niedziela, 22 lipca 2012

Kryzys wymaga nowego wymiaru solidaryzmu społecznego?

W piątkowym [20.07.2012] wydaniu dziennika "Le Monde" Anne Aveno, w artykule pod tytułem "Impot sur la fortune, droits de succession: le gouvernement alourdit la note", podejmuje kontrowersyjną kwestię opodatkowania najbogatszych, stanowiącą sztandarowy projekt fiskalny francuskich socjalistów.
Charakter i pole dyskusji, zarysowują celnie skrajne stanowiska reprezentowane przez socjalistów: "[...] chcielibyśmy raczej uprzywilejować zasługi niż dziedziczenie [...]" [deputowany P.S. Pierre - Alain Muet] i klasyczną prawicę: rządowe plany to "[...] zbrodnia przeciwko rodzinie i klasom średnim [...]" [reprezentujący  w Zgromadzeniu Narodowym UMP Marc Le Fur]. 
Dyskusja ta jest w istocie fundamentalnym sporem o współczesne rozumienie idei solidaryzmu społecznego, jest wyrazem stosunku do strategicznych wyzwań współczesności, jest - w wymiarze praktycznym - próbą odpowiedzi na pytanie kto poniesie ciężar kosztów niezbędnych reform, które - oby tak się stało - przyniosą i przywrócą równowagę w Europie i świecie.
Obecna sytuacja w Europie wymaga nie tylko daleko posuniętego interwencjonizmu państwa, świadomości i samoograniczenia obywateli, wymaga także odpowiedzialności. Odpowiedzialność ta musi wyróżniać elity rządzące, musi towarzyszyć pracującym, ale w największym zdaje się stopniu stanowi ona wyzwanie dla najbogatszej części społeczeństw.
To właśnie najlepiej sytuowani Europejczycy, w imię pokoju społecznego i dobrze pojętego solidaryzmu społecznego winni w największym stopniu przystać - mniejsza o formę - na konieczność sfinansowania części szeroko pojętych kosztów kryzysu społecznego. To historyczna konieczność. Jej nie rozumienie, brak umiejętności właściwego odczytania znaków czasu i wyzwań społecznych, może się zakończyć radykalizmami i niekontrolowanymi wybuchami społecznego niezadowolenia.
Najbogatsi zresztą obiektywnie, są największymi beneficjentami umierającego na naszych oczach, dotychczasowego porządku, żeby nie powiedzieć ładu finansowego świata. Poziom ich potencjalnych wyrzeczeń i strat jest - przyznajmy - niewspółmierny dla analogicznych pracujących.
Wszyscy wierzymy w przejściowy charakter obecnego kryzysu. Zarazem jednak trzeba mieć świadomość, że przejściowość ta rozumiana być musi jako minimum dekada reform, wyrzeczeń i zmian. I jeszcze jedno, nawet po udanej transformacji, po zakończonych sukcesem działaniach korygujących, świat nie wróci do czasów z przed kryzysu. Kiedyś na swoim blogu napisałem artykuł pod tytułem "Każde pokolenie ma swoją belle epoque". Dziś jestem pewien prawdziwości tych słów. Dla naszej generacji dobrze niewątpliwie już było, choć jestem świadom, że nie dla wszystkich, że nie wszyscy skorzystali z owoców prosperity ostatnich dekad.
Kryzys dla najbogatszych oznaczać może spadek dotychczasowego tempa bogacenia się, konieczność rezygnacji z niektórych zbytków. Priorytety pracujących, by nie ideologizować szerokich mas społecznych, są zdecydowanie bardziej przyziemne: z czego żyć, za co wykształcić dzieci, jak zapewnić sobie spokojną i w miarę samodzielną, bo już nie dostatnią starość.              
We Francji, w Polsce, w całej Europie idea solidaryzmu społecznego oczekuje na przychylność i akceptację bogatych. To historyczny determinizm, to wyzwanie chwili. Wszyscy musimy mieć świadomość, że czas nieokiełzanego konsumpcjonizmu, dobrobytu na kredyt odchodzi do lamusa. Nadszedł etap świadomego samoograniczenia, które dla jednych oznaczać będzie konieczność rezygnacji z jachtów, kolejnych luksusowych samochodów i posiadłości, super wystawnego życia, dla innych konieczność porzucenia marzeń o własnym domu już na starcie drogi zawodowej, prolongaty zamysłów o domku weekendowym, zwolnieniu tempa zmian w aspekcie wystroju wnętrz mieszkalnych, pożegnania z luksusem. Musi się zmienić społeczna aksjologia i indywidualne priorytety. Zaklinanie rzeczywistości, wiara w cuda niestety nie pomoże.
Nie trzeba być zwolennikiem  poglądów Emile Durkheim'a [1885 - 1917] i podzielać jego koncepcji człowieka ["homo duplex"], nie trzeba przywoływać generacji marksistów i socjalistów aby stwierdzić, że świat jest w kryzysie, aby szukać antidotum. Kryzys i jego implikacje czuje dosłownie i instynktownie każdy z nas. Uczciwą rekomendacją wobec bogatych jest wołanie o ich poczucie społecznej i dziejowej odpowiedzialności, o wykazanie solidaryzmu społecznego, o zgodę na partycypację - stosownie do możliwości - w kosztach przezwyciężenia kryzysu. Ta polityka nie ma alternatywy. Jej alternatywą jest wyłącznie wybuch społecznego niezadowolenia. Czy warto ryzykować implementację tego scenariusza?    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz