wtorek, 29 maja 2012

M. Skłodowska - Curie - D. Perquis: dwie strony tego samego medalu?

W Polsce trwa spór o to czy w polskiej reprezentacji piłkarskiej może oraz powinien grać Damian Perquis - Francuz z polskim paszportem i polskimi korzeniami.
Dyskurs ten nie ma wyłącznie akademickiego charakteru, jest głębokim sporem o podłożu politycznym i ideologicznym, przejawem ciasnego nacjonalizmu, z domieszką narodowego kompleksu, zagadnieniem używanym dla potrzeb bieżącej walki politycznej w Polsce. Szkopuł w tym, że w Polsce, szczególnie w Polsce, trzeba być niezmiernie ostrożnym w podejmowaniu tej problematyki, mając przede wszystkim na względzie uwarunkowania historyczne, oraz stawiać roztropnie wszelkie hipotezy, zwłaszcza o kontrowersyjnym charakterze.
Trzeba pamiętać o naszych skomplikowanych dziejach narodowych, kolejnych falach emigracji polskiej, determinowanej względami politycznymi i ekonomicznymi, skutkiem czego światowa Polonia szacowana jest dziś na ponad 21 mln ludzi [w Polsce żyje 38 mln Polaków]. Największe skupisko Polonii to USA [prawie 10 mln], a Chicago uważane jest powszechnie za drugie - po Warszawie - największe polskie miasto na świecie. 
Casus Damian'a Perquis'a, Francuza urodzonego w 1984 roku w Troyes, a zarazem Polaka odwołującego się jednoznacznie do polskich korzeni, zasługuje na analizę, on sam zaś na szacunek i uznanie. Nie jest dla mnie ważne, czy Francuzi chcieli go czy nie w swojej reprezentacji narodowej, a w konsekwencji czy wybór polskiej drużyny jest wyborem jedynie negatywnym i pragmatycznym zarazem. Ten stosunkowo młody człowiek [rocznik 1984], przyznaje się do polskich korzeni, co winno być powodem do naszej satysfakcji, zwłaszcza, że nie zgłasza aspiracji do reprezentacji Brazylii, a pozycja Polski w rankingach FIFA nie jest póki co powodem do dumy i chwały nie przynosi.
Pamiętać także trzeba i o tym, ze w polskiej reprezentacji grał już piłkarz czarnoskóry i to wcale nie pochodzący z San Domingo, który przyznawałby się do polskich korzeni sięgających jeszcze czasów napoleońskich. Odnotować także wypada - gwoli choćby sprawiedliwości - że w wielu polskich dyscyplinach sportowych naturalizowani Polacy, a nie Polacy z pochodzenia, przysporzyli nam wiele medali olimpijskich, mistrzostw świata i Europy i jakoś nikomu to w Polsce dotąd nie urągało, ani nie przeszkadzało.
Sprawa ma jednak o wiele szerszy niż tylko boiskowy wymiar. 
Polonia poza granicami zasługuje na szacunek za sam fakt, że przyznaje się do polskości, że chce utrzymywać więzi z krajem pochodzenia, sięgające czasami pradziadków. To piękne i wzruszające zarazem. Nie burzmy z jakichkolwiek powodów tej tradycji i tej więzi.
Merytorycznie trzeba odnotować jeszcze dwa aspekty zagadnienia.
Skoro decydujemy się na uchwalenie Karty Polaka, przyznajemy prawo repatriacji do Polski ludziom ze Wschodu, nie zawsze znającym z obiektywnych powodów już język ojczysty, nie odmawiajmy tego samego prawa ludziom z innych kontynentów i krajów, w tym rzecz jasna Francji. Nie stawiajmy im zarzutów, że nie znają języka polskiego. To jest po prostu nieuczciwe. Polska tych ludzi potrzebuje i może jeszcze potrzebować. To nie jest tylko kosztowny, archaiczny przejaw romantyzmu, to strategiczny interes. Polonia może i mogłaby odgrywać rolę ambasadora i strażnika polskich interesów za granicą. Wielu Polonusów -zwłaszcza z najmłodszej emigracji - z pewnością na starość osiądzie w Polsce, inwestując w Polsce, wracając w strony ojczyste, jeżeli tylko państwo polskie zachowa się racjonalnie, a polska polityka i politycy okrzepną i dojrzeją.   
Wreszcie miejmy na uwadze, że do wielu Polaków którzy osiągnęli sukces poza granicami Polski, do których oczywiście chcemy się przyznawać [zresztą to dla nas niestety charakterystyczne], mogą zgłaszać pretensje kraje, w których założyli rodziny, którym zawdzięczają możliwości rozwoju, których nie mogła, bądź nie chciała dać Ojczyzna i to nie tylko wtedy, kiedy nie było jej na mapie. Jako swoiste memento brzmią przykłady Marii Skłodowskiej Curie [urodzona w Warszawie w 1867 roku, zmarła w Passy, w 1934 roku, od 1891 roku we Francji, od 1895 Pani Curie], Chopina [urodzony w 1810 roku w Żelazowej Woli, zmarł w 1849 roku w Paryżu, od listopada 1830 na obczyźnie], czy Ernesta Malinowskiego - bohatera Peru. Jak zareagowałby przeciętny Polak na pogląd - który z łatwością można formalnie udowodnić - że wspomniana Skłodowska - Curie była Francuską?   
W tym kontekście sprzyjam Panu D, Perquis'owi, tak jak sprzyjam każdemu na świecie, kto czuje się Polakiem. To piękne że mimo wszystko tak wielu na świecie nie wstydzi się polskiego rodowodu, polskich korzeni.
              

niedziela, 27 maja 2012

Cohabitation, czy rządy lewicy: arbitrem zawsze Front Narodowy

Opublikowane na łamach "Le Figaro" [26.05.2012] wyniki ostatniego sondażu wyborczego [23 - 25.05] przed zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi we Francji, nie pozostawiają cienia wątpliwości: wpływy społeczne tradycyjnej lewicy [P.S] i tradycyjnej prawicy [UMP] w zasadzie się równoważą.
Partia Socjalistyczna cieszy się poparciem 32%, a UMP 31% elektoratu.
Na Front Narodowy zamierza głosować 16% wyborców, na Front de Gauche zaś 8% Francuzów.
Najciekawsza jest jednak inna konstatacja i preferencja ustalona w toku przywołanego badania. Po raz pierwszy w historii, aż 50% ankietowanych życzy sobie obecności Frontu Narodowego w Zgromadzeniu Narodowym!! To doprawdy zaskakujące, mające dalekosiężne, strategiczne skutki ustalenie.
W aktualnej sytuacji społeczno - politycznej Francji partia Marine Le Pen wyrasta do roli arbitra politycznego, co będzie miało bardzo poważne skutki dla francuskiej sceny politycznej.
Po pierwsze, jest to wskazówka i ostrzeżenie dla socjalistów. Jeżeli odstąpią oni od realizacji planów przedwyborczych, alternatywą nie będzie już wyłącznie tradycyjna prawica, ale coraz realniej jedną z alternatywnych opcji staje się Front Narodowy. Przypomnieć w tym kontekście należy także, że na Front Narodowy i Front Lewicy zamierza głosować łącznie prawie 1/4 elektoratu!!!  
Po drugie, tradycyjne francuskie partie polityczne stają przed nie lada dylematem w odniesieniu do drugiej tury wyborów parlamentarnych. Koncepcja potencjalnej koalicji republikańskiej, z nadrzędnym celem izolacji Frontu Narodowego, mając na względzie wspomniane preferencje polityczne Francuzów, dla społeczeństwa może być nie tylko dysfunkcjonalna, niezrozumiała. Może zostać odebrana jako próba zakulisowej marginalizacji Frontu, z którym utożsamia się już w sposób względnie trwały praktycznie co 5 - ty Francuz. W tym układzie idea wspólnego frontu tradycyjnych partii skierowanego przeciwko partii Marine Le Pen, wydaje się być mało prawdopodobna.
Po trzecie, jest to także przestroga dla tradycyjnej prawicy, która nie może funkcjonować w przeświadczeniu komfortu, że jest jedyną alternatywa polityczno - programową wobec rządów socjalistów. Prawica ma także silnego konkurenta we własnym obozie politycznym. To absolutnie nowa jakościowo sytuacja.
Podział polityczny we Francji nie przebiega już dziś wedle tradycyjnej linii podziału lewica - prawica. Uznanie społeczne zdobywa nowa jakość: scena polityczna budowana wedle nowych parametrów, bardziej konkurencyjna, silniej zniuansowana niż dotąd, pozostaje otwartym pytanie czy bardziej efektywna i w jakim zakresie optymalna.
Generalnie, na dziś, niezależnie od tego czy we Francji w wyniku wyborów zwycięży idea cohabitation, zasadzająca się na modelu innej większości rządowej niż obóz polityczny Prezydenta Republiki czy nie, wyraźnie artykułowana wola francuskiego wyborcy dowartościowuje systemową pozycję Frontu Narodowego, czyniąc zeń z wolna arbitra francuskiej sceny politycznej. 
To absolutnie nowa jakość i nowe wyzwanie.        
   

piątek, 25 maja 2012

Francuzi w Afganistanie - a jednak można!

Prezydent Francji, w trakcie ledwo co zakończonej, niezapowiedzianej wizyty w Afganistanie ujawnił i potwierdził ostatecznie zamiar zakończenia francuskiej misji wojskowej [francuski kontyngent wojskowy liczy 3 350 żołnierzy] w Afganistanie, do końca 2012 roku.
To praktyczna realizacja jednej z obietnic wyborczych F. Hollande'a.
Zaskoczeniem dla wielu może być nie tyle fakt praktycznego potwierdzenia zamiarów wycofania, z precyzyjnym podaniem ram czasowych, co argumentacja i okoliczności towarzyszące tej decyzji.
Prezydent Francji na każdym kroku podkreśla - co jest bezpośrednim nawiązaniem do gaullizmu - że jest to suwerenna, francuska decyzja. Mówi jednak znacznie więcej. Argumentuje, że tylko Francja określa cele misji zagranicznych swoich żołnierzy [jest to niejako wprost podważenie zasadności prymatu NATO nad francuskimi interesami militarnymi, a szerzej narodowymi]. Podkreśla, że to sami Afgańczycy jako naród muszą zadecydować o kształcie - także społeczno - ustrojowym - swojej przyszłości, swoich narodowych priorytetach.
Prezydent Hollande decyzję swoją zakomunikował bezpośrednio po spotkaniu w Camp David, z prezydentem USA i szczycie NATO w Chicago. Pozostał wierny swoim wyborczym obietnicom, prymatowi interesów francuskich. 
Nie słyszałem dotąd, aby ucierpiała na tym reputacja Francji, osobista reputacja Prezydenta Republiki. Także aktualne zawirowania na światowych giełdach nie mają z tym faktem nic wspólnego. Nie sądzę również, aby znacząco ucierpiały na tym relacje Francji z sojusznikami i jej autorytet międzynarodowy. Nie ma ku temu podstaw.
Prezydent Holland zrobił to, o czy myśli wielu polityków z krajów członkowskich NATO, bojąc się przy tym publicznie postawić problem, a tym bardziej podjąć analogiczną decyzję. Z pewnością jest to decyzja wbrew obowiązującej obecnie wykładni poprawności politycznej, u której podłoża leżą dobrze rozumiane, strategiczne francuskie interesy, ogromne koszty operacji i niewymierne koszty ludzkie [interwencja w Afganistanie pochłonęła dotąd 81 ofiar z francuskim paszportem]. 
Francja jest jedną ze światowych potęg, krajem, z którym z powodów historycznych i kulturowych oraz militarno - gospodarczych, liczą się ciągle w wielu zakątkach świata. Mimo to, a może właśnie dlatego Prezydent Francji postępuje zasadniczo, pozostając wiernym przede wszystkim racjonalnie pojmowanym, narodowym interesom.
Mam nadzieję, że z tej francuskiej lekcji w Afganistanie wnioski wyciągną także polscy decydenci. W ogóle mam nadzieję, że mimo ideologicznych oporów, z większą niż dotąd uwagą i atencją będą monitorować to co dzieje się nad Sekwaną. Z wielu powodów naprawdę warto.

sobota, 19 maja 2012

Pierwsze decyzje F. Hollande'a: precedens - przypadek - prawidłowość?

Pierwsze decyzje nowego Prezydenta Republiki we Francji, dla wielu stanowiły i stanowią poważne zaskoczenie, przede wszystkim w aspekcie personalnym.
Zarówno Prezydent, jak i Premier Jean Marc Ayrault [pamiętajmy przy tym, że Francja ma ledwie Pierwszego Ministra, a nie Premiera w brytyjskim dla przykładu rozumieniu, co wynika z supremacji Prezydenta we francuskim systemie politycznym], nie mają ministerialnego doświadczenia. Ale to nie wszystko. Takowego doświadczenia nie ma aż 29 z 34 osobowego składu francuskiego rządu!
Dla wielu, zwłaszcza przedstawicieli "starych" elit, będących często prawdziwym towarzystwem wzajemnej adoracji to prawdziwy szok, to działanie będące w istocie odmitologizowaniem znaczenia doświadczenia ministerialnego w decyzjach o objęciu stanowisk rządowych.
Pamiętam jaką wagę do doświadczenia ministerialnego próbowano przywiązywać w Polsce, podczas ostatnich wyborów parlamentarnych, jak absolutyzowano fakt funkcjonowania na najwyższych stanowiskach rządowych, czyniąc zeń bez mała kryterium oceny i przydatności. 
Dla mnie największym zaskoczeniem nie jest charakter rządu, fakt powołania skazanego niegdyś za preferowanie interesów partyjnych [bezprzetargowe powierzenie zamówienia] Premiera, brak w rządzie Martine Aubry, ale szybkie decyzje porządkujące, generujące konkretne oszczędności, wśród których najważniejsze to:
1. Obniżenie pensji Prezydenta i Premiera o 30%, do 14 910 Euro brutto;
2. Obniżenie pensji Ministrów do maksimum 10 000 Euro brutto;
3. Obniżenie budżetów wszystkich ministerstw o 10%;
4. Zerwanie z tradycją francuską ścisłego związku ministrów, z lokalnymi funkcjami wykonawczymi [odtąd mają wyłącznie skoncentrować się na zadaniach rządowych];
5. Zobowiązanie ministrów do umiaru i dyskrecji, skromności, odejścia od dotychczasowego, swoistego cezaropapizmu, do szerszego wykorzystania... pociągu [mają przecież TGV!] jako środka lokomocji, ograniczenie do minimum eskorty etc.
Nie wiem, czy Prezydent Republiki zrealizuje swoje obietnice wyborcze. Nie jestem pewien, czy uda mu się zrealizować swój program. Pierwsze decyzje pokazują jednak, że jest zdeterminowany do  działania, także w wymiarze zapewnienia większej sprawiedliwości w ponoszeniu społecznych kosztów kryzysu, nawet w wymiarze symbolicznym. 
Może Polska partiokracja, polskie elity rządowe winne wziąć przykład z tego determinizmu? Naśladownictwo - przynajmniej w tym aspekcie - mile widziane i pożądane.     

    

niedziela, 13 maja 2012

Pojedynek biegunów czy weryfikacja alternatyw?

Licząca 27 tys. mieszkańców gmina, a zarazem okręg wyborczy Henin - Beaumont, w regionie Pas - de - Calais, w trakcie niedalekich już wyborów parlamentarnych we Francji, stanie się areną bezpośredniego  starcia szefowej Frontu Narodowego - Marine Le Pen, z liderem Frontu Lewicy [Front de gauche], Jean'em - Luc'a Menchelon'em.  Poinformował o tym wczoraj [12.05.2012], osobiście Melenchon.
Walka o mandat deputowanego do Zgromadzenia Narodowego, będzie miała w tym wypadku wyraz symboliczny. Będzie to pojedynek nie tylko liderów antagonistycznych wobec siebie programowo ugrupowań politycznych, czołowych postaci ostatniego wyścigu prezydenckiego we Francji. Będzie to zarazem symboliczny spór i rywalizacji dwóch ugrupowań będących w programowo - organizacyjnej opozycji wobec tradycyjnego, bipolarnego podziału francuskiej sceny politycznej na lewicę i prawicę. Będzie to także rywalizacja o pozycję lidera anty systemowej opozycji we Francji. Będzie to rywalizacja ugrupowań, które symbolicznie sytuują się na lewo i prawo wobec dominującej dziś w świecie polityki - nie tylko we Francji - poprawności politycznej.
Wymieni kandydaci i ich formacje, w toku wspomnianych wyborów prezydenckich, w pierwszej turze tych wyborów, cieszyli się poparciem 1/3 Francuzów. To poważny kapitał polityczny.
W tym kontekście znaczenie wyborów parlamentarnych we wspomnianym okręgu, wykracza poza tradycyjne ramy walki o mandat poselski. Dla wyborców Henin - Beaumont, a pośrednio dla całej Francji, kampania wyborcza stanie się okazją do prezentacji i analizy propozycji programowych Frontu Narodowego i Frontu Lewicy, prezentujących całościową, ale zarazem radykalnie odmienną wizję przyszłości Francji i Europy, kształtu rozwiązań ustrojowych i reform społeczno - politycznych.  
Wydaje się, że zaplecze polityczne i naturalny rezerwuar poparcia społecznego, stawia w uprzywilejowanej pozycji w tej rywalizacji Front Narodowy. Niczego nie przesądzając - werdykt co oczywiste należy do Francuzów - Marine Le Pen i jej ugrupowanie w nadchodzącej elekcji walczy o strategicznie ważniejsze, wyższe cele, o usankcjonowanie pozycji jedynej realnej alternatywy wobec tradycyjnej lewicy i prawicy, o instytucjonalny powrót na ogólnokrajową arenę polityczną, o własną frakcję parlamentarną, która stanie się zapleczem do  przyszłej walki o prezydenturę.
Co by nie powiedzieć, pojedynek ten urasta do symbolicznej rangi pojedynku biegunów w percepcji przyszłego rozwoju i kształtu ustrojowego Francji, starcia alternatyw koncepcji niezbędnych reform i zmian, zarówno w aspekcie spraw wewnątrz francuskich, jak i europejskich. Dodatkowym kolorytem będzie zapewne fakt, że zarówno M. Le Pen, jak i J. - L. Menchelon, to silne osobowości i znakomici mówcy. Ich pojedynki słowne, ich retoryka stanie się z pewnością ozdobą kampanii wyborczej.      
   


czwartek, 10 maja 2012

Prezydent Hollande - pragmatyczny reformator czy przegrany prekursor?

        Rychłe już przejęcie urzędu Prezydenta Republiki przez F. Hollande'a, nasila spekulacje co do rzeczywistej strategii politycznej nowej prezydentury, zwłaszcza w kontekście trudnych determinantów zewnętrznych, do których należy niewątpliwie światowy kryzys gospodarczy i wyraźny, wielowymiarowy kryzys Wspólnoty Europejskiej.      
W aspekcie wewnętrznym, jedną z istotnych niewiadomych pozostaje ostateczny wynik wyborów parlamentarnych, od których zależy charakter przyszłej większości rządowej, a w konsekwencji praktyczna możliwość realizacji programu wyborczego socjalistów i jej zakres.
Z dużym prawdopodobieństwem - co potwierdzają wyniki sondaży - Francuzi zdecydują się na kolejny, znany już i efektywny wariant cohabitation, sprowadzający się do świadomego zróżnicowania politycznego ośrodków władzy: lewicowego Prezydenta Republiki i prawicowej większości rządowej.
Na przekór wielu obserwatorom francuskiej sceny politycznej, którzy w takim rozwoju sytuacji, w takim wariancie, widzą bariery funkcjonowania władzy politycznej we Francji, utrudniające efektywne, optymalne sprawowanie władzy, osobiście uważam wariant cohabitation za optymalny z punktu widzenia interesów społeczeństwa francuskiego, systemu politycznego Francji, interesów socjalistów, parametrów aktualnej sytuacji społeczno - politycznej, a i perspektyw politycznych samego Prezydenta. Dlaczego?
Przede wszystkim - czego uczy i co potwierdza doświadczenie pierwszej kadencji prezydenta Mitterrand'a [1981 - 1988] - socjaliści ulegają nadmiernej pokusie ideologii, co znajduje wyraz w wyraźnej dominacji orientacji na powierzenie w jeszcze większym niż dotąd stopniu państwu funkcji redystrybutora dochodu narodowego, pryncypialnego strażnika równości społecznej i dowartościowania położenia pracowników najemnych. Ambitny program umocnienia roli państwo w gospodarce, stymulowania popytu wedle starych zasad keynesizmu, a zarazem próba ograniczenia nadmiernych nierówności społecznych drogą restrykcyjnego fiskalizmu, już począwszy od 1983 roku został przez Mitterrand'a porzucony pod presją negatywnego rozwoju sytuacji, na rzecz powrotu do liberalizmu gospodarczego.
Mam wrażenie, że obecny program francuskich socjalistów w wielu aspektach nawiązuje - jeżeli nie literą to na pewno duchem - do Wspólnego Programu PS i FPK, z przed ponad trzech dekad. Analogia wewnętrznej sytuacji politycznej też jest zadziwiająca [rolę Francuskiej Partii Komunistycznej G. Marchais z czasów Mitterrand'a, odgrywa teraz Front Lewicy Jeana Luc'a Melenchon'a].  Mam zarazem przekonanie, że rozwój sytuacji zmusi rychło zarówno Prezydenta Republiki, jak i jego obóz polityczny do większego pragmatyzmu, pod groźbą między innymi ucieczki z Francji kapitału i inwestycji, do porzucenia być może słusznych i uzasadnionych interesem społecznym, ale niemożliwych do realizacji obecnie projektów i koncepcji. 
Cohabitation zrównoważy zatem nieco i poskromi ideologiczne zapędy lewicy w aspekcie przede wszystkim gospodarczym. Uchroni ją przed kolejnym eksperymentem z tą różnicą, że dziś na eksperymenty, a tym bardziej błędy nie ma już czasu, z uwagi na rosnącą pozycję Frontu Narodowego.
Wygrana wyborów parlamentarnych umożliwi zarazem prawicy tradycyjnej zachowanie wpływów i tradycyjnych podziałów w społeczeństwie francuskim, utrzymanie parytetu między głównymi siłami politycznymi kraju pod warunkiem, że dla posiadania większości parlamentarnej prawica ta nie będzie potrzebowała wsparcia Frontu Narodowego.
Jest jeszcze jeden ważki argument. Przykład choćby Polski dobitnie ilustruje, że zdominowanie wszystkich ośrodków władzy przez przedstawicieli jednej opcji politycznej, nie służy demokracji, zagraża jakości rządzenia oraz procesowi stanowienia prawa. 
Formacja Marine Le Pen, jest bez wątpienia strategicznie w najlepszym, najbardziej perspektywicznym położeniu na francuskiej scenie politycznej. Jeżeli Frontowi uda się wprowadzić do parlamentu własną reprezentację, a zapobiec temu może jedynie tzw. "pryncypialny sojusz republikański": prawicy tradycyjnej i lewicy w drugiej turze wyborów - dodajmy w obecnej sytuacji wątpliwy i mało prawdopodobny - to może on stopniowo urastać do roli arbitra. W konsekwencji, jeżeli najbliższe pięciolecie nie przyniesie radykalnych zmian położenia Francuzów, droga do prezydentury dla lidera Frontu Narodowego ma już niewątpliwie swoich politycznych i społecznych geodetów.
Prezydentowi F. Hollande należy szczerze życzyć powodzenia, trafnych wyborów, umiejętności optymalizacji procesu decyzyjnego, wsłuchiwania się w wolę społeczeństwa, sprostania wymogom czasu i oczekiwaniom wyborców. Oby jego priorytetem była ewolucyjna zmiana i kontynuacja. Przegrana socjalistów, oznaczała będzie nie tylko konieczność oddania władzy. Z dużym prawdopodobieństwem zawód wyborców francuskiej lewicy, może skończyć się jakościową zmianą francuskiego systemu politycznego i partyjnego, co najmniej dojściem do współrządzenia, a może wręcz przejęciem władzy przez Front Narodowy. Stawka jest zatem wysoka.             
        

niedziela, 6 maja 2012

Hollande F. - fakty, mity, nadzieje, symbole

      Wszystko wskazuje na to [swoją porażkę uznał już urzędujący prezydent N. Sarkozy], że siódmym Prezydentem V Republiki Francuskiej wybranym w powszechnych wyborach, został 58 letni [rocznik 1954] Francois Hollande.
Francuzi dokonali demokratycznego wyboru, przy wysokiej frekwencji wyborczej [ocenianej na prawie 80%].  Wybór ten w wielu aspektach jest symboliczny.
Po pierwsze - na co słusznie zwraca uwagę Christopher Barbier w swoim dzisiejszym [6.05.2012] komentarzu, w internetowym wydaniu "L'Express" - wybór ten oznacza swoistą desakralizację urzędu Prezydenta Republiki. Prezydentem został wybrany człowiek bez doświadczenia na wysokich stanowiskach we władzy wykonawczej i ustawodawczej, co oznacza pragmatyzm a zarazem determinizm Francuzów, poszukujących bardziej nadziei, świeżości i nowego programu, niż spiżowej, doświadczonej postaci.
F. Hollande ma co prawda doświadczenie parlamentarne [deputowany do Zgromadzenia Narodowego w latach 1998 - 1993, 1997 - 1999, oraz 2002 - 2011], ale istotnie nikłe doświadczenie wykonawcze w strukturach władzy [w latach 2001 - 2008 mer niespełna 20 tys. miasta Tulle w departamencie Correze, Przewodniczący Rady Generalnej Departamentu Correze od 2008 roku]. Na marginesie mały polonik. Miasto Tulle ma ważne historyczne związki z Polską. To tu wychowała się - choć urodziła się w Paryżu - Ludwika Maria Gonzaga de Nevers [1611 - 1667], żona dwóch królów Polski: Władysława IV i Jana II Kazimierza.
Równocześnie Hollande posiada wieloletnie doświadczenie partyjne jako działacz i I Sekretarz Partii Socjalistycznej [w latach 1997 - 2008].
Generalnie jednak Hollande nigdy nie piastował kluczowego państwowego stanowiska, nie był ministrem, choć posiada doświadczenie w administracji rządowej na niższych stanowiskach.
Po drugie, Hollande wywodzi się z tradycyjnej szkoły francuskich elit politycznych, przechodząc charakterystyczną dla tychże elit drogę edukacji: absolwent elitarnej HEC i Instytutu Nauk Politycznych, a przede wszystkim ENA [Ecole national d'administration, którą ukończył z ....siódmą lokatą!]. Jego wybór w tym aspekcie jest zatem bardziej kontynuacją niż zmianą.
Po trzecie, Holande jest drugim w historii współczesnej Francji [po F. Mitterrandzie] Prezydentem Republiki z socjalistycznym rodowodem i rekomendacją, a zarazem pierwszym wyłonionym w prawyborach partyjnych.
Po czwarte, jego kadencja przypadnie na okres nad wyraz trudnej sytuacji społeczno - ekonomicznej i politycznej Francji. Fiasko jego programu, oznaczać będzie nie tylko brak potencjalnej reelekcji w przyszłości. Skutkować może dojściem do władzy Frontu Narodowego, jedynej na dziś formacji politycznej nie partycypującej dotąd w procesie sprawowania władzy, z wyrazistym i coraz bardziej akceptowalnym społecznie programem.
Po piąte, program polityczny przyszłego Prezydenta musi doprowadzić do zaostrzenia sytuacji politycznej nie tylko we Francji, ale i do większych antagonizmów w Europie, zwłaszcza na linii Paryż - Berlin, kluczowej z punktu widzenia kierunku rozwoju Europy. W aspekcie wewnętrznym, plan nowych obciążeń fiskalnych oraz nie mniej kontrowersyjnych zmian w obszarze socjalnym i społecznym, doprowadzi niewątpliwie do wielu antagonizmów i konfliktów społecznych. Ich rozwiązanie zaważy na ostatecznym sukcesie Hollande i ocenie jego prezydentury.
Po szóste, nie wiadomo jakim wynikiem zakończą się najbliższe wybory parlamentarne, czy utrzyma się prymat preferencji wyborczych socjalistów, czy raczej społeczeństwo pragmatycznie wybierze znany już skądinąd historycznie wariant cohabitation, sprowadzający się do mechanizmu kontroli ośrodków władzy [lewicowy prezydent, prawicowa większość rządowa]. Bez względu jednak na to, czy instytucja cohabitation ponownie zagości we francuskiej rzeczywistości politycznej czy nie, w efekcie wspomnianych wyborów parlamentarnych, dojdzie do istotnej aprecjacji roli politycznej Frontu Narodowego, który może liczyć na reprezentację parlamentarną, zwłaszcza w kontekście prawdopodobnego rozpadu dotychczasowej prezydenckiej większości rządowej i parlamentarnej.     
Po siódme, sukces Hollande jest też jednoznacznym sygnałem zmiany społecznych preferencji wyborczych dla lewicy europejskiej, jest prolongatą jej nadziei na przejęcie władzy w kolejnych krajach. Rola Francji w Europie i świecie powoduje zarazem, że potencjalny falstart we Francji, będzie sygnałem ostrzegawczym dla elektoratów innych krajów, co do zasadności radykalnych zmian politycznych. 
Reasumując, patrząc z sympatią i nadzieją na nowe polityczne otwarcie we Francji, trzeba być zarazem świadomym ryzyk i zagrożeń. Wybór Prezydenta Republiki Francuskiej tylko z pozoru nie jest naszym problemem. Jego konsekwencje będą w oczywisty sposób rzutowały także na wiele polskich spraw.
W kontekście spraw polskich przypomnieć trzeba faux pas polskiej koalicji rządowej na etapie kampanii wyborczej we Francji. Liczącego się kandydata na Prezydenta Francji podczas jego wizyty w  Polsce, z powodu odmiennych preferencji politycznych, nie uznał za stosowne przyjąć - choćby na kurtuazyjnym jedynie spotkaniu - Premier RP. To nie tylko brak wyczucia politycznego, to po prostu kolejny strategiczny błąd. Miejmy nadzieję, że piastowanie urzędu mera Tulle przez przyszłego Prezydenta Republiki, pamięć o związkach z Polską oraz pragmatyzm polityczny F. Hollande pozwolą zatrzeć te niekorzystne wrażenia.   
  

piątek, 4 maja 2012

We Francji socjalistyczny Prezydent Republiki, w Grecji powrót do Drachmy?

Najbliższa niedziela w Europie - w sensie politycznym - zdominowana będzie rzecz jasna przez wybory prezydenckie we Francji. Ich wynik w znaczącym stopniu odzwierciedlał będzie nie tylko aktualny stan nastrojów i preferencji wyborczych, wskazywał na tendencje prze wyborami parlamentarnymi, ale także z dużą dozą prawdopodobieństwa wpłynie na kierunek, charakter i tempo zmian w Zjednoczonej Europie.
W cieniu tych wyborów odbywać się będą inne wybory - wybory parlamentarne w Grecji - które kto wie czy nie będą miały w konsekwencji większego znaczenia dla Europy, niż elekcja prezydencka we Francji.
Sondaże przedwyborcze w Grecji zapowiadają niską frekwencję wyborczą, wskazują na prawdopodobne znaczne rozproszenie głosów, a  w konsekwencji trudności ze sformułowaniem stabilnego, silnego rządu.
Koalicyjny rząd Grecji, którego powstanie wymusiła sytuacja gospodarcza kraju i konieczność sprostania warunkom U.E w zakresie pomocy finansowej, wyczerpał swoje możliwości, a jego dotychczasowe filary  nie cieszą się sympatią społeczną, z uwagi na koszty reform  [zwłaszcza socjalistyczna partia PASOK - jedynie 15% poparcie w sondażach, choć i poparcie dla prawicowej Nowej Demokracji, na poziomie 25% nie powala].
Grecy  będą wybierali nie tylko parlament, ale - co istotniejsze - wybiorą opcję rozwojową kraju. Nie na darmo szef PASOK w takcie kampanii wyborczej, rysuje alternatywę dla rządów swojej partii, w postaci wyjścia Grecji ze strefy Euro i powrotu do waluty narodowej - Drachmy.
Gdyby ten wariant okazał się rzeczywistością - za czym opowiada się także cześć ekonomistów i liderów politycznych Europy - byłby to początek de facto zatrzymania budowy jedności europejskiej w dotychczasowym kształcie, a konsekwencje daleko wykraczałyby poza ramy granic narodowych Grecji.  Porzucenie przez Grecję wspólnej waluty europejskiej, byłoby także bezpośrednim przyznaniem racji tym wszystkim, którzy od dawna wieszczą dysfunkcjonalny, sztuczny charakter Euro, doszukując się w nim źródeł zapaści i kryzysów gospodarek narodowych Starego Kontynentu.
Mając powyższe na względzie, w niedzielny wieczór warto wsłuchiwać się w głosy płynące z Paryża, ale także w wieści nadchodzące z Aten. Zwycięstwo Hollande'a we Francji jest stosunkowo łatwe do przewidzenia - choć absolutnie nie jest pewne i kwantyfikowalne, co do szeroko rozumianych następstw. O wiele większą niewiadomą jest zachowanie Greków. Należy założyć ich daleko posuniętą racjonalność i pragmatyzm, ale pewności i gwarancji co do biegu spraw nie ma żadnych.     

Front Narodowy przyczyną erozji sceny politycznej we Francji?

Francuski, poważny instytut badania opinii publicznej TNS - Sofres, na swoich stronach internetowych [www.tns-sofres.com], opublikował w dniu 2.05.2012 roku, interesujące wyniki badań na temat obrazu Frontu Narodowego [L'image du Front National].
Kluczowe wnioski w/w badań sprowadzają się do:

1. Ustalenia, że jedynie od stycznia br., poparcie społeczne dla Frontu wzrosło o 6%, osiągając poziom 37%, co jest wynikiem najlepszym w historii tej formacji!!
2. Stwierdzenia, że spada nastawienie negatywne, liczebność elektoratu negatywnego tej partii. Budowane między innymi przez przedstawicieli tradycyjnych ugrupowań politycznych, przez dekady negatywne nastawienie do Frontu, wynikające z ulegania poprawności politycznej, traktowanie Frontu jako zagrożenia demokracji, stopniowo, ale systematycznie ustępuje. We wspomnianych badaniach, już jedynie 51% Francuzów traktuje partię Marine Le Pen jako właśnie zagrożenie dla demokracji. 
3. Zauważalna jest daleko idąca tożsamość i zgodność w hierarchii priorytetów między Frontem Narodowym, a odbiorem społecznym kwestii uznawanych za kluczowe z punktu widzenia interesów społecznych [imigracja, preferencja narodowa, sceptycyzm wobec Euro i wola powrotu Franka jako waluty narodowej].

Przywoływane wyniki badań potwierdzają trwały charakter wzrostu poparcia społecznego dla francuskiego Frontu Narodowego, uzmysławiają, że wynik wyborczy Marie Le Pen nie był przypadkiem. Pozwalają wreszcie na założenie, że rezultaty Frontu w najbliższych wyborach parlamentarnych - mimo całej złożoności ordynacji wyborczej i stanowiska tradycyjnych partii politycznych oraz mediów - mogą być sporym zaskoczeniem.
Front Narodowy przestaje być - dodajmy wyraźnie z woli wyborców, wyrażanej w demokratycznych wyborach - formacją izolowaną, pozostającą na obrzeżach systemu partyjnego i politycznego. Bez wątpienia bezradność francuskich elit politycznych w rozwiązywania strategicznych problemów społecznych, sprzyja kreowaniu się Frontu na bodaj jedyną alternatywę. Taka percepcja Frontu Narodowego jest zresztą coraz powszechniejsza we Francji.
Trudno wyrokować, na ile program Frontu Narodowego stanie się atrakcyjny dla Francuzów. Zapewne aspiracje do współrządzenia Francją mogą być jeszcze przedwczesne, choć nie sposób wykluczyć udziału Frontu w prawicowej koalicji, w przypadku nowej formuły cohabitation [lewicowy Prezydent Republiki - prawicowa większość rządowa]. Nie wiadomo jaka byłaby praktyczna skuteczność, a przede wszystkim możliwość implementacji rozwiązań proponowanych przez Front Narodowy. Jedno wydaje się być na dziś absolutnie pewne: Front Narodowy nie jest już jedynie egzotyczną formacją, bez lepenistów coraz trudniej wyobrazić sobie francuskie życie polityczne.

Dynamiczne, a zarazem kluczowe zmiany w obrębie francuskiego systemu partyjnego, tylko z pozoru nas nie dotyczą, są odległym doświadczeniem. Poziom rozbicia ideologicznego polskiego społeczeństwa, zakres i ciężar nieuchronnych reform w kontekście ich kosztów społecznych, a nadto niestety poziom arogancji władzy, fasadowość i iluzoryczny charakter kluczowych konsultacji społecznych [tytułem przykładu ACTA i reforma emerytalna], wreszcie wyraźnie niesprawiedliwa i antagonizująca alokacja kosztów i ciężarów reform, każe z niepokojem patrzeć na rozwój sytuacji politycznej w Polsce. Wzrost radykalizmów wydaje się być nieuchronny. Oby tylko radykalizmy te mieściły się w ramach porządku prawnego państwa demokratycznego.