Prezydent Francji, w trakcie ledwo co zakończonej, niezapowiedzianej wizyty w Afganistanie ujawnił i potwierdził ostatecznie zamiar zakończenia francuskiej misji wojskowej [francuski kontyngent wojskowy liczy 3 350 żołnierzy] w Afganistanie, do końca 2012 roku.
To praktyczna realizacja jednej z obietnic wyborczych F. Hollande'a.
Zaskoczeniem dla wielu może być nie tyle fakt praktycznego potwierdzenia zamiarów wycofania, z precyzyjnym podaniem ram czasowych, co argumentacja i okoliczności towarzyszące tej decyzji.
Prezydent Francji na każdym kroku podkreśla - co jest bezpośrednim nawiązaniem do gaullizmu - że jest to suwerenna, francuska decyzja. Mówi jednak znacznie więcej. Argumentuje, że tylko Francja określa cele misji zagranicznych swoich żołnierzy [jest to niejako wprost podważenie zasadności prymatu NATO nad francuskimi interesami militarnymi, a szerzej narodowymi]. Podkreśla, że to sami Afgańczycy jako naród muszą zadecydować o kształcie - także społeczno - ustrojowym - swojej przyszłości, swoich narodowych priorytetach.
Prezydent Hollande decyzję swoją zakomunikował bezpośrednio po spotkaniu w Camp David, z prezydentem USA i szczycie NATO w Chicago. Pozostał wierny swoim wyborczym obietnicom, prymatowi interesów francuskich.
Nie słyszałem dotąd, aby ucierpiała na tym reputacja Francji, osobista reputacja Prezydenta Republiki. Także aktualne zawirowania na światowych giełdach nie mają z tym faktem nic wspólnego. Nie sądzę również, aby znacząco ucierpiały na tym relacje Francji z sojusznikami i jej autorytet międzynarodowy. Nie ma ku temu podstaw.
Prezydent Holland zrobił to, o czy myśli wielu polityków z krajów członkowskich NATO, bojąc się przy tym publicznie postawić problem, a tym bardziej podjąć analogiczną decyzję. Z pewnością jest to decyzja wbrew obowiązującej obecnie wykładni poprawności politycznej, u której podłoża leżą dobrze rozumiane, strategiczne francuskie interesy, ogromne koszty operacji i niewymierne koszty ludzkie [interwencja w Afganistanie pochłonęła dotąd 81 ofiar z francuskim paszportem].
Francja jest jedną ze światowych potęg, krajem, z którym z powodów historycznych i kulturowych oraz militarno - gospodarczych, liczą się ciągle w wielu zakątkach świata. Mimo to, a może właśnie dlatego Prezydent Francji postępuje zasadniczo, pozostając wiernym przede wszystkim racjonalnie pojmowanym, narodowym interesom.
Mam nadzieję, że z tej francuskiej lekcji w Afganistanie wnioski wyciągną także polscy decydenci. W ogóle mam nadzieję, że mimo ideologicznych oporów, z większą niż dotąd uwagą i atencją będą monitorować to co dzieje się nad Sekwaną. Z wielu powodów naprawdę warto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz