Obniżka przez S&P ratingu dla 9-ciu krajów europejskich, skutkująca dla dwóch z nich [Francja i Austria], utratą najwyższej wiarygodności finansowej [z AAA na AA+], jest bez wątpienia problemem, formą ostrzeżenia, ale nie może to być okazją do ulegania histerii.To na pewno nie jest koniec świata, ani kataklizm.
Standard & Poor's jest wiodącą agencją ratingową, o uznanej renomie, ale w swoich działaniach nie uchroniła się od błędów, analogicznie zresztą jak szacowna konkurencja [Fitch i Mood's]. Wystarczy przypomnieć o braku reakcji wyprzedzającej w/w instytucji na kryzys 2008 roku, ewidentne błędy w przeszłości [przy obniżce ratingu USA, także do AA+, nie zauważono 2 bln USD!!!], zakończone między innymi pozwem australijskich miast w październiku 2011 roku, przeciwko S&P.
Nie oznacza to bynajmniej próby deprecjacji, bagatelizowania rekomendacji S&P. Sytuacja gospodarcza Wspólnoty jest trudna, choć silnie zniuansowana wewnętrznie. Niewątpliwie potrzebne są reformy, zrównoważenie wydatków państw i U.E jako całości, poprawa konkurencyjności etc.
Decyzja Standard & Poor's nie może jednak stać się przyczynkiem do europejskiej apatii, to jeszcze nie koniec E.U i Euro, choć może nim się stać z zupełnie innych powodów.
Po pierwsze, Francja stoi w przededniu wyborów prezydenckich, a decyzji tej nie sposób odczytywać inaczej, jak wzmocnienie obozu przeciwników obecnego Prezydenta Republiki.
Po drugie, decyzja ta - w wymiarze europejskim - niewątpliwie wzmacnia separatyzmy i protekcjonizm, jest uderzeniem w solidarność europejską, jest wodą na młyn dla wszystkich sił politycznych wstrzemięźliwych, bądź otwarcie niechętnych projektowi Wspólnej Europy.
Po trzecie, takie stanowisko prestiżowych instytucji międzynarodowych może uruchomić i tak będące już ledwie pod kontrolą populizmy i radykalizmy. Sytuacja Węgier, jest jak w soczewce dowodem na to, jak mogą ewoluować nastroje społeczne w Europie.
Po czwarte, skutkować może podniesieniem kosztów pieniądza dla firm i obywateli, większą rezerwą i zachowawczością konsumentów europejskich, a w konsekwencji tym bardziej stymulować negatywne scenariusze, osłabiać nie tylko wolę zmian, dyskredytować w odbiorze społecznym konieczność reform, ale po prostu jeszcze bardziej osłabiać koniunkturę gospodarczą i stymulować wzrost bezrobocia.
Francja - analogicznie jak wcześniej USA - zachowuje odpowiedzialny dystans w komentowaniu stanowiska S&P. To słuszna i dobra strategia. Należy robić swoje i nie budzić zbędnych demonów, nie trzeba podnosić i tak wysokiej temperatury dyskursu politycznego.
Z naszej, polskiej perspektywy, wbrew pozorom dzisiejsze kłopoty Francji nie są obojętne.
Dziś Francja, jutro Polska może być adresatem negatywnych rekomendacji. Co do tego, że nie jesteśmy już wyspą szczęśliwości na oceanie europejskich problemów, panuje już chyba pełny konsensus. Nie ma też pewnie złudzeń, że nasz potencjał i pozycja międzynarodowa jest istotnie słabsza niż Francji.
Dziś Francja, jutro Polska może być adresatem negatywnych rekomendacji. Co do tego, że nie jesteśmy już wyspą szczęśliwości na oceanie europejskich problemów, panuje już chyba pełny konsensus. Nie ma też pewnie złudzeń, że nasz potencjał i pozycja międzynarodowa jest istotnie słabsza niż Francji.
Ostatnie wydarzenia winne być silnym impulsem dla całej polskiej klasy politycznej, w kierunku spotęgowania determinacji reform. Nie czas na kupczenie: poparcie reform za partykularne korzyści dla formacji politycznych i ich elektoratów.
Dalsze moratorium dla reform, dalsze poszukiwanie uzasadnień o prawnym i pozaprawnym charakterze dla obstrukcji szerokich działań sanacyjnych, może skończyć się wielką, ponadpartyjną katastrofą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz