Ostatnie zamachy terrorystyczne we Francji, których synonimem jest barbarzyńskie zabójstwo dziennikarzy satyrycznego tygodnika "Charlie Hebdo", są i będą bez wątpienia ważną cezurą w najnowszych dziejach Francji i Europy.
Zamachy te, dokonane przez islamskich ekstremistów z francuskimi paszportami, są namacalnym dowodem nie tylko na ostateczne bankructwo lansowanej przez lata idei społeczeństwa wielokulturowego, są wyzwaniem rzuconym Europie, koncyliacyjnej, zorientowanej na demokrację i kluczowe wartości cywilizacji Zachodu: wolność słowa, równość, braterstwo, prawa obywatelskie.
Niezależnie od politycznej poprawności, konflikt cywilizacji, który już nie tylko puka do drzwi Europy, ale uderza w symboliczną stolicę kultury i tożsamości europejskiej: Paryż, staje się wyzwaniem, wobec którego społeczność międzynarodowa nie może pozostać dłużej obojętna.
Musimy przyjąć do wiążącej wiadomości, że istnieją granice tolerancji europejskiej, zwłaszcza wobec agresywnego islamu, mniejszości muzułmańskich, które nie są zainteresowane integracją z nowymi europejskimi ojczyznami, a jedynie czerpaniem pełnymi garściami z dobrodziejstw socjalnych współczesnej Europy, bez adekwatnej partycypacji w budowę europejskiego dobrobytu.
Ostatnie dekady - dodajmy błędne dekady - to działania Europy i Zachodu zorientowane na eksport demokracji, na implementację jej pryncypiów w świecie muzułmańskim, z nastawieniem, że demokracja jako uniwersalne narzędzie i wzorzec, zapewni pokój społeczny w tych krajach i nowy ład międzynarodowy. Zachód realizował ten cel orężem: organizując na swój koszt kolejne ekspedycje militarne i kapitałem, za pośrednictwem pozornego panaceum: globalizacji.
Rządzące elity Zachodu i ośrodki opiniotwórcze nie zauważyły, bo nie chciały zauważyć, że świat arabski, oczekuje nie demokracji, a dobrobytu, że patrzy na Zachód, nie z podziwem i chęcią wzorowania się, zamiarem konwergencji, ale z zazdrością, głównie w aspekcie poziomu życia, nierzadko z domieszką wcale nie skrywanej wrogości.
W konsekwencji, Zachód zmuszony jest dziś dokonać swoistej rekapitulacji, przyznać się do fundamentalnych błędów strategicznych w relacjach ze światem islamu i dokonać rewizji w swojej aksjologii oraz praktyce działania. Zachód musi być jednością, a świadom swoich atutów, zachować praktyczną zdolność do ochrony swoich zdobyczy i wartości, nie bojąc się zarazem wykorzystania w razie uzasadnionej potrzeby swojego potencjału militarnego, przede wszystkim w obronie koniecznej.
Po pierwsze, obrona podstawowych wartości demokratycznych, musi sprowadzić się do consensusu w stosunku do "obcych" w Europie: nie wolno wobec nich stosować zasad zbiorowej odpowiedzialności, dyskryminować ich, należy zapewnić ochronę praw mniejszości, pełną tolerancję. Zarazem jednak należy oczekiwać jasnej, bezwarunkowej akceptacji europejskiego porządku prawnego i systemu wartości. Tu nie może być rozwiązań prowizorycznych, niedomówień i taryfy ulgowej. Mamy pełne prawo oczekiwać, że wyznawcy islamu żyjący w Europie, zapewnią w praktyce pokojowe współistnienie z europejską tożsamością i tradycją. Jeżeli tego nie akceptują, nie muszą tu żyć, mogą migrować do krajów pochodzenia, krajów swoich przodków, krajów w których islam ma pozycję dominującą. To kwestia pryncypiów i kwestia świadomych wyborów. Zreszta każdy z nas, zwiedzając kraje arabskie, jest wyczulony i instruowany, aby nie prowokować, nie obrażać uczuć rodowitych mieszkanców ubiorem, zachowaniem. Dlaczego w Europie, w której dominuje tożsamość mająca swe korzenie w tradycji hellenistyczno - rzymskiej ma być inaczej? Dlaczego, na jakiej podstawie i z czyjego upoważnienia mniejszość arabska, jej najbardziej fundamentalistyczna, radykalna część, aspiruje do roli i praw większości?
W Europie nie ma i nie powinno być miejsca na fundamentalizmy i państwa wyznaniowe, bez względu na ich podstawy ideologiczne: w tym islamskie, jak i chrześcijańskie. Zarazem jednak powinniśmy jako Europejczycy, traktować preferencyjnie i jednoznacznie zwaloryzować nasz stosunek i nasze relacje z Izraelem oraz chrześcijańskimi narodami Wschodu Europy, naszymi naturalnymi sojusznikami w tych skomplikowanych czasach. Wspólnota tożsamości i tradycji, uświadomiona konieczność budowania synergii, musi pokonać wzajemne animozje, w dobrze pojętym interesie obu stron.
Wyzwanie islamskie, jest też w sposób oczywisty kolejnym problemem dla apologetów globalizacji, która nie tylko nie doprowadziła do wzrostu zamożności najuboższych, zmniejszenia nierówności społecznych, wprost przeciwnie, za jej sprawą rosną różnice i napięcia społeczne, nie tylko w społeczeństwach europejskich.
Francja już raz w historii odegrała symboliczną rolę w walce o prymat w Europie, z islamskim, agresywnym fundamentalizmem. Pod pięknym, historycznym miastem Poitiers, leżącym w regionie Poitou - Charentes, słynącym współcześnie z serów kozich, a nade wszystko cognac'u, w 732 roku dowodzący frankońskimi wojskami majordom Karol Młot i książę Odon, pokonali armię islamską, ustanawiając skuteczną tamę dla jej pochodu i sukcesów islamu w Europie.
Współczesna Francja i Europa, niekoniecznie potrzebuje nowego Poiters, z pewnością jednak potrzebuje nowego, współczesnego Karola Młota [a może Jeanne d'Arc?]. Europa i Francja potrzebuje zdeterminowanego, odważnego przywództwa, zdolnego do odwrócenia dominującego od lat trendu. Wyzwaniem chwili jest bowiem obrona europejskiej tradycji i tożsamości, poszukiwanie nowej formuły europejskiej jedności, zerwanie z dekadencją i defetyzmem. W imię szacunku do dorobku naszych przodków i celem zapewnienia przyszłości następnych pokoleń, wobec których odważna obrona aksjologii Zachodu, jest naszym podstawowym obowiązkiem.
Dziś wszyscy jesteśmy i powinniśmy być Francuzami. To prawdziwe wyzwanie chwili i świadectwo człowieka cywilizacji Zachodu.
Ciekawy wpis
OdpowiedzUsuńDziękuję i pozdrawiam
OdpowiedzUsuń