We Francji skończyła się de facto kampania wyborcza przed pierwszą turą jutrzejszych wyborów municypalnych [23.03.2014], która trafnie w artykule na łamach "Le Monde" ["Municipales: une campagne de petites phrases" - 21.03.2014], określona została mianem "kampanii krótkich zdań". Formacje polityczne we Francji starały się bowiem - nie unikając, co oczywiste kwiecistej retoryki - zaistnieć w świadomości społecznej, przez hasłowe odwoływanie się do kluczowych, choć różnie rozumianych i akcentowanych problemów.
W Polsce dwie główne partie polityczne: Platforma Obywatelska i Prawo i Sprawiedliwość, z przytupem rozpoczęły dziś oficjalnie kampanię wyborczą przed majowymi wyborami do Parlamentu Europejskiego.
Nie wiem, czy polskie kampanie wyborcze tego roku będzie można określić mianem "kampanii krótkich zdań" [gdyby tak było słowem kluczem byłaby z pewnością "wiarygodność"], mam jednak wrażenie, że i w Polsce i we Francji, stajemy przed niebezpieczeństwem grania stereotypami i emocjami, w nienotowanej od dawna skali i natężeniu.
We Francji, powszechnie epatuje się opinię publiczną Frontem Narodowym, wizją wielce prawdopodobnej aprecjacji jego pozycji w życiu publicznym, strasząc jego potencjalną nieobliczalnością, skrajnością, a czasami - z braku argumentów - rzekomo faszystowskim charakterem. Warto przy tej okazji podnieść i przypomnieć, że demokratyczne wybory z istoty swojej nie muszą i nie mogą oznaczać wspierania zawsze rządzących, a sekowania opozycji, że akt wyborczy, to prawo nieskrępowanego, wolnego wyrażania woli przez obywateli. Tym, którzy formacje pokroju Frontu Narodowego traktują jako wyzwanie i zagrożenie dla demokratycznego świata warto uzmysłowić, że w kraju tak dostatnim i cieszącym się powszechnym miedzynarodowym szacunkiem, jakim jest Konfederacja Szwajcarska, ugrupowanie o zbliżonym w sensie programowym charakterze co francuski F.N: Szwajcarska Partia Ludowa [SVP], od dawna skutecznie uczestniczy w procesie sprawowania władzy w tym kraju. Na partycypacji tej nie ucierpiał ani szwajcarski frank - waluta narodowa, uchodząca za ostoję bezpieczeństwa na trudne czasy, ani gospodarka, ani reputacja tego zamożnego i pięknego zakątka Europy.
W Polsce, na dzisiejszej konwencji wyborczej Platformy Obywatelskiej - filara polskiej koalicji rządowej, Premier i lider Platformy, chcąc podnieść notowania i społeczny odbiór swojej formacji, podkreślić jej szczególną i jak się zdaje niezastąpioną w oczach zwolenników P.O rolę, wyraźnie podporządkowując kampanię wyborczą do P.E kwestiom Ukrainy, był uprzejmy publicznie stwierdzić, że nie jest przesądzone czy polskie dzieci pójdą do szkoły 1 września. Świadomie, czy nieświadomie - mając zapewne poczucie znaczenia daty 1 września w polskiej historii - Premier RP, dla potrzeb i wymogów kampanii wyborczej, bieżącej walki politycznej, sięga po argumentację, nie znajdującą uzasadnienia w faktach. Używa argumentów, które nie powinny w ogóle być użyte.
Dla Platformy - od dłuższego czasu zresztą - iluzoryczne budowanie mocarstwowej pozycji Polski w Europie, staje się celem samym w sobie, bez względu na konsekwencje, z zachwianiem narodowych priorytetów, z wyraźną dyskryminacją ponoszącego koszty tych ambicji polskiego podatnika [co jaskrawie uzmysłowił opinii publicznej trwający protest rodziców niepełnosprawnych dzieci w Sejmie].
Francuski i polski wyborca, mimo oczywistych różnic kulturowych, politycznych i historycznych, z pewnością zachowuje zdolność do realnej oceny sytuacji. Poziom wykształcenia, doświadczenia, a nade wszystko powszechny i w istocie nieograniczony dostęp do źródeł informacji powoduje też, że nie powinien pozwolić sobą manipulować. Polski i francuski wyborca, z pewnością zachowa zdolność do racjonalnych wyborów, mimo usilnych starań części środowisk politycznych i opiniotwórczych, zwłaszcza traktujących priorytetowo poprawność polityczną, w kierunku moderowania zachowań wyborczych, zgodnie z preferencjami aktualnie sprawujących władzę.
W Polsce i we Francji wchodzimy w roku wyborczy, w którym obywatelskim prawem i obowiązkiem jest wierność uznawanym wartościom, a zarazem pragmatyzm i nie uleganie histerii zagrożonych polityczną marginalizacją, skazanych na oddanie władzy. Mimo przytłaczającej przewagi mediów, czas dominujących dotąd wirtuozów w polityce - także z uwagi na brak nowego repertuaru i po prostu conajmniej znużenie słuchaczy - nieuchronnie dobiega końca. Nadchodzi czas stroicieli - wyborców.
W Polsce dwie główne partie polityczne: Platforma Obywatelska i Prawo i Sprawiedliwość, z przytupem rozpoczęły dziś oficjalnie kampanię wyborczą przed majowymi wyborami do Parlamentu Europejskiego.
Nie wiem, czy polskie kampanie wyborcze tego roku będzie można określić mianem "kampanii krótkich zdań" [gdyby tak było słowem kluczem byłaby z pewnością "wiarygodność"], mam jednak wrażenie, że i w Polsce i we Francji, stajemy przed niebezpieczeństwem grania stereotypami i emocjami, w nienotowanej od dawna skali i natężeniu.
We Francji, powszechnie epatuje się opinię publiczną Frontem Narodowym, wizją wielce prawdopodobnej aprecjacji jego pozycji w życiu publicznym, strasząc jego potencjalną nieobliczalnością, skrajnością, a czasami - z braku argumentów - rzekomo faszystowskim charakterem. Warto przy tej okazji podnieść i przypomnieć, że demokratyczne wybory z istoty swojej nie muszą i nie mogą oznaczać wspierania zawsze rządzących, a sekowania opozycji, że akt wyborczy, to prawo nieskrępowanego, wolnego wyrażania woli przez obywateli. Tym, którzy formacje pokroju Frontu Narodowego traktują jako wyzwanie i zagrożenie dla demokratycznego świata warto uzmysłowić, że w kraju tak dostatnim i cieszącym się powszechnym miedzynarodowym szacunkiem, jakim jest Konfederacja Szwajcarska, ugrupowanie o zbliżonym w sensie programowym charakterze co francuski F.N: Szwajcarska Partia Ludowa [SVP], od dawna skutecznie uczestniczy w procesie sprawowania władzy w tym kraju. Na partycypacji tej nie ucierpiał ani szwajcarski frank - waluta narodowa, uchodząca za ostoję bezpieczeństwa na trudne czasy, ani gospodarka, ani reputacja tego zamożnego i pięknego zakątka Europy.
W Polsce, na dzisiejszej konwencji wyborczej Platformy Obywatelskiej - filara polskiej koalicji rządowej, Premier i lider Platformy, chcąc podnieść notowania i społeczny odbiór swojej formacji, podkreślić jej szczególną i jak się zdaje niezastąpioną w oczach zwolenników P.O rolę, wyraźnie podporządkowując kampanię wyborczą do P.E kwestiom Ukrainy, był uprzejmy publicznie stwierdzić, że nie jest przesądzone czy polskie dzieci pójdą do szkoły 1 września. Świadomie, czy nieświadomie - mając zapewne poczucie znaczenia daty 1 września w polskiej historii - Premier RP, dla potrzeb i wymogów kampanii wyborczej, bieżącej walki politycznej, sięga po argumentację, nie znajdującą uzasadnienia w faktach. Używa argumentów, które nie powinny w ogóle być użyte.
Dla Platformy - od dłuższego czasu zresztą - iluzoryczne budowanie mocarstwowej pozycji Polski w Europie, staje się celem samym w sobie, bez względu na konsekwencje, z zachwianiem narodowych priorytetów, z wyraźną dyskryminacją ponoszącego koszty tych ambicji polskiego podatnika [co jaskrawie uzmysłowił opinii publicznej trwający protest rodziców niepełnosprawnych dzieci w Sejmie].
Francuski i polski wyborca, mimo oczywistych różnic kulturowych, politycznych i historycznych, z pewnością zachowuje zdolność do realnej oceny sytuacji. Poziom wykształcenia, doświadczenia, a nade wszystko powszechny i w istocie nieograniczony dostęp do źródeł informacji powoduje też, że nie powinien pozwolić sobą manipulować. Polski i francuski wyborca, z pewnością zachowa zdolność do racjonalnych wyborów, mimo usilnych starań części środowisk politycznych i opiniotwórczych, zwłaszcza traktujących priorytetowo poprawność polityczną, w kierunku moderowania zachowań wyborczych, zgodnie z preferencjami aktualnie sprawujących władzę.
W Polsce i we Francji wchodzimy w roku wyborczy, w którym obywatelskim prawem i obowiązkiem jest wierność uznawanym wartościom, a zarazem pragmatyzm i nie uleganie histerii zagrożonych polityczną marginalizacją, skazanych na oddanie władzy. Mimo przytłaczającej przewagi mediów, czas dominujących dotąd wirtuozów w polityce - także z uwagi na brak nowego repertuaru i po prostu conajmniej znużenie słuchaczy - nieuchronnie dobiega końca. Nadchodzi czas stroicieli - wyborców.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz