Właśnie ukazały się [28.06.2011] wyniki najnowszego, wielowymiarowego sondażu francuskiej opinii publicznej, opublikowane przez uznany instytut badawczy TNS Sofres.
Poza tradycyjnym barometrem politycznym, potwierdzającym stałą tendencję do słabego poparcia i negatywną percepcję społeczną urzędującego Prezydenta Republiki [tylko 22% pytanych oczekuje dalszego zaangażowania Nicolas'a Sarkozy'ego w polityce], przy jednoczesnej o wiele wyższej ocenie przywódczyni Frontu Narodowego Marine Le Pen [26% pozytywnych wskazań, choć o 3% mniej niż w maju br.], na szczególną uwagę zasługuje sondaż odnośnie stosunku do mondializacji, czyli globalizacji.
W czerwcu 2011 roku, aż 52% respondentów traktuje globalizację jako zły wybór, po raz pierwszy wyraźnie przeciwnicy globalizacji przeważają nad jej zwolennikami [jedynie 48%].
Najbardziej sceptyczni i pesymistyczni w ocenie roli globalizacji są pracujący, najbardziej optymistyczni ludzie w wieku do 30 roku życia, przedstawiciele kadr zarządzająco - urzędniczych, oraz absolwenci wyższych uczelni.
To bardzo symptomatyczne wyniki, stanowiące nawiązanie do mojego ostatniego postu, będące potwierdzeniem sformułowanych w nim tez.
Francja, Europa grzęźnie w pesymiźmie, wynikającym ze społecznej bezradności i apatii, podbudowywanej coraz większym niezadowoleniem i strachem przed tym co przyniesie przyszłość z jednej strony, z drugiej zaś z braku koncepcji i consensusu rządzących elit politycznych co do zakresu i katalogu niezbędnych reform, z niskiego autorytetu władzy politycznej.
Ludzie, zwłaszcza pracujący na stanowiskach robotniczych właśnie z globalizacją zaczynają utożsamiać źródła problemów i wszelkich negatywów społecznych. Ten pejoratywny stosunek do globalizacji nie jest już wyłącznie domeną wykluczonych, zaczyna charakteryzować postawy społeczne i punkt widzenia coraz szerszych grup społecznych, przyjmuje charakter trwałej tendencji.
Jeżeli wyniki sondażu odnośnie mondializacji, skorelujemy z poparciem i percepcją społeczną partii politycznych, oraz ich przywódców, wyraźna staje się tendencja do wzrostu wpływu partii narodowych, do faworyzowania ich oferty programowej przez potencjalny elektorat, co w kontekście nadchodzących wyborów w Europie, zdecydowanie przełoży się na ich wyniki.
Z dużą dozą prawdopodobieństwa jesteśmy w przededniu rozkwitu egoizmów narodowych, także w polityce. Nacjonalizmy przyjmują postać współczesnego patriotyzmu. Stają się jedyną alternatywą, jedyną nadzieją na zmiany coraz liczniejszych Europejczyków.
W Polsce jesteśmy w przededniu takiej zmiany nastrojów społecznych. Jeżeli negatywna ewolucja sytuacji ekonomicznej, przede wszystkim w aspekcie inflacji i zagrożenia perspektyw nie zostanie zahamowana, nie spotami reklamowymi i oświadczenia przedwyborczymi polityków, ale realnymi faktami, wzrost nastrojów antysystemowych, wzrost niechęci do obecnego porządku, do aktualnej elity politycznej jest nieuchronny.
Co gorsza nie widać katalizatora zmian, bo póki co formacji politycznej o sile i tradycji Frontu Narodowego jeszcze nie mamy.
To tylko podwaja nasze narodowe ryzyka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz