Francuska interwencja wojskowa w Mali - siódmym co do wielkości kraju Afryki, zamieszkałym przez niespełna 14,5 mln mieszkańców, jednym z biedniejszych państw Czarnego Lądu, choć zarazem trzecim producentem złota w Afryce, jest szeroko komentowanym, ważnym wydarzeniem ostatnich dni. Wydarzeniem - przyznajmy otwarcie - budzącym nie tylko w świecie, ale i w samej Francji, sporo kontrowersji i skrajnie odmiennych ocen. Co istotniejsze, różnice w percepcji tej interwencji, przebiegają zupełnie inaczej, niż aktualne podziały polityczne we Francji. Swój sceptycyzm wyraża nie tylko - co zrozumiałe - cześć prawicy, a i oceny formułowane przez przedstawicieli Frontu Narodowego dalekie są od apologetyki tej decyzji [podnoszona jest kwestia zasadności interwencji w kontekście tego co dzieje się w Syrii, a wcześniej stało się w Libii, ale i formułowany jest dezyderat niezbędnej obrony przed islamizacją w granicach narodowych]. Symptomatyczne jest jednak to, że swój sprzeciw, lub minimum rezerwę wobec interwencji w Mali, podnosi część obozu rządowego i skrajnej lewicy, z Jean'em Luc Melenchon'em na czele.
Interwencja zbrojna w Mali, której źródła legalizmu stanowi oficjalna prośba władz tego kraju, ma bez wątpienia wymiar humanitarny, polityczny, ale i strategiczny.
Wymiar humanitarny, to obrona ludności cywilnej przed skutkami wojny domowej, szczególnie okrutnej w Afryce, w przypadku zwalczających się obozów polityczno - militarnych o skrajnie odmiennej aksjologii.
Płaszczyzna polityczna, to troska o zachowanie integralności terytorialnej i reliktów systemu politycznego Mali, z prymatem odbudowy demokratycznej tego kraju.
Aspekt strategiczny - zdaje się najważniejszy, o symbolicznym znaczeniu - to zatrzymanie pochodu ekstremizmu islamskiego u jednego z kolejnych źródeł, radykalizmu tak wrogiego zachodniej demokracji, który może łatwo zdestabilizować sytuację polityczną nie tylko Afryki.
Francja wobec Mali ma szczególną powinność, wynikającą z historii i tradycji [to przecież dawna francuska kolonia], z czego wynika brzemię francuskiej odpowiedzialności zarówno za interwencję i jej skutki, ale nie mniejszej za jej zaniechanie i konsekwencje tego zaniechania.
Wojna nigdy nie jest dobrodziejstwem, to stary już europejski kanon, ale bywa mniejszym złem. Skomplikowana sytuacja wewnętrzna Mali i jej potencjalne negatywne reperkusje dla Europy i świata, zmuszają do dokonywania wyborów, do wyboru właśnie mniejszego zła. W tym aspekcie, każdy Europejczyk, który rozumie skomplikowane procesy współczesności i ich determinanty, hołdujący europejskim wartościom i przekonaniom, mający szacunek dla europejskiej tradycji i tożsamości, winien w sprawie Mali stawać się dziś Francuzem. W tym aspekcie, francuska interwencja wojskowa w Mali zasługuje na poparcie, winna stać się europejskim wyborem.
A swoją drogą, niezależnie od tego, warto pamiętać o argumentacji Frontu Narodowego: obrona europejskiej tradycji, obrona przed islamizacją Starego Kontynentu, ma dziś miejsce nie tylko poza Europą. Winna odbywać się także w granicach narodowych, w demokratycznych granicach, z zachowaniem europejskich standardów tolerancji, między innymi za sprawą indywidualnych i zbiorowych decyzji oraz wyborów, które podejmujemy każdego dnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz