poniedziałek, 31 grudnia 2018

Od "żółtej koszulki", po autobus z napisem: "koniec wyścigu"?

     Dzisiejszy Sylwester - oby dla wszystkich i wszędzie radosny - kończy czas świąteczo - noworocznej kanikuły. Zewsząd płyną życzenia, wszędzie słuchać podsumowania....
W przepełnionym konsumpcjonizmem świecie Zachodu, powszechne jest uniwersalne życzenie, aby nadchodzący rok był lepszy od poprzedniego, oparte na przekonaniu, że istotą ewolucji, która jest naszym udziałem, jest wszechobecny postęp, we wszystkich dziedzinach, w życiu jednostek i grup społecznych.
We Francji - jak niegdyś budzacy się ruch protestu wobec socjalistycznego etatyzmu, w państwach realnego socjalizmu - powstały ad hoc, dzięki mediom elektronicznym, ruch "żółtych kamizelek", budzi stosunkowo małe zainteresowanie, zarówno wewnętrzne, jak i zewnętrzne. Traktowany jest jakże często jako efemeryda, anarchizujący ruch niezadowolonych, luźny związek tych, którym się w życiu nie udało. A szkoda, bo moim zdaniem ten nowy ruch, symbolizuje coś od dawna nie widzianego w "starych" demokracjach. Uważam "żółte kamizelki" za symbol kryzysu zglobalizowanej gospodarki, rozwiniętych społeczeństw, które nie są w stanie - póki co - sformułować i skutecznie zbudować strategii, a potem wdrożyć programu, odpowiadających na potrzeby współczesnego świata, w którym postępowi naukowo - technicznemu, zdolnościom kapitałowym do implementacji jego wyników, nie towarzyszy społeczna rozwaga i szerokie horyzonty decydentów, świadomość kierunku, w którym razem idziemy. Jesteśmy u progu masowej eksplozji sztucznej inteligencji, nie potrafimy jednak zarazem powiedzieć większości pracowników najemnych co z nimi, zarysować ich przyszłości, zdefiniować w którą stronę zmierzamy. Równocześnie, ze strony wielkiego kapitału, brak odwagi do zakomunikowania ludziom, że względny okres prosperity na Zachodzie, to już pieśń przeszłości, że czas na wyrzeczenia i ograniczenia, świadome i wymuszane presją rozwojową innych.
Francuski ruch " zółtych koszulek" to ledwie przyczółek, prekursor tego, co czeka nas wszystkich, głównie w Europie. Już przyszły rok wyborczy, pokaże a przede wszystkim potwierdzi, przewidywaną i zapowiadaną od dawna, radykalną zmianę nastrojów społecznych, z preferencją dla tych, którzy jeszcze nie rządzili, którzy zapowiadają większą troskę o problemy i przyszłość przeciętnego człowieka. Odrębnym pytaniem jest kwestia realności tej alternatywy.
W Polsce, w której dominuje etos mitu doganiania Zachodu we wszystkich płaszczyznach, nie ma co prawda na dziś formacji "żółtych kamizelek", ale nie sposób wykluczyć, że powstanie silnych ruchów kontestujących obecny porządek społeczny, to tylko kwestia czasu. Priorytety i aksjologia mogą być co prawda przejściowo nieco inne, ale stan nastrojów społecznych w Polsce, jest wcale nie istotnie lepszy jak we Francji. Brak szeroko pojętej stabilności i perspektyw, katastrofalny brak zaufania do państwa i jego instytucji, rozdarcie ideowe, powszechne przekonanie o niskiej jakości elit politycznych, to także niestety nasza codzienność. Stan ten jest na razie tonowany i rozbrajany propagandowymi fajerwerkami, których kruche fundamenty tworzą: polski mesjanizm i koncepcja predestynacji. My ciągle wierzymy, że sojusz z USA ma charakter obustronnie blankietowy, że naszym przeznaczeniem są rzeczy wielkie. Ten rok okrasiły zresztą jeszcze dodatkowo obchody 100 lecia restytucji polskiej państwowości, które wzmocniły polską wiarę w nasze szczególne przeznaczenie i przekonanie, że wszystko zawdzieczamy sobie, szeroko eksponowane nasze miejsce w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, wreszcie światowa konferencja klimatyczna w Katowicach. Władze polityczne ulegając w istocie leninowskiej zasadzie prymatu polityki nad ekonomiką, dla doraźnych korzyści politycznych, tak prowadzą sprawy publiczne, że sformułowanie związek przyczynowo - skutkowy, w pozytywnym znaczeniu tego terminu traci sens, a ryzyko destabilizacji ekonomicznej, prawdopodobne bardziej niż kiedykolwiek w Polsce, po 1989 roku. Za współczesną formę zgubnego i anachronicznego partyjniactwa, za brak myślenia i działania w kategoriach polskiej racji stanu, zapłacimy z pewnością szybciej, czy póżniej niestety wszyscy.....
We Francji i w Polsce, wyraźne odczuwalne jest społeczne zapotrzebowanie na ożywczy powiew nowych idei, oby demokratycznych i pokojowych. Aż nadto wyczuwalne jest oczekiwanie na stabilność, normalność, przewidywalność, a także ład i porządek. Widać także wyraźnie kryzys idei i brak autentycznych liderów, mających poparcie społeczne, ale także posiadających znacznie coś więcej: społeczny autorytet i charyzmę. Jak pokazuje przykład Francji, generacyjna wymiana elit, to niestety stanowczo za mało, biorąc pod uwagę uwarunkowania i wyzwania. Istnieje wyraźny sentyment do tego co nowe i resentyment, do tego, co zapewni spokój i ład, w rozumieniu bezpieczeństwa oraz przewidywalność.    
Jestem z pokolenia, dla którego żółta koszulka budzi pozytywne skojarzenia, jest synonimem sukcesów kolarskich Ryszarda Szurkowskiego, czasów, w których Wyścig Pokoju budził powszechne emocje i zainteresowanie. Znam także konotację towarzyszącego wyścigom kolarskim autobusu z napisem: "koniec wyścigu", którego pasażerami byli kolarscy maruderzy. Czekam zatem na tych, na ruch, formację polityczną, którego liderzy i partycypanci, udźwigną ciężar noszenia żółtej koszulki, będą autentycznymi liderami, nie tylko na jeden etap, ale na cały wyścig. Tęsknię za tymi, którzy wiedzą jak unikać autobusu dla maruderów.
Europa, świat Zachodu, potrzebują ożywczej idei, zrozumiałej i szeroko akceptowalnej, rozpisanej na praktyczne działania osadzone w czasie, podlegające stałemu społecznemu monitoringowi i mechanizmom korygującym. Potrzebujemy świadomosci i pewności, że wyłaniane w demokratycznym trybie elity polityczne, mają kompetencje i moralne kwalifikacje, są zdolne do przewodzenia i moderowania, a zarazem budowania szerokich koalicji społecznych, dla urzeczywistnienia nieuchronnych, częstokroć kosztownych społecznie zmian.  
Przygotowując się do Nowego Roku, życzę nam wszystkim, abyśmy w zdrowiu i szczęściu - ono jest także niezbędne - doczekali liderów, będących zasadnie zasłużonymi depozytariuszami żółtych koszulek, którzy oszczędzą nam roli pasażerów autobusu z napisem "koniec wyścigu", aspirantów do roli maruderów. Czekam na przewidywalną przyszłość, deklarując zarazem gotowość osobistej partycypacji, wszak bez niej nie ma mowy o sukcesie, w każdym wymiarze.        
            

4 komentarze:

  1. Za przeproszeniem, ale mi przewracanie polskiego stolika kojarzy się Andrzejem Lepperem, czyli kompromitacją w każdym calu... a przebili go (...)pomarańczowi(...) z Ukrainy... tego co się odwala cenzuralnie opisać się da. Ba... na naszej granicy kręcił swoją prowokację Michaił Saakaszwili.

    Jednym zdaniem... na rewolucjonistach ostro się przechaliśmy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. Amerykańskim odpowiednikiem A. Leppera jest Donald Trump, w który w pewnych środowiskach Polsce budził wielkie nadzieje... wystarczy wspomnieć ekscytację po przemówieniu pomnikiem Powstania Warszawskiego... osobiście jest pełen podziwu, nawet w perspektywie dnia dzisiejszego, że jak elegancko zakręcił tym narodem.

      Usuń
  2. Ja nie jestem admiratorem rewolucjonistów, a jedynie - także w trosce o własne bezpieczeństwo i przyszłość oraz przyszłość mojej rodziny - obserwująć co się dzieje, widzę poważne niedomagania systemu społeczno - politycznego Zachodu. Jeżeli to się nie zmieni, jeżeli nie pojawią się i nie będą wdrażane nowe idee, nie tylko dekadencja Zachodu jest pewna, ale i zmierzch cywilizacji. Jak zawsze serdecznie pozdrawiam, tym razem z zyczeniami Dosiego Roku!!!

    OdpowiedzUsuń