niedziela, 19 czerwca 2016

Widma krążące nad Europą, czyli przyszłość naszych dzieci i wnuków

          Powszechna apologetyka i bezkrytyczny aplauz społeczeństwa informatycznego, będące konsekwencją potwierdzenia zasadności istnienia koncepcji tofflerowskiej "Trzeciej fali" (przypomnijmy: pierwsza fala, to rewolucja agrarna, druga: rewolucja przemysłowa, trzecia, nam współczesna: rewolucja informacyjna) - czego jesteśmy obecnie czynnymi świadkami - to coś znacznie więcej niż zachwyt nad prymatem internetu w życiu społecznym. Nowoczesne technologie komunikacji, są tyle narzędziem szeroko pojętej optymalizacji, co nowej formuły społecznego zniewolenia oraz burzenia dotychczasowego ładu społecznego, dodajmy burzenia nie zawsze zasadnego i pożądanego. 
Nie jestem w żadnej mierze zwolennikiem nowego ruchu neoluddystów, którzy kontestują zdobycze współczesnej nauki i techniki, ale stopień naszego uzależnienia od cywilizacji informatycznej, musi co najmniej budzić nasz, wspólny niepokój, powinien skłaniać do szeroko pojętej refleksji i gorączkowego poszukiwania antidotum.
Dzięki zdobyczom techniki, można dziś monitorować wszystko i wszystkich, przenoszenie realnej ekonomii do internetu jest z pewnością zabiegiem nieuchronnym, ale czy uniwersalnym, a nade wszystko potrzebnym i wartościowym?
Na dziś prawie wszystko możemy już kupić i załatwić w internecie, przedsiębiorstwa oparte na nowej technologii rosną w siłę, a ich wyceny skłaniają wielu do polityki naśladowania. Powstaje jednak zasadnicze pytanie: jak już wszystko przeniesiemy do internetu, co będą robić setki milionów ludzi w najbardziej uprzemysłowionych krajach świata, o najwyższym poziomie zamożności (o miliardach w krajach Trzeciego Świata nie wspominam, bo dla tych globalizacja - za sprawą między innymi teorii konwergencji - dedykuje długą, obliczoną na generacje, drogę unifikacji: od peryferyzacji, przez cedowanie "brudnej ekonomii", status zaplecza surowcowego i wytwórcy komponentów, lidera kosztowego, konsumenta/importera wysokich technologii i kapitału, po nowe, wcale nie równoprawne miejsce w międzynarodowym podziale pracy).
Jeszcze do niedawna obowiązywała doktryna, w myśl której wszystkich pracobiorców wchłoną usługi. Z pewnością usługi będą się rozwijać, zwłaszcza w odniesieniu do szeroko pojętej geriatrii i opieki nad młodym pokoleniem. Problem w tym, że już dziś widać, że usługi na wchłoną całej nadwyżki siły robocznej, a nade wszystko, że spadająca siła nabywcza pracobiorców, na skutek prymatu polityki niskich płac (której medialnym uzasadnieniem jest dążenie do wzrostu konkurencyjności gospodarek Starego Świata) spowoduje, że atrakcyjność pracy w sektorze usług i zdolność tego sektora do generowania wartości dodanej będzie spadać. Jak długo żyć będzie pokolenie emerytów z pogranicza drugiej i trzeciej fali, z ich dochodem rozporządzalnym, istnieć będzie jednostkowa (rodzinna) i społeczna poduszka, mechanizm korygujący. Naturalne zejście ze sceny pokolenia dzisiejszych 50/60 latków, ostatecznie zamknie erę względnego dostatku dla współczesnych zamożnych społeczeństw. Kolejne pokolenia, z pewnością nie tylko zauważą zasadnicze nierówności społeczne, ale zmuszone zostaną z motywów nie tylko ambicjonalnych (poziom zycia), ale nade wszystko egzystencjalnych, do przeprowadzenia rewizji społecznego status quo.
Nie wiem kto będzie siła sprawczą tej rewizji, czy prekariat Guy Standinga, czy nastąpi renesans Teologii Wyzwolenia, a może prym zaczną wieść zwolennicy Austriackiej Szkoły Ekonomii, utożsamiani na dziś zwłaszcza z Hiszpanem Jesusem Huerta de Soto Ballester'em, być może wreszcie dojdą do głosu zwolennicy zdyskredytowanego przez realny socjalizm i komunizm marksizmu? Jedno jest pewne: bankructwo neoliberalizmu, którego jesteśmy świadkami i jego koszty społeczne, wszechwładza globalizacji, presja radykalnego islamu (wspomagana póki co na szczęście incydentalnie katolibanem - czego przykładem choćby Polska), coraz bardziej donośne, narodowe resentymenty, zwłaszcza w Europie, a z drugiej strony naturalna chęć do zachowania poziomu życia w społeczeństwach cywilizacji Zachodu, uruchomią nieuchronnie, mniej lub bardziej pokojowe ruchy rewindykacyjne, optujące za zasadniczymi zmianami jakościowymi, w organizacji życia społeczeństw.
Na przełomie 2047/2048 roku, przypadnie okrągła, dwusetletnia rocznica opublikowania dzieła dwóch Niemców, którzy w oparciu o naukową analizę, chcieli zmieniać świat: "Manifestu Komunistycznego" Karola Marka i Fryderyka Engelsa. Można pryncypialnie nie podzielać ich analiz i rekomendacji, można zohydzać ich dorobek, ale nawiązując do pierwszego zdania przywołanego Manifestu "[...] Widmo krąży po Europie - widmo komunizmu [...], warto zastanowić się nad przyszłością naszych dzieci i wnuków, przez perspektywę nieuchronności zasadniczych zmian systemu w którym żyjemy z jednej strony, z drugiej zaś, gorączkowego poszukiwania - oby pokojowej - drogi przemian. W społeczeństwach Zachodu budzi się odruch instynktu samozachowawczego, którego kierunek jest na dziś jeszcze nie znany, Nie wiemy, czy to będą rewolucyjne, czy ewolucyjne zmiany, czy - zwłaszcza w Europie - zwycięży idea dezintegracji, zacznie dominować protekcjonizm i nastąpi powrót do egoistycznego państwa narodowego, czy zdołamy oprzeć się radykalnemu islamowi, zachowując i prolongując własną tożsamość. Nieuchronne zmiany - choć jeszcze mgliste - nie są już jednak fatamorganą.        

           

4 komentarze:

  1. (...)a z drugiej strony naturalna chęć do zachowania poziomu życia w społeczeństwach cywilizacji Zachodu, uruchomią nieuchronnie, mniej lub bardziej pokojowe ruchy rewindykacyjne, optujące za zasadniczymi zmianami jakościowymi, w organizacji życia społeczeństw.(...)

    Ma Pan nieaktualne informacje... to już się dzieje:
    - w Grecji i Włoszech
    - w Francji jest sabotowana infrastruktura krytyczna np. rafinerie czy elektrownie nuklearne
    - w Hiszpanii w obliczu niemożności powołania rządu można się spodziewać kryterium ulicznego
    - w Polsce atmosfera też się grzeje... i to w dużej mierze nie z powodu KODu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I zapewne są jeszcze inne rewolucje, do których "moi informatorzy" nie dotarli:
      np. w Wielkiej Brytanii należy oczekiwać, że coś się wydarzy z okazji Brexitu, a swoją drogą wiem, że coś się dzieje w Irlandii Północnej, ale nie bardzo mogę dotrzeć do tego co...

      Usuń
  2. Nie wszystkie przedstawione opinie, oceny i rekomendacje podzielam, ale przyjmuję przedstawiony punkt widzenia. Autor ma do nich prawo. Ruchy i fakty do których się Autor odwołuje to ledwie prekursorzy, a nie realna siła polityczna. Co do Hiszpanii, to stawiam raczej na kolejne, przedterminowe wybory niż kryterium uliczne. Z aktualnością informacji też bym uważał, a przynajmniej ostrożniej formułował twarde oceny. Mimo wszystko dziękuję i pozdrawiam Autora komentarza.

    OdpowiedzUsuń
  3. (...)Ruchy i fakty do których się Autor odwołuje to ledwie prekursorzy, a nie realna siła polityczna.(...)

    Z rewolucjami jest pewien problem... często omijają one procesy polityczne nawet jeśli jej animatorzy tego chcieli (klasyczne wyrwania się sytuacji z pod kontroli). Ponadto do jej wywołania często wystarczyło 0.3-05% rewoltowanego społeczeństwa, które detonują emocje, które podskórkowo wrzą i przy okazji mogą zmieść prekursorów (nie jedna rewolucja pożarła swoich ojców) z powierzchni razem ze starymi tyranami.

    OdpowiedzUsuń