poniedziałek, 28 stycznia 2013

Wybitni Francuzi [9] - Frederic Bastiat

         Claude Frederic Bastiat [1801 - 1850], to francuski ekonomista, filozof, polityk, mistrz polemiki politycznej [dwie jego najsłynniejsze metafory to: "złota szyba" - koniunktura w jednej branży, oznacza jednocześnie dekoniunkturę w innej oraz "petycja producentów świec" - Słońce definiowane jako nieuczciwy konkurent]. Zdecydowany zwolennik wolnego rynku, widzący główne zadanie liberalizmu w koordynacji i optymalizacji produkcji. Piewca idei "taniego rządu", uważany za protoplastę Szkoły Austriackiej.
W Polsce wiele dla popularyzacji idei i dorobku F. Bastiat'a, uczyniło wydawnictwo PROHIBITA, wydając jego "Dzieła Zebrane" [Wyd. Prohibita., Wyd. I. Warszawa. 2009], z których pochodzi subiektywny wybór poniższych cytatów.

1. "[...] Personifikacja państwa była w przeszłości i będzie w przyszłości obfitym źródłem nieszczęść i rewolucji [...]";
2.  "[...] Nasi przeciwnicy sądzą, że działalność, która nie jest finansowana ani regulowana przez państwo, jest skazana na upadek. My uważamy, że jest wręcz przeciwnie. Oni wierzą w ustawodawcę, a nie w ludzi. My wierzymy w ludzi, a nie w ustawodawcę;
3.  "[...] Braterstwo nie oznacza, że poświęcać się będzie tylko jedna strona [...]"';
4. "[...] Posługiwanie się rękami drugiego człowieka bez zapłaty nazywa się niewolnictwem. Jeżeli posługujesz się heblem drugiego człowieka, a nie wynagradzasz mu tego, to czy można nazwać to braterstwem? [...]";
5. "[...] Państwo to wielka fikcja, dzieki której każdy usiłuje żyć kosztem innych [...]";
6. "[...] Kiedy część czyjegoś bogactwa przechodzi czy to siłą, czy podstępem od tego, kto ją posiada bez jego zgody i bez zapłaty do tego, kto jej nie stworzył i nie nabył, nazywam to zamachem na wolność, czyli grabieżą właśnie [...]";
7. "[...] Jeśli ktoś wam powie: "Rolnictwo jest matką żywicielką kraju", odpowiedźcie: "To nie rolnictwo żywi kraj, ale pszenica".

Mimo ponad 150 lat jakie minęły od przedwczesnej śmierci F. Bastiat'a, jego dar polemiczny i argumentacja, zasługują na podziw i szacunek, w wielu aspektach nie tracąc waloru aktualności. Niektóre jego sformułowania i diagnozy brzmią nad wyraz współcześnie, zdaje się opisują towarzyszące nam realia społeczno - polityczne i patologie. 

  

wtorek, 22 stycznia 2013

50 -ta rocznica zawarcia Traktatu Elizejskiego - czy Europa jest nadal hipodromem?

Przypadająca na dziś, hucznie obchodzona przez najwyższe władze Niemiec i Francji, 50 - ta rocznica zawarcia Traktatu Elizejskiego [22.01.1963], który stworzył instytucjonalne i polityczne podwaliny systemu współpracy między Niemcami a Francją, jest okazją do wielu dyskusji o modelowym w historii Europy pojednaniu zwaśnionych narodów. Modelowym, z uwagi na bolesny ciężar przeszłości, a zarazem przykładowym, dojrzałym i godnym powielenia, z punktu widzenia wymogów i potrzeb przyszłości.  
Jest wartym podkreślenia, że pojednanie owe dokonało się na gruzach wzajemnych uprzedzeń, mogiłach setek tysięcy poległych - czego symbolem Verdun - wbrew pamięci, poczuciu wzajemnych krzywd, odwiecznych konfliktów zbrojnych między sąsiadami.
Rocznica zawarcia Traktatu Elizejskiego, winna być także przyczynkiem do postawienia kwestii bazy pojednania, opartego na prawdzie historycznej, wzajemnym szacunku, zaufaniu i przebaczeniu, wreszcie trudnej do przecenienia roli legendarnych przywódców obu krajów: Konrada Adenauer'a i Charlesa de Gaulle'a.
Francusko - niemieckie pojednanie było wyrazem dojrzałości, ale nade wszystko determinizmu, umiejętności strategicznego spojrzenia na przyszłość obu krajów, narodów, Europy. Wykuwało się w trudnym, wpierw osobistym kompromisie przywódców i budowaniu zaufania między nimi [czego symbolem bezprecedensowe, osobiste spotkanie Prezydenta de Gaulle'a i Kanclerza Adenauera, w rodzinnej posiadłości de Gaulle'a: Colombey - les - deux - Eglises, 14 i 15 września 1958 roku. Takiego gestu de Gaulle nie wykonał już nigdy wobec żadnego innego światowego przywódcy]. To o Kanclerzu Adenauerze, wzajemnych relacjach zapoczątkowanych  w Colombey - les - deux - Eglises, Generał de Gaulle powie po latach w swoich pamiętnikach: "[...] W sumie, wszystko, cośmy sobie wzajem powiedzieli, napisali i zawierzyli, nie było w istocie niczym innym, tylko rozwinięciem i przystosowaniem do wydarzeń owego porozumienia dobrej woli, jakie zawarliśmy w 1958 roku [...]" [w:] de Gaulle Ch., Pamiętniki nadziei.; Wyd. MON. Warszawa. 1974;, s.222.
Warto także pamiętać o wizji zjednoczonej Europy de Gaulle'a, podzielanej przez Adenauera: Europy nade wszystko państwa narodowych, zdominowanej przez tandem francusko - niemiecki. Zdaniem Generała - "[...] zjednoczenie Europy dokona się wspólnym  wysiłkiem Francji i Niemiec: Francja będzie jeźdźcem, a Niemcy koniem [...]" [za]: Tournoux J. R., Po raz pierwszy ujawnione.; Wyd. Książka i Wiedza. Warszawa.1975.; s. 202. Analizując dzisiejsze położenie Europy i zaawansowanie procesów zjednoczeniowych, istniejące animozje oraz wysyp partykularyzmów, zasadnym wydaje się być pytanie: czy model ten nadal pozostaje aktualny, czy Europa pozostaje hipodromem, zdominowanym przez francusko - niemiecką stajnię?  
Rocznica zawarcia Traktatu Elizejskiego, to także przyczynek do ponownego rozważenia roli jednostki w historii, zwłaszcza wybitnej, obdarzonej autorytetem, zdolnej do strategicznych wyborów i moderowania zmian o takim charakterze, nie zważając na wyniki sondaży. Czy pojednanie francusko - niemieckie byłoby możliwe, gdyby nie postaci de Gaulle'a i Adanauera, a jeżeli tak, to jak wyglądałoby bez ich udziału? Niezależnie od odpowiedzi na to pytanie szkoda, że we współczesnej Europie brak postaci pokroju wymienionych przywódców. A z polskiej perspektywy - rzecz jasna zachowując proporcje, w nieco innym wymiarze - szkoda, że naszych liderów nie stać na gest de Gaulle'a: zaproszenia reprezentanta niedawnego wroga, a minimum adwersarza politycznego do do własnego domu, celem  zbudowania nowego, polskiego  ładu. Skoro Francuz mógł się pojednać z Niemcem, to dlaczego nie może Polak z Polakiem? Mam nadzieję, że nie jest to konsekwencją braku posiadania miejsca tak magicznego i wyjątkowego jak Colombey - les - deux - Eglises, do zwiedzenia którego wszystkich, zmierzających z Polski do Francji zapraszam z z pełnym przekonaniem.      
   

niedziela, 20 stycznia 2013

Rothschild'owie - Francja - polityka

We Francji, raczej bez większego echa [a szkoda!], we wrześniu 2012 roku, ukazała się nader interesująca książka dziennikarki Martiny Orange, traktująca o rodzinie Rotschild'ów i ich obecności we francuskim życiu ekonomicznym, ale i społeczno - politycznym, od czasów II Cesarstwa.
[Orange M., Rothschild, une banque au pouvoir.; Ed. A. Michel. Paris. 2012]
Rotschildowie, uważani dosyć zgodnie za drugą, najbogatszą w dziejach ludzkości rodzinę świata [pierwsze miejsce przyznawane jest powszechnie legendarnemu władcy Mali, w latach 1313 - 1337: Mansa Musie, którego majątek byłby dziś wart 400 mld USD], z majątkiem szacowanym na 350 mld USD, to stara żydowska rodzina, wywodząca się z Frankfurtu nad Menem. Założycielem potęgi rodziny był Isaac Rothschild, a dorobek jego 5 synów [w Paryżu interesy prowadził Jakob Rothschild (1792 - 1868)], skutecznie pomnażały i pomnażają kolejne generacje rodziny.
Rotshchild'owie, których biznesowym założeniem była dewiza: "Concordia, Integritas, Industria", zamieniona z czasem na bardziej uniwersalną: " Harmony, Integrity, Indiustry", rozpoczęli działalność w XIX wieku, w ówczesnych centrach finansowo - gospodarczych: Paryżu, Londynie, Frankfurcie nad Menem, Neapolu i Wiedniu, finansując wszystkie kluczowe przedsięwzięcia swoich czasów, o biznesowym [np. budowa Kanału Sueskiego], ale i polityczno - militarnym znaczeniu [np. w 1814 roku, finansowali obie strony wojen napoleońskich]. O jej zamożności, zdolności adaptacji do zmieniającej się rzeczywistości, wyczuciu biznesowym i strategicznym - cechach stanowiących przedmiot powszechnej zazdrości - krążyły i krążą niezliczone anegdoty. Z polskiego punktu widzenia, materialnym symbolem obecności Rotschildów na ziemiach polskich, jest pałac w Chałupkach na Górnym Śląsku, kilkaset metrów od granicy polsko - czeskiej [szerzej na temat pałacu na stronach: www.hotel-zamek.pl].
Historia tej rodziny, to pasjonująca opowieść o jej wzlotach i upadkach, ale także o historii gospodarki i krajów funkcjonowania, utożsamianego z potęgą rodziny banku Rothschild.
Książka M. Orange, traktuje o tym wszystkim w kontekście historii Francji. Jest fascynującą opowieścią o synergii, symbiozie i konfliktach między kapitałem, a polityką, niezależnie od zmian opcji politycznej rządzącej krajem. Doświadczenia francuskie Rothschild'ów zasługują zwłaszcza na uwagę, w kontekście nacjonalizacji ich banku, po dojściu do władzy socjalistów, w 1981 roku, a następnie jego restytucji, pod nazwą: Rothschild & Cie Banque, której sprzyjała prawica francuska.
Lektura książki Martiny Orange jest jeżeli nie pasjonującym, to minimum pożytecznym zajęciem, uświadamiającym funkcjonujące mechanizmy sprawowania władzy, prezentującym motywy podejmowanych decyzji, a wszystko to osadzone w realiach francuskich, w konstelacji nazwisk polityków z pierwszych stron gazet.          

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Interwencja francuska w Mali - dlaczego wszyscy Europejczycy winni być teraz Francuzami?

Francuska interwencja wojskowa w Mali - siódmym co do wielkości kraju Afryki, zamieszkałym przez niespełna 14,5 mln mieszkańców, jednym z biedniejszych państw Czarnego Lądu, choć zarazem trzecim producentem złota w Afryce, jest szeroko komentowanym, ważnym wydarzeniem ostatnich dni. Wydarzeniem - przyznajmy otwarcie - budzącym nie tylko w świecie, ale i w samej Francji, sporo kontrowersji i skrajnie odmiennych ocen. Co istotniejsze, różnice w percepcji tej interwencji, przebiegają zupełnie inaczej, niż aktualne podziały polityczne we Francji. Swój sceptycyzm wyraża nie tylko - co zrozumiałe - cześć prawicy, a i oceny formułowane przez przedstawicieli Frontu Narodowego dalekie są od apologetyki tej decyzji [podnoszona jest kwestia zasadności interwencji w kontekście tego co dzieje się w Syrii, a wcześniej stało się w Libii, ale i formułowany jest dezyderat niezbędnej obrony przed islamizacją w granicach narodowych]. Symptomatyczne jest jednak to, że swój sprzeciw, lub minimum rezerwę wobec interwencji w Mali, podnosi część obozu rządowego i skrajnej lewicy, z Jean'em Luc Melenchon'em na czele.
Interwencja zbrojna w Mali, której źródła legalizmu stanowi oficjalna prośba władz tego kraju, ma bez wątpienia wymiar humanitarny, polityczny, ale i strategiczny.
Wymiar humanitarny, to obrona ludności cywilnej przed skutkami wojny domowej, szczególnie okrutnej w Afryce, w przypadku zwalczających się obozów polityczno - militarnych o skrajnie odmiennej aksjologii.
Płaszczyzna polityczna, to troska o zachowanie integralności terytorialnej i reliktów systemu politycznego Mali, z prymatem odbudowy demokratycznej tego kraju.
Aspekt strategiczny - zdaje się najważniejszy, o symbolicznym znaczeniu - to zatrzymanie pochodu ekstremizmu islamskiego u jednego z kolejnych źródeł, radykalizmu tak wrogiego zachodniej demokracji, który może łatwo zdestabilizować sytuację polityczną nie tylko Afryki.   
Francja wobec Mali ma szczególną powinność, wynikającą z historii i tradycji [to przecież dawna francuska kolonia], z czego wynika brzemię francuskiej odpowiedzialności zarówno za interwencję i jej skutki, ale nie mniejszej za jej zaniechanie i konsekwencje tego zaniechania.
Wojna nigdy nie jest dobrodziejstwem, to stary już europejski kanon, ale bywa mniejszym złem. Skomplikowana sytuacja wewnętrzna Mali i jej potencjalne negatywne reperkusje dla Europy i świata, zmuszają do dokonywania wyborów, do wyboru właśnie mniejszego zła. W tym aspekcie, każdy Europejczyk, który rozumie skomplikowane procesy współczesności i ich determinanty, hołdujący europejskim wartościom i przekonaniom, mający szacunek dla europejskiej tradycji i tożsamości, winien w sprawie Mali stawać się dziś Francuzem. W tym aspekcie, francuska interwencja wojskowa w Mali zasługuje na poparcie, winna stać się europejskim wyborem.
A swoją drogą, niezależnie od tego, warto pamiętać o argumentacji Frontu Narodowego: obrona europejskiej tradycji, obrona przed islamizacją Starego Kontynentu, ma dziś miejsce nie tylko poza Europą. Winna odbywać się także w granicach narodowych, w demokratycznych granicach, z zachowaniem europejskich standardów tolerancji, między innymi za sprawą indywidualnych i zbiorowych decyzji oraz wyborów, które podejmujemy każdego dnia.     

wtorek, 8 stycznia 2013

Reforma Rady Konstytucyjnej we Francji - praktyczne odbicie teorii "Trzech kopert"?

We Francji nie dalej jak wczoraj [7.01.2013], ogłoszono kolejny projekt reform, tym razem o konstytucyjnym charakterze, dotyczący francuskiej Rady Konstytucyjnej. 
Rola wspomnianej Rady Konstytucyjnej, w kwestii storpedowania projektu podwyżki podatku od dochodów osobistych najbogatszych Francuzów, dla jednych - w zależności od preferowanej opcji politycznej - zbawienna, dla innych - anarchizująca i dysfunkcjonalna, paraliżująca sprawność rządzenia, stała się przyczynkiem do... postawienia kwestii reformy tej instytucji.
Rada Konstytucyjna we Francji, będąca w pewnym uproszczeniu odpowiednikiem polskiego Trybunału Konstytucyjnego, w zakresie ustrojowego usytuowania i kompetencji, stała się solą w oku obecnie rządzących, za sprawą jej rzekomo wysoce politycznego charakteru, czego odzwierciedleniem stanowisko i orzeczenie, odnośnie planowanej reformy ordynacji podatkowej. Ponieważ jednak Radę Konstytucyjną mocno ogranicza jej adekwatność do aktualnego układu politycznego [przypomnijmy, że liczy ona 9 członków desygnowanych wedle parytetu przez Prezydenta Republiki, Przewodniczącego Zgromadzenia Narodowego i Przewodniczącego Senatu, na 9 letnią kadencję, bez prawa reelekcji + dożywotnio wszystkich byłych Prezydentów Republiki, a jej aktualny skład jest zdecydowanie zdominowany przez przedstawicieli francuskiej prawicy], socjaliści mają niezmiernie ograniczony wpływ na jej funkcjonowanie, skutkiem czego... zaproponowano reformę instytucji.
Wedle powszechnej opinii i międzynarodowych doświadczeń [vide Sąd Najwyższy w USA, a nawet nasz, polski Trybunał Konstytucyjny], taki tryb wyboru i usytuowanie w systemie politycznym, jest walorem i uniezależnia organ decydujący między innymi o konstytucyjności uchwalanych ustaw, od bieżących zawirowań politycznych. Ocena francuskich socjalistów jest jednak na dziś inna.
Idea reformy, zasadza się na zamiarze wykluczenia ze składu Rady Konstytucyjnej byłych Prezydentów Republiki [obecnie trzech, wszyscy reprezentują opcje prawicowe], co dawałoby socjalistom w perspektywie 2016 roku [co trzy lata następuje wymiana 1/3 składu Rady Konstytucyjnej], możliwość zdominowania składu Rady Konstytucyjnej, pod warunkiem wszakże, że byli szefowie państwa utracą prawo zasiadania w Radzie. 
Zapowiadana reforma, będąca w istocie próbą instrumentalizacji konstytucyjnych instytucji V Republiki pod kątem bieżących, doraźnych interesów politycznych, jest rozwiązaniem dosyć powszechnie stosowanym - przynajmniej na etapie projektowym - we współczesnej demokracji. Zakusy o takim charakterze są także znane na gruncie polskim. Kluczową kwestią jest jednak pytanie: czy wolno i warto nad porządek konstytucyjny i stabilność prawno - ustrojową, przedkładać motywowane priorytetami własnego ugrupowania, elektoratu, a nawet uzasadniane sprawnością i skutecznością rządzenia precedensy, zwłaszcza w podzielonym politycznie społeczeństwie?
Nie mnie rzecz jasna rozstrzygać ta kwestię, to suwerenne prawo Francuzów. Zawsze jednak, kiedy szeroko pojęte prowizorium, doraźne, nawet dobrze pojęte interesy, zwyciężają nad ponadczasową stabilnością i kontynuacją, nad konstytucyjnym porządkiem, zastanawiam się nad celowością, a nade wszystko trwałością takich decyzji i działań.
W Polsce, w odniesieniu do praktyki rządzenia i zarządzania, funkcjonuje stare prawidło "Trzech kopert", które dotyczy każdej nowej ekipy rządzącej, niezależnie od tego czy funkcjonuje ona w życiu politycznym, czy gospodarczym. "Trzy koperty," to w rzeczywistości trzy fazy procesu sprawowania władzy:

     1. "Zwal" wszystko na poprzednika;
     2. Totalnie wszystko zmieniaj i restrukturyzuj;
     3. Napisz trzy koperty jako instrukcję i.... zostaw je swojemu następcy.

Może warto rządzącym dziś we Francji socjalistom, zarekomendować chwilę refleksji nad koncepcją "Trzech kopert"?
Z dużym prawdopodobieństwem, to Francja i jedynie Francja, w horyzoncie czasowym najbliższych 4 - 5 lat, pozostanie jedynym, czołowym krajem europejskim rządzonym przez lewicę. Tryb postępowania, pragmatyka rządzenia, sukcesy i porażki francuskiej lewicy, rzutować będą na ogląd i percepcję lewicy w Europie. Mając powyższe na względzie, tak ważne dla Francji, ale i Europy, jest profesjonalne, merytoryczne rządzenie socjalistów, ich sukcesy, pozytywna społeczna konotacja ich wizerunku. Kurs przyjęty obecnie wobec francuskiej Rady Konstytucyjnej i towarzysząca temu retoryka, na pewno nie służy budowaniu pozytywnego image lewicy.  

niedziela, 6 stycznia 2013

Gerard Depardieu - pragmatyk, czy zdrajca?

Nadanie słynnemu francuskiemu aktorowi rosyjskiego obywatelstwa, pozostaje przedmiotem wielu komentarzy, polemik i spekulacji. Jedni, krok aktora traktują w kategoriach osobistej desperacji, inni bez mała zdrady narodowej, jeszcze inni, jako przejaw skrajnego pragmatyzmu. Czy słusznie?
Działania podjęte przez G. Depardieu, są bez wątpienia odpowiedzią na planowane reformy podatkowe Partii Socjalistycznej, zwłaszcza zaś wprowadzenie 75% podatku od dochodów osobistych dla najbogatszych Francuzów, motywowane potrzebą wprowadzenia nadzwyczajnego podatku solidarnościowego.
Prezydent Hollande i Partia Socjalistyczna, z podziwu godną konsekwencją - mimo decyzji francuskiej Rady Konstytucyjnej, która zapewne przejściowo zatrzyma wdrożenie zaplanowanych zmian - podtrzymują determinizm, w istocie o politycznym podłożu, dotyczący znaczącego podniesienia obciążeń fiskalnych najbogatszych Francuzów. Dodać należy - co jest "oczywistą oczywistością", że najzasobniejsi Francuzi odkryją legalne drogi na "optymalizację" podatkową, co znajdzie ostateczny wyraz w zniweczeniu założeń fiskalnych P.S: wpływy podatkowe wcale nie wzrosną.   
Sprawa ta, ma jednak znacznie szerszy kontekst.
Gerard Depardieu, jest jedynie jednym z wielu względnie bogatych Francuzów, który pryncypialnie, nie zgadzając się z aksjologią socjalistów, nie akceptując swoiście pojmowanej sprawiewdliwości społecznej, rozważają między innymi zmianę obywatelstwa lub/i miejsca zamieszkania, jako drogę obrony przed zakusami socjalistów. 
Istotną kwestia jest także trudny do obrony argument, że podejmowane przez państwo francuskie, bardziej intensywne próby redystrybucji dochodu narodowego za pomocą wzrostu obciązeń fiskalnych, to jeden z droższych i mniej efektywnych sposobów działań korygujących w sferze społeczno - gospodarczej. Zaangażowanie państwa poważnie podnosi bowiem koszty działań, między innymi na skutek konieczności spełnienia biurokratycznych procedur, której towarzyszy wzrost zatrudnienia w administracji, a w rezultacie skonsumowanie istotnej części budżetowanych celowo, lub pozostających w dyspozycji państwa środków, na pokrycie kosztów administracyjnych każdego przedsięwzięcia.
Inicjatywa Depardieu ma także wymiar publicznego protestu przeciwko rządom francuskiej lewicy i stosowanej przez nią retoryki. Z pewnością ta nośna społecznie decyzja, przyniesie znacznie poważniejsze konsekwencje, jak tylko wyprowadzka aktora z Francji. Uruchomi emocjonalną deskusję o politycznych pryncypiach, granicach ingerencji i fiskalnej "żarłoczności" państwa, kosztem podniesienia poziomu opodatkowania dochodów osobistych obywateli, a w końcu o elementach "sacrum", jakim dla wielu jest na przykład kwestia obywatelstwa, tożsamości narodowej.   
Ocena wyborów G. Depardieu z polskiej perspektywy jest tym trudniejsza, mając na względzie podejmowane przez dekady przez Polaków decyzje emigracyjne, którym towarzyszyła najczęściej zmiana, a nawet wymagane przez kraj osiedlenia, zrzeczenie się polskiego obywatelstwa. Trzeba bowiem pamiętać o milionach Polaków, które w przeszłości podejmowały - nie zawsze z uwagi na represje polityczne w kraju - indywidualne, trudne decyzje o wyjeździe z Polski i zmianie obywatelstwa, z zamiarem lepszej egzystencji i perspektyw dla siebie oraz swoich dzieci. Także współczesna emigracja polska do USA, Niemiec, Francji, Wlk, Brytanii, Australii czy Nowej Zelandii jest dowodem na to, że ludzie nie tylko podejmują suwerenne deczyzje w tej sprawie, ale nade wszystko, że mają do nich pełne, niczym nie skrępowane prawo.
Casus Depardieu jest dla mnie przejawem pragmatyzmu, formą obywatelskiego, otwartego protestu, któremu trudno przypisywać bezwzględnie negatywne, a tym bardziej anarchizujące konotacje. Co istotne - niemłody już [64 letni], znany i uznany francuski aktor - osiągnął obecny poziom życia i zamożności, nie na skutek dziedziczenia, przychylności fortuny w grach losowych, ale własnemu talentowi i pracy.
Każdy z nas ma zobowiązania o charakterze obywatelskim, a i podatkowym, winien - między innymi za sprawą stopy opodatkowania dochodów osobistych - partycypować w utrzymaniu zbiorowości w której funkcjonuje. Jednak zarazem każdy z nas - po przekroczeniu granic racjonalności przez władze polityczne - ma niezbywalne prawo do obywatelskiego nieposłuszeństwa, a w wolnym świecie indywidualnego, legalnego wyboru miejsca zamieszkania i rezydencji podatkowej.   
Być może argumentacja i retoryka uzasadniająca wybór obywatelstwa przez G. Depardieu nie jest najszczęśliwsza, przynosząca nadto kapitał polityczny Rosji. Co do zasady, nie jest to jednak przejaw zdrady, a racjonalnej, dozwolonej postawy pragmatycznej. Wszak - jak mawiają niektórzy - życie mamy tylko jedno.