sobota, 14 września 2013

Fukuyama i Huntington się jednak mylą, co dalej?

Dzisiejsze, weekendowe [14-15.09.2013] wydanie "Gazety Wyborczej", przynosi ciekawy wywiad z Gilles'em Kepel'em, pod znamiennym tytułem: "Chaos u bram Europy", będącym próbą sparametryzowania sytuacji w Syrii, na tle rozbieżnych interesów międzynarodowych oraz konsekwencji tego stanu rzeczy.
Urodzony w 1955 roku G. Kepel, to politolog, profesor uznanej paryskiej Science Po, znany przede wszystkim ze znakomitej książki poświęconej fenomenowi fundamentalizmu religijnego, wydanej jeszcze w 1991 pod tytułem: "La Revanche de Dieu: Chretiens, juifs et musulmans a la reconquete du monde". Ed. Le Seuil 1991, 2003 [wydanie polskie: "Zemsta Boga. Religijna Rekonkwista Świata". Wyd. Krytyki Politycznej. Warszawa. 2010]. Książka ta, opublikowana na dekadę przed atakami z 11 września 2001 roku, stanowi przenikliwą analizę uwarunkowań i skutków fundamentalizmów, w tym islamskiego, choć nie tylko islamskiego.
Zdaniem Kepela, sytuacja w Syrii - z uwagi na konglomerat sprzecznych interesów mocarstw i aspirujących do tej roli, jak i wewnątrz syryjskie i regionalne uwarunkowania - jest w istocie sytuacją bez dobrego wyjścia, o czym przekonują także doświadczenia przemian w innych krajach arabskich. W konsekwencji Bliski Wschód, zdany jest na długi, burzliwy okres transformacji politycznej. Nie będzie rozwijał się ani wedle scenariusza Francis'a Fukuyam'y [daleko nam do końca historii i ostatecznego triumfu systemu demokratycznego], ani stosownie do założeń Samuel'a Huntington'a [nieuchronnym rozwiązaniem nie jest też zderzenie cywilizacji]. Poglądy Kepel'a - choć nie do końca oryginalne - to muszą skłaniać do głębokiej refleksji, do budowania scenariuszy rozwoju sytuacji, zwłaszcza z uwzględnieniem jej istotności dla przyszłości i bezpieczeństwa Europy. Skoro bowiem dominujące dotąd percepcje rozwoju sytuacji są jeżeli nie błędne, to istotnie upraszczają rzeczywistość, jeżeli istotnie czekają nas dekady niepokojów, a przyszły kształt polityczno - ustrojowy Bliskiego Wschodu pozostaje nieodgadnioną zagadką, co powinna robić Europa?
G. Kepel pozostaje sceptyczny, co do zdolności Europy w procesie kontroli i prób moderowania sytuacji w  tym rejonie świata, o istotnym, strategicznym znaczeniu nie tylko dla Europy. Czy zasadnie?
Wydaje się, że pesymizm francuskiego politologa - choć zrozumiały w dzisiejszych realiach - nie do końca musi być podzielany. Jeżeli przyjmiemy, że teoria konwergencji systemowej, ze względu na wątpliwy ostateczny efekt i horyzont czasowy jest drogą donikąd, a zarazem jeżeli uznamy, że trawiący Bliski Wschód na naszych oczach dramatyczny konflikt, nie jest przejawem zderzenia chrześcijaństwa i islamu, walki o prymat tych dwóch systemów aksjologicznych, to wyjściem jest z pewnością zaniechanie przez Zachód lansowania koncepcji eksportu ustroju demokratycznego, co nie oznacza bynajmniej bagatelizowania praw człowieka. Demokratyczny świat, winien budować i umacniać własne instytucje, a Europa odświeżyć, zmodernizować i zaadaptować do nowych warunków i wymogów koncepcję "francuskiego tygrysa" - G. Clemenceau, z początku dekady lat 20 - tych XX wieku, która dziś winna przyjąć formułę "oświeconego kordonu sanitarnego".
Niepewnej przyszłości, nieprzewidywalnej konsekwencji żywotności islamu, Europa - unikając izolacjonizmu i sekowania państw Bliskiego Wschodu, stosując selektywne, dalece zindywidualizowane podejście do poszczególnych państw islamskich, z uwzględnieniem kontekstu historycznego - winna przeciwstawić blok polityczno - militarno - gospodarczy, oparty na potencjale rozszerzonej jeszcze o Ukrainę Unii Europejskiej i Izraela. Wymaga to rzecz jasna przezwyciężenia ciągle powszechnego w Europie antysemityzmu, mimo deklarowanej oficjalnie, zgodnie z wymogami poprawności politycznej, skrajnie odmiennej sytuacji w tym względzie. Europejska wstrzemięźliwość, powściągliwość, dystansowanie się od Izraela - mimo konieczności rozwiązania problemu palestyńskiego - jest strategicznym błędem Europy, jest po prostu trwonieniem potencjału cywilizacji zachodniej, jest formułą grzechu zaniechania. Europejski - w sensie politycznym - Izrael, byłby nie tylko wzmocnieniem politycznym Europy, być może nawet służyłoby to docelowo znalezieniu modus vivendi między interesami Izraela, a Palestyńczyków. Nade wszystko jednak Izrael już dziś jest kluczowym elementem cywilizacji Zachodu i ostatnim bastionem obrony europejskich wartości, przed zwartym kontynentem europejskim. Europa winna nie tylko przyjąć do wiadomości ten fakt, ale i docenić jego zbawienne, strategiczne skutki. Wydaje się, że europejską odpowiedzią na nieprzewidywalność i zagrożenia wynikające z sytuacji na Bliskim Wschodzie, jest orientacja na budowanie i podnoszenie szeroko pojętej efektywności własnych instytucji, w strategicznym partnerstwie z Izraelem, w sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi, w ramach Partnerstwa Atlantyckiego.
Wiem, że zarysowany scenariusz i koncepcja są kontrowersyjne. Zdaje się jednak, że nie mamy wyjścia, a realizm polityczny, uwzględniający skalę zagrożeń i wyzwań, nie pozostawia złudzeń.                  
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz