Oceniając Karola Młota [686 - 741], twórcę potęgi dynastii Karolingów we Francji, wśród wielu jego faktycznych i domniemanych zasług, wymienia się przede wszystkim zatrzymanie potęgi i marszu Arabów w Europie, jako skutek wygranej bitwy pod Poitiers [październik 732 roku]. W bitwie tej, w której zginął także słynny wódz arabski Abd er - Raman, po raz pierwszy w Europie udało się powstrzymać arabski żywioł, a ówczesną Galię ustanowić de facto granicą ekspansji islamu. Galia, a wraz z nią Europa, uniknęła losu podbitej przez Arabów Hiszpanii.
Dla dzisiejszej Francji zagrożenie islamizacją jest nie mniejsze niż prawie 1300 lat temu, z tą zasadniczą i niebezpieczną różnicą, że jest ono obecnie zagrożeniem wewnętrznym, a nie zewnętrznym. Szacowana na ponad 5 mln społeczność muzułmańska we Francji, hermetyczna, niechętna integracji, kultywująca szeroko pojętą odrębność, kosztowna społecznie w wymiarze choćby niezbędnej pomocy socjalnej, stanowi nie lada wyzwanie. Ponadto co symptomatyczne. praktykujących muzułmanów jest już dziś we Francji więcej niż praktykujących katolików [z 40 mln Francuzów deklarujących się jako katolicy, zarazem jedynie 4,5% tj. mniej niż 2 mln z nich, to katolicy praktykujący, podczas gdy liczba praktykujących wyznawców islamu przekracza we Francji 2,5 mln!!].
Nikt nie kryje już, że ostatecznie zbankrutowały idee wielokulturowego społeczeństwa. Ponownym prymatem staje się bez wątpienia jednorodne, zunifikowane społeczeństwo, funkcjonujące na bazie konsensusu wartości narodowych. Strategiczną kwestią pozostaje jednak pytanie jak to zrobić, z zachowaniem zasad demokracji, wolności i tolerancji?
Do niedawna, kwestie imigrantów i islamu jako zagrożenia dla francuskiej tożsamości narodowej stawiane były pryncypialnie jedynie przez prawicę narodową, zwaną przez wielu ekstremalną. Bieżące wydarzenia polityczne i potrzeby obecnej kampanii wyborczej powodują jednak, że hasło ograniczenia imigracji i zadanie respektowania nadrzędności praw i tradycji "starej" Francji, zostało wpisane w program działania urzędującego Prezydenta Republiki. W tym kontekście zasadnym jest pytanie: czy to jest jedynie zabieg socjologiczny, o wyborczym charakterze, czy jest to faktyczny program działania, wynikający ze zmiany wartości i dotychczasowych priorytetów? W każdym bądź razie żądanie ograniczenia roli imigracji przestało być we Francji tematem tabu, a jego stawianie nie jest już traktowane jako złamanie konwenansu, odejście od absolutu poprawności politycznej.
Marzenia o odegraniu roli Karola Młota we współczesnej Francji są udziałem coraz większej liczby opcji politycznych i prominentnych polityków, przy czym mam wrażenie, że w większości przypadków jest to jedynie przejaw demagogii, wynikający z prostych kalkulacji wyborczych. Co by nie powiedzieć jednak niezależnie od tych aspiracji, sprawa imigracji, zwłaszcza zasadniczo odmiennej kulturowo, wróciła już nie tylko na salony, ale i do debaty publicznej i chyba nie prędko temat ten stanie się passe.
Z polskiej perspektywy, to co się dziś dzieje w sprawie imigracji na Zachodzie, bo przecież nie tylko we Francji, powinno skłaniać do refleksji, a z pozoru odważne dyskredytowanie takiego nastawienia, operowanie inwektywami o braku tolerancji, otwartości i demokracji warto nieco poskromić. Wyobraźmy sobie, że Polska staje się krajem zamieszkania 5 mln Wietnamczyków, Egipcjan, Turków etc., obnoszących się swoją odmiennością kulturową. Czy Polak - Katolik byłby wtedy tolerancyjny i otwarty? Mam poważne wątpliwości.
Dla dzisiejszej Francji zagrożenie islamizacją jest nie mniejsze niż prawie 1300 lat temu, z tą zasadniczą i niebezpieczną różnicą, że jest ono obecnie zagrożeniem wewnętrznym, a nie zewnętrznym. Szacowana na ponad 5 mln społeczność muzułmańska we Francji, hermetyczna, niechętna integracji, kultywująca szeroko pojętą odrębność, kosztowna społecznie w wymiarze choćby niezbędnej pomocy socjalnej, stanowi nie lada wyzwanie. Ponadto co symptomatyczne. praktykujących muzułmanów jest już dziś we Francji więcej niż praktykujących katolików [z 40 mln Francuzów deklarujących się jako katolicy, zarazem jedynie 4,5% tj. mniej niż 2 mln z nich, to katolicy praktykujący, podczas gdy liczba praktykujących wyznawców islamu przekracza we Francji 2,5 mln!!].
Nikt nie kryje już, że ostatecznie zbankrutowały idee wielokulturowego społeczeństwa. Ponownym prymatem staje się bez wątpienia jednorodne, zunifikowane społeczeństwo, funkcjonujące na bazie konsensusu wartości narodowych. Strategiczną kwestią pozostaje jednak pytanie jak to zrobić, z zachowaniem zasad demokracji, wolności i tolerancji?
Do niedawna, kwestie imigrantów i islamu jako zagrożenia dla francuskiej tożsamości narodowej stawiane były pryncypialnie jedynie przez prawicę narodową, zwaną przez wielu ekstremalną. Bieżące wydarzenia polityczne i potrzeby obecnej kampanii wyborczej powodują jednak, że hasło ograniczenia imigracji i zadanie respektowania nadrzędności praw i tradycji "starej" Francji, zostało wpisane w program działania urzędującego Prezydenta Republiki. W tym kontekście zasadnym jest pytanie: czy to jest jedynie zabieg socjologiczny, o wyborczym charakterze, czy jest to faktyczny program działania, wynikający ze zmiany wartości i dotychczasowych priorytetów? W każdym bądź razie żądanie ograniczenia roli imigracji przestało być we Francji tematem tabu, a jego stawianie nie jest już traktowane jako złamanie konwenansu, odejście od absolutu poprawności politycznej.
Marzenia o odegraniu roli Karola Młota we współczesnej Francji są udziałem coraz większej liczby opcji politycznych i prominentnych polityków, przy czym mam wrażenie, że w większości przypadków jest to jedynie przejaw demagogii, wynikający z prostych kalkulacji wyborczych. Co by nie powiedzieć jednak niezależnie od tych aspiracji, sprawa imigracji, zwłaszcza zasadniczo odmiennej kulturowo, wróciła już nie tylko na salony, ale i do debaty publicznej i chyba nie prędko temat ten stanie się passe.
Z polskiej perspektywy, to co się dziś dzieje w sprawie imigracji na Zachodzie, bo przecież nie tylko we Francji, powinno skłaniać do refleksji, a z pozoru odważne dyskredytowanie takiego nastawienia, operowanie inwektywami o braku tolerancji, otwartości i demokracji warto nieco poskromić. Wyobraźmy sobie, że Polska staje się krajem zamieszkania 5 mln Wietnamczyków, Egipcjan, Turków etc., obnoszących się swoją odmiennością kulturową. Czy Polak - Katolik byłby wtedy tolerancyjny i otwarty? Mam poważne wątpliwości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz