poniedziałek, 11 kwietnia 2022

Wybory prezydenckie 2022 roku we Francji: Francuzi głosują portfelem



     Pierwsza tura wyborów prezydenckich, kończy się bez niespodzianek, jej zwycięscy to: urzędujący Prezydent Republiki - E. Macron (27,6% oddanych głosów) i Przewodnicząca Zjednoczenia Narodowego - Marine Le Pen (23,41%). 
Z pozoru wybory te odtworzyły póki co znane już podziały polityczne, co najmniej od 2017 roku. Czy aby na pewno?
Mimo, że nie znamy jeszcze oficjalnych, pełnych danych, a i z pogłębionymi analizami zasadnym jest wstrzymanie się do zakończenia finalnej, drugiej tury wyborów, kilka prawidłowości jest bardziej niż oczywistych, przyjmując przy tym względnie trwały charakter:

1. Wybory te definitywnie kończą bolesną agonię lewicy i prawicy we Francji, w klasycznym rozumieniu tych terminów, zainicjowaną jeszcze w 2017 roku, która - mimo zastosowania najnowocześniejszych terapii (marketing), zakończyła się ostatecznym zgonem;
2. We Francji, ideologiczna dotąd w znacznej mierze, choć wcale nie linearna (od skrajnej lewicy do skrajnej prawicy) oś podziału systemu partyjnego, zostaje zastąpiona nowym kryterium, nową osnową politycznej integracji i identyfikacji: kryterium dostatniej konstatacji (już nie tylko jak dotąd protestu);
3. Rysem charakterystycznym nastrojów politycznych i preferencji wyborczych we Francji staje się nieznana dotąd okoliczność, że partie określane w dotychczasowej nomenklaturze formacjami tradycyjnymi (prawica + lewica), zostały zmarginalizowane przez partie określane mianem partii skrajnych (sumując poparcie wyborcze M. Le Pen, J.- L. Melenchelon'a, E. Zemmour'a, a nawet i F. Rousel'a okazuje się, że ich łączne poparcie, przekracza 54,72% głosów). W konsekwencji faktu, że definiowany dotąd jako "skrajność" nurt polityczny staje się większością, naturalnym wydaje się pytanie o "normalność" i jej parametry;
4. Szczególnie bolesna i symptomatyczna jest degrengolada francuskiej lewicy, której przedstawicielka A. Hidalgo (Partia Socjalistyczna), uzyskała ledwie 1,74% głosów (mniej niż przedstawiciel Francuskiej Partii Komunistycznej F. Rousell - 2,31%);
5. Zarówno wynik wyborczy M. Le Pen, jak i J. - L. Melenchon'a nie jest zaskoczeniem, a logiczną konsekwencją ewolucji społeczno - gospodarczej i politycznej Francji minimum ostatniej dekady, że wystarczy przypomnieć ruch "żółtych kamizelek". Pisałem o tym wielokrotnie, także i w tym miejscu;
6. Korzystając z naturalnego prawa i przywileju do krytyki programów i pozycji politycznych kandydatów, prezentujących w istocie odmienne percepcje Francji i świata, dobrze jest unikać typowej dla poprawności politycznej "etykietyzacji", stosować racjonalne, znajdujące potwierdzenie w faktach argumenty z jednej strony, z drugiej zaś unikać histeryzowania w kontekście ekstrapolowanych wyników tychże wyborów. Kluczowym jest consensus co do faktu, że wybory są istotą demokracji, a ich wynik - jeżeli przeprowadzone wedle demokratycznych standardów - wymaga poszanowania;
7. Na dziś - jeżeli nie nastąpią nowe jakościowo elementy - zwycięstwo wyborcze i reelekcja urzędującego Prezydenta, wydają się być niezagrożone. Przekonanie to wzmacnia dążenie tradycyjnej klasy politycznej do społecznej mobilizacji pod hasłem obrony demokracji (co znajdzie z pewnością wyraz we frekwencji wyborczej, która im wyższa, tym bardziej faworyzować będzie urzędującego prezydenta).   Warto jednak skupić się nad przyczynami, a nie tylko skutkami poparcia politycznego M. Le Pen w społeczeństwie francuskim. 
8. Zdecydowanie warto zastanowić się nad tym co wniosła i jeszcze wniesie do życia publicznego istotna waloryzacja aksjologii utożsamianej przez kandydatkę Zjednoczenia Narodowego. Czy aby na pewno etykieta "skrajna" jest aktualna i adekwatna? Czy rację mają ci, którzy definiują miejsce ZN -wzorem lewicy przez dekady na "Starym Zachodzie" - w permanentnej opozycji, widząc w kontrolowaniu rządzących, największą wartość dodaną pozycji i siły tego nurtu politycznego w systemach politycznych? Czy znajduje potwierdzenie w faktach hipoteza, że Europa Wschodnia, a zwłaszcza 'Polska, ma powody do uderzenia się w pierś i przysłowiowego żalu za grzechy, w kontekście stanu nastrojów społecznych i preferencji wyborczych demokracji "Starej Europy"? 

O tym w kolejnych moich wpisach w ciągu najbliższych dwóch tygodni.    



6 komentarzy:

  1. (...)Kluczowym jest consensus co do faktu, że wybory są istotą demokracji, a ich wynik - jeżeli przeprowadzone wedle demokratycznych standardów - wymaga poszanowania;(...)
    A wg. mnie ten consensus to lipa... bo tzw. demokracja przedstawicielska to tak na prawdę oligarchia, która pozwala zastąpić (przynajmniej teoretycznie, bo nie mam pewności, że ostatnie wybory parlamentarne nie zostały sfałszowane, zwłaszcza w mojej opinii prezydenckie odbyły się w nielegalnym terminie... a uzurpacja nie skaluje się liczbą zbrodni przygotowawczych) polski odpowiednik Jednej Rosji na (...)lepszy model(...) co cztery lata. W ciągu tych lat można dosłownie wszystko... pandemia pokazała, że można nawet wprowadzić nadzwyczajne restrykcje bez wprowadzenia stanu wyjątkowego (czy, którego przewidzianego w Konstytucji).
    Tylko dla porządku wspomnę, że Minister Zdrowia jest równie wybieralny jak Komisarz Unii Europejskiej... a jeśli ktoś chce widzieć jednak jakąś różnicę, to takowy Komisarz jest na poziomie takich person jak Marian Banaś.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tradycyjnie dziękuję za zainteresowanie i wpis. Przyjmuję do wiadomości wyrażoną rezerwę co do consensusu i przedstawioną argumentację. Problem zdaje mi się polega na tym, że wybrana większość zawsze musi szanować prawa mniejszości, a arytmetyka parlamentarna, nie daje tytułu do zmiany wszystkiego. Z drugiej strony klasa polityczna, korzystająca szeroko z fruktów władzy, traktująca politykę jako profesję, a nie służbę, w nielicznych przypadkach zachowuje się społecznie racjonalnie, choć prawie zawsze partykularnie racjonalnie. To skutkuje brakiem autorytetów i demobilizacją opinii publicznej...do czasu. Sądzę także, że tak bliski nam polonocentryzm w ocenie wszystkiego, jest trochę zgubny. Dojrzałe demokracje, mają znacznie bardziej zdywersyfikowane "bezpieczniki bezpieczeństwa" niż polski system, jak i w naszych warunkach ciągle dominuje zgubne podejście emocjonalno - symboliczne niż pragmatyczne. W rezultacie consensus w polskich warunkach musi przybrać zracjonalizowaną konotację, a to trochę jeszcze niestety potrwa.

    OdpowiedzUsuń
  3. (...)W rezultacie consensus w polskich warunkach musi przybrać zracjonalizowaną konotację, a to trochę jeszcze niestety potrwa.(...)
    Pod warunkiem, że po drodze nie dojdzie jakiegoś puczu czy innych kroków poza prawnych mających naprawić naszą demokrację.

    OdpowiedzUsuń
  4. Co do istoty demokracji to na trafiłem na ciekawy głos... https://kulturaliberalna.pl/2022/04/26/kuisz-we-francji-nie-nastapil-spokoj/
    (...)W zasadzie od rewolucji francuskiej głównym postulatem społecznym była możliwość udziału w demokracji, a więc prawa wyborcze. Uzyskiwały je kolejne grupy, a jak już wszyscy je mają, to co dalej? Czy wystarcza mi to, że wrzucę kartkę do urny raz na pięć lat, skoro codziennie mogę się wypowiedzieć w social mediach? Chcę, żeby mój głos był brany pod uwagę. Nie chcę oczywiście codziennie brać udziału w głosowaniu, ale chcę być ważny. (...)
    Ciekawe skąd to wie? Znając szwajcarski kalendarz polityczny, to w czasie wojny na Ukrainie, odbyły się tam już z 2 bloki głosowań referendalnych... i jakoś nic nie wskazuje na to, żeby im się to znudziło... przecież mają zaplanowaną dwucyfrową liczbę referedów.

    OdpowiedzUsuń
  5. Szwajcaria to nade wszystko inna kultura polityczna, tradycja (z dominacją - co znamienne kalwinizmu), a w konsekwencji sama implementacja instytucji demokracji bezpośredniej (referendum), nie jest panaceum na całe zło. My zdaje się prolongujemy generacyjnie odziedziczony po Rzeczpospolitej Szlacheckiej i jej złotej wolności gen anarchii i skrajnego indywidualizmu. Szwajcarzy dla przykładu głosowali przeciwko dochodowi minimalnemu. Jestem przekonany, że w Polsce wyniki analogicznego głosowania byłyby zgoła inne.

    OdpowiedzUsuń
  6. Za przeproszeniem... ale dla mnie takie myślenie, to sugerowanie, że wszyscy po za Szwajcarami zasługują tylko na demokrację na poziomie standardów rosyjskich. Bo skoro lud może zagłosować w referendum to może i żle wybrać większość parlamentarną... ergo trzeba prewencyjnie fałszować wybory.

    OdpowiedzUsuń