwaga ta dotyczy bez mała całej sceny politycznej, z wyjątkiem PiS-u. Lewica ostatnie, poważne, otwarte debaty polityczne, prowadziła w okresie zmiany systemu politycznego w Polsce, kiedy ścierały się koncepcje kształtu i perspektyw polskiej lewicy. Lewica uwierzyła przy tym, że jest stałym, trwałym elementem polskiej sceny politycznej, nadużywając i nadinterpretując pojęcie twardego elektoratu.
Odwołujac się do doświadczeń francuskiej lewicy, ta w V Republice przeżywała zwroty i upadki, do 1981 roku bezskutecznie starając się przejąć władzę. Nigdy jednak, nawet w czasach polaryzacji w łonie własnego obozu politycznego (socjaliści - komuniści), nie zaniedbała relacji z zapleczem politycznym, nie zamknęła wewnątrz partyjnej dyskusji, nawet kosztem przejściowej walki frakcji politycznych, traktując wewnętrzny ferment ideowy jako wartość wyższą, niż pozorną jedność. Cały czas próbowała też świadomie poszerzać bazę społeczną, przesuwając się w kierunku centrum. Chcąc zmobilizować zaplecze polityczne, a zarazem zaktywizować wszystkich Francuzów, w ostatniej kampanii prezydenckiej Partia Socjalistyczna umożliwiła wszystkim Francuzom, a nie tylko członkom partii, udział w prawyborach i wyłonieniu kandydata socjalistów na urząd Prezydenta Republiki. Co zrobiło SLD w ostatniej kampanii prezydenckiej w Polsce? Dokonało samobójstwa politycznego w imię nieznanych priorytetów. 
Polskie partie polityczne stały się w ostatnich dekadach dofinansowaną przez państwo i utrzymywaną przez społeczeństwo obywatelskie, maszynką elit partyjnych do układania partyjnych list wyborczych, które stały się jednocześnie narzędziem wymuszania posłuszeństwa, pseudo zgodności, a de facto żródłem zaniku ideowości, zdrowego fermentu ideowego w partii.
2. Polskie partie polityczne stały się zarazem poligonem doświadczalnym nepotyzmu i prywaty, za sprawą opanowanej do perfekcji strategii łupów wyborczych, w czym najwyższą skutecznością wyróżnia się PSL, stając się limitowanym kooptacyjnie konglomeratem interesów. Pokojowe współistnienie ze zbiurokratyzowanym państwem i perfekcyjne wykorzystanie trybu konkursowego w pozyskiwaniu nowych pracowników administracji wszystkich szczebli, stało się osnową budowy specyficznych, zamkniętych grup interesu, z cenzuzem partyjnym. W konsekwencji, obywatele funkcjonujący poza układem partyjnym mają zasadne, głębokie poczucie niesprawiedliwości i alienacji.
3. Zawłaszczenie państwa i administracji, spowodowało w rządzących elitach politycznych zgubne poczucie predystynacji, skutkujące głęboką, nieskrywaną arogancją wobec obywateli, co znalazło wyraz chożby w słynnych nagraniach, w których prominentny polityk PO i funkcjonariusz rządowy, a obecnie funkcjonariusz U.E, po prostu drwi z współobywateli ("kim jest obywatel zarabiający mniej niż 6 tys. zł miesięcznie!!!).
4. Istniejący system finansowania partii politycznych i nieskrywane preferencje mediów głównego nurtu, stanowiąc barierę istnienia w świadomości społecznej, stają się zarazem przyczyną z jednej strony radykalizacji nastrojów, z drugiej zaś alienacji wyborczej znacznej cześci elektoratu.
5. Wszystkie te okoliczności, dały naturalny asumpt do geometrycznego wzrostu wpływów Prawa i Sprawiedliwości, partii która umiejętnie pielęgnując fobie i uprzedzenia, zbudowała alternatywę programowo - personalną, zwłaszcza wobec P.O. Rzeczywistość powyborcza pokazuje jednak, że partia zwycięska poparcie społeczne traktuje jako upoważnienie do swoistej frywolności personalnej, co wróży jak najgorzej polskiej stabilności politycznej.
Co dalej?
Jeżeli zasadnie przyjmiemy, że około 50% zatrudnionych to pracownicy najemni, jeżeli uznamy, że nie rozumiana egalitarystycznie równość jest priorytetem działań, a państwo narzędziem społeczeństwa obywatelskiego w realizacji jego interesów, jeżeli odrzucimy radykalizmy, przyjmując aksjologię nowoczesnego państwa demokratycznego, najwieksze perspektywy polityczne ma lewica, w sensie nurtu politycznego, wymagająca jednak pozytywistycznej pracy od podstaw. Lewica wielonurtowa, otwarta, bez uprzedzeń, ale też bez nadmiernej skłonności w kierunku egzotyki i obyczajowych eksperymentów. Lewica laicka, ale nie antykościelna. Lewica wrażliwa i zaangażowana, ale nie etatystyczna.
Jeżeli lewica nie zagospodaruje polskiej sceny politycznej, a frustracja i alienacja dalej zbierać będzie swoje żniwo, czeka naz nieuchronny zwrot w kierunku radykalizmów.