Artykuł zamieszczony w najnowszym wydaniu Dziennika "New York Times'a" autorstwa Dan'a Bielefsky'ego traktujący o tym, że potencjalny powrót do władzy Jarosława Kaczyńskiego w Polsce i jego formacji politycznej "wzbudza dreszcze w krajach Europy", jest tyle symptomatyczny, co kuriozalny.
Przede wszystkim jest wyrazem poprawności politycznej i wyraźnej próby etykietyzacji.
Niezależnie od nieskrywanych zresztą - jak się zdaje z lektury artykułu - sympatii i preferencji politycznych autora warto przypomnieć, że Prawo i Sprawiedliwość, jest legalną, systemową, największą polską partią opozycyjną, co czynię nie bynajmniej jako admirator PiS- u, ale dla uczciwości i merytoryczności dyskursu.
Utrzymując konwencję artykułu, takie same dreszcze w części elit politycznych budzi perspektywa dojścia do władzy Frontu Narodowego we Francji, Partii Niepodległości w Wielkiej Brytanii, a szerzej przeciwników obecnej formuły Jedności Europejskiej, populistów w Austrii, Danii, Belgii etc. Warto dodać, że wszystkie przywołane formacje polityczne są legalnymi, systemowymi, demokratycznymi partiami politycznymi.
Wspomniane dreszcze mogą być jednak leczone, bo na profilaktykę jest - jak się zdaje - już zdecydowanie za późno. Antidotum nie są jednak zaklęcia, inwektywy, etykietyzacja, a skuteczne rządzenie pozostających u władzy stronnictw politycznych i stojących za nimi elit.
Zmiana preferencji politycznych Europejczyków, jest politycznym i socjologicznym faktem, wynikającym nie tylko ze skali kryzysu gospodarczego, ale także ze stylu i skuteczności rządzenia. Szerokie warstwy społeczne coraz częściej widzą mizerię, brak standardów moralno - etycznych, uleganie interesom oligarchii partyjnych, nepotyzm, po prostu nieporadność "starych", klasycznych elit politycznych Europy. Efektem społecznego znużenia, ale i strachu przed tym co przyniesie jutro, przed utratą dotychczasowego poziomu życia, jest nieraz radykalna zmiana nastawień politycznych obywateli. Ten proces jest jednak naturalny i nie powinien dziwić nikogo, kto uczciwie analizuje sytuację społeczno - polityczną Europy i Polski. Zresztą czy tylko?
Dla przeciętnego Francuza, Polaka, Brytyjczyka coraz mniejsze znaczenie ma - jak się zdaje - formalna konotacja, przynależność polityczna formacji politycznych i ich liderów. Ludzie coraz częściej oczekują skuteczności i uczciwego, oświeconego, transparentnego pragmatyzmu.
W tym kontekście nie jestem pewien, czy Europa boi się J. Kaczyńskiego, tak jak nie podzielam opinii, że Europa boi się Marine Le Pen. Europa, nawet ta salonowa, nawet ta medialna, ta opiniotwórcza, uzna i uszanuje każdy demokratyczny wybór. To element naszej aksjologii, co do której panuje consensus.
Na koniec przestrzegam przed dramatyzowaniem, jak i ośmieszaniem i obrzydzaniem Europejczykom i Polakom funkcjonujących, legalnych formacji politycznych, zwłaszcza cieszących się istotnym poparciem społecznym. To poważne ryzyko, a takie wystąpienia mogą mieć skutek swoistego "pocałunku śmierci" dla faworyzowanych stronnictw. Polityczne wybory należy zostawić świadomym wyborom uprawnionych wyborców. To ich niezbywalna domena.
Wreszcie - uważam nade wszystko z amerykańskiej perspektywy - ważną kwestią winna być nie tylko reprezentatywność i legalność władzy politycznej, co zapobieganie jej monopolizacji. System "równowagi i balansu" i jego parametry, to w końcu amerykańska zdobycz. W tym kontekście warto zadbać i sprzyjać optymalizacji władzy, co winno się wyrażać w defaworyzowaniu jej monopolizacji. Warto, aby poszczególne ośrodki władzy nie były zmonopolizowane przez przedstawicieli jednej opcji politycznej. To sprzyja w naturalny sposób podniesieniu sprawności procesu rządzenia. Skoro zatem w 2015 roku w Polsce Prezydentem ma zostać ponownie B. Komorowski, może - właśnie celem optymalizacji - warto, aby większość parlamentarną miała inna opcja?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz