niedziela, 6 września 2015

Żydzi wojują, Polacy handlują, a Niemcy walczą o pokój?

Sprawa najnowszej emigracji do Europy, bez względu na jej istotne wewnętrzne zróżnicowanie (nie zapominajmy bowiem, że część imigrantów ucieka z krajów pochodzenia przed wojną oraz prześladowaniami - jak syryjscy katolicy, istotnie większa część ma jednak charakter ekonomiczny: jest ucieczką do lepszego świata), dzieli społeczność międzynarodową.
Jeden aspekt, to prawa człowieka, aksjologiczne uprzywilejowanie prawa do życia i wiara w absolut demokracji. Ten wątek, szczególnie dla Zachodu, ma decydujące znaczenie. Triada francuskiej Wielkiej Rewolucji: "wolność - równość - braterstwo", uzupełniona najnowszymi doświadczeniami Wschodu Europy: "solidarnością", w wymiarze społecznym i międzynarodowym, stanowi swoisty absolut dla europejskiej rzeczywistości i polityki, stając się zarazem jednym z wyróżników europejskiej tożsamości.
Zwłaszcza w Polsce i dla Polaków, doświadczanych przez wieki przez wojenny los i korzystających z możliwości zbawiennej emigracji, kwestia ta ma kluczowe znaczenie, choć zarazem nie znajduje współcześnie dostatecznego zrozumienia społecznego w naszym kraju. Miliony Polaków skorzystało z gościnności i prawa osiedlenia Zachodu Europy, nie tylko w wieku powstań narodowych, ale i - a może nawet przede wszystkim - w XX wieku: stuleciu wojen światowych i stanu wojennego w Polsce. Obozy przesiedleńców i imigrantów w Austrii i Niemczech, stały się polskim azylem i oknem na emigrację poza Europę, której doświadczyło miliony Polaków.
Drugi wymiar to konsekwencje ekonomiczne i społeczne.
Społeczeństwa europejskie, nie tylko te biedniejsze boją się, że najnowsza imigracja to dodatkowe obciążenie, a pamiątając o niedawnych doświadczeniach choćby Francji i Niemiec, to także wielowymiarowy problem społeczny. Przywołując raz jeszcze polskie doświadczenia, polscy imigrancji in gremio wykazywali i wykazują duże zdolności integracyjne oraz asymilacyjne ze społecznością i kulturą krajów przyjmujących, na bazie wspólnoty kulturowej (chrześcijaństwo), determinizmu w nauce języka, kultu pracy jako źródła utrzymania i pozycji społecznej. Tymczasem w odniesieniu do najnowszej imigracji do Europy, istnieje wcale nie hipotetyczna obawa, że jest to imigracja roszczeniowa, w większości obca kulturowo, a nadto nacechowana i zorientowana na trwanie w odrębnościach.
Wbrew pozorom, istotą problemu nie jest to kto przyjmie imigrantów, którzy już przybyli do Europy. Wyzwaniem i pytaniem jest o wiele bardziej skomplikowana kwestia: co się stanie, jeżeli upowszechni się przekonanie, że liberalna Europa stoi otworem przed imigrantami, a w rezultacie na imigrację zdecydują się miliony mieszkańców Afryki, Bliskiego Wschodu, Azji?
Problemu tak rozumianej imigracji nie udźiwignie Europa i z pewnością mu nie podoła.
Mówiąc o imigracji, trzeba widzieć ją nie w perspektywach namacalnych skutków, ale nade wszystko obiektywnych powodów.
Politycznie poprawny, hołdujący globalizacji Zachód, nie może spoglądać na imigrację przez pryzmat ośrodków dla uchodźców, zasiłków i kwot imigracyjnych, ale determinizmu usunięcia przyczyn imigracji:
1). Zaprowadzenia porządku na obszarach podlegających dziś nie tylko starciu cywilizacyjnemu Zachodu z Islamem, ale po prostu praktykom ludobójczym i zbrodniom wojennym, przede wszystkim na terenie tzw. Państwa Islamskiego. Zadania tego nie wykonają instytucje demokracji, a jedynie interwencja zbrojna za zgodą demokratycznych władz. W konsekwencji, Zachód pod przywództwem USA, musi się ponownie szerzej i bardziej skutecznie niż dotąd, militarnie zaangażować w konflikt na terenach generowania ruchów migracyjnych.
2). Rozpoczęciu szerokiego procesu przebudowy struktury gospodarczej tych krajów, w znacznej części finansowanej i monitorowanej przez Zachód i instytucje międzynarodowe. Skoro udało się zasadniczo odbudować i przebudować powojenne Niemcy, dlaczego nie można tego dokonać w Afryce?
Wyzwania te, to moim zdaniem współczesne brzemię białego człowieka.
W najnowszym konflikcie wokół imigracji, najbardziej racjonalne, strategicznie zasadne i dalekosiężne stanowisko zajmują demokratyczne Niemcy, stając się zarazem symbolem i synonimem odpowiedzialności oraz otwartości. Sądzę, że przyczyny tego stanu rzeczy tkwią nie tylko w realiach ekonomicznych, zrozumieniu znaczenia potencjału demograficznego dla przyszłego rozwoju Niemiec. Stanowisko Niemiec, to także dążenie do utrwalenia statusu mocarstwa światowego i okazja do zerwania z niechlubną przeszłością hitlerowskich Niemiec, na oczach medialnego świata. Dla globalnej percepcji Niemiec, dla zmiany/utrwalenia ich konotacji w świadomości społeczności mięzynarodowej, zdjęcia Kanclerz Niemiec niesione przez syryjskich imigrantów jako prawdziwego dobrodzieja, atmosfera niemieckich dworców kolejowych i miast manifestowana ostentacyjnie wobec imigrantów, znaczy istotnie więcej, niż wielomiliardowy program zmiany/utrwalenia wizerunku Republiki Federalnej Niemiec w świecie.
W konsekwencji, może brzmiący jak niedorzeczny żart tytuł postu, nie jest wcale daleki od prawdy? Może na naszych oczach zmienia się świat, nie tylko w znanych nam dotąd wymiarach i parametrach? Niemcy, do niedawna symbol nacjonalizmu, stają się ostoją otwartości, a choćby Polacy, od wieków beneficjenci otwartości Zachodu, wychowani w oparach tradycji romantycznej i mesjanizmu, zmierzają na pozycje zarezerwowane dla nacjonalistycznego zaścianka? Co do Żydów, kwestia jest istotnie bardziej skomplikowana, a odpowiedż znacząco bardziej zniuansowana.         

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz