Rząd niemiecki, z porażającą szczerością poinformował 26 lutego br., że nie może doliczyć się 130 tys. imigrantów, którzy przyjechali do Niemiec w 2015 roku. 130 tys. ludzi, to sporej wielkości miasto, zatem rząd Angeli Merkel nie potrafi zlokalizować miasta tej wielkości, a precyzyjniej jego mieszkańców???
Informacja ta, tylko z pozoru jest zabawna.
Jeżeli znana ze sprawności i akuratności biurokratycznej administracja niemiecka zgubiła stu tysięczne miasto, to niewątpliwie musi to szokować.
Z pewnością znaczna część z wspomnianych imigrantów, rozjechała się po Europie, szukając szczęścia, dobrobytu i stabilności, co jest w pewnym sensie wytłumaczeniem, ale nie rozwiązaniem problemu.
W ostatnich tygodniach, z powodów zawodowych, mam możliwość częstych spotkań z mieszkańcami "Starej Europy", którzy wbrew poprawności politycznej i stanowisku własnych rządów, nachalnej propagandzie rodzimych mediów, są coraz bardziej krytyczni wobec najnowszej fali imigracji do Europy. Ich zdaniem, bez względu na to czy imigranci zalegalizują swój pobyt w Europie, czy nie, otrzymają prawo azylu, czy spotka ich odmowa w tym względzie, oni i tak już tu pozostaną, licząc na długotrwałość i przewlekłość procedur, wsparcie tych, którzy w stosunku do imigracji, widzą test demokracji liberalnej Zachodu, wreszcie na silne lobby humanitarne.
Z drugiej strony, w Europie rośnie strach, a wielu Austriaków, Niemców, Francuzów, by na nich tylko poprzestać, zaczyna inaczej widzieć i rozumieć konotację pojęcia "bezpieczny dom". Na dziś, to już nie tylko alarmy, systemy zabezpieczeń, to antywłamaniowe drzwi do domów i mieszkań, oznaczające odejście od lekkości i dominacji design'u, na rzecz prymatu bezpieczeństwa, to kłódki o podwyższonej odporności na włamanie, to rolety antywłamaniowe w oknach. Zmianę nastrojów i preferencji konsumenckich, potwierdzają zresztą najnowsze wyniki oraz prognozy koniunktury: rynek związany z szeroko pojętym, indywidualnym bezpieczeństwem domowym, ma rosnąć w "Starej Europie" w tempie 15% rocznie i być jednym z bardziej atrakcyjnych sektorów gospodarki.
Jeżeli strach przed imigrantami oznaczał będzie wyłącznie poprawę koniunktury na drzwi antywłamaniowe, to poza ogólną poprawą osobistego komfortu Europejczyków i generacyjnej wymiany produktów oraz korzystnych zmian koniunktury branży, negatywy byłyby mało zauważalne, poza prawdopodobnym spadkiem cen nieruchomości w lokalizacjach, w których imigranci stanowić będą istotny odsetek mieszkańców. Niestety prawdopodobieństwo takiej ewolucji sytuacji w Europie jest iluzoryczne...
Każdy, kto choć raz był w regionach z wysokim odsetkiem imigrantów, zwłaszcza z kręgów innej kultury pochodzenia, nawet w "starych czasach" wie i pamięta, że poczucie obcości białego Europejczyka, zwolennika tradycyjnej aksjologii i tożsamości, jest powszechne. Wystarczy przywołać dzielnice podmiejskie Paryża, czy choćby niemiecki Duisburg. Te negatywne zjawiska mogą się obecnie niestety zdecydowanie nasilać
Niepokój mój budzi jeszcze jeden aspekt sprawy. Jeżeli z owych 130 tysięcy statystycznie "zgubionych" imigrantów, ledwie promil przygotowuje się w ustronnych i wygodnych miejscach, do czynnej konfrontacji z cywilizacją europejską, wedle wzorów skrajnych islamistów?
Poprawna politycznie Europa nie miała siły i odwagi przeciwstawić się najnowszej polityce imigracyjnej Niemiec. Obyśmy wszyscy nie stali sie ofiarami tej bezsasadnej, bezkrytycznej hojności. Przypominanie w tym kontekście o epizodzie związanym z koniem trojańskim i jego skutkach, nie jest moim zdaniem bynajmniej nadużyciem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz