niedziela, 18 maja 2014

Od francuskiego wina do... europejskiej demokracji

Według opublikowanych właśnie danych Światowej Organizacji Winorośli i Wina [OIV], w 2013 roku Stany Zjednoczone, ze spożyciem na poziomie 29,1 mln hektolitrów [wzrost w stosunku do roku poprzedniego o 0,5%], stały się pierwszym na świecie rynkiem wina, wyprzedzając dominującą dotąd nieprzerwanie Francję [spożycie na poziomie 28, 1 mln hektolitrów, spadek w 2013 w stosunku do 2012 r. o 7%]. Oczywiście uwzględniając potencjał demograficzny, Francja nadal pozostaje liderem w spożyciu na jednego mieszkańca [przeciętny Francuz, wypijając 1,2 but. wina tygodniowo, bije na głowę Amerykanina, konsumującego - póki co - sześć razy mniej!!!].
Utrata przez Francję prymatu na rynku wina - mająca dla wielu wymiar symboliczny - jest godnym odnotowania wydarzeniem, w kategoriach gospodarczych i kulturowych, z pewnością jednak nie oznacza "przewrotu kopernikańskiego", ani w winiarstwie, a tym bardziej w ekonomice. Francuski eksport wina ma się bardzo dobrze [za 2013 rok osiągnął wartość 7,8 mld Euro], Francja pozostaje z pewnością synonimem jakości, a nade wszystko tradycji na rynku winiarskim. Konsument francuskiego wina, a szerzej produktów alkoholowych opartych na winorośli doskonale wie, że spożywając produkty Dionizosa/Bachusa o francuskim rodowodzie, obcuje zarazem z wielowiekowym dorobkiem kulturowym kraju i narodu, którego wkład w dziedzictwo kulturowe Zachodu, nie podlega najmniejszej dyskusji.     
Dyskusja o zmianie pozycji francuskiego wina, przypomina dyskusję o analogicznej ewolucji francuskiej kultury i języka w świecie. Dekadencja Europy, której w wielu wymiarach towarzyszy dekadencja Francji jest faktem - satysfakcji z czego nie kryją zwłaszcza Anglosasi - niemniej kultura a la francaise, ma swoje miejsce na mapie świata  i z pewnością zachowa je w przyszłości. Wydaje się nawet, że Francja ma tak wiele walorów, że to kraj galijskiego koguta, pozostanie także w przyszłości synonimem Europy w wielu dziedzinach.
Obserwując europejską scenę polityczną na tydzień przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, można szukać analogii jej położenia w stosunku do francuskiego wina. Demokracja w Europie - tak jak francuskie wino - ma swoją zakorzenioną pozycję w świadomości społecznej Europejczyków, która jest nie zagrożona, mimo ewolucji nastrojów, zmian preferencji, wreszcie lansowanych zmian w przyzwyczajenieniach. Demokracja w Europie - tak jak wino - ma wiele mutacji i wcieleń. Konsumenci są świadomi, nie tylko istnienia win włoskich, hiszpańskich, portugalskich, austriackich, czy niemieckich, ale nadto posiadają zdolność do ich różnicowania. Ta sama prawidłowość dotyczy zachowań politycznych.
Dlaczego zatem demokracja w Europie musi być postrzegana i lansowana - zwłaszcza przez poprawne politycznie środowiska -  jako jednolita, najczęściej lewicowa? Dlaczego w Europie nie może być miejsca na różne formacje i nurty polityczne?
Ostatnio bardziej niż widoczna i nachalna jest ofensywa dominujących w życiu poblicznym, poprawnie politycznych mediów - zwłaszcza na "Starym Zachodzie" - zmierzająca do dyskredytacji formacji krytycznych wobec aktualnie realizowanej wizji jedności europejskiej. Prawie powszechne już nawiązywanie do najczarniejszych kart europejskiej historii - XX wiecznego faszyzmu [skądinąd dlaczego brakuje w tych odniesieniach komunizmu?] - budzenie demonów i strachu, że tak samo jak europejski sceptycyzm, w przeszłości rodził się faszyzm, jest jednak sporym nadużyciem. Conajmniej 20% poparcie dla partii narodowych i regionalnych na Zachodzie przed wyborami do P.E., nie upoważnia do porównywania tychże partii i ich zwolenników, do prekursorów nowej formuły faszyzmu!!!!
Stare elity europejskie, zarówno tradycyjnie prawicowe, jak i lewicowe, pozostające od dekad, a nierzadko od pokoleń u władzy, wiedzione strachem przed utratą atrybutów rządzenia i środowiskowych oraz osobistych benefitów, zdają się utożsamiać demokrację - nie po raz pierwszy zresztą - wyłącznie z poprawnością polityczną. Warto przypomnieć dotychczasowym moderatorom polityki europejskiej, czym jest demokracja i czym są wybory.
Osobiście w przypadku demokracji, tak jak i w przypadku wina, pozostając zdeklarowanym frankofilem, przyjmuję do wiadomosci i akceptuję, że są grupy społeczne, wielkie grupy konsumentów, którzy darzą równą mojej estymie dla wina francuskiego, produkty winarskie innych krajów i nacji. To kwestia przyzwyczajeń, nawyków konsumenckich, osobistych preferencji. Ludzie - jako konsumenci i wyborcy - mają prawo do własnych wyborów, byleby tylko w ramach demokracji i jednego z jej kluczowych atrybutów: poszanowania prawa mniejszości.  
W konsekwencji, jeżeli uznamy za zasadą partycypację wyborczą, która jest prawem, a nie obowiązkiem!!, idąc de urn wyborczych do Parlamentu Europejskiego, nie dajmy się zmanipulować, nie wstydźmy się swoich przekonań i preferencji. Nawiązując do rzymskiej maksymy "de gustibus non est disputandum", miejmy na uwadze, że gusty dotyczą nie tylko wina, ale i polityki!!!
              
    

czwartek, 8 maja 2014

Prezydent Hollande grabarzem francuskiego socjalizmu?

Francuski profesor socjologii, zatrudniony w Ecole normale superieure [ENS]: Eric Fassin, w wywiadzie pod tytułem "Le recontrage sous fin du PS doit etre qualifie de droitisation", udzielonym "Liberation" [wyd. 505.2014], stawia ciekawą, acz kontrowersyjną tezę: Prezydent F. Hollande uwolni Francję od socjalizmu, tak jak swego czasu F. Mitterrand uwolnił ją od komunizmu. Praktycznym potwierdzeniem takiej zmiany jakościowej, ma być skład II tury wyborów prezydenckich w 2017 roku, która rysuje się w tej koncepcji jako bratobójczy pojedynek dwóch formacji prawicy: UMP i FN.
Wiele wskazuje, że E. Fassin może mieć rację, a ewolucja ideowo - programowa Partii Socjalistycznej, erozja jej miejsca we francuskim systemie politycznym, wymuszone tyle okolicznościami, co świadomym, nieuchronnym wyborem, staną się faktem.
Konsekwencje mondializacji stają się dramatyczne dla dotychczasowej staryfikacji społecznej rozwiniętych demokracji Zachodu: nie tylko pracownik najemny, nie tylko we Francji, przestaje być bezpieczny, syty oraz zadowolony. Także do niedawna ostoja klasycznej demokracji: klasa średnia, ulega wyraźnej erozji i degradacji. Formacji socjalistycznej - w sensie integracji i artykulacji interesów, jak i utrzymania monopolu reprezentacji własnej bazy społecznej - z pewnością nie służą też swiatopoglądowo - obyczajowe nowinki i wybory ideowo - polityczne ostatnich lat.
Z drugiej strony, masowy powrót do przaśnej lewicowości, odwołującej się do klasycznej formy walki klas, także nie wydaje się być możliwy. W kosekwencji, na społecznym i politycznym znaczeniu zyskiwać mogą ruchy polityczne nie uwikłane dotąd w proces rządzenia, o wyrazistym obliczu ideowym, odwołujące się do pierwiastków narodowych, utożsamianych coraz powszechniej z ostatnim "belle epoque" pracowników najemnych, sytuujące się raczej po prawej stronie sceny politycznej.
Degradacja socjalizmu we Francji - jako formacji i preferencji politycznej - wymaga jeszcze kilku innych warunków zawieszających, z których najważniejszym [po potencjalnym i potrzebnym uporaniu się z negatywami globalizacji, szczególnie dla rynku pracy i poziomu życia], wydaje się być deetatyzacja państwa i obniżenie rangi kadr - zwłaszcza urzędniczych - stanowiących od dekad żelazny elektorat lewicy, spoisty wewnętrznie, zdyscyplinowany, dominujący na francuskiej scenie politycznej. Zmiany preferencji politycznych Francuzów, mogą stopniowo skutkować zasadniczą wymianą elit politycznych, a w jej konsekwencji masową wymianą kadr urzędniczych wszystkich szczebli, na zupełnie odmienny od dotychczasowego, także w aspekcie oblicza ideowego, wszak - za wzorami amerykańskimi - zwycięzca bierze wszystko, z etatami w administracji łącznie.
Czyżby zatem Francja, ideowa Ojczyzna wielu nurtów socjalizmu, jeden z europejskich symboli siły i witalności politycznej socjaldemokracji, miała w najbliższym czasie zmarginalizować organizacyjną emanację współczesnego francuskiego socjalizmu: Partię Socjalistyczną? Czy możliwym jest że P.S podzieli los wielce zasłużonej - zwłaszcza dla Francji okresu II wojny światowej, całkiem zasadnie nazywanej "partią rozstrzelanych" - Francuskiej Partii Komunistycznej, zmarginalizowanej jak się zdaje nieodwracalnie przez P.S, w latach 80 - tych ubiegłego wieku?
Zwykła merytoryczna rozwaga, każe zachować umiar i roztropność w odpowiedzi na to fundamentalne, strategiczne, ale jednak otwarte pytanie. Skoro jednak ikony francuskiego przemysłu mogą podlegać egzotycznym zmianom właścicielskim, a Francuzi zaczynają konsumować więcej piwa niż wina, to zdaje się wszystko jest możliwe, łącznie ze społecznym porzuceniem socjalizmu, choć niekoniecznie pewne i nieuchronne.
Procesy zachodzące obecnie we Francji, warte są także monitorowania przez pryzmat polskiej sceny politycznej. W Polsce, regres klasy średniej i jej pauperyzacja oraz spadek znaczenia politycznego pracowników najemnych dla formacji lewicowych, dla których nie stanowią oni już bastionu wpływów politycznych jest obiektywnym faktem. Polska nie ma lewicowego prezydenta, ale może - tym razem na przekór tendencjom francuskim - w Polsce pojawią się nowe formy politycznej organizacji społeczeństwa, zarówno na prawicy, jak i na lewicy? A może zdecydujemy się zaimplementować doświadczenia szwajcarskie, opowiadajac się za demokracją bezpośrednią i referendalną?
       

   
                    

środa, 7 maja 2014

Euro nastroje - pizza - eurosceptycyzm

Francuski dziennik "Liberation", w wydaniu z 4.05.2014 r., przynosi ciekawy artykuł Francois Miquet'a pod znamiennym tytułem: "Moins d'Union pour plus d'Europe" ["Mniej jedności, a więcej Europy"]. F.Miquet, autor interesującej, wydanej w 2013 roku, staraniem wydawnictwa Michalan książki: "Nouvelles Passions Francaises", analizuje przyczyny francuskiego sceptycyzmu wobec Zjednoczonej Europy.
Przywołując wyniki sondaży, w których aż 49% Francuzów, uważa ewolucję rozwojową Europy za negatywną [w negatywnym odbiorze Unii, prym wiodą pracownicy najemni, sympatycy zarówno Frontu Narodowego, jak i lewicowego Front de Gaauche]. Podnosząc, że aż 64% Francuzów nie tylko sprzeciwia się dalszemu rozszerzeniu U.E, ale zarazem preferuje powrót Zjednoczonej Europy do historycznego związku 6 krajów, autor zauważa jednocześnie, że społeczne oczekiwania we Francji w stosunku do Wspólnoty, wyrażają się w dezyderacie Unii bardziej demokratycznej, ekonomicznej i socjalnej, skutecznej, a zarazem mniej drobiazgowej, powiązanej formalnie i zaangażowanej finansowo. Nastawienie to determinuje preferencje wyborcze Francuzów, w nadchodzących wyborach do Parlamentu Europejskiego.
Z polskiego punktu widzenia taki odbiór i stosunek do U.E brzmi nieco egzotycznie i niezrozumiale. W Polsce, masowe poparcie Wspólnoty, wynika przede wszystkim z benefitów rozwojowych i cywilizacyjnych, jakie przyniosło Polsce póki co członkostwo w Zjednoczonej Europie. Polski hurra optymizm, bez mała blankietowe poparcie jedności europejskiej, z pewnością z czasem ulegać będzie racjonalizacji, wraz ze spadkiem dostępności funduszy europejskich na wyrównanie różnic między "Starą Europą" a Polską.
W tym samym czasie, tej samej kampanii wyborczej, tylko w Polsce, urzędujący, konstytucyjny Minister Spraw Zagranicznych, wysyła pracowników Biuro Ochrony Rządu - publicznej służby mającej zapewnić Mu osobiste bezpieczeństwo - po pizzę, z poleceniem dostawy do swojej prywatnej posiadłości. Radosław Sikorski - czołowy polityk rządzącej Platformy Obywatelskiej, człowiek z ogromnymi aspiracjami [mówi się że ma zostać komisarzem d/s wspólnej polityki zagranicznej, nowej Komisji Europejskiej], odmiennie niż Max Otto von Stirlitz z kultowego radzieckiego serialu z 1973 roku "Siedemnaście mgnień wiosny", musiał wiedzieć, że jego postępowanie jest naganne, że jest po prostu przejawem prywaty. Musiał także zakładać, że fatalnie oceniana rodzima partiokracja, powinna zdecydowanie unikać wszelkich patologii, mogących rzutować na społeczny odbiór elit, budując mit zaufania i zatroskania losem współobywateli. Dowodem na instrumentalizację zachowań władzy, celem uzyskania doraźnych, partykularnych korzyści politycznych, jest choćby nagła, diametralna zmiana frontu Premiera RP, w odniesieniu do spraw polskiego, śląskiego węgla kamiennego.
Mimo wyrażnego politycznego zapotrzebowania, wspomniany Minister nie jest w stanie zamówić pizzy z dowozem do domu, jak to czyni codziennie tysiące równie zagonionych, średnio zamożnych ziomków, musi wykorzystać służby publiczne, funkcjonujące za społeczne środki. Zrobił tak, ponieważ czuje się bezkarny, zwolniony z konieczności hołdowania zasadom współżycia społecznego, ponieważ stosunek opinii publicznej do tego typu zachowań, jest dla niego sprawą absolutnie drugoplanową. To dowód na deprawację polityczną. To powód do utraty zaufania publicznego i tytułu do sprawowania najwyższych urzędów w państwie.
Dlaczego przywołuję te dwa, z pozoru nie związane z sobą wątki: społecznego odbioru ewolucji Unii we Francji i zachowania Ministra RP w Polsce?
Europejskie elity rządzące, podnoszą larum odnośnie rzekomego zagrożenia demokracji w Europie, grożby radykalizacji życia politycznego. Propagując i sprzyjając poprawności politycznej, ograniczają pole debaty publicznej, zarazem epatując społeczeństwa obywatelskie niskim poziomem partycypacji, w sterowanym przez ordynacje wyborcze życiu publicznym. Tymczasem stosunek Europejczyków do demokracji i instytucji europejskich, jest racjonalną, obiektywną wypadkową własnych odczuć, doświadczeń, aksjologii tychże Europejczyków, budujących i ugruntowujących swoją apatię i obojetność wobec społeczeństwa obywatelskiego, a wrogość w stosunku do zachowania elit politycznych, także przez tak wyzywające zachowania, jak wspomniany wyskok polskiego ministra.
Eurosceptycyzm w Europie rośnie z powodów obiektywnych i subiektywnych, ale także powodów absurdalnych, nieodpowiedzialnych zachowań elit tradycyjnych partiokracji, które z własnego wyboru i nadania, korzystają ze swoistego immunitetu nietykalności.
Swego czasu pisałem, że logotypem zmian w polskiej polityce winna być miotła. Podtrzymuję tą rekomendację, z jednym uszczegółowieniem. Symbolem wyborów do Parlamentu Europejskiego winnien być śląski klops [na śląsku karminadla], czyli polski kotlet mielony. Ta kampania, w wymiarze trybu nominowania i kooptacji kandydatów, tematyki, zachowania elit, to prawdziwy klops, dodam nieco już czerstwy.

       

niedziela, 4 maja 2014

Wybory do P.E: polityka to nie metereologia, znajomość frontów nie wystarczy

Cieszący się póki co pozytywnym odbiorem, nowy Premier Francji Manuel Valls [64% respondentów uważa, że to dobry Premier Ministre], na wczorajszym [3.05.2014] spotkaniu z członkami lewicowej organizacji Młodzi Socjalisci [Jeunes socialistes], apelował do młodych Francuzów, aby nie oddawali terenu skrajnej prawicy, w nadchodzących wyborach do Parlamentu Europejskiego.
Awers graniczący z histerią, na tle Frontu Narodowego i jego poparcia społecznego we Francji, przyjmuje charakter ponadpartyjnego uczulenia, nie tylko zresztą nad Sekwaną. 
Polityka to jednak nie metereologia: znajomość frontów nie wystarcza do skutecznego stawiania diagnozy przyczyny renesansu ruchów narodowych, sceptycznych wobec - między innymi - aktualnego kształtu integracji europejskiej, a nade wszystko nie pozwala na ich prostą polityczną i społeczną neutralizację. W pogodzie, skuteczna estymacja frontów atmosferycznych, umożliwia sięgnięcie po równie prosty katalog dostępnych działań dostosowawczych: trzeba sięgnąć po parasol, łopatę do śniegu lub strój kąpielowy. Polityka wymaga bardziej wysublimowanych działań i przedsięwzięć, a nade wszystko wiarygodności.
Apel do młodych Francuzów o odmowę poparcia wyborczego dla Frontu Narodowego, jest rzecz jasna zasadny z punktu widzenia interesów tradycyjnych formacji francuskiej sceny politycznej, tyle że wybitnie życzeniowy, a przez to mało realny.
Co bowiem ma skłonić młode pokolenie - nie tylko we Francji - do obdarzenia zaufaniem wyborczym - tradycyjne ugrupowania systemu partyjnego?
Europa, to ponad 5 mln bezrobotnych w wieku do 25 lat, które staje się jednym z głównych problemów społecznych. Francji co prawda sytuuje się póki co daleko od poziomu bezrobocia Hiszpanii [54,3%] i Włoch [41,6%] w tej kategorii wiekowej, ale francuskie statystyki są także przerażąjące [25,6% Francuzów do 25 roku życia nie ma zatrudnienia, na marginesie w Polsce 27,4% młodzieży pozostaje bez pracy].
Wyborcy zewsząd są wręcz bombardowani informacjami o patologiach w polityce, prywacie czołowych przedstawicieli oligarchii partyjnych, którzy - zaznajomieni z zasadami maretingu politycznego - usiłują przekonać obywateli o swoim oddaniu i poświęceniu dobru wspólnemu. Misterny plan marketingowy polityków, pryska jak bańka mydlana w zestawieniu z informacjami o dochodach i przywilejach polityków, zwłaszcza posłów do Parlamentu Europejskiego. Ich apanaże szokują i bulwersują nie tylko bezrobotnych, ale i rzetelnie pracujących, zatrudnionych od lat.
Bezrobotny, może otrzymać darmowy bilet autobusowy lub kolejowy na dojazd na rozmowę kwalifikacyjną, europeseł ma darmowy i nie limitowany bilet na samolot. Ryczałt za jednorazowy, także nie limitowany dojazd własnym samochodem do Brukseli dla posła do P.E jest wyższy - przynajmniej w przypadku Polski - niż miesięczny zasiłek dla bezrobotnego. O przywilejach podatkowych i emerytalnych nawet nie wspominając.
Apatia, zbudowana na bazie oceny dotychczasowej skuteczności niewiara w zdolności i kompetencje tradycyjnych elit, skłania młodych - choć nie tylko - do szukania alternatywy, jakimi w wielu europejskich społeczeństwach zdominowanych przez poprawność polityczną stają się ruchy narodowe, zwane - z powodów prymatu etykietyzacji nad merytoryczną dyskusją - ekstremalnymi, skrajnymi, radykalnymi etc.
Na szczęście coraz więcej Europejczyków, nie tylko młodych, stawia pragmatyzm, racjonalność polityczną, nad pseudo ideowością, schematem, przywiązaniem i polityczną tradycją.
Gdyby polityka rządzących europejskich elit, zapewniała minimum sprawiedliwości społecznej, gwarantowała stabilizację życiową dla pracujących, była rękojmią perspektyw zawodowych i życiowych, młodzi Europejczycy z pewnością nie oddawaliby terenu opozycji, a nie tylko ruchom narodowym. Rycząca rzeczywistość determinuje jednak fakt, że europejski elektorat, tęskniący za normalnością, szuka alternatywy.
Dla zdegustowanej rozwojem sytuacji, "starej" elity politycznej Europy, realnie zagrożonej utratą przywilejów, a zarazem bezradnej i jałowej w aspekcie realnych, transparentnych planów działania, skazanej - werdyktem wyborczym - na nieuchronną, co prawda rozłożoną w czasie, ale utratę władzy, mam jako memento i credo powiedzenia de Gaulle'a: "[...] żadna polityka nie jest wartościowa w oderwaniu od rzeczywistości [...]".