Wieczorem 23 kwietnia, uwaga piłkarskiego świata skupi się na madryckim Estadio Santiago Bernabeu, na którym Real Madryt, podejmował będzie w wielkich piłkarskich derbach Hiszpanii, Dumę Katalonii - FC Barcelonę. Co prawda po Grand Derbi pozostanie jeszcze 5 kolejek do końca rozgrywek, ale wynik madrycko - katalońskiej konfrontacji, ma duże znaczenie nie tylko w walce o Mistrzostwo Hiszpanii. El Clasico poza wymiarem czysto sportowym (dotąd w rozgrywkach ligowych obie drużyny spotkały się 173 razy, a bilans tych spotkań jest więcej niż symboliczny: 72 zwycięstwa Barcelony, 72 wiktorie Realu i 33 remisy), ma także wymiar kulturowy: to starcie dwóch aksjologii, zderzenie dwóch tradycji, dwóch sposobów percepcji rzeczywistości.
Zanim kibice zasiądą wygodnie w fotelach, Francja stanie się areną innej wielkiej batalii: 23 kwietnia, to także dzień pierwszej tury wyborów Prezydenta Republiki, wydarzenia o kluczowym znaczeniu nie tylko dla Francji. Sondaże we Francji od dawna potwierdzają trwałą tendencję zmiany preferencji wyborczych Francuzów, skutkiem czego nadchodzące wybory prezydenckie nad Sekwaną, staną się z pewnością cezurą końcową charakterystycznego dla V Republiki, bipolarnego kształtu systemu partyjnego, podziału na lewicę i prawicę. Wspomniane badania opinii publicznej, a zwłaszcza przebieg ostatniej, wtorkowej (4 kwietnia), debaty telewizyjnej kluczowych, 11 - tu kandydatów, pokazują coś znacznie bardziej istotnego, stanowią zapowiedź nowej jakości na francuskiej scenie politycznej: dekompozycję i marginalizację obozu politycznego tradycyjnej prawicy i lewicy. Wcale nie hipotetyczna jest opcja, że do drugiej tury wyborów prezydenckich przejdą: reprezentantka prawicy narodowej Marine Le Pen - co nie jest żadnym zaskoczeniem - i - co może stać się sensacją - Jean Luc Melenchon: lewicowy radykał i quazi etatysta. daleki od głównego nurtu Partii Socjalistycznej. Taki obrót sprawy, taka obsada personalna II tury wyborów, przy jednocześnie niskiej frekwencji, faworyzowałaby reprezentantkę Frontu Narodowego, w wyścigu o Pałac Elizejski.
Niezależnie od ostatecznych zachowań wyborczych w elekcji prezydenckiej we Francji, jej następstwem będą zmiany jakościowe, o nader ważkich konsekwencjach:
- koniec bipolaryzacji we francuskim życiu politycznym, to koniec tradycyjnej prawicy i lewicy w kraju galijskiego koguta, w aspekcie ideowo - doktrynalnym i organizacyjnym. Będzie to zwłaszcza dolegliwe dla francuskiej lewicy, przez dekady trwania V Republiki, czyniącej z jedności absolut i postrzegającej ową jedność - dodajmy w pełni zasadnie - jako źródło swoich sukcesów i siły politycznej. Byłoby to też swoiste dopełnienie sprawiedliwości dziejowej, PS bowiem skanibalizowała swego czasu bazę społeczną Francuskiej Partii Komunistycznej. Kluczowym pytaniem w takim scenariuszu, jest kwestia politycznej, ideowej i organizacyjnej spuścizny francuskiej lewicy, bo istnienie lewicowej bazy społecznej we Francji jest i pozostanie faktem niezaprzeczalnym;
- jeżeli dekompozycję lewicy i prawicy zwielokrotniłyby spodziewany wybory parlamentarne we Francji, nastanie czas odbudowy francuskiego systemu partyjnego. Pytaniem otwartym pozostaje kwestia według jakiego modelu i w jakim kształcie, chyba że francuski elektorat - hołdując pragmatyzmowi i zachowując racjonalną powściągliwość - wybierze znaną z najnowszej historii V Republiki opcję na cohabitation (współzamieszkiwanie), nieco egzotycznego Prezydenta, ze stabilną, tradycyjną większością rządową, ograniczając tym samym w konsekwencji wielowymiarowe ryzyka.
- wybór między M. Le Pen, a J.-L. Melenchon, to niezależnie od zwycięscy, nowa jakość europejska. Wśród wielu różnic między tymi kandydatami i obozami politycznymi które uosabiają, istnieje fundamentalny consensus między nimi, co do negatywnej oceny obecnego kształtu Wspólnoty Europejskiej, determinizmu zasadniczych zmian ustrojowych i hierarchii wartości. Kandydaci ci, a precyzyjnie ich potencjalne zwycięstwo, oznacza zarazem poważne problemy dla integracji europejskiej i obecnych głównych beneficjentów hojności Unii; nade wszystko Polski.
W hiszpańskim Grand Derbi, jestem zdeklarowanych od ponad czterech dekad fanem FC Barcelony, wszak stanowi ona "więcej niż klub". We francuskiej batalii wyborczej, liczba niewiadomych, versus społeczny determinizm i orientacja na zmiany, każe zachować powściągliwość w rekomendacjach. Za komentarz niech posłuży przykład z najnowszej historii Niemiec: pamiętam europejski lament i polską histerię, kiedy na drodze konstruktywnego votum nieufności, koalicję socjaldemokratyczno - liberalną (SPD-FDP) z kanclerzem H. Schmidtem, zastępowała koalicja chadecko-liberalna (CDU/CSU-FDP) kanclerza H. Kohla (1982 rok). Miało być radykalnie, z demonami przeszłości, było pragmatycznie i racjonalnie. Miało być źle dla wszystkich, wyszło dobrze dla większości, w tym zwłaszcza dla Polski. Spokojnie. Francja, to dojrzała demokracja, racjonalnych ludzi, świadomych swojej wartości, ale i roli oraz miejsca w świecie i wynikających z tego faktu powinności.
(...)jeżeli dekompozycję lewicy i prawicy zwielokrotniłyby spodziewany wybory parlamentarne we Francji, nastanie czas odbudowy francuskiego systemu partyjnego.(...)
OdpowiedzUsuńTe pojęcia są strasznie wyświechtane... Np. rzekomo prawicowy PIS boi się osłabienia NATO (tak bardzo, że boi się zwrócić, że członkostwo Turcji jest wątpliwe mimo, że to jest wymarzona okazja odwrócić uwagę od jego poczynań w naszym ustroju) z powodu rzekomej bliskości ideologicznej ma popierać kandydatkę, której marzy się Frexit z tej sławetnej organizacji (a może Kaczyński już szykuje bukiet na tą okazję)? Za przeproszeniem to jakieś opary absurdu... Trzeba sobie powiedzieć, że te pojęcia już od lat są wyprane z znaczenia.
(...)Pytaniem otwartym pozostaje kwestia według jakiego modelu i w jakim kształcie, chyba że francuski elektorat - hołdując pragmatyzmowi i zachowując racjonalną powściągliwość - wybierze znaną z najnowszej historii V Republiki opcję na cohabitation (współzamieszkiwanie), nieco egzotycznego Prezydenta, ze stabilną, tradycyjną większością rządową, ograniczając tym samym w konsekwencji wielowymiarowe ryzyka.(...)
Obserwując problemy (pewnie wielu nazywa jeden z nich zdradą Republikanów) jakie ma "dobra zmiana" w Ameryce mogą postąpić wręcz odwrotnie.
(...)wybór między M. Le Pen, a J.-L. Melenchon, to niezależnie od zwycięscy, nowa jakość europejska.(...)
Nie wiem czy takie nowe... z tego co się orientuję to z tego postu to oboje są wyznawcami ideologii rodem z XXlecia.
(...)W hiszpańskim Grand Derbi, jestem zdeklarowanych od ponad czterech dekad fanem FC Barcelony, wszak stanowi ona "więcej niż klub".(...)
To daleko idące stwierdzenie... bo zahacza o separatyzm.
(...) Miało być radykalnie, z demonami przeszłości, było pragmatycznie i racjonalnie. Miało być źle dla wszystkich, wyszło dobrze dla większości, w tym zwłaszcza dla Polski. Spokojnie. Francja, to dojrzała demokracja, racjonalnych ludzi, świadomych swojej wartości, ale i roli oraz miejsca w świecie i wynikających z tego faktu powinności.(...)
USA ponoć też... tylko, że w Kohl nie szedł z tak daleko idącymi postulatami jak teraz Trump czy Le Pen, a wcześniej Orban (pomijam Kaczyńśkiego, bo była niezwykle profesjonalna (gdybyby to w wykonaniu kogoś nie od tych co już rządzili tylko np. Petru, który z racji swojej profesji powinien do tego pretendować) niebieska teczka i ukrywanie Macierewiczów itp.). Zatem trudno oczekiwać, że będzie spokój... a przy okazji zdarza się im się korzystać z obcych ośrodków wpływu... ba "jedzenie z ręki" Putina jest ostatnio w antysystemowym tonie... co znowu obsadza nasze środowiska "patriotyczne" w dziwnych konstelacjach.
PS. Trzeba sobie powiedzieć, że te pojęcia już od lat są wyprane z znaczenia.
UsuńA prywatnie takie coś nazywam szmatami Pawłowicz.
Z wdzięcznością, satysfakcją i pokorą przyjmuję wszelkie komentarze,nawet te najbardziej krytyczne, traktując je jako źródło inspiracji,a nierzadko i optymalizacji, pod warunkiem, że nie przyjmują formy inwektyw i argumentów ad personam.
OdpowiedzUsuńPrzyjmuję do wiadomości krytyczną ocenę,że mój aparat pojęciowy jest archaiczny, ale nie zrezygnuję z niego, mając do tego suwerenne prawo. Ów aparat znajduje także ciągle zastosowanie w pogłębionych analizach.
O przywołanych elementach wyposażenia konserwatorów pomieszczeń i w przedmiocie podjętej próby ich personifikacji na rodzimym gruncie, nie uważam za stosowne podejmować polemiki.
Za nieuprawnione uważam stwierdzenie, ze kibicowanie FC Barcelonie, to zachacznie o separatyzm. To zbyt frywolna interpretacja. FC Barcelona ma miliony kibiców na świecie, którzy nie mają pojęcia o katalońskim separatyźmie, Skądinąd separatyzm nie musi mieć zawsze pejoratywnej konotacji, którą narzuca poprawność polityczna. FC Barcelona to z pewnością "więcej niż klub"- zresztą, to oficjalna dewiza tego klubu.
Sformułowanie spokojnie, nie jest tożsame z oczekiwaniem spokoju, jest ledwie apelem, aby nie ulegać wyborczej gorączce i histerii inspirowanej przez zwolenników poprawności politycznej. Dzisiejszy świat, a i Francja z pewnością nie są spokojne. Świat i Francja potrzebują zmian, odwagi, nowej aksjologii, autorytetów. Co do Kohla, to jest on ojcem zjednoczenia, a trudno o bardziej skomplikowany, a w fazie wstępnej bardziej daleko idący, a przy tym skutecznie zrealizowany projekt polityczny w Europie, w II połowie XX wieku. Nie deprecjonował bym Jego osiągnięć.
Mimo wszystko dziękuję za możliwość wymiany poglądów
(...)Sformułowanie spokojnie, nie jest tożsame z oczekiwaniem spokoju, jest ledwie apelem, aby nie ulegać wyborczej gorączce i histerii inspirowanej przez zwolenników poprawności politycznej. Dzisiejszy świat, a i Francja z pewnością nie są spokojne. Świat i Francja potrzebują zmian, odwagi, nowej aksjologii, autorytetów.(...)
OdpowiedzUsuńZmiana paradygmatu... to mało żeby się bać? Zwłaszcza gdy jest ona przedstawiana przedstawiana w stylu Trumpa? Za przeproszseniem czy on dał szansę zrozumieć histerykom, że nie jest takim potworem?
Jeśli miałbym wybierać, wolałbym, żeby wygrał Macron. Po pierwsze, prorosyjskość Le Pen jest chyba gorsza dla Polski niż prounijność Macrona. Po drugie, wyrażane przez Macrona poglądy na temat kultury francuskiej(!), islamu i uchodźców - pozwalają na (przynajmniej) nieśmiałe wnioski, że Francja wreszcie dostanie to, czego życzył jej Kisiel.
OdpowiedzUsuńRobert
A dla mnie największa zaletą jest to, że planuje utrzymanie UE.
UsuńTu akurat nie wypowiem się,za mało wiem, żeby opiniować niestety.
UsuńR
On chce tworzyć I prędkość... sytuacja nieprzyjemna, ale alternatywą jest katastrofa.
UsuńNależałoby zastanowić się, nad ewentualnymi korzyściami z katastrofy również.
UsuńR
Gdyby chodziło tylko o UE to bym jeszcze mógłbym się zdobyć na heroizm takich poszukiwań... ale Le Pen marzy się rozwalenie przy okazji NATO i to akurat wtedy, kiedy Erdogan szykuje grunt pod inwazję na Bałkany zresztą w sojuszu z Putinem. Gdzie tu pozytywy?
UsuńDlatego też już lepszy Macron.
OdpowiedzUsuńR
A najlepiej, żeby nasza polityka zagraniczna była uwolniła się od żebraków, którzy zgrywają imperialistów.
UsuńEuropa nie może być i już nie będzie taką, jaką była. Od siebie dodam na szczęście i nareszcie, niezależnie od tego kto wygra wybory we Francji. Te zmiany uderzać będą zresztą przede wszystkim w Polskę - głównego, niewdzięcznego beneficjnta obecnej Europy. Ostatnie zapowiedzi Macron'na, nie pozostawiają złudzeń w tej dziedzinie W ocenie rzekomej prorosyjskości Le Pen, byłbym ostrożniejszy. Jej pragmatyczna prorosyjskość, nie odbiega od analogicznej, reprezentowanej w niektórych obszarach przez Niemcy. Fakt zaciągnięcia kredytu w banku o rosyjskim rodowodzie, także niczego nie rozstrzyga, zwłaszcza że zdaje się inne banki nie chciały udzielić F.N kredytu, głównie na prowadzenie kampanii wyborczej. Ciekawe z jakiego to powodu banki reprezentujące siły głównego nurtu, odmówiły finansowania Frontu, z czego zdaniem owych banków wynika niska wiarygodność kredytowa formacji, zwłaszcza na tle innych ugrupowań francuskich? Od dawna wiadomo, że elekcje tego roku, zapewnią partii M. Le Pen sute subwencje. Zatem wedle jakich kryteriów analizowano wiarygodność kredytową Frontu? Pryncypialna antyrosyjskość od pokoleń cechuje Polaków i niestety niczego konstruktywnego i dobrego nam nie przyniosła, nie przyniesie i nie prynosi. Nie oczekujmy ood świata, w tym wypadku od Francji asymilacji naszych fobii.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam.
Z ostatnim dezyderatem, stanowiącym także ocenę naszej dyplomacji, zgadzam się blankietowo. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń