Dotąd wszystko było jasne, niczym prawdy uniwersalne: koniak i szampan tylko z Francji, samochody osobowe wyłącznie z Niemiec, co było synonimem jakości i pewności użytkowania. Ujawniona w Stanach Zjednoczonych afera z silnikami diesla w samochodach Volkswagena, jej skala, przynajmniej w stosunku do samochodów zmienia wiele, by nie powiedzieć wszystko.
Afera VW- na co zwraca uwagę coraz więcej analityków i komentatorów - wykracza znacząco poza interesy globalnego koncernu, uderza w reputację nie tylko Niemiec, ale i po części Starego, wydawałoby się poczciwego, stabilnego aksjologicznie świata.
Dla Niemiec, wymiar reputacyjny afery może mieć nieobliczalne skutki. Podważona została tak misternie odbudowywana renoma gospodarki niemieckiej, największego eksportera Europy, po niechlubnych dokonaniach faszyzmu. Volkswagen - duma Niemiec, innowacyjna grupa producencka samochodów osobowych (z flagowymi markami: Audi i Porsche), silnie osadzona w realiach kilku krajów europejskich (nie zapominajmy bowiem o Skodzie i Seacie), zostaje oskarżona o manipulacje, wprowadzenie w błąd konsumentów i naruszanie ich prawa oraz norm prawnych w ogóle. To jednak nie wszystko. Największą bodaj stratą może być reputacja gospodarcza Niemiec: kraju utożsamianego jak rzadko który, z jakością, solidnością, poprawnością.
Niemieckie, znaczyło dotąd pewne, co pozwalało dyskontować te wartości w cenie wyrobów, relatywnie wyższej niż analogiczne produkty konkurencji. Co prawda już niedawne problemy z wyziewami wulkanicznymi pokazały, że - na skutek problemów logistycznych z kooperantami z Dalekiego Wschodu - niemiecki przemysł samochodowy miał problemy z utrzymaniem ciągłości produkcji. Jednak dopiero aktualne problemy Volkswagena, obnażyły pozorność przewag jakościowych gospodarki niemieckiej i spowodowały upadek mitu o niemieckiej solidności, przynajmniej na kluczowym rynku konsumenckim świata.
Jak zawsze, skoro ktoś traci, powstaje pytanie kto może zyskać?
Dla mnie beneficjentami - w odniesieniu do sektora samochodowego - będą niewątpliwie producenci o dalekowschodnim rodowodzie, firmy głównie koreańskie, obecne już i zakorzenione na rynku, a i japońskie. Dla borykającej się do niedawna z problemami jakościowymi Toyoty, to nadzwyczajnie korzystny zbieg okoliczności, zwłaszcza na rynku amerykańskim.
Stracić może też BMW, uderzone rykoszetem jako firma niemiecka.
Mam nadzieję, że zyskają francuscy producenci samochodów, utożsamiani - dodam niesłusznie od lat - z wyrobem tyle delikatnym, co gorszym od niemieckiego. Tymczasem rozwiązania konstrukcyjne i designerskie samochodów francuskich, nie odbiegają w niczym od niemieckich konkurentów. W konsekwencji, trzymam kciuki za spodziewaną zmianę nastawień konsumenckich, przynajmniej w Europie, do samochodów made in France.
Problemy VW to także pośrednio prawdopodobnie problemy Europy, zwłaszcza w kontekście rozmów o utworzeniu z USA Strefy Wolnego Handlu. Jeżeli konsument amerykański zapamięta stereotyp, że produkt europejskiego lidera, to produkt fałszowany, może to mieć nie tylko etyczne skutki, ale przełożyć się na decyzje zakupowe, a w konsekwencji wymierne straty producentów europejskich.
Z niechlubnego casusu Volkswagena płynie jeszcze jedna, uniwersalna nauka: w dobie mediów elektronicznych, zglobalizowanej gospodarki, reputacja jest równie cenna jak marka. Warto o tym pamiętać permanentnie, zwłaszcza wtedy kiedy pokusa kombinacji jest duża, a zawsze winna być jednoznacznie porzucona. W firmach trzeba rozwijać nie tylko działy BiR, ale i wzmacniać kontrolę nad decyzjami i zachowaniami kluczowych działów i decydentów, w aspekcie społecznej odpowiedzialności i analogicznych skutków.
I pomyśleć, że opisane patologie miały miejsce u europejskiego lidera, utożsamiającego wszystko co najlepsze w Europie: innowacyjność, tradycje, rozproszony akcjonariat, udział państwa w zarządzaniu i sprawowaniu kontroli biznesowej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz