poniedziałek, 18 marca 2013

Erozja sceny politycznej, czy koniec świata jaki znamy?

Polska i Francja są obecnie areną ciekawych wydarzeń politycznych, których znaczenia wykracza istotnie poza bieżący dyskurs polityczny.
We Francji, tematem dnia, są niewątpliwie rezultaty pierwszej tury wyborów uzupełniających do Zgromadzenia Narodowego w okręgu d'Oise, w których zwyciężyli przedstawiciele prawicy: tradycyjnej - UMP i narodowej: Frontu Narodowego. Sensacją jest fakt, że do drugiej tury nie zdołał awansować przedstawiciel rządzącej Partii Socjalistycznej. Prawica, zwłaszcza narodowa, poszła do wyborów pod hasłem: "powiedzcie, że nie jesteście zadowoleni!". Lewica już dziś podnosi larum, bijąc w znane z historii tony determinizmu obrony Republiki, wzywając do bojkotu Frontu Narodowego, co wcale nie musi - wzorem lat ubiegłych - spotkać się z szerokim posłuchem i pozytywnym odzewem społecznym.
W Polsce wydarzeniem weekendu, było zorganizowane pod patronatem NSZZ "Solidarność", w historycznej sali Stoczni Gdańskiej, spotkanie Platformy Oburzonych - przedstawicieli rozmaitych organizacji, stowarzyszeń oraz osób prywatnych, których łączy kontestacja stylu i zasad rządzenia w Polsce, przez koalicję Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego. Spotkaniu towarzyszyły żądania zerwania z wszechobecną i wszechmocną partiokracją, za sprawą między innymi odejścia od obecnego modelu finansowania partii politycznych i zmiany ordynacji wyborczej oraz bardziej sprawiedliwego rozłożenia kosztów kryzysu gospodarczego. Polska elita polityczna, w zdecydowanej większości, usiłuje bagatelizować i dyskredytować znaczenie i konsekwencje społeczno - polityczne gdańskiego spotkania. Dodać należy nie do końca zasadnie.
W obu krajach, widoczna jest erozja poparcia dla rządzących [w Polsce wedle ostatnich wyników badań TNS Polska, z 1 - 4.03 br., 72% respondentów źle ocenia działalność rządu, a 67% pracę Premiera]. Analogicznie niskie, niewiele odbiegające od polskich oceny, w odniesieniu do społecznej percepcji Prezydenta Republiki i rządu, formułują Francuzi.
Establishment polityczny obu krajów staje przed zupełnie nowym, nieznanym dotąd zjawiskiem, będącym konsekwencją już nie tylko "zużywania się władzy" w toku rządzenia [co dotyczy zwłaszcza Polski], czasowego nasilenia walki ideologicznej, politycznej mody, ale nade wszystko skutkiem rosnących obaw społecznych co do przyszłości - zwłaszcza w odniesieniu do pracowników najemnych, pytań o podstawy, zasadność i granice demokracji przedstawicielskiej. Obywatele coraz częściej podkreślają poczucie rosnącej alienacji społecznej i politycznej, niską efektywność demokracji, nie kryjąc przy tym coraz większej fascynacji instytucjami demokracji bezpośredniej, na wzór rozwiązań szwajcarskich.
Równocześnie rządzący mierzą się z nowym, zupełnie nieznanym dotąd zjawiskiem jakim są bez wątpienia coraz większa "odporność" elektoratu na marketing polityczny, oraz społeczno - polityczne skutki zerwania z symbolami, mitami, sentymentami, rzutującymi na alokację politycznego poparcia i dekompozycję bastionów wpływów poszczególnych formacji politycznych.
Zjawisko to od dawna utożsamiane jest z "partiami protestu", populizmem, czy wręcz radykalizmem/ekstremizmem politycznym. Czy jednak zgrabne figury retoryczne, socjologiczne formuły wyjaśniania istoty i genezy zmian w obrębie systemu politycznego, a zwłaszcza partyjnego, nie tracą aktualności, nie stają się z wolna archaizmem?
Bez wątpienia, zarówno w  Polsce, jak i we Francji, na skutek splotu uwarunkowań o zewnętrznym i wewnętrznym podłożu, przyczyn obiektywnych [z kryzysem na czele] i subiektywnych [niska efektywność rządzenia, której towarzyszy spadająca reputacja elit politycznych], wyczerpuje się znana dotąd formuła demokracji przedstawicielskiej, z prymatem oligarchii partyjnych, monopolizujących proces rządzenia. Obywatele coraz powszechniej dopuszczają możliwość zmian systemowych, deklarują gotowość poparcia formacji nie partycypujących dotąd w procesie sprawowania władzy, niezależnie od wymogów poprawności politycznej i korygującej roli niektórych mediów. Konsekwencją jest nie tylko czasowa erozja sceny politycznej, ale nade wszystko koniec świata jaki znamy. Jeżeli dodamy do tego najnowsze doświadczenia cypryjskie, z de facto quazi nacjonalizacją oszczędności, rzutujące na poziom zaufania do państwa i jego instytucji, coraz powszechniejsze nawoływanie do odwrócenia globalizacji drogą protekcjonizmu i powrotu do nacjonalistycznych resentymentów, znaki czasu będące prekursorami zmian jakościowych w polityce, są bardziej niż oczywiste.    
    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz