czwartek, 27 sierpnia 2015

Dlaczego Front Narodowy nie tonie?

     Życie polityczne, a tym bardziej preferencje polityczne Francuzów, dla tradycyjnej, francuskiej klasy politycznej oraz hołdujących poprawności politycznej mediów, nie stanowią aktualnie przyjaznego otoczenia. Ledwie co ucichły, z trudnością skrywane zachwyty nad konfliktem generacyjnym i rodzinnym na szczytach władzy Frontu Narodowego, zakończone wyrzuceniem z partii jej historycznego lidera: Jean Marie Le Pena, przez jego córkę, obecna szefową Frontu - Marine Le Pen, po którym spodziewano się jeżeli nie rozbicia formacji, to przynajmniej destabilizacji poparcia społecznego dla partii, najnowsze sondaże potwierdzają stabilne wpływy Frontu Narodowego w społeczeństwie francuskim, cieszącego się poparcie co czwartego Francuza. 
Nie wchodząc w istotę konfliktu między założycielem Frontu, a jego córką [choć dodać należy, że nie jest to pierwszy polityczny konflikt w rodzinie, choć zarazem pierwszy z tak restrykcyjnymi skutkami dla historycznego przywódcy Frontu], którego podłożem jest dylemat o strategicznym charakterze: wierność twardemu elektoratowi i artykulacja jego interesów, czy otwarcie na nowe środowiska, a w konsekwencji integracja ich interesów, który rozstrzygnięty być musi w warunkach realnej - dodajmy po raz pierwszy w ponad 40 letniej historii Frontu - szansy na przejęcie władzy w najbliższych wyborach prezydenckich.
Konflikt i istota sporu nie dotyczy bynajmniej jedynie kwestii odmiennej aksjologii: oceny istoty II wojny, roli Marszałka Petain'a w dziejach Francji, kwestii konsekwencji imigracji, kształtu integracji europejskiej, przyszłości wspólnej waluty, stosunku do liberalizmu gospodarczego i globalizacji. Życie dokonuje zresztą bieżącej korekty recenzji i cenzurek wystawianych programowi Frontu Narodowego na przestrzeni ostatnich dekad, potwierdzając że ocena "zero - jedynkowa", nie jest bynajmniej uzasadniona. Marine Le Pen ma świadomość, że zdobycie władzy wymaga kompromisu, a dotychczasowa bezkompromisowość Frontu - dodajmy w niektórych aspektach archaiczna - będzie świadomie wykorzystywana przez poprawne polityczne media i oponentów politycznych Frontu, do bezkompromisowej walki o rząd dusz Francuzów.
Wygodny dotąd bipolarny podział francuskiej sceny politycznej na prawicę i lewicę, a w konsekwencji kształt dyskursu politycznego, traci nie tylko uzasadnienie i rację bytu, traci przede wszystkim - w powszechnym odbiorze społecznym - atrakcyjność i powab. Francuzi znacznie mniej dogmatycznie i tradycyjnie jak dotąd, z wyraźną preferencją dla pragmatyzmu i działań zmierzających do zatrzymania degradacji społecznej w wymiarze nade wszystko egzystencjalnym, traktują i oceniają programy polityczne partii politycznych, szukając nie abstrakcyjnej aksjologii, a życiowej nadziei, propozycji wyjścia z wielowymiarowego kryzysu. Jest to tym istotniejsze, że traktowana do niedawna jako panaceum na wszelkie zło lewica, nie sprostała - z przyczyn obiektywnych i subiektywnych - społecznym nadziejom, a nowinki obyczajowe i preferowanie praw mniejszości, to zdecydowanie za mało, dla utrzymania poparcia społecznego szeroko pojętego centrum - warstw średnich. Wielu komentatorów i publicystów we Francji, jak i poza jej granicami, wielu przeciwników politycznych francuskiej prawicy narodowej, zdaje się nie dostrzegać, że do życia publicznego wchodzą nowe generacje Francuzów, dla których spory historyczne o Petain'a, mają taki sam wymiar i konsekwencje jak analogiczne spory o ocenę PRL w Polsce: bledną na tle wyzwań i zagrożeń współczesności.
Front Narodowy we Francji, staje się dziś tym, czym Prawo i Sprawiedliwość w Polsce. Wielu, jeszcze oficjalnie nie przyznaje się do popierania tych formacji, zarazem obdarzając je zaufaniem wyborczym w badaniach sondażowych preferencji politycznych, mając poczucie głębokiego zawodu ze strony tradycyjnych partii i deprecjacji społeczno - politycznej roli lewicy. Front Narodowy - tak jak i Prawo i Sprawiedliwość w Polsce - staje się w ocenie społecznej jeżeli nie pełnym nadziei, mniejszym złem, to minimum narzędziem do zdynamizowania zmian w obrębie systemu partyjnego. Z tego też powodu, niezależnie od prawideł i celów bieżącej walki politycznej, wszyscy winni tolerować zarówno FN, jak i PiS, jako ugrupowania systemowe, a w konsekwencji względnie przewidywalne. Osobiście wolę FN i PiS jako sposób na kanalizację nastrojów społecznych i ich polityczną organizację, niż potencjalne, spontaniczne kryterium uliczne.     
Demokracja to rządy większości z poszanowaniem praw mniejszości. Walcząc na argumenty z oponentami politycznymi, nie odmawiajmy im prawa do istnienia i aspiracji do sprawowania władzy. Niech o wszystkim decyduje nieskrępowany i nie manipulowany werdykt wyborczy.    
 
           

środa, 5 sierpnia 2015

Poprawność polityczna - nowy ład - marzenia?

          Każdego dnia, każdy z nas poddawany jest co najmniej medialnej presji informacji dotyczących negatywnych zdarzeń i tendencji dotyczących życia społecznego. Niektórzy z nas, na skutek zbiegu okoliczności - za sprawą choćby wakacyjnych wyjazdów czy obowiązków biznesowo - zawodowych, stają się - z wyboru lub przypadku - bezpośrednimi uczestnikami wspomnianych faktów, o nierzadko zdecydowanie pejoratywnej wymowie.
Na naszych oczach, z naszym czynnym lub biernym udziałem, zmienia się rzeczywistość, ewoluuje geopolitycznie, ekonomicznie i społecznie świat.
Parametry przywoływanych zmian, są stosunkowo łatwe do enumeratywnego przywołania, choć zarazem trudno o consensus w ich identyfikacji i gradacji:
1. Kapitalizm i wolny rynek, nie okazał się panaceum na wszelkie zło i problemy, a konwergencja między systemowa, nie spełniła zadania powszechnej autostrady do dobrobytu;
2. Liberalna demokracja zachodnia, jest co prawda względnie skuteczną, ale nie uniwersalną, a tym bardziej optymalną formą organizacji politycznej społeczeństw, a jej powab i efektywność ma ograniczony charakter, czego namacalnym dowodem nieudane próby jej eksportu i implementacji w innych systemach aksjologicznych, podejmowane w ostatnich dekadach [Afryka, kraje arabskie];
3. Demograficzna, kulturowa, a nade wszystko polityczno - społeczna presja islamu jest niezaprzeczalnym faktem, przyjmując zarazem charakter trwałej tendencji, co prowadzi nieuchronnie do wielowymiarowej konfrontacji islamu ze światem Zachodu. Środkiem uśmierzającym ból i prolongującym pryncypialne decyzje, miała być idea społeczeństwa wielokulturowego [pokojowe współistnienie różnych aksjologicznie wspólnot] i kreolizacji [powstanie nowego typu człowieka, stanowiącego swoisty synkretyzm rodzajowy tożsamości i kultur]. Niestety, efektywność wspomnianego środka okazała się definitywnie fiaskiem, a bankructwa owych założeń, nie kwestionuje już żadna licząca się siła polityczna, przynajmniej w Europie;
4. Cudowne dziecko XX wiecznego kapitalizmu: globalizacja, okazała się być w praktyce wyrafinowanym narzędziem budowy przewagi właścicieli kapitału nad pracobiorcami, skutkiem czego polityczne nadzieje zmniejszania różnic społecznych, budowy wspólnot opartych na sprawiedliwości społecznej, okazały się być bolesną mrzonką, uruchamiającą zarazem niepokoje społeczne. Dodatkowo, globalizacja stała się źródłem demontażu państwa narodowego - ostatniego bastionu ograniczającego w ekspansji międzynarodowy kapitał.
5. Masowe migracje stanowią poważne wyzwanie i zagrożenie dla świata Zachodu, które nie znajdzie rozwiązania w aktualnych ramach i koncepcjach [skoro nie akceptujemy społeczeństwa wielokulturowego, jedynym rozwiązaniem jest wymóg pełnej integracji i asymilacji imigrantów z krajem przyjmującym i jego kulturą, jako warunek sine qua non akceptacji przybyszów, jeszcze na etapie przyjmowania wniosków migracyjnych];               
6. Nadchodzące zmiany światowego przywództwa, a nade wszystko odejście do historii dwubiegunowego układu równowagi sił, budują nie tylko napięcia i rodzą niebezpieczne aspiracje, przede wszystkim podważają i tak kruchy światowy ład, powstały po upadku komunizmu;
Ta skrótowa z konieczności diagnoza, prowadzi do dosyć oczywistych, choć nie zawsze popularnych i mieszczących się w konwenansach poprawności politycznej wniosków:
1. Współczesność będąc o wiele bardziej dynamiczna niż przeszłość, wymaga nowego podejścia i nowej jasnej aksjologii, nawiązującej do dorobku i tożsamości społeczno - kulturowej Zachodu, w odniesieniu do interesów antyczno - chrześcijańskiego kręgu kulturowego;
2. Zachodnia demokracja i jej parametry [zwłaszcza w obszarze praw człowieka], nie są i nie będą z pewnością w przyszłości jedyną formą organizacji społeczeństwa, skutkiem czego winno być poniechanie przez klasy rządzące Zachodu aspiracji do uniwersalizacji świata na zachodni model;
3. Jeżeli kolonializm i neokolonializm stanowią brzemię białego człowieka, to cynicznym egoizmem jest unikanie cywilizowanego inwestowania w Afrykę. Jeżeli dobrobyt nie przyjdzie do Afryki [choć nie tylko do Afryki, że wspomnę jedynie o Ameryce Południowej, której problemy są tożsame], to Afryka i Ameryka Południowa - w wymiarze demograficznym - przyjdą odpowiednio do Europy oraz Ameryki Północnej, a masowych ruchów migracyjnych nie zatrzymają nawet lufy karabinów i rekiny. Odpowiedzialnością wspólnoty międzynarodowej, ale i międzynarodowego kapitału, jest powstanie racjonalnego, zapewniającego zrównoważony rozwój, programu pomocy dla światowych obszarów ubóstwa, finansowanego z różnych źródeł, w tym także przez światową finansjerę, transparentnie monitorowanego i nadzorowanego przez instytucje międzynarodowe. Alternatywą jest katastrofa demograficzna i ruchy migracyjne o trudnych do wyobrażenia skutkach;
4. Zapewnienie pokoju w sensie dosłownym i podstaw godziwej egzystencji na obszarach generujących masowe ruchy migracyjne, zapewnią jednocześnie pokój i sprzyjać mogą stabilizacji międzynarodowej w wymiarze zewnętrznym;
5. Dekadencka Europa, rozpaczliwie szukająca modelu rozwojowego, z pewnością odstąpi od nacjonalizmów na rzecz radykalnego przyśpieszenia wielopłaszczyznowej integracji, co nie będzie łatwe, ani z uwagi na resentymenty do państw narodowych, a tym bardziej stereotypy dotyczące obaw przed niemiecką hegemonią w Europie. Spodziewane wyjście Wlk. Brytanii ze Wspólnoty Europejskiej - o ile rzeczywiście będzie miało miejsce - przyśpieszy integrację kontynentalnej Europy, w formie federacji państw, stopniowo przenoszących prerogatywy państw narodowych na instytucje Wspólnotowe.
6. Prymat wrażliwości Europy na prawa człowieka i wolności obywatelskie w innych krajach, ustąpić musi pragmatyzmowi i priorytetowi dla własnych interesów oraz tożsamości. W tym kontekście, strategicznym zapleczem demograficznym Europy jest nie Afryka, ale Wschód Europy [Ukraina i Rosja], na bazie wspólnej aksjologii i wspólnej, choć trudnej historii. Osobiście - co do zasady - zdecydowanie preferuję jako sąsiada Nikołaja i Andrieja, niż Alego czy Afana, licząc na zbliżoną aksjologię, tradycję i preferencje kulturowe. Jednocześnie jednak hołdowanie tradycji, nie może być parawanem dla budowy w Europie państwa wyznaniowego, z dominującą rolą katolicyzmu. Rozdzielność Kościoła i państwa, winna pozostać w Europie jednym z ponadczasowych fundamentów organizacji życia społecznego.
7. Zrównoważony rozwój, zmniejszanie różnic społecznych i poziomu zamożności, utrzymanie poziomu życia pracobiorców, to bezwzględny priorytet polityczny i społeczny krajów zachodniej demokracji. Jeżeli międzynarodowy kapitał oraz polityczne elity nie uznają tych celów za nadrzędne, deprecjacja i dezawuowanie dorobku teoretycznego marksizmu oraz wielonurtowego socjalizmu, przywoływanie negatywnych doświadczeń realnego socjalizmu nie wystarczy, aby powstrzymać destrukcyjną w istocie, choć nieuchronną falę ruchów rewolucyjnych, o trudno definiowalnym kierunku. Godność człowieka i prawo do dostatniego życia pracobiorców - także na bazie historycznych doświadczeń Zachodu w ostatnich dekadach XX wieku - nie mają współcześnie barwy i preferencji politycznych, uznawane są powszechnie - z pewnością zasadnie - za kanon dorobku cywilizacyjnego i wyróżnik Zachodu.
8. Nowe czasy wymagają samoograniczenia ze strony właścicieli kapitału i jego dysponentów, wykazania dojrzałości i powstrzymania ostentacyjnego konsumpcjonizmu, który prowokuje radykalizację społeczną.
9. Wyzwanie te oznaczają także konieczność nowych form organizacji życia politycznego, zwłaszcza w odniesieniu do systemu partyjnego oraz organów przedstawicielskich. Między skrajnym pragmatyzmem, a radykalną pryncypialnością, jest wystarczająca przestrzeń dla odpowiedzialnych społecznie zachowań, analogicznie jak jest miejsce dla czwartej władzy: monitorującej zachowanie wszystkich, wystawiającej owe zachowania i wybory na powszechny osąd publiczny.
Idealistyczne i nierealne? Może. Kontrowersyjne i dyskusyjne? Na pewno.             

      

czwartek, 23 lipca 2015

Grecja tylko detonatorem Europy poprawności politycznej?

Wielowymiarowość współczesnego greckiego dramatu nie podlega dyskusji. Praktyczna niewypłacalność kraju - członka kluczowych instytucji zachodniej demokracji - niesie za sobą ważkie konsekwencje, nie tylko w aspekcie ekonomicznym.
Struktura wierzycieli Grecji z kolei determinuje sytuację, w której ton wszelkim działaniom nadają Niemcy, przy wyraźnym coraz większym sceptycyźmie i rezerwie Francji. Rezultatem są coraz powszechniejsze opinie o hegemonii Niemiec w Europie, czego skutkiem nie tylko coraz bardziej zauważalny dystans Wielkiej Brytanii wobec idei Zjednoczonej Europy, ale nade wszystko coraz większe różnice strategiczne w tandemie niemiecko - francuskim, stanowiącym od zarania źródło skuteczności i sukcesu koncepcji jedności europejskiej.  
Na dalekosiężne - zdaniem niektórych dysfunkcjonalne - konsekwencje prymatu Niemiec w projekcie europejskim, zwraca uwagę coraz więcej uczestników życia publicznego w Europie.
Zachodzące na naszych oczach zmiany w konstelacji europejskiej, zmuszają nie tylko do refleksji, prowokują pytania o kształt i perspektywy jedności europejskiej.
Powstały na bazie francusko - niemieckiego pojednania po II wojnie światowej alians Francji i Niemiec, u którego fundamentów leżała ekonomiczna siła Niemiec, równoważona polityczno - militarnym potencjałem Francji, wykazujący nadzwyczajną skuteczność do Zjednoczenia Niemiec, utracił zdaje się nie tylko impet rozwojowy, ale i uzasadnienie. Gospodarcza potęga i mocarstwowe aspiracje Niemiec, nie znajdują już równowagi w potencjale Francji. W konsekwencji, Europa w naturalny sposób staje się coraz bardziej zdominowana przez Niemcy, korzystające nadto z atutów geopolitycznego położenia i uprzywilejowanych relacji ze Wschodnią Europą.
Francja nie chce, lub nie potrafi zdefiniować swoich relacji i ułożyć na nowo stosunków z nowymi członkami Wspólnoty Europejskiej, a jej naturalne ciążenie w kierunku Afryki, zostało skutecznie sparaliżowane przez wpływy agresywnego islamu w Afryce Zachodniej. W konsekwencji, to właśnie Francja - od siebie dodam niestety - ustępuje pola coraz bardziej przed dynamizmem niemieckiej ekspansji gospodarczej na Wschodzie Europy, przed wpływami politycznymi Niemiec na Starym Kontynencie.
Zmiany zachodzące na kontynencie europejskim, są bacznie obserwowane i analizowane przez Wlk. Brytanię, zawsze zachowującą dystans wobec Europy, mającą dodatkowo alternatywę w postaci uprzywilejowanych relacji z USA. Prymat Niemiec w Europie, staje się zatem kolejnym argumentem dla przeciwników integracji w Wlk. Brytanii, preferującej zawsze równy dystans wobec potęg kontynentalnych. W efekcie końcowym, ewolucja relacji między Niemcami, a Francją w Europie, z naruszeniem dotychczasowego parytetu - to poza kosztami jedności i utrzymania Wspólnoty - z pewnością kluczowy argument w przyszłym referendum dotyczącym obecności Zjednoczonego Królestwa we Wspólnocie Europejskiej.
Nie mniej istotne niż w obszarze geopolitycznym, są społeczno - polityczne konsekwencje niemieckiej dominacji w Europie, które uwidoczniły się ze szczególnym natężeniem i wyrazistością w okresie kryzysu związanego z greckim zadłużeniem.
Po pierwsze, wykorzystując także historyczne resentymenty, powraca wyraźnie fala nacjonalizmów, a precyzyjniej narodowych egoizmów, dysfunkcjonalna wobec wyzwań jedności Europy. Europa jest dziś areną kluczowego starcia nie tylko aksjologicznego między zwolennikami zachodniej demokracji a islamu. Jeszcze bardziej jest terenem testu solidarności w wymiarze politycznym, społecznym i kulturowym. Stara Europa jest zarazem miejscem upadku mitów i jednocześnie ponownych narodzin złudzeń.
Upadł z hukiem mit społeczeństwa wielokulturowego, upada wstydliwy mit poprawności politycznej, omnipotencji wolnego rynku i neoliberalizmu, bezpieczeństwa socjalnego, stałego wzrostu dobrobytu i pozycji społecznej pracowników najemnych, skuteczności wewnętrznego i zewnętrznego consensusu, dobrodziejstw globalizacji.
Zarazem jednak żyjemy w czasie renesansu niebezpiecznych złudzeń, w postaci zdolności państwa do limitowania różnic i niesprawiedliwości społecznych oraz kreowania solidaryzmu społecznego, powrotu wiary w prymat państwa narodowego, zasadności i konieczności rządów silnej ręki, jako rzekomo jedynej skutecznej alternatywy dla niewydolnej demokracji i wyzwań zewnętrznych.
W konsekwencji, kryzys grecki zdaje się rozsadzać nie tylko europejskie relacje finansowo - ekonomiczne i polityczne. Grecja może de iure i de facto sparaliżować na dekady postęp w budowie jedności europejskiej, która - niezależnie od niskiej oceny efektywności instytucji europejskich, zwłaszcza w aspekcie kosztów ich funkcjonowania - jest wyzwaniem przed którym nie uciekniemy, dla którego alternatywą jest jedynie postępująca dekadencja Starego Kontynentu.
Prowadząc rozważania o Grecji warto pamiętać, że Ojczyzna demokracji nie oparła się negatywnym tendencjom w przeszłości i już raz została bezpowrotnie zmarginalizowana. Grecja jest żywym dowodem, że nic nie trwa wiecznie. Warto o tym pamiętać, nie ulegając iluzjom, ale zarazem nie uciekając od palących wyzwań współczesności.  
    
     
                  

poniedziałek, 13 lipca 2015

Rewolucji rocznica - refleksje wokół Bastylii

       Jutro, tradycyjnie w rocznicę zdobycia Bastylii, przypada Święto Narodowe Francji. Wydarzenia z 14 lipca 1789 roku, jak i cała spuścizna Rewolucji Francuskiej oraz jej wpływ na świat Zachodu, zostały już jak się zdaje wyczerpująco udokumentowane i opracowane. Na dziś, istotniejsze jest pytanie o trwałość dorobku rewolucji, problem zasadności, a precyzyjniej adekwatności rewolucyjnej triady "wolność - równość - braterstwo", do współczesności.
Rewolucja Francuska przywoływana jest często jako bodaj jedyny przykład rewolucji która się udała, powszechnie w opozycji do leninowskiej Rewolucji 1917 roku. Bez wątpienia trudno nie podzielać tego poglądu, ze świadomością zarazem ogromnego rachunku kosztów, cierpień i krzywd, które przyniósł francuski zryw narodowy, które bledną zresztą nie tyle z tego powodu, że zwycięzców się nie sądzi, ale nade wszystko na tle fundamentalnych dokonań Rewolucji.
Obserwacja przede wszystkim francuskich realiów, zwłaszcza na tle uwarunkowań europejskich, każe jednak zasadnie zapytać o aktualność przywołanej już rewolucyjnej triady.
Czy "wolność" osobista a la XXI wiek, w którym dominacja stanowa z tytułu urodzenia i posiadania, została zastąpiona dominacją z tytułu posiadania, której towarzyszy często status będący pochodną urodzenia, to rzeczywista wolność? 
Czy nie utożsamiana z prymitywnym egalitaryzmem "równość" - nade wszystko szans, możliwości i dostępu - jest współcześnie większa niż w porewolucyjnej Francji?
Czy wreszcie tak eksponowane i stawiane na piedestale Rewolucji "braterstwo" - synonim prawdziwej cnoty obywatelskiej społeczeństwa demokratycznego - jest dziś faktem, czy raczej ciągłym, niedoścignionym celem społecznym?
Te z pozoru prowokujące, obrazobórcze pytania, o obiegowej zdecydowanie pozytywnej konotacji, po wcale nie pogłębionej refleksji, zmuszają do bardziej wyważonych opinii.
Poziom społecznej apatii, alienacja wielu grup i środowisk, pogłębiające się drastycznie różnice społeczne, brak solidarności w wymiarze narodowym i europejskim, prymat kapitału nad pracą, wreszcie ewidentna radykalizacja społeczna i polityczna, to aktualne parametry Zachodu, które skłaniają niektórych do lansowania wręcz tezy o nastrojach rewolucyjnych we Francji i w Europie.
Rocznica wybuchu Rewolucji Francuskiej, winna być czasem konstruktywnej refleksji i zadumy, nie tylko dla obywateli, ale nade wszystko dla klasy politycznej nad sensem i kierunkiem społeczno - politycznego rozwoju, nad społecznym i politycznym przywództwem, jego jakością, a szerzej aksjologią. Winna być także swoistym memento i przestrogą dla rządzących, przed zaniechaniami i lekceważeniem stanu nastrojów społecznych.
Co do samej zaś rocznicy zdobycia Bastylii - dodajmy słabo bronionej  przez niespełna 130 żołnierzy - mnie nasuwa się jeszcze inna refleksja.
We współczesnej, demokratycznej, zapatrzonej w absolut praw człowieka Europie, warto moim zdaniem, aby w odniesieniu do polityki penitencjarnej, zastanowić się nad dorobkiem i praktyką choćby państw Ameryki Łacińskiej, gdzie skazany lub jego rodzina muszą łożyć na koszty bieżącego utrzymania więźnia. Mam wątpliwości, zwłaszcza kiedy zastanawiam się  nad roszczeniami niektórych skazanych i ich oczekiwaniami, choćby w kontekście postawy Andersa Breivika, czy polityka Zachodu w tej materii jest uzasadniona. Warunki odbywania kary w Bastylii były z pewnością urągające, ale czy stać nas na penitencjarny luksus?             

poniedziałek, 29 czerwca 2015

Francja: oddając islamowi kościoły, rezygnujemy tylko z murów, czy nade wszystko z tożsamości?

We Francji nasila się i wyraźnie przyspiesza proces przejmowania przez wspólnoty muzułmanów obiektów sakralnych, stanowiących dotąd historyczne miejsce kultu katolickiego. Jest to co prawda w pełni zgodne z obowiązującą we Francji od 1905 roku Ustawą o laicyzacji, zapewniającą nie tylko pełną rozdzielność Kościoła od państwa, ale i pozbawiającą Kościół prawa własności świątyń, przenosząc go na samorządy, a w przypadku zabytków na państwo, czego konsekwencją swoboda dysponowania tym majątkiem przez lokalne władze. Zgodne z prawem, czy jednak strategicznie zasadne?
Samorządy, zmuszone do ponoszenia kosztów utrzymania kościołów z jednej strony, z drugiej zaś konfrontowane z niewielką skalą praktyk religijnych Francuzów [wedle dostępnych statystyk, Francuzi deklarujący się jako praktykujący katolicy, to mniej niż 10% społeczności katolików we Francji, szacowanej na 60% populacji], nierzadko uwzględniając zmiany preferencji religijnych Francuzów, decydują się na przekazania dotychczasowych kościołów katolickich muzułmanom.
Racjonalność ekonomiczna w tym przypadku, nie jest jednak moim zdaniem - a przynajmniej nie powinna być - jedynym, a tym bardziej rozstrzygającym kryterium działania i decydowania. Francja która podziwiam, laicka Francja którą rozumiem, idzie jednak tym razem w mojej opinii, zdecydowanie za daleko.
Mój sprzeciw nie wynika bynajmniej jedynie z tego, że wedle tradycji islamskiej ziemia na której znajduje się meczet należy do islamu. Mój opór nie jest dowodem klerykalizmu i wstecznictwa. Decyzje o takowym charakterze są moim zdaniem na dziś, w obecnej konstelacji miedzynarodowej, w warunkach aktualnej presji islamu, szkodliwym przejawem liberalizmu i pseudo tolerancji, politycznego i społecznego defetyzmu.
Europa, w tym zwłasza stanowiąca symbol chrześcijańskiej tradycji Francja, musi zdecydowanie bronić swojej tożsamości, której tradycje hellenistyczno - rzymskie i chrześcijaństwa są wyraźnym, by nie powiedzieć jedynym wyróżnikiem. Zgodę na zachowywanie odrębności kulturowej przez imigrantów, faworyzowanie wspólnot muzułmańskich, czego wyrazem między innymi polityka oddawania kościołów katolickich muzułmanom, uważam za strategiczny błąd o ważkich konsekwencjach na przyszłość. Mój bunt wzmaga także świadomość prześladowań chrześcijan w krajach o większości muzułmańskiej. Trudno mi sobie zarazem wyobrazić, że dominujące społeczności muzułmańskie, przekazują meczet na kościół katolicki. Każdy, kto odbył choć wakacyjną podróż do kraju islamskiego kręgu kulturowego, zna i czuje delikatność materii.
Zamiast podsumowania, pozwolę sobie na przytoczenie dwóch cytatów, ze skądinąd znakomitej trylogii Max'a Gallo "Chrześcijanie" ["Chrześcijanie - Chrzest króla", Wyd. Dom Wydawniczy Bellona. Warszawa 2005., s. 3].

1. "[...] są dwie kategorie Francuzów, którzy nigdy nie zrozumieją historii Francji: ci, których nie wzrusza wspomnienie Reims, oraz ci, którzy bez emocji czytają opis święta Federacji. Mniejsza o obecną orientację polityczną. Ich niewrażliwość na najpiękniejsze chwile wspólnego entuzjazmu wystarcza, by ich potępić[...]" Marc Bloch; "L'Etrange Defaite".

2. "[...] Dla mnie historia Francji zaczyna się od Chlodwiga, wybranego na króla Francji przez plemię Franków, którzy dali imie temu krajowi.... Mój kraj jest chrześcijański i ja zaczynam liczyć czas historii Francji od wstąpienia na tron chrześcijańskiego króla Franków [...] Charles de Gaulle; "Les trois Vies de Charles de Gaulle". 

wtorek, 9 czerwca 2015

Lewica: kryzys tożsamości, walki frakcyjne, czy początek końca?

Obradujący w miniony weekend [6/7 czerwca 2015 r.], w pięknym, historycznym, a zarazem symbolicznym Poitiers, 77 Kongres francuskiej Partii Socjalistycznej potwierdził, że francuska lewica tkwi nie tylko w głębokim kryzysie tożsamości, ale i coraz bardziej pochłaniają ją walki frakcyjne, związane z niepewnymi perspektywami politycznymi formacji. Symbolem owych walk frakcyjnych, staje się coraz bardziej l'enfant terrible francuskiej lewicy, do sierpnia 2014 roku Minister Gospodarki w rządzie socjalistów: Arnaud Montebourg, wyraźnie sympatyzujący z lewym skrzydłem partii.
Problem francuskiej lewicy, analogicznie do polskiej, (ze świadomością istotnych różnic, z których kluczową jest fakt, że we Francji lewica sprawuje władzę polityczną, a w Polsce staje się coraz bardziej marginalną opozycją systemową), jest dramatyczny brak koncepcji strategicznej, co przekłada się na spadające poparcie społeczne, a w konsekwencji mgliste, by nie powiedzieć wątpliwe perspektywy polityczne.
I we Francji i w Polsce, lewica jest w odwrocie doktrynalnym, nie potrafi postawić diagnozy, a nade wszystko zbudować atrakcyjnej oferty programowej dla swojego zaplecza społecznego. Orientacja centrowa w coraz bardziej zubożałym, niepewnym swojej przyszłości, a zarazem radykalizującym się społeczeństwie, to stanowczo za mało, aby myśleć o prolongacie poważnej pozycji w systemie politycznym.
Lewica nie potrafi odpowiedzieć na kluczowe, nurtujące dziś elektorat kwestie: stosunek do globalizacji i jej wielorakich skutków, punkt widzenia na nowy międzynarodowy podział pracy i jego permanentną ewolucję, kwestię praw socjalnych i bezpieczeństwa społecznego, wreszcie społeczne skutki zawłaszczenia państwa przez biurokrację o partyjnym, a nie merytorycznym rodowodzie.
Przez lata, polska i francuska lewica zasadnie uznawała, że przyznanie priorytetu wolnościom obywatelskim i podnoszenie poziomu życia, na bazie budowania kompromisu z właścicielami głównie międzynarodowego kapitału, zapewni spokój społeczny i względną stabilność poparcia społecznego, stanowiącą bazę zamożności elit partyjnych,  mimo oczywistego upadku klasycznej klasy robotniczej, jako bastionu wpływów lewicy.
Zbagatelizowano wyraźne od dekady sygnały, że dalej podlegająca różnicowaniu wewnętrznemu i zmianom generacyjnym kategoria "pracujących", wypierana stopniowo co do pozycji społecznej i politycznej przez pragmatyczną biurokrację, upomni się o swoje prawa, a spotykając się z biernością ze strony tradycyjnej lewicy, poszuka alternatywy. Dodajmy skutecznie, czego dowodem Front Narodowy we Francji i Ruch Pawła Kukiza w Polsce.
Pracobiorca w Polsce i we Francji coraz mniej myśli o nowym domu, codziennej wysublimowanej konsumpcji, coraz bardziej zaś poszukuje zawodowej i życiowej stabilizacji, pewności jutra dla siebie i dla swojej rodziny, wykazując przy tym coraz większe zniecierpliwienie i coraz mniejsze zrozumienie dla solidarności społecznej, w wymiarze wewnętrznym i międzynarodowym.  
Tracąc zdolność do realnej oceny sytuacji i programowo - doktrynalnej ofensywy, w imieniu i interesie swojego żelaznego dotąd elektoratu, lewica dokonała zwrotu w kierunku szeroko pojętej egzotyki błędnie uznając, że aprecjacja interesów mniejszości, zrekompensuje straty w obrębie tradycyjnego zaplecza społecznego.
Rzeczywistość rewiduje dziś dramatycznie negatywnie założenia liderów formacji lewicowych. 
Gorszącym, jałowym sporom wewnętrznym, zaczynają towarzyszyć walkom frakcyjne elit partyjnych, zmierzających do przejęcia przywództwa nie na bazie podstaw ideowo - programowych, zbudowanych na lewicowej aksjologii, a negatywnie ocenianych przez elektorat walk koterii partyjnych, o zachowanie partykularnych, własnych interesów.
Wbrew doświadczeniom przeszłości, środowiska lewicy zaczynają się dzielić i mnożyć kanapowe nierzadko byty polityczne zapominając, że jedność była zawsze fundamentem i bazą zwycięstw lewicy.
Znakiem czasu i swoistym memento dla lewicy w Polsce i we Francji jest dziś to, że konsoliduje się prawica, a pracobiorca preferuje formacje prawicowe, definiowane jako bliższe jego rzeczywistym interesom.       
Dekadencja lewicowych formacji politycznych w Polsce i we Francji, nie dowodzi bynajmniej zmierzchu lewicy w pojęciu społecznym. Pracobiorcy i prekariat pozostaną kluczowymi kategoriami społecznymi. Zmierzch organizacyjnej reprezentacji lewicy, dowodzi jedynie dogorywania aktualnej formy reprezentacji politycznej lewicy, stawiając zarazem na porządku dziennym kwestię determinizmu radykalnej wymiany elit politycznych, niekoniecznie wedle kryterium generacyjnego, z pewnością zaś według kryterium ideowo - merytorycznego.
Lewica w Polsce i we Francji, potrzebuje gruntownej zmiany/modernizacji ideowej, doktrynalnej, programowej, organizacyjnej, wreszcie personalnej.
Lewica jednak z pewnością nie umrze, co najwyżej żywota - w sensie politycznym - dokonają jej dotychczasowi prominentni przedstawiciele. Ponieważ jednak - stosownie do słów piosenki zespołu "Perfect" "[...] trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść [...]", a umiejętność ta, jak pokazuje praktyka jest obca współczesnym elitom lewicowym, upadek ten będzie bolesny. Jako społeczeństwo musimy przejść przez prawicowy czyściec w polityce, jako warunek sine qua non odrodzenia mądrej, prawej lewicy. Zachowując proporcje i świadomość różnic w pozycji na scenie politycznej zajmowanej przez formacje lewicowe we Francji i w Polsce, uwaga ta i rekomendacja dotyczy w równej mierze realiów społeczno - politycznych obydwu krajów. Od siebie dodam niestety.     

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Republikanie we Francji - nowy projekt, czy odgrzewane danie?

Politycznym wydarzeniem weekendu we Francji, jest bez wątpienia powołanie na Kongresie w Paryżu, w miejsce Unii na rzecz Ruchu Ludowego, nowej formacji prawicy: Republikanów [LR: Les Republicains]. Partia ta, zasadnie utożsamiana z jej liderem, byłym Prezydentem Republiki Nicolas'em Sarkozy, ma stanowić organizacyjne i programowe zaplecze, umożliwiające Sarkozy'emu powrót do Pałacu Elizejskiego.
Trudno na dziś rozstrzygać, czy nowy projekt polityczny znajdzie poparcie Francuzów [pierwsze reakcje wskazują, że jest to raczej formacja postrzegana jako emanacja aparatu]. Niejasne jest też na dziś, czy formalne przywództwo byłego prezydenta, nie będzie kwestionowane w przyszłości, choćby przez dwóch największych rywali, wewnątrz partii: Alain'a Juppe i Francois'a Fillon'a. W tej ostatniej kwestii, hasło prawyborów, w otwartej formule, stanowiącej kopię rozwiązań socjalistów z wyborów 2012 roku [głosować będą mogli nie tylko członkowie partii, ale i wszyscy obywatele], przed przyszłymi wyborami prezydenckimi pozwala przypuszczać, że przywództwo Republikanów pozostaje kwestią otwartą. Zresztą elektorat negatywny N. Sarkozy'ego, może być w niedalekiej przyszłości istotną przeszkodą nie tylko w realizacji planów powrotu na urząd Prezydenta, ale - co z pewnością istotniejsze - cezurą poparcia dla pragmatycznej francuskiej prawicy. 
Dla mnie kwintesencją Kongresu, było sobotnie przemówienie N. Sarkozy'ego, świadomie i przewrotnie nazywane "Apelem z 29 maja" ["L'Appel du 29 mai"], co miało być nawiązaniem do słynnego londyńskiego Apelu de Gaulle'a, z 18 czerwca 1940 roku.
Przemówienie to było w istocie zarysem programu prezydenckiego Sarkozy'ego, którego strategicznym celem jest powrót Francji, w ciągu 10 lat, do miana hegemona Europy, na bazie ostrej, merytorycznej krytyki obecnej polityki i dokonań socjalistów.
Zwłaszcza jeden fragment przemówienia zapadł mi szczególnie w pamięci, w którym N. Sarkozy zaatakował socjalistów i urzędującego Prezydenta, zarzucając im "zdradę Republiki": "[...] Lewica nie broni ideałów Republiki, ona ją dyskredytuje, lansując filozofię gender, niwelując negatywnie wszystkie różnice, a zarazem moralizując wszystkich [...]".
Zastanawiam się zarazem, na ile ocena francuskiej lewicy, jest adekwatna w polskich warunkach. Czy przypadkiem, mimo zasadniczych różnic w pozycji politycznej i potencjale, między współczesną francuską, a analogiczną polską lewicą, nie oddaje ona trafnie także polskich realiów, parametrów polskiej sceny politycznej?
Republikanie we Francji oraz ich kolejne mutacje organizacyjne [jak choćby Republikanie Niezależni Giscard'a d' Estaing], odgrywali kluczową rolę w polityce francuskiej, zapisując piękną i bogatą historię dziejów politycznych kraju galijskiego koguta. Mimo całej sympatii wobec nowej inicjatywy politycznej, rozumiejąc i akceptując jej cele oraz założenia, nie jestem pewien, czy jest to wydarzenie przełomowe na francuskiej scenie politycznej. Nawet najbardziej zasadna krytyka socjalistów, to jeszcze za mało, aby przekonać elektorat i zwyciężać, zwłaszcza biorąc pod uwagę ciągle rosnące poparcie dla Frontu Narodowego. Przyszłych wyborów prezydenckich we Francji raczej nie wygra przedstawiciel socjalistów. Kto jednak wie, może o przyszłym lokatorze Pałacu Elizejskiego, zadecyduje bratobójczy pojedynek w obrębie prawicy, który wygra przedstawicielka prawicy narodowej: Marine Le Pen?