Kończący się z wolna rok, staje się okazją do wielowymiarowych podsumowań, także w aspekcie politycznym.
We Francji, kluczowym wydarzeniem 2012 roku, było niewątpliwie przejęcie pełnej odpowiedzialności socjalistów za kraj, w następstwie demokratycznego werdyktu wyborczego, w wyborach prezydenckich, a następnie parlamentarnych.
Próbom bilansu rządów socjalistów, towarzyszy zarazem naturalna skłonność do ich etykietyzacji. Profesor politologii L. Bouvet, w artykule pod znamiennym tytułem "Qu'est'ce que le hollandisme?", opublikowanym na łamach "Le Monde" [2012.12.08] dokonuje szerokiej, wyważonej oceny prezydentury F. Hollande'a i rządów francuskich socjalistów. Zdaniem autora wspomnianego artykułu, socjaliści francuscy prezentują daleko posunięty pragmatyzm, nie oznaczający jednak cynizmu, stanowczą odmowę wobec priorytetu ideologii, zwłaszcza zaś wszystkiego, co ideologicznie przebrzmiałe i "zastygłe". Preferując reformizm social - demokratyczny, rządzą w szacunku do dorobku, preferencji i rekomendacji swoich historycznych przywódców, a zarazem twórców sukcesu Partii Socjalistycznej w V Republice: F. Mitterrand'a i J. Delors'a, P.S dokonuje też permanentnie analizy socjologicznej i polityczno - ekonomicznych uwarunkowań oraz determinantów swoich rządów, korzystając z doświadczeń przede wszystkim socjaldemokracji krajów Europy Północnej.
Niezależnie od tego, czy jesteśmy admiratorami socjalistów francuskich, czy podzielamy ich hierarchię wartości, biorąc pod uwagę obiektywne uwarunkowania i okoliczności, ich polityka i aksjologia musi być co najmniej zauważalna, jeżeli nie budzić respektu.
Polska lewicy, zastygła w okopach walki o polityczne przetrwanie i formacyjne przywództwo we własnej rodzinie politycznej, zdaje się nie wyciągać żadnych wniosków z historii. Ponad rok temu [10.10.2011] zamieściłem na blogu wpis pod tytułem: "Sojusz Ledwo Dyszy [SLD] - francuscy socjaliści w euforii: paradoks?", którego tezy nie straciły niestety aktualności. Dziś dekompozycja Sojuszu, na skutek kolejnych podziałów i absencji ulega jeszcze przyśpieszeniu. Co najgorsze - niezależnie od intencji inspirujących zmiany - działania i inicjatywy podejmowane przez SLD i jego sympatyków, są coraz mniej zrozumiałe przez środowisko i potencjalny elektorat. Można odnieść wrażenie, że wewnętrzne wrzenie, to nie tyle efekt ożywienia politycznego, gorączkowej próby szukania odpowiedzi na pytanie o strategię, a prywatnych interesów części aktywu i liderów, inspirowanych troską o miejsca na listach wyborczych, a w efekcie końcowym dążenia do zapewnienia sobie dostatniego życia.
Wśród wielu problemów SLD, szczególnie dwa mają dziś priorytetowe znaczenie" 1]. kwestia przywództwa, 2]. sprawa modernizacji strategii politycznej.
Kwestia przywództwa, to już nie tylko problem "szorstkiej przyjaźni" A. Kwaśniewskiego i L. Millera. To sprawa zdaje się krańcowo odmiennej percepcji rzeczywistości, retoryki, doboru narzędzi walki politycznej. Prezydent Kwaśniewski być może zasadnie aspiruje do roli męża opatrznościowego polskiej lewicy. Jeżeli jednak chce zostać polskim Mitterrandem, jeżeli chce odegrać rolę tego ostatniego we Francji dla ruchu socjalistycznego w Polsce, musi otwarcie wziąć odpowiedzialność za projekt "rewitalizacji" polskiej lewicy, ze świadomością horyzontu czasowego działań i niepewności efektu końcowego. Dla A. Kwaśniewskiego, inwestycja w SLD, a szerzej w polską lewicę, to inwestycja "wysokiego ryzyka", w aspekcie kapitałowym i reputacyjnym, mimo wszystko z dużymi szansami na sukces. Kolejna próba rządzenia i korygowania kierunku oraz tempa jazdy "socjalistycznego pojazdu" z tylnego siedzenia, zakończy się niewątpliwie fiaskiem. Jeżeli wspomniana odnowa ruchu socjalistycznego jest niemożliwa w obrębie istniejących struktur, czas na otwarte powołanie nowych, bez kluczenia i udawania, z jasnym komunikatem "z kim" i "po co" uruchamiane jest wspomniane przedsięwzięcie. Może nowy koncept polityczny będzie też szansą na ostateczny "historyczny kompromis" z trudną, polska przeszłością?
Nie mniej istotną jest kwestia modernizacji strategii politycznej. Polska lewica - bez względu na organizacyjne oblicze w przyszłości - nie może być ani skansenem archaizmów, ani nadmiernym akuszerem budzących społeczne kontrowersje nowości. Tak jak dla P.S we Francji, tylko: pragmatyzm, socjaldemokratyczny reformizm, rezerwa wobec nadmiernych nowinek o obyczajowym charakterze, szacunek wobec tradycji i jej elementów, może zapewnić polskiej lewicy powrót na należne jej miejsce w systemie politycznym. Wydaje się jednak, że do takiej ewolucji i zmiany postaw, obecny aktyw kierowniczy SLD przygotowany jest ledwie incydentalnie.
Warto moim zdaniem, w omawianym kontekście - nieco prowokacyjnie - przypomnieć fragment przemówienia W. Churchilla w Izbie Gmin [22.10.1945]: "[...] Naturalną wadą kapitalizmu jest nierówny podział bogactwa. Naturalną zaletą socjalizmu, jest sprawiedliwy podział biedy [...]". Jakie są preferencje w omawianym aspekcie polskiego zwolennika lewicy? Wolimy być nierówni, ale bogatsi, czy sprawiedliwie biedniejsi? Czy takie stawianie sprawy jest dziś uprawnione?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz