piątek, 2 stycznia 2015

Demokracja może trwać, skoro wszystko przemija?

Rozpoczynający się nowy 2015 rok, będzie niewątpliwie kolejnym rokiem oswajania się nas wszystkich z sytuacją, że nic nie jest pewne i analogicznie, że nic nie trwa wiecznie. Zarazem jednak pojawia się pytanie, czy w dekadenckiej, sfrustrowanej, popadającej w apatię Europie, zasadnym jest przekonanie i przeświadczenie, że mimo wszystko demokracja jest stabilna i niezagrożona?
Do niedawna, absolut poprawności politycznej, wymuszał na elitach politycznych i środkach masowego przekazu oficjalny, urzędowy optymizm zgodnie z którym, instytucje demokratyczne są trwałym, ponadczasowym elementem krajobrazu politycznego cywilizacji Zachodu. Renesans wpływów partii narodowych i regionalnych - na bazie rosnącego niezadowolenia społecznego i braku perspektyw - zmusił jednak rządzących do rewizji dotychczasowego stanowiska. Zdaniem wielu przedstawicieli establishementu politycznego współczesnej Europy, demokracja jest obecnie zagrożona, ponieważ realna jest wymiana elit politycznej, nie na zasadzie dominującej dotąd międzypokoleniowej kooptacji w obrębie dotychczasowego systemu partyjnego, jakże często z elementami nepotyzmu, a drogą zasadniczej wymiany elit, skutkiem werdyktu wyborczego suwerena. Demagogiczny argument o demokratycznej drodze dojścia do władzy A. Hitlera, jest często koronnym argumentem za deprecjonowaniem instytucji państwa demokratycznego.
To bardzo niebezpieczna droga, o poważnych konsekwencjach strategicznych.
Demokracja nie może być traktowana instrumentalnie, zarówno przez rządzących, jak i opozycję, a wybory i ich rezultat są swoistym, świętym czakramem świata Zachodu.
Rządzące Europą liberalne i neoliberalne elity, pochłonięte wizją globalizacji/mondializacji, ulegające powszechnie czarowi wszechmocy etatyzacji, nie mają prawa zakładać, że wybory służą wyłącznie prolongowaniu ich pozycji w systemie politycznym, dając tytuł do sprawowania władzy. Istotą demokracji jest swobodnie wyrażana wola suwerena. Zatem jeżeli większość wyborców, zdecyduje się na zasadniczą zmianę jakościową w procesie rządzenia, na powierzenie mandatu rządzenia legalnym formacjom dotąd opozycyjnym, bądź pozostającym na obrzeżach systemu politycznego, nie ma miejsca na kontestację tego faktu. Nie ma przy tym znaczenia, czy dotyczy to dla przykładu Partii Niepodległości w Zjednoczonym Królestwie, Frontu Narodowego we Francji, czy Prawa i Sprawiedliwości w Polsce.
Zresztą dla optymalizacji procesu rządzenia, dla higieny życia publicznego, cykliczna wymiana elit - wszak zawsze w wyniku demokratycznego werdyktu wyborczego - jest zjawiskiem pożądanym, koniecznym i nieuchronnym.
W konsekwencji, demokracja w Europie jest niezagrożona, mimo werbalnych prób podejmowanych przez zaniepokojonych realną wizją utratą władzy, budowania poczucia zagrożenia, kreowania paradoksalnej dychotomii między "dobrą" - dotychczasową, gwarantującą własne profity i "złą" - przyszłą, oznaczającą przegranę wyborczą demokracją.       
Z nie tak odległej przeszłości, pamiętam pouczającą anegdotę o tym, czym się różni demokracja od demokracji socjalistycznej: tym czym krzesło, od krzesła elektrycznego. Nie chciałbym, aby współczesne elity, pod pozorem troski o dobro wspólne, podjęły zgubne i w istocie nieskuteczne, a powodujące jedynie społeczny zamęt starania, w kierunku restytucji starych praktyk, zohydzania obywatelom wolnego wyboru, drogą manipulacji ordynacją wyborczą, jej dodatkowego cenzusowania, czy też całkowitego zawłaszczania przestrzeni publicznej przez partie polityczne starego typu, które - bez względu na konotację ideologiczną - stają się współcześnie coraz bardziej archaiczne i anachroniczne.
Przyszłość demokracji w Europie, zbawcze powiewy dla jej ponownego ożywienia, sytuują się z pewnością poza tradycyjnymi formami organizacji życia politycznego, poza XX wiecznymi partiami masowymi. Niezależnie od specyficznych doświadczeń i uwarunkowań, nawiązująca do tradycji antycznej idea demokracji bezpośredniej oraz organizowanie się polityczne obywateli na nowej, nie zawsze ideologicznej platformie interesów, począwszy o wspólnoty lokalnej i regionalnej, to droga do prawdziwej restytucji roli i znaczenia demokracji. Skądinąd wskazane opcje z pewnością nie wyczerpują katalogu możliwych rozstrzygnięć w przyszłości, a są jedynie próbą ekstrapolacji możliwych rozwiązań, o otwartym charakterze.     
Piewcom "zagrożenia demokracji" wynikającego z rzekomej niedojrzałości politycznej obywateli i ich wyborów, polecam rachunek sumienia i swoiste rekolekcje zamknięte. Bez rezygnacji z przywilejów, bez powrotu do źródeł, do kontaktu z współobywatelami, nie da się już dalej rządzić, mimo stosowania szerokiego wahlarza marketingowych sztuczek. Media elektroniczne, internet, stanowią dla starych formacji politycznych i ich liderów nie tylko barierę przetrwania, ale i egzystencji w dotychczasowym kształcie w przestrzeni publicznej, są zarazem bezlitosnym, nad wyraz skutecznym cenzorem ich poczynań, także w aspekcie ujawniania patologii. Dodać należy na szczęście.
W rezultacie, w demokracji nie należy się wstydzić swoich przekonań i preferencji, choć ich manifestowanie można ograniczyć do aktu wyborczego. Demokracja póki co nie przemija, nie pozwólmy zarazem jednak zarówno na jej demonizowanie, jak i deprecjonowanie zwłaszcza, że akceptowalnej na drodze consensusu społecznego alternatywy wobec niej nie widać.    
     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz