W ostatnich dniach, za sprawą deklaracji intencji urzędującego Prezydenta Republiki, który publicznie podniósł kwestię rozważenia zasadności francuskiej obecności w strukturach wojskowych NATO, ożył na nowo "stary" francuski dylemat dotyczący relacji Francja - NATO.
To dylemat sięgający korzeniami końca lat 50 - tych ubiegłego stulecia, kiedy generał Charles de Gaulle podjął strategiczną, natenczas kontrowersyjną, a przede wszystkim dalekosiężną i w wymiarze historycznym zasadną, decyzję o odbudowie pełnej suwerenności francuskiej, której podstawą w sferze militarnej była i pozostaje własna broń nuklearna oraz doktryna "odstraszania", oparta na niezależności własnego arsenału ["force de frappe"].
Nie jestem pewien, czy Francję w istocie stać na pozostawanie poza jednolitymi strukturami wojskowymi NATO [obecności w strukturach politycznych paktu nie kwestionuje od dekad nikt, to element narodowego consensusu], sam fakt podniesienia tej kwestii zasługuje jednak na szacunek i uznanie. To dowód - drugi po decyzji o jednostronnym wycofaniu wojsk francuskich z Afganistanu - na praktyczne podjęcie próby powrotu do zasad gaullizmu w polityce zagranicznej. To wreszcie potwierdzenie istotnego novum, nowego podejścia francuskich socjalistów do wielu kwestii o globalnym charakterze, bez względu na zasady poprawności politycznej.
Zawsze darzyłem i darzę szczególną estymą francuskie wysiłki zmierzające do zachowania niezależności, bez względu na opcję polityczną znajdującą się u władzy. Szeroko pojmowana niezależność to stały element francuskiej, dobrze pojmowanej racji stanu.
Zamiast komentarza, cytat z "Pamiętników nadziei" Charlesa de Gaulle'a:
"[...] Obrona Francji - powiadam - musi być francuska. Jeżeli takiemu narodowi, jak naród francuski, wypadnie prowadzić wojnę, musi to być jego wojna; wysiłek, który podejmie, musi być jego wysiłkiem. Niewątpliwie, może zajść taki wypadek, że obrona francuska łączyć się będzie z obroną innych krajów. Ale i wtedy jest nieodzowne, żeby była ona naszą własną obroną, żeby Francja broniła się sama przez się, by broniła się dla siebie i na swój sposób [....]".
Wyd. MON. Warszawa. 1974.; s. 247
I pomyśleć, że dojście de Gaulle do władzy w 1958 roku ówczesne pokolenie socjalistów, a co najmniej ich przywódców, traktowało jako przejaw bez mała faszystowskiego zamachu stanu, a uchwalenie Konstytucji V Republiki jako przejaw skrajnego autorytaryzmu i limitowania demokracji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz