Urzędujący od niedawna Prezydent Francji, socjalista - Francois Hollande, coraz bardziej odważnie, coraz śmielej, wprowadza zmiany do obowiązującej dotąd wykładni i interpretacji dziejów najnowszych Francji. Zdążył już oficjalnie przyznać, że Francja brała udział w haniebnym procesie Holokaustu, przepraszając za czynny udział Francuzów w wydarzeniach na welodromie Vel d'hiv. Niedawno uznał odpowiedzialność francuską za pozostawienie sobie samych rodowitych Algierczyków, wiernych Metropolii w czasie wojny algierskiej. Ostatnio zaś potwierdził, że skala represji aparatu przemocy Republiki wobec Algierczyków manifestujących żądania niepodległości i liczba ofiar w krwawych wydarzeniach paryskich, z 17 października 1961 roku, było istotnie większa od publikowanych dotąd oficjalnie danych.
Strategia Prezydenta Republiki w odniesieniu do oceny historii Francji jest tyle odważna co kontrowersyjna, przy czym - co nader symptomatyczne - ten zróżnicowany charakter ocen przebiega niezależnie i niezgodnie do istniejących podziałów politycznych. Swój zdecydowany sprzeciw zgłasza nie tylko - co naturalne - tradycyjna prawica. Także w obozie prezydenckim brak consensusu w przedmiotowej sprawie.
Ocena najnowszej historii Francji, nie tylko w odniesieniu do Vichy, ale i procesu dekolonizacji, budzi ciągle we Francji - mimo upływu czasu - sporo emocji, konfliktów, traktowana jest bez mała w kategoriach francuskiej racji stanu. Przypomnieć także wypada, że pochodzący z tego samego obozu politycznego, co urzędujący Prezydent Republiki, F. Mitterrand, zachowując tradycyjne w przypadku francuskich socjalistów przywiązanie do demokracji, praw człowieka, jednostki i wolności obywatelskich [czego doświadczyliśmy jako Polacy w stanie wojennym w Polsce], manifestujący daleko idąca rezerwę wobec de Gaulle'a i Konstytucji V Republiki, przynajmniej w pierwszych latach po powrocie Generała do władzy, był znacząco bardziej powściągliwy w historycznych ocenach i nie wychodził poza tradycyjny kanon francuskiej poprawności politycznej.
Kluczowe wydaje się być zatem pytanie o intencje i konsekwencje polityki historycznej F. Hollande'a.
Przede wszystkim przyjąć należy, że urzędujący Prezydent Republiki prawdopodobnie ocenił, iż zmiany generacyjne w społeczeństwie francuskim umożliwiają już swoiste odbrązowienie narodowych stereotypów i mitów, formułowanie nowych punktów widzenia, bez zagrożenia antagonizowania społeczeństwa. Po drugie z pewnością uznał, że nawet formułowane kontrowersyjne wnioski, nie wpłyną już w sposób demoralizujący na młode pokolenie Francuzów, skutkujący upadkiem dumy narodowej, rzutującym na samoocenie i poczuciu tożsamości narodowej.
Są jednak i tacy, którzy nie tylko nie podzielają podejścia Prezydenta Hollande'a do omawianych spraw, ale także uważają formułowane przez niego oceny jeżeli nie za zdradę interesu narodowego, to za istotne uchybienie francuskiej tradycji i dumie narodowej, rzutującej na pozycje Francji w świecie. Skojarzenia z ostatnim przywódcą ZSRR Michaiłem Gorbaczowem - zachowując rzecz jasna proporcje - nie są w tej sytuacji bezzasadne. To właśnie Gorbaczow inicjując politykę Priejestrojki [przebudowy] i Głasnosti [jawności], w połowie lat 80 - tych ubiegłego wieku, z jednej strony przywrócił prawdę historyczną w ocenie dziejów ZSRR, z drugiej jednak przyczynił się do upadku mocarstwa, głębokiego kryzysu tożsamości narodowej i obowiązującej natenczas hierarchii wartości. Gorbaczow był uwielbiany i podziwiany przez Zachód, gdzie był symbolem zmian i wolności i coraz mniej akceptowany, a wreszcie odrzucony i skazany na marginalizację w relacjach wewnętrznych. Współobywatele nie mogli mu bowiem darować tego, że akceptował początki erozji ZSRR, a polityka jawności i demokratyzacji nie przyniosła wymiernych korzyści ekonomicznych, nie poprawiła położenia i poziomu życia obywateli Związku Radzieckiego, przyczyniła się natomiast bezsprzecznie do marginalizacji znaczenia i roli ZSRR w świecie.
Prezydent Hollande staje w istocie przed analogicznymi do Gorbaczowa wyzwaniami i niebezpieczeństwami. Prawda historyczna niekoniecznie musi stać się podłożem szerokiego poparcia osobistego dla Prezydenta i jego formacji politycznej. Próba zmiany aksjologii społecznej Francuzów i ich oglądu dziejów kraju ojczystego, niekoniecznie musi być rozumiana i akceptowana, trafić na podatny grunt, spotkać się z pozytywnym odzewem. Francuzi - jak się wydaje - bardziej niż rozważaniami o nie zawsze chlubnej przeszłości, zainteresowani są parametrami niepewnej przyszłości. Jeżeli francuskim socjalistom i osobiście urzędującemu Prezydentowi Republiki nie uda się zaimplementować działań faworyzujących wychodzenie Francji z kryzysu ekonomicznego, zasługi na innych polach życia społecznego nie zostaną odnotowane, nie powstrzymają fali rozliczeń z socjalistami i ich obietnicami wyborczymi. To przykra, ale wydaje się nieuchronna konsekwencja, to prawdziwy determinizm i wyzwanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz