W Europie zauważalna jest wyraźna zmiana nastawienia w stosunku do kwestii najnowszej imigracji, przede wszystkim ze strony poprawnych politycznie mediów i elit rządzących poszczególnych krajów. Chwalebna to i potrzebna ewolucja, szkoda że mająca charakter post factum, choć z drugiej strony, lepiej że refleksja przyszła późno, niż miałaby nie przyjść wcale.
Bez wątpienia u podstaw tej ewolucji, leży nie tyle stosunek opinii publicznej poszczególnych krajów, znany zresztą od dłuższego czasu, co wyczyny imigrantów, czego symbolem niemiecka Kolonia.
Aksjologia demokracji liberalnych wyznacza centralne miejscu prawom i wolnościom człowieka, stąd szczególna wrażliwość - dodajmy zasadna - na wszelkie przejawy zachowań urągających tych prawom i zagrażających wolności i demokracji. Problem w tym, że aktualna fala imigracji do Europy, jest nie tylko efektem zagrożenia najbardziej fundamentalnych praw obywatelskich w krajach pochodzenia imigrantów, od elementarnej egzystencji poczynając, jest nade wszystko exodusem w kierunku dobrobytu. Nawet jednak i to motywacja byłaby do przyjęcia gdyby nie fakt, że znaczna cześć imigrantów, pryncypialnie odrzuca nie tylko wizję integracji z krajem przyjmującym, ale i ostentacyjnie wyraża swoją wrogość wobec praw, obyczajów i tradycji Europy, prezentując zachowania, które w oczywisty sposób nie mogą być, nawet przez liberalne społeczeństwa europejskie akceptowane.
Stosunek do kobiet, a mówiąc wprost wcale nie incydentalne przejawy molestowania seksualnego Europejek, prezentowane przez część imigrantów, uzupełnione ich roszczeniowymi postawami, muszą być napiętnowane i zdecydowanie odrzucone. Choć jest to ledwie wierzchołek fundamentalnych różnić między rdzennymi Europejczykami, a imigrantami.
O tym, że imigracja stanowić będzie problem wiedzieli wszyscy, niestety niektórzy - zwłaszcza zaś decydenci polityczni i media głównego nurtu - koniunkturalnie, bądź z premedytacją, próbowali problem ten bagatelizować.
O ile koniunkturalizm wynikał najczęściej z poprawności politycznej, co i tak go nie usprawiedliwia, o tyle o wiele groźniejsze, w sensie konsekwencji, jest działanie z premedytacją.
Niektóre środowiska i decydenci polityczni uznali, że najnowsza imigracja, może być źródłem poprawy sytuacji rodzimych systemów zabezpieczenia społecznego, w kontekście niekorzystnych zmian demograficznych (starzenia się społeczeństw) i sposobem na zmniejszenie deficytu systemów emerytalnych. Założenie było zdaje się proste: zyskujemy witalną, zmotywowaną siłę roboczą, zwłaszcza w obszarach zapotrzebowania na pracę prostą, która dodatkowo partycypować będzie w utrzymaniu opartego na solidarności międzypokoleniowej systemu emerytalnego. Nie sposób odmówić temu podejściu logiki pod warunkiem, że celem imigrantów jest poprawa własnego bytu w efekcie własnej pracy, a nie korzystania z benefitów systemów ubezpieczenia i zabezpieczenia społecznego Europy.
Podnieść trzeba także jednak kwestię działania z premedytacją. Pochodną wszechobecnej i dominującej globalizacji, stanowiącej - obok poprawności politycznej - zdaje się drugi absolut współczesności, jest i było założenie, że masowy napływ imigrantów, zmniejszy naturalną na Starym Kontynencie presję na utrzymanie poziomu życia i podwyżki płac. Wiele zachodnich rządów realizuje dziś politykę optymalizacji - czytaj stopniowego obniżania kosztów pracy i zmniejszania przywilejów pracowników najemnych - jako źródła poprawy konkurencyjności gospodarki i wzrostu zysków wielkiego kapitału. Punktem odniesienia przy tym staje się już nie tylko Chińczyk, ale i Polak, gotów pracować wydajniej, przy mniejszych gwarancjach socjalnych, niż mieszkaniec i pracobiorca Zachodniej Europy. Skoro tak, imigranci tworząc naturalną konkurencję i presję na rynku pracy, powściągaliby skutecznie roszczenia pracownicze i stabilizowali dotychczasowe, z tendencją do ich spadku, koszty pracy. W tym kontekście i planie, imigrantom przyznano rolę naturalnego bufora i alternatywy wobec pracowników najemnych o europejskim rodowodzie. Dla jednych niestety, dla większości na szczęście, rzeczywistość boleśnie zweryfikowała te założenia: znaczna część najnowszej imigracji, dąży do partycypacji w owocach rozwoju społeczno - gospodarczego Zachodu, bez analogicznego wkładu w utrzymanie i wzrost tempa tego rozwoju, wbrew bodaj biblijnej zasadzie głoszącej, że kto nie sieje ten nie zbiera, powielonej w ludowym przeświadczeniu: kto nie pracuje ten nie je.
W efekcie końcowym, w odniesieniu do problemu imigracji nie widać dobrych rozwiązań, a stopień powagi tej kwestii radykalizuje coraz bardziej zachowania i postawy społeczne, wpływając coraz silniej na zachowania i preferencje polityczne obywateli. O paradoksie, pierwszą ofiarą nowej tendencji mogą być Niemcy - główny, dotychczasowy sprzymierzeniec imigrantów, w których pozycja Pani Kanclerz i rządzącej koalicji ulega dramatycznej erozji, bez względu na dobry stan niemieckiej gospodarki i jej perspektywy.
Imigracja nie służy na dziś nikomu, poza politycznymi ekstremistami, wzbudza demony z przeszłości, podważa i tak kruche zaufanie do elit politycznych, destabilizuje sytuację społeczno - polityczną Europy, burząc w istocie europejski ład i porządek. Stanowi zarazem dzwon i swoiste memento dla tych, którzy zamierzali ją instrumentalnie wykorzystać do realizacji swoich celów: globalistów, działających w imieniu i na rzecz wielkiego kapitału. Czas zatem na działania korygujące, poprzedzone rewizją podejścia.
Stosunek do kobiet, a mówiąc wprost wcale nie incydentalne przejawy molestowania seksualnego Europejek, prezentowane przez część imigrantów, uzupełnione ich roszczeniowymi postawami, muszą być napiętnowane i zdecydowanie odrzucone. Choć jest to ledwie wierzchołek fundamentalnych różnić między rdzennymi Europejczykami, a imigrantami.
O tym, że imigracja stanowić będzie problem wiedzieli wszyscy, niestety niektórzy - zwłaszcza zaś decydenci polityczni i media głównego nurtu - koniunkturalnie, bądź z premedytacją, próbowali problem ten bagatelizować.
O ile koniunkturalizm wynikał najczęściej z poprawności politycznej, co i tak go nie usprawiedliwia, o tyle o wiele groźniejsze, w sensie konsekwencji, jest działanie z premedytacją.
Niektóre środowiska i decydenci polityczni uznali, że najnowsza imigracja, może być źródłem poprawy sytuacji rodzimych systemów zabezpieczenia społecznego, w kontekście niekorzystnych zmian demograficznych (starzenia się społeczeństw) i sposobem na zmniejszenie deficytu systemów emerytalnych. Założenie było zdaje się proste: zyskujemy witalną, zmotywowaną siłę roboczą, zwłaszcza w obszarach zapotrzebowania na pracę prostą, która dodatkowo partycypować będzie w utrzymaniu opartego na solidarności międzypokoleniowej systemu emerytalnego. Nie sposób odmówić temu podejściu logiki pod warunkiem, że celem imigrantów jest poprawa własnego bytu w efekcie własnej pracy, a nie korzystania z benefitów systemów ubezpieczenia i zabezpieczenia społecznego Europy.
Podnieść trzeba także jednak kwestię działania z premedytacją. Pochodną wszechobecnej i dominującej globalizacji, stanowiącej - obok poprawności politycznej - zdaje się drugi absolut współczesności, jest i było założenie, że masowy napływ imigrantów, zmniejszy naturalną na Starym Kontynencie presję na utrzymanie poziomu życia i podwyżki płac. Wiele zachodnich rządów realizuje dziś politykę optymalizacji - czytaj stopniowego obniżania kosztów pracy i zmniejszania przywilejów pracowników najemnych - jako źródła poprawy konkurencyjności gospodarki i wzrostu zysków wielkiego kapitału. Punktem odniesienia przy tym staje się już nie tylko Chińczyk, ale i Polak, gotów pracować wydajniej, przy mniejszych gwarancjach socjalnych, niż mieszkaniec i pracobiorca Zachodniej Europy. Skoro tak, imigranci tworząc naturalną konkurencję i presję na rynku pracy, powściągaliby skutecznie roszczenia pracownicze i stabilizowali dotychczasowe, z tendencją do ich spadku, koszty pracy. W tym kontekście i planie, imigrantom przyznano rolę naturalnego bufora i alternatywy wobec pracowników najemnych o europejskim rodowodzie. Dla jednych niestety, dla większości na szczęście, rzeczywistość boleśnie zweryfikowała te założenia: znaczna część najnowszej imigracji, dąży do partycypacji w owocach rozwoju społeczno - gospodarczego Zachodu, bez analogicznego wkładu w utrzymanie i wzrost tempa tego rozwoju, wbrew bodaj biblijnej zasadzie głoszącej, że kto nie sieje ten nie zbiera, powielonej w ludowym przeświadczeniu: kto nie pracuje ten nie je.
W efekcie końcowym, w odniesieniu do problemu imigracji nie widać dobrych rozwiązań, a stopień powagi tej kwestii radykalizuje coraz bardziej zachowania i postawy społeczne, wpływając coraz silniej na zachowania i preferencje polityczne obywateli. O paradoksie, pierwszą ofiarą nowej tendencji mogą być Niemcy - główny, dotychczasowy sprzymierzeniec imigrantów, w których pozycja Pani Kanclerz i rządzącej koalicji ulega dramatycznej erozji, bez względu na dobry stan niemieckiej gospodarki i jej perspektywy.
Imigracja nie służy na dziś nikomu, poza politycznymi ekstremistami, wzbudza demony z przeszłości, podważa i tak kruche zaufanie do elit politycznych, destabilizuje sytuację społeczno - polityczną Europy, burząc w istocie europejski ład i porządek. Stanowi zarazem dzwon i swoiste memento dla tych, którzy zamierzali ją instrumentalnie wykorzystać do realizacji swoich celów: globalistów, działających w imieniu i na rzecz wielkiego kapitału. Czas zatem na działania korygujące, poprzedzone rewizją podejścia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz