czwartek, 24 grudnia 2015

Boże Narodzenie - kilka refleksji

Święta Bożego Narodzenia są czasem radości i refleksji. Zwłaszcza we współczesnym świecie, we współczesnej Europie, muszą one dodatkowo skłaniać do głębokiego zastanowienia nad istotą naszego życia i parametrami świata, w których żyjemy.
Boże Narodzenie w zachodniej cywilizacji, od dawna nie ma już wyłącznie wymiaru religijnego, nie jest jedynie wyznaniem, manifestacją chrześcijańskiej wiary. Boże Narodzenie w świecie Zachodu, jest czymś znacznie bardziej istotnym, znacznie większym: jest zarazem, a może nawet przede wszystkim, publicznym wyznaniem przywiązania do naszej wielowiekowej hellenistyczno - rzymskiej tradycji, której chrześcijaństwo jest immanentnym, trwałym wyróżnikiem, bodaj jedynym na dziś spoiwem.
Każdy, kto miał okazję odwiedzić Ziemię Świętą - a mam przywilej należeć do tego grona - wie i pamięta doskonale słowa przewodników: zwiedzając Ziemię Świętą, trzeba być silnym wiarą, aby wiary nie stracić. Dodatkowo, dla Chrześcijan Zachodu, jest to wyjątkowa lekcja pokory wobec dominacji Prawosławia. Wycieczki te jednak tym bardziej ugruntowują w każdym z nas przekonanie o odmienności, przekonanie o przynależności do wielkiej społeczności, powstałej wokół chrześcijańskiej tradycji i aksjologii.
Boże Narodzenie w Europie, staje się okazją do zamanifestowania naszej więzi i wewnętrznej spoistości, consensusu ludzi cywilizacji Zachodu wobec tego, co dla nas ważne, istotne i nam najbliższe.
Dla mnie, Boże Narodzenie ma nade wszystko wynikający z polskiej specyfiki, rodzinny charakter. Pamiętam i do końca moich dni będę pamiętał o świątecznej atmosferze mojego domu rodzinnego, o nieżyjących już niestety moich rodzicach, którzy w czasach gospodarki niedoboru, w których świąteczne wiktuały były prawdziwym rarytasem, potrafili zorganizować święta radosne i dostatnie. Mam wrażenie, że tamta atmosfera, mimo współczesnej obfitości, innego poziomu naszego życia, już niestety nie wróci......
Niezależnie od religijnego wymiaru Świąt Bożego Narodzenia, wbrew wewnętrznemu zróżnicowaniu wynikającemu z poziomu naszej zamożności i zniuansowania lokalnych tradycji, przeżyjmy te radosne święta w rodzinnej atmosferze, pomni naszych kulturowych i cywilizacyjnych zobowiązań. Naszą powinnością wobec Tych, co odeszli, wobec tych pokoleń co przyjdą po nas, jest prolongowanie tradycji i kultury cywilizacji Zachodu - co istotne - w warunkach presji agresywnego islamu. Niezależnie zatem od tego, czy towarzyszy nam naturalne, czy sztuczne drzewko bożonarodzeniowe, czy towarzyszy nam magiczny, wigilijny polski wieczór, czy inna tradycja, czy kolacja wigilijna jest prosta i skromna, czy pełna przepychu, każdy z nas, podczas Świąt Bożego Narodzenia realizuje cywilizacyjną misję. Do świadomego, akuratnego, pełnego zaangażowania realizacji tej misji, gorąco wszystkich Państwa zachęcam!!!

wtorek, 15 grudnia 2015

Francja po wyborach regionalnych: wyniki mogą być mylące.

Zakończona w niedzielę [13.12.2015] II tura wyborów regionalnych we Francji, dzięki kampanii poprawnych politycznie mediów, nadzwyczajnej mobilizacji elektoratu, wysokiej frekwencji wyborczej, strategii Partii Socjalistycznej, która wycofując swoich kandydatów w części regionów, zawarła nieformalny alians z prawicą, stanowi sukces tradycyjnych partii politycznych. Front Narodowy, wokół którego stworzono "kordon sanitarny", na skutek także kształtu ordynacji wyborczej, nie zdołał przełożyć poparcia społecznego z I tury, na formalne uczestnictwo we władzy na poziomie regionów.
Przestrzegałbym jednak przed optymizmem tych, którzy uważają powyborczy krajobraz, za rzetelne odzwierciedlenie nastrojów i preferencji wyborczych Francuzów. Wbrew pozorom, tradycyjne francuskie partie polityczne nie mają powodów ani do zadowolenia, ani do optymizmu. Dlaczego?
Po pierwsze dlatego, że brak we Francji przesłanek do uznania że spada znaczenie przyczyn, których poziom poparcia społecznego dla Frontu Narodowego jest skutkiem. Kluczowe problemy społeczne pozostają nadal nie rozwiązane (odrębnym jest pytanie, czy jakakolwiek siła polityczna, nie tylko we Francji, ma panaceum na ich zmarginalizowanie), poziom bezrobocia pozostaje niezmiennie wysoki, poczucie społecznego bezpieczeństwa zachwiane, brak perspektyw powszechny, zagrożenie radykalizmem islamskim niekwestionowane. Ten stan rzeczy powoduje, ze założenie ich Front Narodowy jest w politycznym odwrocie, jest conajmniej przedwczesne i mało realistyczne.
Wynik wyborczy daje nadto F.N cenny oręż w walce o dalszy wzrost wpływów społecznych, o rząd dusz we Francji. Jest dowodem, ze Front jest izolowany, a w konsekwencji polityka "starych" partii odkształca preferencje polityczne Francuzów. Odwieczny argument Frontu: tylko my jesteśmy sekowani w ramach systemu politycznego, skazani na ostracyzm, tylko my dotąd nie rządziliśmy, nabiera nowego znaczenia. Jeżeli uwzględni się obiektywny fakt, że w I turze wyborów regionalnych, Front cieszył się poparciem społecznym sięgającym 42% - 45% oddanych głosów, co istotne, nie tylko w regionach biednych, o strukturalnym bezrobociu (np. północ kraju), ale i najbogatszych (południe Francji), to trudno przynajmniej części argumentacji Frontu odmówić zasadności.
W powszechnej, nie tylko we Francji, etykietyzacji i dominacji poprawności politycznej, pozycję polityczną Frontu usiłuje się także marginalizować stwierdzeniem, że wpływy wyborcze Frontu, pokrywają się z dawną geografią poparcia dla zmarginalizowanej dziś, Francuskiej Partii Komunistycznej. Jeżeli nawet te analizy są prawdziwe, to jakie mają one znaczenie w demokratycznym społeczeństwie? Czy głos wyborczy byłego członka czy zwolennika FPK, ma mniejszą wartość niż analogiczny głos zwolennika prawicy? Przecież to absurdalne!!!
Dla mnie wynik wyborczy Frontu oznacza jedynie tyle, że kształt francuskiej ordynacji defaworyzuje tego typu ugrupowania, o czym wiadomo od dawna. Front powiększył swoje poparcie i pozostaje kluczową siłą polityczną, z ogromnymi szansami w ważnych elekcjach, w niedalekiej przyszłości: prezydenckich i parlamentarnych.
Na dwie kwestie chciałbym zwrócić szczególną uwagę: 
1. Dla przeciętnego Francuza, bez względu na zróżnicowanie socjologiczne społeczeństwa francuskiego, sympatyzowanie z Frontem i jego aksjologią, przestaje być powodem do wstydu, wprost przeciwnie. Francuzi coraz powszechniej dokonują publicznego wyznania "politycznej wiary". Front na względnie trwale zadomowił się we francuskim krajobrazie politycznym. To wielki kapitał Frontu na przyszłość.
2. Liczba wyborców Frontu w zakończonych wyborach regionalnych osiągnęła 7 mln, zrównując się z oficjalną liczbą imigrantów we Francji. Te liczby mają wymiar symbolu. Można z niewielkim ryzykiem postawić tezę, że o przyszłości politycznej Francji zadecyduje problem imigracji. Im bardziej rosnąć będzie presja imigrantów, im silniej nadszarpnięte zostanie szeroko rozumiane pojęcie bezpieczeństwa przeciętnego Francuza, tym polityczne żniwo Frontu będzie bardziej obfite.
W konsekwencji, wynik wyborów regionalnych we Francji niczego nie rozstrzyga, a jedynie hibernuje poprawne polityczne media i środowiska oraz tradycyjne partie polityczne i ich elity. To przejściowe samozadowolenie, może stać się już w 2017 roku źródłem bolesnego przebudzenia i rozczarowania dla tych, którzy francuską rzeczywistość społeczno - polityczną widzą w krzywym zwierciadle.        
 
 

czwartek, 3 grudnia 2015

Giscard d'Estaing - wywiad który boli, a może skłoni do refleksji?

W dzisiejszym wydaniu  [3.12.2015r.] Dziennika "Rzeczpospolita", ukazał się nader interesujący wywiad z byłym Prezydentem Republiki Francuskiej (1974 - 1981), członkiem Akademii Francuskiej, autorem bestsellerowych książek - Valery Giscard'em d"Estaing. 
Niezależnie od faktu, że VGE darzę osobistą estymą, z powodów o których mam nadzieję jeszcze kiedyś napiszę, wspomniany wywiad jest ciekawą, prowadzoną wbrew zasadom poprawności politycznej, analizą sytuacji w Europie i we Francji, z wątkami odnoszącymi się wprost do Polski.
Prezydent Giscard d'Estaing ocenia, że proces rozszerzenia Unii Europejskiej na Wschód został przeprowadzony zbyt szybko. U źródeł tego błędu leży nagły rozpad Związku Radzieckiego i pilna potrzeba budowy nowego ładu europejskiego, przeprowadzona zbyt pośpiesznie, niezbyt starannie, co uznać należy za zasadniczy błąd Unii.
Pośpieszne zjednoczenie nie uwzględniło zróżnicowania wewnętrznego państw, stopnia zapóźnień cywilizacyjnych i ekonomicznych niektórych nowych członków, a co najważniejsze, nie spowodowało zmian świadomościowych w elitach politycznych i społeczeństwach nowych krajów członkowskich. Zjednoczona Europa nie została potraktowana przez nowe kraje członkowskie jako nowa formuła polityczna, jako aksjologiczne zobowiązanie, ale nade wszystko jako szansa na odrobienie dystansu rozwojowego do "Starej Unii". "[...] Dla Europy Środkowej Unia jest głównym sposobem na wsparcie finansowe [...]", jest źródłem kapitału na pokonanie niedorozwoju i szeroko pojęty skok cywilizacyjny. Europa potrzebuje nie tylko wspólnej waluty, ale nade wszystko ujednolicenia mechanizmów polityczno - gospodarczych, od rozwiązań fiskalnych poczynając. Harmonizacja jest optymalnym terminem pozwalającym zdefiniować potrzebny i nieuchronny obszar zjednoczenia Europy.
Giscard obala przy tym mit, że zróżnicowanie poziomu rozwojowego między krajami Unii, uniemożliwia intensyfikację procesu harmonizacji, przywołując przykład USA, gdzie różnice między Kalifornią, a Alabama czy Luizjaną, są w jego opinii nie mniejsze, niż analogiczne między Niemcami, a Portugalią dla przykładu.  
Drogą do przyspieszenia budowy Zjednoczonej Europy ma być jej federalizacja i podział ne te kraje które chcą rzeczywistej unifikacji oraz te, które preferują istnienie na jej peryferiach. Alternatywą jest dekadencka Europa bezradności.
Były Prezydent V Republiki wykazuje też sceptycyzm w kwestii strategii Europy odnośnie rozwiązania kryzysu ukraińskiego. Europa w tym konflikcie jego zdaniem kieruje się fobiami, uproszczeniami i fałszywymi założeniami. W percepcji Giscarda d'Estaing, Ukraina musi być zorganizowana na wzór hiszpański, z silna autonomią regionów i rzecz najważniejsza: aspiracje ukraińskie do Unii Europejskiej są bezpodstawne: "[...] Ukraińcom trzeba powiedzieć uprzejmie, ale jasno, że do Unii Europejskiej nie wejdą. To wielki kraj, którego miejsce jest między Europą i Rosją, ale nie w Unii.[...] Ukraińcy nie są Europejczykami [...]".
Czytając wywiad z VGE, śledząc jego tok myślenia z polskiej perspektywy, bez emocji, ale też i bez zacietrzewienia, z daleka od podszytego zgubnym romantyzmem polonocentryzmu i mesjanizmu, warto co najmniej uwagi Giscarda przeanalizować. Czy aby nie jest to trafna diagnoza? Czy dla nas Polaków, beneficjentów rozszerzenia Europy, Unia jest wspólnotą wartości, z którą się identyfikujemy, czy raczej wyłącznie dostawcą kapitału i sprawcą swobody przemieszczania się? Czy polski, zgubny, przaśny nacjonalizm, nie leży w opozycji do aksjologii Wspólnoty? Jaki wreszcie jako Polacy mamy pomysł na wspólny europejski dom: to ma być skansen, czy prawdziwa jedność społeczno - polityczno - ekonomiczna? 
To fundamentalne pytania, nie tylko wynikające z konsekwencji bieżącej walki politycznej w Polsce. To kwestia narodowej, ponadczasowej strategii. Musimy bowiem pamiętać, że Unia to nie bezwolna krowa holenderka, to nowe ramy naszej wspólnej europejskiej egzystencji i przyszłości, zwłaszcza w tych trudnych czasach.