niedziela, 31 lipca 2011

Rządzić - to znaczy przewidywać

        Te słowa, których autorem jest znany, choć kontrowersyjny polityk francuski: Adolphe Louis Thiers [1789 - 1877], wielokrotny minister, premier, Prezydent III Republiki, a zarazem wzięty historyk, winne być swoistym mottem przewodnim polskich elit politycznych przed zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi, przestrogą dla reprezentantów wszystkich opcji politycznych współczesnej Polski.
Wyborów tych nie wystarczy wygrać. Wygrana da tytuł do sprawowania władzy lub jej prolongaty, ale to zdecydowanie za mało. Trzeba mieć realny pomysł jak reformować i zmieniać Polskę, a nie usta, bilbordy i plakaty wyborcze oraz teksty wywiadów pełne frazesów.
Reformowanie Polski, wymaga posiadania nie tylko realnego programu politycznego i wystarczającego poparcia społecznego dla jego implementacji. Wymaga także determinizmu i świadomości, że kluczowe reformy będą bolesne i kosztowne społecznie, także w wymiarze poparcia społecznego i jego przepływu w perspektywie kolejnych elekcji.
Czy we współczesnej Polsce są siły polityczne zdolne do otwartego postawienia tej kwestii jeszcze przed wyborami? Osobiście wątpię.
Dostępne badania opinii publicznej, szacują frekwencję wyborczą na oscylującą wokół 50% uprawnionych do głosowania. Moim zdaniem istnieje poważne ryzyko, że rzeczywista frekwencja będzie niższa niż 50%. W konsekwencji do urn pójdą tylko "twarde elektoraty" głównych partii politycznych. Reszta zniechęcona, znużona, z poczuciem oszukania, pozostanie w domach, lub wyjedzie na weekend. 
Jeżeli taki scenariusz rzeczywiście się potwierdzi, w wymiarze krótkoterminowym [horyzont najbliższych wyborów parlamentarnych], konsekwencja jest stosunkowo prosta do estymacji: z dużym prawdopodobieństwem główną partią rządzącą pozostanie P.O, niezdolna jednak do samodzielnego rządzenia i skazana na koalicję rządową z PSL lub z SLD. 
Czy to dobre, czy złe dla Polski?
Odpowiem pośrednio odwołując się - a jakże - do doświadczeń współczesnej Francji.
W wyborach Prezydenta Republiki w 1981 roku, w ich drugiej turze J. Chirac świadomie odmówił poparcia urzędującemu Prezydentowi Valery'emu Giscard'owi d' Estaing, kandydatowi prawicy, przyczyniając się tym samym do historycznego zwycięstwa francuskiej lewicy i prezydentury F. Mitterrand'a [na marginesie, w 1974 roku VGE wygrał z Mitterrand'em, o 1,62% głosów, a w 1981 roku przegrał o 3,52% głosów]. Francja na dojściu socjalistów do władzy nie straciła, kraj nie zbankrutował, a po latach dwie kadencje prezydenckie Mitterrand'a oceniane są - i to zasadnie - we wszystkich badaniach opinii publicznej bardzo wysoko. Czas lewicowego eksperymentu uwolnił Francję od skostnienia ideologicznego, potwierdził   odpowiedzialność i zdolność lewicy do wzięcia odpowiedzialności za rządzenie krajem. Z drugiej strony udowodnił, że znaczna cześć postulatów lewicy, zwłaszcza w kontekście wspólnego programu wyborczego z komunistami [FPK], była po prostu nierealnym, nie znajdującym żadnych podstaw politycznym marzycielstwem, które zbankrutowało w zderzeniu z twardymi realiami ekonomiki rynkowej.
W efekcie końcowym, po poważnych turbulencjach politycznych, prawica odzyskała władzę, Prezydentem Republiki po ponad dekadzie [1995 - 2007] został J. Chirac, a społeczeństwo francuskie skonstatowało, że podział na lewicę i prawicę nie jest cudownym eliksirem skuteczności politycznej, że żadna opcja polityczna nie dysponuje panaceum na problemy społeczne. Odważny ruch Chirac'a pozwolił zatem także na swoiste "odbrązowienie" mitów politycznych i ideologicznych.   
We współczesnej Polsce, potrzeba całościowego, obiektywnego, ale zarazem odważnego i transparentnego spojrzenia na nasze sprawy, bez ulegania psychozie strachu przed potencjalnymi rządami PiS-u, jak i w dystansie wobec fascynacji dokonaniami i perspektywami rządów P.O. [niestety póki co, inne warianty są mało prawdopodobne].
Każdy z nas musi - jak J. Chirac we Francji w 1981 roku - dokonać realnej oceny sytuacji i wariantowo choćby na swój użytek jedynie, budować scenariusze przyszłości. Każdy musi sobie odpowiedzieć na proste i trudne zarazem pytanie: co jest lepsze dla Polski, nie jednak z perspektywy jesieni 2011 roku, ale całej kadencji parlamentarnej, która dopiero przed nami.  
Historia Polski nie kończy się na wyborach parlamentarnych 2011 roku, może zatem warto z wielu powodów dokonać prawdziwego wyboru jakościowego i odważnie przyśpieszyć zmiany, które są nieuchronne w perspektywie jeszcze tej dekady?
Nadchodzące wybory parlamentarne w Polsce winne wyłonić zdecydowanego zwycięzcę, najlepiej w wymiarze pozwalającym na samodzielne rządzenie ze względów politycznych, pragmatycznych, ale także dla higieny życia publicznego. Koalicja nie może być już dłużej listkiem figowym niemocy, determinacji, braku programu. Może warto - jak niegdyś J. Chirac we Francji, na pozór nawet wbrew interesom własnego obozu politycznego - spróbować zdynamizować zmiany?   
  

1 komentarz:

  1. Tylko Nowa Prawica ma konkretny program na zmiany w Polsce. Najważniejsze postulaty: http://www.youtube.com/watch?v=9yL0IBghIUE&feature=share

    OdpowiedzUsuń