piątek, 25 października 2013

Wojna futbolowa we Francji?

Francuska federacja piłkarska UCPF, zrzeszająca profesjonalne kluby piłkarskie potwierdziła, że w dniach 29.10. - 2.11.2013 roku, odbędzie się we Francji, zapowiadany strajk klubów piłkarskich pierwszej i drugiej ligi, w proteście przeciwko planom dodatkowych obciążeń fiskalnych, wprowadzanych od nowego roku przez francuski rząd. Strajk ten, skutkujący miedzy innymi odwołaniem wszelkich rozgrywek, przyjęty został przez aklamację przez wszystkie, czołowe kluby francuskie.
Rządzący Francją socjaliści, zdecydowali się na wprowadzenie od 2014 roku 75% podatku od dochodów przekraczajacych 1 mln Euro rocznie. Dotąd spotkało się to ze zdecydowanym sprzeciwem części elit kulturalnych i gospodarczych, co zaskutkowało między innymi decyzjami o emigracji lub przeniesieniu siedziby firm do innych krajów. Teraz do protestu przystępuje środowisko piłkarskie.
Decyzja francuskiego rządu, obliczona na dodatkowe wpływy podatkowe, ale będąca także spełnieniem społecznych, nieco demagogicznych i populistycznych oczekiwań większego egalitaryzmu i solidarności w pokrywaniu kosztów wszechobecnego kryzysu gospodarczego i fiskalnego, formułowanych przez elektorat lewicy, od początku wydaje się być co najwyżej pyrrusowym zwycięstem obozu rządowego. Wpływy podatkowe wcale nie muszą być większe, a ruchy migracyjne ludzi i kapitału, mogą Francji przynieść więcej szkody, niż realnego pożytku. Świadczą o tym choćby francuskie doświadczenia nacjonalizacyjne z początku lat 80 - tych ubiegłego wieku, pośpiesznie korygowane po dwóch latach od ich implementacji. Takie niestety wydają się jednak być realne skutki prymatu polityki nad ekonomiką dla jednych, ideologicznej pryncypialności nad zdrowym rozsądkiem dla innych.
Francuska piłka nożna, na skutek między innymi zagranicznych inwestycji w kluby piłkarskie, zgłasza zasadne aspiracje do odegrania większej niż dotąd roli na piłkarskiej mapie Europy, zdominowanej na dziś przez kluby hiszpańskie, niemieckie, włoskie i angielskie. Wprowadzenie tak rygorystycznej skali opodatkowania powoduje, że francuskie marzenia i sny o potędze w piłce nożnej, stają się nierealne. W piłkarskim świecie, trudno znależć czołowych piłkarzy zarabiających mniej niż 1 mln Euro kwartalnie [o liderach, zarabiających powyżej 1 mln Euro miesięcznie nie wspominając].
Co zatem czeka francuska piłkę nożną? 
Po piewsze, niewątpliwie kombinacje i szukanie "optymalizacji podatkowej", aby zatrzymać największe gwiazdy, występujące we francuskim futbolu klubowym, co może także skutkować rozwojem "szarej strefy" w gospodarce.
Po drugie, poważne jest ryzyko odpływu gwiazd do innych, bardziej liberalnych systemów podatkowych.
Po trzecie wreszcie, na faworyta francuskich rozgrywek wyrasta.... AS Monaco, nie podlegające jurysdykcji francuskiej.
Po czwarte, możliwość odpływu inwestycji zagranicznych ulokowanych we francuskich klubach, najczęściej przez najlepszych, najbardziej hojnych inwestorów arabskich, ze wszystkimi tego, negatywnymi skutkami.  
Otwartym jest pytanie, czy francuscy socjaliści dobrze skwantyfikowali wszystkie ryzyka i konsekwencje swoich planów i nowinek prawnych. Czy demagogiczna w istocie, motywowana nie do końca jak się zdaje racjonalną pryncypialnością ideologiczną krucjata przeciwko najlepiej zarabiającym, leży rzeczywiście w dobrze pojętym interesie francuskiego budżetu i państwa oraz ich beneficjentów. 
Świat znał dotąd jedną wojnę futbolową, z czerwca 1969 roku, na tle meczu eliminacyjnego do Mistrzostw Świata w piłce nożnej, która zakończyła się otwartym konfliktem zbrojnym między Salwadorem, a Hondurasem. Czy polityka francuskich socjalistów doprowadzi do poważnych niepokojów i konfliktów społecznych we Francji, rzecz jasna nie o militarnym charakterze?
Moim zdaniem, strategicznie francuscy socjaliści na konflikcie z francuskimi klubami sportowymi i ich kibicami wyłącznie stracą, w wymiarze finansowym, reputacyjnym, ale i politycznym oraz socjologicznym [preferencje polityczne i wyborcze]. Stanowisko socjalistów w tej sprawie - zresztą kolejnej po kwestii legalizacji małżeństw tej samej płci, z przyznaniem im praw adopcji dzieci - jest w istocie prezentem politycznym dla francuskiej prawicy.
Szkoda, że francuscy socjaliści zapomnieli też o tym, o czym dobrze wiedzieli już starożytni: naród potrzebuje nie tylko chleba, ale i igrzysk.        

czwartek, 24 października 2013

Afera podsłuchowa: kryzys zaufania, kryzys wartości, czy pragmatyczna walka o partykularne interesy?

Trwające od tygodni zamieszanie wokół zakresu i zasięgu inwiligacji amerykańskich służb specjalnych poza granicami USA, po aferze związanej z rewelacjami ujawnionymi przez amerykańskiego agenta Edwarda Snowdena, zostało wzmocnione dziś ujawnionymi podejrzeniami o podsłuchiwanie niemieckiej Kanclerz Federalnej Angeli Merkel. Jak informują europejskie media, zachodzi uzasadnione podejrzenie, że Europejczycy, a również czołowi politycy europejscy, byli także przedmiotem analogicznych, bezprecedensowych działań.
Jeżeli te podejrzenia się potwierdzą, zmierzamy niewątpliwie do ogromnego kryzysu zaufania w relacjach Stanów Zjednoczonych i Europy oraz poszczególnych rządów narodowych. Mam wrażenie, że nie wszyscy zdajemy sobie sprawę z konsekwencji potwierdzenia funkcjonowania procedur podsłuchowych.
Po pierwsze, beneficjentem tej sytuacji będą być może docelowo i w perspektywnie społeczeństwa obywatelskie i demokracja, ale na dziś jest to wyzwanie o dramatycznych skutkach. Symbol zachodniej demokracji, strażnik aksjologii politycznej Zachodu - USA, jeżeli - co warto raz jeszcze podkreślić potwierdzą się enuncjacje prasowe i podejrzenia - dopuścił się szpiegowania władz i obywateli najbliższych sojuszników politycznych i militarnych, ważnych partnerów gospodarczych. To cios w zaufanie i podstawy wzajemnych relacji oraz egzystencji.
Po drugie, to bezprecedensowe zachowanie, rozmija się w zasadniczy sposób z wzajemnymi deklaracjami intencji i tradycjami w relacjach atlantyckich.
Po trzecie, potencjalna, ujawniająca się takim działaniem arogancja władz amerykańskich, uderza w fundamenty relacji i stanowi zagrożenie dla przyszłości szeroko pojętej cywilizacji Zachodu, jest dowodem braku lojalności, który z lubością zostanie wykorzystany przez przeciwników politycznych Europy i USA w świecie, uderzając w reputację i zaufanie do Stanów Zjednoczonych i zachodniej demokracji.
Ta bolesna bulwersująca sprawa, ma jednak także pozytywne strony, stanie się z pewnością przyczynkiem do rewizji nastawienia Starego Kontynentu wobec USA.
Być może, Europa i jej państwa narodowe zrozumieją wreszcie, że czas na powrót do idei gaullizmu: budowy własnej pozycji politycznej i bezpieczeństwa w sojuszu z USA, ale zarazem w oparciu o własną samodzielność i suwerenność polityczno - militarną? Może nadszedł czas rewizji założenia wynikającego z poprawności politycznej i fascynacji Ameryką: blankietowego popierania wszelkich amerykańskich wyborów? Z pewnością jest tak, że to co jest dobre dla Ameryki, nie zawsze jest dobre dla Europy. Wuj Sam, nie zawsze ma i musi mieć rację. Może czas uświadomić sobie, że istnieje niewątpliwie katalog interesów zbieżnych, ale i równie obszerny zakres zdecydowanie rozbieżnych?
W tej nowej konstelacji, szczególna rola, przypada tradycyjnie Republice Federalnej Niemiec i Francji, państwom uważanym zasadnie za liderów Europy.
Z polskiej perspektywy, szkoda, że władze amerykańskie które - jak się zdaje wiedzą wszystko o wszystkim i wszystkich - nie zdecydują się na pomoc w rozwikłaniu Tragedii Smoleńskiej na rzecz polskiego, wiernego, sprawdzonego sojusznika. Wiedza Amerykanów na temat okoliczności naszej najnowszej tragedii narodowej, z pewnością miałaby kolosalne, decydujące znaczenie dla obiektywnego wyjaśnienia jej przyczyn, rzutujących na spójność i nastroje społeczne w Polsce.
Wybory amerykanskiej demokracji, są z pewnością przejawem dbałości o amerykańskie priorytety. Szkoda, że w skomplikowanej sytuacji międzynarodowej, zasadna i zrozumiała dbałość o interesy narodowe nie jest skorelowana z uniwersalną zasadą Hipokrastesa w medycynie: po pierwsze, nie szkodzić.
Mimo wszystko wierzę w demokrację, w jej ponadczasowe wartości i swoistą przewagę konkurencyjną. Wierzę także w europejsko - amerykańską przyjażń i wspólnotę interesów. Podziwiam USA. Zarazem jednak uważam, że nadszedł czas, aby odmrozić zasady gaullizmu w polityce międzynarodowej: bądźmy lojalnymi, przewidywalnymi sojusznikami, nade wszystko jednak pamiętajmy o własnych interesach, mając na względzie fakt, że musimy dbać o własny, europejski potencjał, zdolność do szeroko pojętej samodzielności.    

  
     

poniedziałek, 7 października 2013

Mondializacja inspiracją do odkurzenia spatynowanego marksizmu?

Wszyscy na Zachodzie zasadniczo wiemy czym charakteryzuje się globalizacja/mondializacja, jakie są jej skutki, kto jest głównym jej benificjentem, na czym polega nowy model światowego podziału pracy, będący jej konsekwencją. 
Wiemy, a przynajmniej instynktownie czujemy -  będąc choćby klientami sieci hipermarketów, czy innych sklepów sieciowych - że cena wielu oferowanych produktów, budowana jest przede wszystkim przez nadzwyczajnie niskie koszty pracy, w krajach o tzw. taniej sile roboczej, w których oferowane nam produkty są wytwarzane. Zjawisko to, określane z pozoru neutralnym pojęciem "alokacji miejsc pracy", oznacza w istocie nowoczesną formułę daleko posuniętego wyzysku wobec pracobiorców, w krajach wytwarzania tych dóbr.
Równocześnie, każdy z nas bez mała blankietowo, deklaruje się jako zwolennik zachodniego rozumienia katalogu praw człowieka, percepcji demokracji, społecznego dobrobytu, elementarnej sprawiedliwości społecznej i poziomu konsumpcji.
Pryncypialna dychotomia między wartościami przez nas deklarowanymi i uznawanymi, a wartościami tolerowanymi - kiedy występujemy jako  świadomy konsument, nabywca dóbr wytwarzanych w krajach o niskich kosztach pracy - jest powszechnie wyczuwalna, choć skrzętnie skrywana, w imię poprawności politycznej, utrzymanie własnego komfortu życia, powodując co najwyżej i to tylko u niektórych, przejściowy dyskomfort.           
W sobotnim [5.10.2013] dodatku do "Gazety Wyborczej" przeczytałem wstrząsający tekst Michała Kokota, pod tytułem  "500 dolarów za milczenie". Co najmniej jeden fragment tego artykułu zasługuje na zacytowanie i szersze upowszechnienie: "[...] Najtaniej jest w Bangladeszu i Kambodży.[...] Na koszuli, którą kupujesz za 69,95 zł, najwięcej zarabia sklep - 34,50 zł, 23 zł to zysk marki, której logo doszyła azjatycka szwaczka, za każdą koszulę dostająca 50 gr. Na końcu łancucha jest zbieracz bawełny, który zgarnia ledwie 5 gr. Fabryka dostaje za koszule 8 zł, a 3,45 zł kosztuje transport z Azji do Europy [...]. Warunki życia przeciętnej szwaczki: cztery osoby w pokoju o wielkości 9 m2, 1500 kalorii dziennie, miesięczna pensja - ok 60 Euro, praca od świtu do nocy [...]".
W Europie takie warunki pracy i płacy, gdyby występowały powszechnie, a nie incydentalnie, byłyby absolutnie nie do pomyślenia i zaakceptowania, stałyby się nieuchronie zarzewiem buntu społecznego.
Chwila refleksji nad tym jak urządzony jest współczesny świat, zmuszać winna nas nie tylko do konstatacji głębokiej, społecznej niesprawiedliwości, poczucia wstydu, a zarazem satysfakcji, że urodziliśmy sie i żyjemy w innym świecie. Musi także wywołać w każdym z nas dwa fundamentalne wnioski:
1. Wielkie migracje, których jesteśmy świadkami, są ryzykowną, czasami tragiczną [jak choćby wstrzasające, ostatnie wydarzenia wokół włoskiej Lampedusy], nieuchronną wyprawą do wielowymiarowego dobrobytu, normalności, podejmowaną przez zdesperowanych ludzi. Są też prawdopodobnie ledwie preludium tego co czeka nas w przyszłości.
2.  Świat stoi przed dramatycznym wyborem dualnej konwergencji: albo syty Zachód zdegraduje się stopniowo i ewolucyjnie do roli zbliżonej do położenia dzisiejszych "krajów taniej siły roboczej", co jest z pewnością nieakceptowalne społecznie na Starym Kontynencie, albo ten sam Zachód samoograniczając się nieco, świadomie stymulował będzie szeroko rozumiany awans cywilizacyjny tych obszarów, celem zmmniejszenia dysproporcji rozwojowych między bogatymi i biednymi. Działanie to, nie jest wcale formą pomocy humanitarnej, jest wyrazem strategicznej dbałości o dobrze pojęte własne interesy. Nie trzeba mieć zbyt bujnej zdolności do abstrakcyjnego myślenia, aby oczami wyobraźni zobaczyć sprzęt pływający, w którym płyną do Europy Hindusi, Pakistańczycy, mieszkańcy Bangladeszu dla przykładu i to jedynie na początek.....
Alternatywną dla świadomego, odpowiedzialnego zachowania Zachodu jest katastrofa humanitarna o niewyobrażalnych rozmiarach lub... powrót do najbardziej radykalnej formuły marksizmu, z przemocą rewolucyjną i buntem rewindykacyjnym biednych wobec bogatych, nawet relatywnie bogatych. W stosunku do "złotego okresu" wpływów marksizmu w przeszłości, wspólczesne jego mutacje mają jedną zasadniczą przewagę; dzięki mediom elektronicznym, świadomość klasowa z poczuciem krzywdy i wskazaniem jej źródeł włącznie, jest na wielu obszarach współczesnego świata znacząco wyższa niż nigdyś. Warto o tym pamiętać. To jest prawdziwe wyzwanie, nie tylko  dla Pierre'a, Peter'a, ale także Piotra.            
             

czwartek, 3 października 2013

"Obcy patriotyzm" współcześnie.

Generał Charles de Gaulle, w odniesieniu do komunizmu i jego wpływów w społeczeństwie francuskim po zakończeniu II Wojny Światowej, używał pojęcia "obcy patriotyzm". Jest faktem bezspornym, że Francuska Partia Komunistyczna, zasadnie nazywana "Partią Rozstrzelanych" [w latach Drugiej Wojny zginęło we Francji 75 tys. członków tej partii, przypomnijmy we Francji skażonej kalaboracją Vichy, Francji której Wolni Francuzi de Gaulle'a uratowali honor!!!], cieszyła się ogromnym poparciem społecznym [w wyborach parlamentarnych, w listopadzie 1946 roku uzyskała 27% głosów, stając się pierwszą partią polityczną Francji]. De Gaulle nie odmawiając francuskim komunistom historycznych zasług, swoistej francuskiej pryncypialności, wskazywał zarazem na obce kulturze i  tradycji francuskiej wzorce oraz standardy i cele polityczne tej formacji, tego ruchu politycznego.
We współczesnej Europie, też mamy do czynienia z pewnością ze zjawiskiem, które może być określane mianem "obcego patriotyzmu", jego konotacja zależna jest jednak niewątpliwie nie tylko od wyznawanej aksjologii, ale i stosunku do poprawności politycznej.
Dla wielu mediów, zwolenników etykietyzacji politycznej, ułatwiającej - na drodze stereotypów - walkę polityczną z przeciwnikami, kluczowym przejawem "obcego patriotyzmu" jest prawica narodowa, nazywana często "ekstremalną", "skrajną", "radykalną" z jednej strony, z drugiej zaś populizm i inne formy radykalnej lewicowości. Abstrahując od faktu, że ów radykalizm, zwłaszcza prawicowy, stale zyskuje na poparciu społecznym w Europie, czego dowodem choćby wybory parlamentarne w Austrii, z ostatniej niedzieli [Austriacka Partia Wolności - FPOe, uzyskała 22,4% głosów], od czasów Rewolucji Francuskiej, europejska scena polityczna, odnotowuje z różnym natężeniem - będącym konsekwencją sytuacji społeczno - politycznej - istnienie formacji politycznych, które rządząca wiekszość określa mianem "skrajnej prawicy", lub "radykalnej lewicy". Kto nie wierzy, kto nie przyjmuje do wiadomości, że prawica narodowa jest trwałym elementem europejskiego krajobrazu politycznego, dysponującym spójnym programem politycznym - który można co prawda różnie oceniać - temu polecam szeroką literaturę w tym zakresie [w Polsce choćby znakomitą pracę Jacka Bartyzela "Umierać, ale powoli" O monarchistycznej i katolickiej kontrrewolucji w krajach romańskich 1815 - 2000, Wyd. Arcana. Kraków]. W konsekwencji, moim zdaniem, w moim głębokim przekonaniu, prawica narodowa nie jest we współczesnej Europie przejawem "obcego patriotyzmu", jest trwale obecnym, legalnym, a dziś w przeważającej części także demokratycznym nurtem politycznym, odwołującym się do tradycyjnego katalogu wartości, obstającym przy prymacie interesów i wartości narodowych.
"Obcym patriotyzmem" nie jest też z pewnością nasilająca się aktualnie w Europie "niechęć do obcych", mająca wyraźne podłoże ekonomiczne i kulturowe, będąca konsekwencją ostatecznego bankructwa lansowanej przez dekady koncepcji "wielokulturowego społęczeństwa", czy też "kreolizacji Europy". Historia Starego Kontynentu, zna bardziej radykalne niż dziś przejawy wrogości wobec innych, obcych, w aspekcie rasy, religii, pochodzenia. 
Katalog postaw i zachowań, które niewątpliwie nie są dziś przejawem "obcego patriotyzmu" - mimo usilnych dążeń niektórych ośrodków opiniotwórczych i przedstawicieli niektórych formacji politycznych - można by budować jeszcze długo. Zasadnicze jest jednak inne pytanie: co zatem jest dziś, w Europie "obcym patriotyzmem"?
Wydaje się, że zwłaszcza dwa zjawiska zasługują na wyrażne nazwanie i pejoratywną ocenę: 1]. ortodoksyjna globalizacja, 2]. odpodmiotowienie społeczeństwa obywatelskiego, z jednoczesnym zawłaszczeniem przestrzeni publicznej przez oligarchie partyjne.
Globalizacja/mondializacja, lansowana długo jako zbawienna droga do powszechnego dobrobytu i wolności na drodze konwergencji, praktyczna metoda na wyrównywanie szans, otwarcie rynków, stała się w istocie instrumentem nowego ładu światowego, z pragmatycznym, skutecznym prymatem bezwzględnego kapitału międzynarodowego, teraz już niczym nie limitowanego, nie podlegającego społecznej kontroli, pozbawionego często zdolności do myślenia i postrzegania rzeczywistości w kategoriach dobra wspólnego, wartości społecznych, redukującego rzeczywistość do wymiaru wyniku finansowego - co istotne - nierzadko z pogwałceniem praw człowieka i fundamentalnego katalogu społeczeństw demokratycznych. Ortodoksyjna globalizacja, sprowadzająca dziś rolę pracobiorcy do "zbędnego kosztu", podejmująca decyzje o alokacji kapitału wyłącznie z perspektywy i motywów maksymalizacji zysku, bez względu na koszty społeczne i zagrożenia demokracji, to moim zdaniem w wymiarze międzynarodowym najbardziej grożny, prawdopodobnie potencjalnie najbardziej brzemienny w skutkach w przyszłości, przejaw "obcego patriotyzmu".
Nie mniej poważnym zagrożeniem, jest postępujące odpodmiotowienie społeczeństwa obywatelskiego, sprowadzanego - niezależnie od oficjalnych deklaracji - do roli mięsa wyborczego, z jednoczesnym całkowitym zawłaszczeniem państwa przez oligarchie partyjne. Zawłaszczenie państwa, to nowoczesna formuła uwłaszczenia klasy politycznej. Coraz trudniej już dziś uwłaszczyć się na majątku narodowym, można natomiast próbować dyskontować dla korzyści osobistych, bądź określonej grupy, choćby prerogatywy w zakresie stanowienia prawa. Jest to tym istotniejsze, że formuły demokratyczne w aktualnych warunkach, niosą za sobą realne zagrożenie cyklicznej wymiany elit politycznych, czego świadomość staje się często główną motywacją, motorem podejmowanych decyzji politycznych, w tym o legislacyjnym charakterze.
Mając powyższe na względzie, miejmy świadomość zagrożeń i  zdecydowanie brońmy się przed "obcymi patriotyzmami" XXI wieku: ortodoksyjnym globalizmem i nasilającym się odpodmiotowieniem społeczeństwa obywatelskiego.