sobota, 29 grudnia 2012

Podatkowa wojna we Francji - choć wolno, czy warto uderzać w najbogatszych?

Dzisiejsza decyzja Rady Konstytucyjnej we Francji w przedmiocie planowanego podniesienia opodatkowania najbogatszych Francuzów, niezgodna z przedłożeniem rządowym, to niewątpliwie porażka polityczna rządzących Francją socjalistów. To także z pewnością decyzja o politycznym podłożu, wpisująca się w aktualny stan wojny ideologicznej między francuską prawicą, a lewicą, o pryncypia, ale i o rząd dusz.
Kluczowe na dziś pytanie sprowadza się do zapewne budzącej kontrowersje i silne emocje społeczne tezy: czy warto było wychodzić z tą koncepcją w ogóle oraz czy - jeżeli dawać wiarę w pryncypialne stanowisko francuskiego rządu wyrażone dziś w komunikacie prasowym francuskiego premiera - czy warto dalej brnąć w tą sprawę, eksploatować ten konflikt.
Dla francuskiej lewicy "szczególny podatek solidarnościowy" ["contribution exceptionnelle de solidarite"], to jedno z kluczowych haseł tegorocznych kampanii wyborczych, to bez mała fundament, wyróżnik nowego, francuskiego ładu społecznego pod egidą P.S. Silną motywacją do stawiania tego dezyderatu była zarazem wynikająca z pobudek ideologicznych, ale i potrzeb bieżącej walki politycznej, chęć mobilizacji Francuzów i cementowania własnego, zróżnicowanego przecież wewnętrznie obozu politycznego. Pokusa była tym bardziej nie do odparcia, że jeszcze stosunkowo niedawno koncepcję tą popierała niewielka, ale jednak większość Francuzów.
Francuscy socjaliści i osobiście Prezydent Republiki, opierając się na własnej aksjologii, ale i badaniach opinii publicznej, zgodnie z prawem, na bazie posiadanej większości parlamentarnej i sprawowanego przez socjalistę urzędu Prezydenta, forsowali skutecznie ten dezyderat, do czasu dzisiejszej decyzji Rady Konstytucyjnej.
Lewica francuska miała i ma niewątpliwie prawo do stawiania i takiego formułowania tej kwestii, ma także pełny tytuł i swobodę do stanowienia prawa, będącego praktyczną realizacją tego celu. Pojawia się jednak strategiczne pytanie; czy choć wolno, to naprawdę warto uderzać w najbogatszych?
Sygnałem ostrzegawczym winien być społeczny rozkład poparcia dla tej inicjatywy. Jeszcze w połowie września br. [dane za: "Le Monde" z 15.09.2012], dotkliwe opodatkowanie najbogatszych popierało 89% zwolenników lewicy [najsilniej - poparcie na poziomie 95% - deklarowali zwolennicy Frontu Lewicy], ale tylko 76% Ekologów. Na drugim biegunie byli zwolennicy tradycyjnej prawicy [sympatycy UMP, w 76% byli przeciw tej inicjatywie]. Najbardziej zaskakująco rozkładało się poparcie dla 75% opodatkowania najbogatszych wśród zwolenników Frontu Narodowego [51% "za", 49% "przeciw"]. Taki rozkład poparcia potwierdzał, że kwestia ta dzieli Francuzów w równej mierze, co zamiar legalizacji małżeństw tej samej płci.
Stopniowo jednak słabło społeczne poparcie, na skutek dotarcia do świadomości społecznej prostego faktu, że najbogatsi poradzą sobie z nowym prawem za sprawą nie tylko alokacji kapitału, ale i zmiany miejsca zamieszkania, czy wręcz obywatelstwa. Ponieważ takich zamiarów nie kryli nie tylko najbogatsi, ale i najbardziej popularni, ludzie z pierwszych stron gazet, zapał i determinizm społeczny dla nowych regulacji, zaczął się wyraźnie osłabiać i racjonalizować.
Francuska lewica nie tylko nie wyciągnęła wniosków z niedawnej historii [słynne "reformy" lat 1981 - 1983, po przejęciu władzy przez socjalistów, sprowadzające się do nacjonalizacji, efektem czego była masowa ucieczka kapitału z Francji]. Nie nadano należytej wagi zagrożeniu dla proponowanych obecnie reform wynikających z globalizacji, swobody przepływu kapitału i ludzi. Wyraźnie zbagatelizowano okoliczność, że bogaci Francuzi mogą zignorować apele socjalistów, mając do dyspozycji bardzo szeroki wachlarz działań.
Wydaje się nadto, że nie doszacowano jeszcze jednego czynnika: faktu, że to bogaci dysponują kapitałem i ich potencjalna awersja do inwestowania w kraju, czy wręcz determinowana sytuacją skłonność do wycofania kapitału z Francji, może być trudnym wyzwaniem dla już i tak znajdującej się w poważnych problemach francuskiej ekonomiki i rodzimego rynku pracy.
W rezultacie realizacja znanego z historii prymatu polityki i ideologii nad ekonomiką - być może nawet szlachetna co do intencji - z pogwałceniem realiów społeczno - gospodarczych, w warunkach otwartego rynku i nie tylko rajów podatkowych, ale i krajów otwartych na napływ kapitału, może być w istocie działaniem dysfunkcjonalnym, by nie powiedzieć zabójczym.
Niewątpliwie kwestia opodatkowania najbogatszych, będzie jeszcze długo we Francji osnową gorących debat politycznych, osią podziałów społecznych. Nie podejmując się na dziś rozstrzygać kształtu ostatecznego finału, francuska lewica winna być wdzięczna Radzie Konstytucyjnej za jej obecny werdykt. Jej decyzja to nie tylko prolongata zamierzeń, to dodatkowy czas dla refleksji i rozważań nad priorytetami i polityczną strategią oraz konsekwencjami. To także możliwość ... odstąpienia od deklarowanych zamiarów, bez reputacyjnego szwanku. Przecież socjaliści bardzo chcieli inaczej rozłożyć koszty kryzysu społecznego, jednak na drodze stanęła im jak zawsze prawica, wykorzystując w walce oręż instytucji demokratycznych.   
    

   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz