niedziela, 29 kwietnia 2012

Miller polskim Mitterrand'em? - nadzieje i mrzonki SLD

Zakończony właśnie Kongres SLD, potwierdzona w jego toku supremacja Leszka Millera, zarys nowego programu Sojuszu, to okazja do rozważań o przyszłości formacji.
Zwłaszcza trzy podniesione w przemówieniu nowego/starego lidera kwestie wymagają podkreślenia:

1. Sojusz deklaruje swoje pryncypialne dążenie do laickości państwa, czego wyrazem stwierdzenie, że "[...] Konstytucja jest ważniejsza od Ewangelii [...]".
2. SLD ujawnia swoje tradycyjne i zrozumiałe priorytety prospołeczne [zmniejszenie różnic społecznych i większa partycypacja pracowników najemnych w konsumpcji owoców wzrostu gospodarczego].
3. Formacja potwierdza swoje aspiracje do samodzielnego przywództwa na lewicy, kreśląc przy tym optymistyczny scenariusz powrotu do władzy [horyzont najbliższych wyborów parlamentarnych].

W tym kontekście porównanie Millera do byłego Prezydenta Republiki Francuskiej znajduje swoje uzasadnienie. 
To przecież F. Mitterrand, przeszedł zadziwiającą ewolucję od ucznia szkoły jezuickiej [na marginesie, w tym aspekcie zbliżoną drogę przeszedł inny przywódca SLD - Józef Oleksy], po przywódcę Partii Socjalistycznej. Mitterrand - jak Miller doznał goryczy porażek [dwukrotne przegrane w wyborach prezydenckich - w 1965 roku jeszcze z de Gaulle'm, w 1974 roku z Giscard'em d'Estaing]. Miller - jak Mitterrand - jest wielokrotnym parlamentarzystą, ministrem. Wreszcie Miller - jak Mitterrand w 1969 roku - podejmuje się zadania odbudowy wpływów Partii, po sromotnie przegranych wyborach [Miller parlamentarnych, Mitterrand prezydenckich, w których co prawda nie uczestniczył]. Wreszcie i Miller i Mitterrand mają w życiorysie co najmniej nie przynoszące chwały epizody, niezależnie od ich wymowy i uzasadnienia [Mitterrand - przynależność do nacjonalistycznej Ligi Croix de Feu ppł. F. de la Rocque'a, w latach młodości oraz epizod urzędniczy w strukturach Państwa Francuskiego - Podsekretarz Stanu, Miller - kandydowanie do Sejmu z list wyborczych Samoobrony, a od 2008 roku własne ugrupowanie polityczne: Polska Lewica, będące efemerydą polityczno - organizacyjną].
Czy misja Leszka Millera ma szanse zakończyć się tak skutecznie, z takim sukcesem jak działania sanacyjne F. Mitterrand'a?
Odpowiedź na tak postawione pytanie jest silnie zniuansowana, oraz determinowana przez szereg czynników na które SLD nie ma wpływu.
Pierwsza trudność, pojawiająca się w obrębie własnego obozu politycznego, to konflikt z Ruchem Palikota, walka o prymat na lewicy między tymi ugrupowaniami, w  warunkach daleko idącej tożsamości elektoratów. 
Mitterrand postawił na taktyczną współpracę z komunistami [FPK], z czasem przejmując ich elektorat, nie tracąc przy tym zdolności otwarcia w kierunku centrum i poszerzenia bazy wyborczej. Leszek Miller na dziś deklaruje brak zainteresowania współpracą z Ruchem Palikota. Jeżeli to jest strategia, to będzie to niewątpliwie fundamentalny błąd, o daleko idących konsekwencjach. Jeżeli jest to tylko taktyka, działanie obliczone na zapewnienie spoistości formacji, poprawę własnego wizerunku i pozycji negocjacyjnej w przyszłych rozmowach koalicyjnych, jest to dowód dojrzałości, a działanie takowe staje się zasadnym i zrozumiałym.
Obawy musi budzić stan prac nad doktryną polityczną, nad ofertą programową Sojuszu. Przypisany lewicy historycznie antyklerykalizm, a co najmniej laickość już nie wystarczą. Także zgrabne figury retoryczne w tym zakresie nie znajdą zapewne posłuchu, zwłaszcza w takim społeczeństwie jak polskie, mającym świadomość dziedzictwo kulturowego, ale i doświadczenie niekonsekwencji lewicy w tym względzie w niedalekiej przeszłości. Niewątpliwie sojusz polskiej lewicy z biskupami katolickimi okazał się użyteczny w okresie akcesji do UE [poparcie Kościoła], ale per saldo jego koszty dla lewicy są i były dramatycznie wysokie, a co istotniejsze sojusz ten był i jest niezrozumiały dla elektoratu SLD. 
Jeżeli dodamy do tego zapowiadany programowo fiskalizm, zasadzający się na wzroście obciążeń podatkowych najlepiej sytuowanych [ a propos wedle jakich kryteriów obywatel staje się bogatym?], bez wskazania całościowej wizji w tym względzie, to oferta Sojuszu brzmi mało przekonywująco.
Wreszcie zarysowany horyzont czasowy dojścia do władzy, wydaje się być - delikatnie rzecz ujmując - zbyt optymistyczny i mało realny. Trudno odpowiedzialnie założyć, że w 4 lata - bez dopracowania oferty programowej - Sojusz zdoła odzyskać wiodącą w Polsce pozycję w systemie politycznym.
Leszek Miller - w skądinąd wcale nie porywającym przemówieniu programowym na Kongresie, które cieszyło się anemicznymi reakcjami audytorium - użył budzącego wyobraźnię porównania zadań stojących przed SLD do lotu wznoszącego wielkiego ptaka. Trzymając się tej terminologii i retoryki, włodarze Sojuszu muszą pamiętać i ciągle uważać, aby ów ptak nie był Łabędziem Trąbiącym [największy ptak wodny na Ziemi - synonim łabędziego śpiewu]. Muszą także bezwzględnie zadbać o  to, aby nie był to ptak znany z... umiejętności obrony chemicznej, zbliżonej do właściwości Skunksa [Rurkonose, także młode Dudki]. Deklarowana szybkość zmian pozwala sądzić, że lider Sojuszu ma na myśli przede wszystkim Sokoła Wędrownego [osiągającego szybkość przelotu do 360 km na godz.]. Warto, aby Sojusz i jego liderzy zainteresowali się także charakterystyką ptaków znanych ze znakomitego wzroku [Pustułki, Sępy, a nawet Jerzyki]. Należy także postulować, aby unikali koniunkturalizmów, demagogii wynikającej z potrzeb bieżącej walki politycznej, zdecydowanie odcięli się od zwyczaju Kukułek [znoszenie jaj w cudzych gniazdach].
Polska potrzebuje niewątpliwie wrażliwej, merytorycznej, profesjonalnej, odpowiedzialnej politycznie lewicy, unikającej zarazem radykalizmów i demagogii o populistycznym charakterze. Przykład Francji dowodzi, że zapotrzebowanie na lewicowość ma względnie trwały charakter, z okresowymi wahaniami. Działacz i sympatyk oraz wyborca lewicy nie musi być biedny i sfrustrowany. Nie musi być także reprezentantem tak modnych dziś mniejszości. Kryterium lewicowości nie jest również poprawność polityczna. 
Jeżeli SLD stać będzie na dopracowanie swojej oferty programowej, określenie jasnej, zrozumiałej społecznie strategii politycznej i wyborczej, jego atrakcyjność wyborcza i przyszłość polityczna stanie się faktem, choć osobiście nie jestem pewien, czy już w horyzoncie najbliższych wyborów parlamentarnych.            

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz